wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 6

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam totalnie weny. Ten rozdział tak średnio mi się podoba, ale nic lepszego na razie nie wymyślę. Bardzo proszę o komentarze, bo coś się opuściliście ;)

Obudziłam się z takim bólem głowy, jakiego jeszcze nie miałam. Nie wiem jakim cudem znalazłam się w pokoju, ale najważniejsze że jestem sama i w ubraniu. Co dziwne, większość pamiętam. Jak tylko podniosłam głowę, poczułam silne mdłości i pognałam do łazienki. Zwróciłam całą wczorajszą zabawę. Umyłam zęby i wskoczyłam pod prysznic. Raz, dwa się umyłam. Mimo to, wyglądałam tragicznie. Spojrzałam w lustro i się załamałam. Złapałam się za głowę...muszę wziąć tabletki. Przebrałam się najpierw w pierwsze lepsze, świeże ciuchy i popatrzyłam za okno. Krajobraz nie przypominał L.A. Lało jak z cebra i było ponuro. Adekwatnie do mojego nastroju. Mogłoby jednak przestać padać, bo to uderzanie kropel o dach i parapet jest irytujące. Zeszłam powoli na dół. Mijając pokój Mary, zauważyłam pod drzwiami leżącego Izzyego. Zaśmiałam się i poszłam dalej. Zaliczyłabym glebę przez Roba, który przytulał się do jednego ze stopni. Po salonie i kuchni walało się pełno pustych butelek, puszek i różnych, innych śmieci. Obraz nędzy i rozpaczy, a będzie trzeba to posprzątać. Na pewno sama tego robić nie będę. Omiotłam pomieszczenia wzrokiem i zauważyłam jak wszyscy leżą w różnych pozycjach np. Sebastian przytulony ze Snake'm, Slash pod stołem w salonie, a Steven z głową w łazience. Przekopałam się jakoś do kuchni i znalazłam moje wybawienie...tabletki. Połknęłam dwie i zabrałam cała butelkę wody. Usiadłam przy stole i delektowałam się ciszą, którą brutalnie przerwał niższy blondyn.
- Uuuu, widzę główka boli. Kacyk dopadł? - śmiał się i sam zabrał mi wodę. Spojrzałam tylko na niego z poirytowaniem. Ma cudowny uśmiech, ale dzisiaj na mnie nie działa.
- Weź sobie swoją i odpierdol się od mojej. Jest w lodówce - wyrwałam mu butelkę, A chłopak zrobił co mówiłam.
- Nieźle się wczoraj bawiłaś po tych dragach. Dobre nie? To nie byle jaki towar...najwyższa półka. - mówił, a ja na niego patrzyłam ze zdziwieniem. Jak on to robi, że tyle wypił i wziął, a tak dobrze się trzyma?
- Taaa - wymamrotałam.
- Ciągnie Cię do Slasha, co? Ostro się zabawialiście w łazience - spojrzałam na niego zdziwiona - Co tak patrzysz? Wszystko widziałem.
Nagle usłyszałam za sobą głos.
- To on Ci dał to gówno? - zapytał wściekły Scotti i podszedł do Stevena - Pojebało was? To że sam bierzesz, nie znaczy że inni też muszą.
- O co się czepiasz kolego? Sama chciała to się podzieliliśmy - tłumaczył się blondyn.
- On ma rację Scotti. Nikt mi na siłę nic nie wciskał. Zresztą co Ci do tego? O co Ci kurwa chodzi? Jestem dorosła i mogę robić co chce - wstałam i podniosłam głos, chodź moja głowa się buntowała. Patrzył na mnie cholernie długo. Steven się zmył, więc zostaliśmy sami.
- Już o nic - odpowiedział w końcu. Było słychać w głosie, że jest wkurwiony i ma do mnie żal. - Fajnie było ze Slashem? Dobry jest w te klocki? Nie sądziłem, że tak szybko się z nim prześpisz.
- Co Ty pieprzysz? Czy Ty się słyszysz w ogóle? Nic się wtedy w łazience nie stało, nie jestem dziwką. Zresztą po co ja Ci się tłumaczę - w pewnym momencie poczułam ręce na biodrach i pełne usta na policzku.
- Kochanie, masz dla mnie wodę? Błagam... - powiedział mulat, a ja stałam jak wmurowana.
- Jest w szafce po lewej, bo w lodówce się już skończyły - wydukałam i widziałam wzrok Hilla na sobie.
- Dzięki. Wczoraj mogło być miło, gdyby jakiś chuj nam nie przerwał. Teraz mamy chwilę spokoju, może dokończymy, co? - podszedł do mnie i zaczął mnie całować po szyi. Usłyszałam tylko trzask drzwi i zauważyłam brak mojego przyjaciela w kuchni.
- Slash, przestań! Wtedy byłam naćpana i nie wiedziałam co robię. Zostaw mnie w spokoju, nic z tego nie będzie. Przepraszam - odepchnęłam go od siebie.
- Kurwa, raz mi się pchasz prawie do łóżka, a teraz mi pierdolisz takie rzeczy? W czym on jest lepszy ode mnie, co? - wkurzył się i podniósł głos.
- Jaki znowu on? I tak chciałeś się tylko ze mną przespać, więc o co Ci chodzi... Myślisz, że możesz mieć każdą?
Nic nie odpowiedział tylko wyszedł do salonu i przyssał się do butelki z piwem. Swoją drogą jak on ją znalazł i jakim cudem ona się tu od wczoraj uchowała?

Poszłam do swojego pokoju. Chciałam zostać sama i pomyśleć. Saul nic dla mnie nie znaczy, tego jestem pewna. Wczoraj trochę przesadziłam, jak zwykle. Myślał, że wpakuję mu się do łóżka, jak pierwsza lepsza panienka? Ale dlaczego Scotti się tak zachowuje? Czyżby mu na mnie zależało? Najlepiej będzie jak z nim porozmawiam. Nienawidze siebie, bo nigdy nie wiem czego chce. Boję się przyznać, ale chyba czuję coś do gitarzysty Skid Row. Z drugiej strony nie wiem, czy on też i nie chcę popsuć tego co jest między nami.
- Co tak siedzisz sama? Wszystko w porządku? - zapytał Snake i podszedł do mnie.
- Nic nie jest kurwa dobrze. Nie wiem co robić. W ogóle nic nie wiem. - odpowiedziałam z głową między kolanami.
- Chcesz pogadać? Coś się stało? - usiadł obok mnie i pogłaskał po włosach. Opowiedziałam mu wszystko. Potrzebowałam tego, a on akurat się pojawił. Wiem, że mogę mu zaufać. Niby nie znam go długo, ale czuję to.
- No i to na tyle. Do dupy, nie? - popłynęły mi pojedyncze łzy.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży. Tylko trzeba trochę czasu. Porozmawiacie, wszystko sobie wyjaśnicie i będzie jak w bajce - popatrzyłam na niego, a on od razu mnie przytulił. Było mi dobrze w jego ramionach. Trochę się uspokoiłam. - Znam trochę Scottiego i wiem, że mu przejdzie. Zależy mu na Tobie i to widać gołym okiem. Dobra, starczy tego ryczenia. Głowa do góry. Już 10, więc chodź ogarniemy tu trochę. - zerwałam się na nogi.
- Która jest godzina?
- No 10, a co?
- Kurwa, muszę iść do pracy, bo jak się spóźnię to mnie wyleją - biegałam po pokoju i starałam się ogarnąć.
- Podwieziemy Cię. Ja z Sebastianem musimy coś załatwić - odpowiedział, a ja go uściskałam w podzięce.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła.
- Hehe, zginęła kochana - zaśmiał się.

Zbiegliśmy na dół. Ja się ubierałam, a Sabo obudził Bacha i wygnał go do łazienki. Bolan tak słodko wyglądał, jak spał obok Mary. Wyszłam przed dom i zapaliłam papierosa, czekając na resztę.
- Kurwa, Snake mogłeś być delikatniejszy - usłyszałam narzekania niewyspanego i skacowanego blondyna.
- Zamknij się, bo i my się spóźnimy i Lexy, więc wsiadać do samochodu - zgasiłam szluga i szłam za nimi. Byliśmy cali mokrzy, ale co zrobić. Pogoda nas dzisiaj nie oszczędza.
- A gdzie Scotti? Bo miał tam jechać z nami z tego co wiem - zapytał Sebastian.
- A chuj wie. Dalej! Wsiadaj i mów gdzie Cię zawieść. - zajęłam miejsce obok kierowcy czyli Dave'a i mówiłam mu jak ma jechać. Gdy dotarliśmy, pożegnałam się i wybiegłam do księgarni. Jakimś cudem zdążyłam. Może dlatego, że nie za bardzo przestrzegaliśmy zasady ruchu drogowego.

Mary:
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i się obudziłam. To, że nie czułam się dobrze, to mało powiedziane. Miałam wrażenie jakby walec po mnie przejechał. Nagle zauważyłam przy swoim brzuchu burzę ciemnych włosów. To był Bolan. Tak słodko wyglądał kiedy spał, a jego włosy zakrywały mu połowę twarzy. Odgarnęłam je lekko i popatrzyłam na niego. Był taki spokojny i uśmiechał się przez sen. Jak tak się w niego wpatrywałam, poczułam dziwne "coś" w brzuchu...i to nie były mdłości. Szybko zabrałam wzrok i zmierzyłam nim cały pokój. W moich nogach leżał Axl, kawałek dalej chłopaki z Wild Riot, w bardzo dziwnych pozycjach. Zaśmiałam się jak zobaczyłam Duffa. Brakowało mi sporo osób, w tym Lexy i większości Skid Row. Moje "zwiedzanie" przerwał niski, przyjemny głos.
- Hej piękna. Kurwa, moja głowa - odezwał się Rachel.
- No cześć. Wiem co czujesz...wygodnie się spało? - zapytałam z uśmiechem.
- Jak jeszcze nigdy. - podniósł się i przy okazji pozwolił mi się ruszyć. - Niezły burdel, co?
- Nic mi nie mów. Większość ludzi się zmyła i mają to w dupie, a trzeba to posprzątać. I znowu będę to robić ja.
- Spokojnie. Ja i reszta Ci pomożemy - objął mnie ramieniem. - O Rob! Gdzie wszyscy?
- No siema. Sebastian i Snake zawieźli Lexy do pracy i pojechali na wywiad, a Scotti gdzieś chyba polazł, nie wiem.
- Aha no tak, to dzisiaj. A Ty nie idziesz do pracy? - zapytał mnie brunet.
- Nie, mam dzisiaj wolne na szczęście. Pójdę się ogarnąć trochę. Zaraz wracam. Obudźcie tych pijaków, ok? - popatrzyłam na moich pomocników. Uśmiechnęli się do mnie i przytaknęli. Weszłam do pokoju i pierwsze kroki skierowałam do łazienki. Zimny prysznic dobrze mi zrobił. W samej bieliźnie wyszłam po ubrania. Stałam przed szafą, gdy usłyszałam...
- Mary! Mogę skorzystać z łazienki, bo tą na dole zajął Sla...
- Co Ty tu robisz? Nie wiesz cholera, że się puka? - to był Bolan. Zakryłam się szybko kołdrą, którą zerwałam z łóżka. Podszedł do mnie blisko, tak że czułam na sobie jego oddech.
- Ja nigdy nie pukam. Zresztą straciłbym taki widok...jesteś śliczna wiesz? - mówił prawie szeptem, wbijając we mnie swoje cudowne, czarne oczy. Dotykał mnie dłonią po ramieniu, a ja nie potrafiłam tego przerwać. Był taki seksowny w samych spodniach. Zaczął zbliżać do mnie swoją twarz.
- Pozwolisz mi się ubrać? - odwróciłam w końcu głowę. Ciężko oddychałam, ale odzyskałam zdrowy rozsądek. Uśmiechnął się do mnie i odsunął.
- To mogę skorzystać z łazienki?
- Jasne - próbowałam unikać jego wzroku. Gdy odchodził rzuciłam go poduszką. Odwrócił się i pogroził mi palcem. Ja wystawiłam mu język i tyle go widziałam, bo zniknął za drzwiami. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się ubierać. Założyłam czerwone rurki i bluzkę z Led Zeppelin i zeszłam na dół. Poczułam w nozdrzach przyjemny zapach kawy i jakby...tostów? Weszłam do kuchni i zauważyłam wszystkich przy stole, zajadających się śniadaniem. Aż przetarłam oczy ze zdziwienia.
- Co tak stoisz? Jedz, bo za chwilę nie będzie - powiedział Steven. Zrobiłam jak mówił i zabrałam z talerza kanapkę.
- Kto to zrobił? Uszczypnijcie mnie, bo chyba kurwa śnię - nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Duff siedzący obok mnie zrobił to, co powiedziałam i poczułam ból na ramieniu.
- Co Ty robisz? To bolało - spojrzałam na niego wrogo.
- Sama chciałaś, więc co masz pretensje. - uśmiechnął się. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło...co za ludzie.
- No jak to kto... Ja. Chcesz kawy? - zapytał Adler, a ja podstawiłam mu kubek. Nikt się nie odzywał, każdy delektował się posiłkiem. Zresztą mieliśmy lekkiego kaca.
- Cholera, co tak ładnie pachnie? O...żarcie!!! Zostało coś dla mnie? - przyszedł Bolan i też nalał sobie czarnego napoju i usiadł obok mnie, bo akurat było wolne. - Dzięki za udostępnienie łazienki. - pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. Skupiłam swój wzrok na kubku, bo wiedziałam jak wszyscy wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. W międzyczasie chłopcy z Wild Riot wyszli, bo musieli coś załatwić z pierwszą trasą koncertową. Tak się cieszę, że im się udało i trzymam za nich kciuki. Tak jak za Gunsów i Skid Row. Wstałam, żeby odłożyć kubek do zlewu.
- Dobrze macie mieszkając z takim kucharzem - powiedziałam do Izzy'ego, który akurat stał tam, gdzie zmierzałam i palił papierosa.
- Taaa, jest spoko. Nie przymieramy głodem, dzięki niemu. - wymruczał niby do siebie, nie patrząc na mnie. Wydaje się niedostępny i skryty. Jednak jest w nim coś ciekawego, może ta tajemniczość i taki, a nie inny stosunek do świata. Nim się spostrzegłam, już go nie było. Zostawiłam towarzystwo i wyszłam przed dom, zapalić. Przestało padać, ale ulice nadal wyglądały ponuro i brudno. L. A. miało też tą złą stronę. Niby Miasto Aniołów, ale nic z tymi istotami nie ma wspólnego. Ci co myślą, że to raj na ziemi, grubo się mylą. Kocham te budynki, klimat i całą tą otoczkę, jednak nie jest tu jak w bajce. Wypuściłam dym z ust i usiadłam na schodku. O mało co, a zostałabym zdepnięta przez Slasha, wychodzącego z domu.
- Uważaj trochę, debilu! Dokąd tak pędzisz? A kto posprząta? - zapytałam wkurzona.
- Jak to dokąd? Na dziwki. Skoro Twoja przyjaciółka nie chciała, to znajdę sobie inną. - i tyle go widziałam. Wbiło mnie w siedzenie. Że co on kurwa powiedział? Chuj i tyle. Dobrze, że poszedł, bo nie ręczę za siebie. Wyrzuciłam papierosa i wróciłam do środka.
- Chłopcy! Pomożecie mi tu trochę ogarnąć? Proszę... - spojrzałam oczami kota ze Shreka. Chyba podziałały, bo wszyscy się zgodzili. No prawie wszyscy... oczywiście wielmożny pan Axl, miał to w dupie. Bolan, ja i Rob zajęliśmy się kuchnią, a Izzy, Duff i Steven - salonem. Usłyszeliśmy tylko głośne "nara cioty" i widzieliśmy tył Rose'a. Bawić to się chciało, ale kurwa sprzątać to już nie.

Rachel:
Gadałem z Duffem, gdy zobaczyłem jak wkurzona Mary wchodzi do domu. Co się stało, że nagle tak zmienił jej się nastrój? Chwilę wcześniej wychodził Slash. Czyżby to jego wina? Kurwa, co ja się tak interesuję? Przecież to nie moja sprawa. Ale nie lubię jak jest smutna, albo taka jak teraz. Chciałbym ją pocieszyć i... przytulić? Chyba trochę za bardzo ją lubię. Dzisiaj jak ją zobaczyłem w pokoju w samej bieliźnie, to myślałem że się nie powstrzymam i zrobię coś głupiego. Niewiele brakowało, ale ona to przerwała. Wyglądała tak ślicznie, w ogóle jest ładna, fajna, słodka. Mamy wiele wspólnego i dobrze się dogadujemy, tylko że ona mnie traktuję jak dobrego przyjaciela. Moje przemyślenia przerwała właśnie ona.
- To co? Bierzemy się do roboty. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. - powiedziała. Gunsi poszli do salonu, biorąc wcześniej worki na śmieci. Blondynka podeszła do zlewu i zaczęła zmywać stertę naczyń. Ja i Rob zbieraliśmy jakieś puste butelki i pudełka z podłogi. Z salonu dobiegły nas dźwięki KISS.
- Może Ci pomogę? Daj będę wycierał - zaproponowałem. Chciałem być blisko niej, sam nie wiem czemu. Wziąłem ręcznik i zabrałem od niej szklankę. Nuciła pod nosem razem ze Stanley'em.
- And they try to tell us that we don.t belong
But that's alright, we're milions strong
You are my people, you are my crowd... - zaśpiewała na głos i spojrzała na mnie, abym kontynuował.
- This is our music, we love it loud...
Yeah, and nobody's gonna chage me, 'cos that's who I am! -  dokończyłem za nią. Resztę piosenki wykonaliśmy razem. Niespodziewanie zanurzyłem dłoń w zlewie i ochlapałem ją. Zrobiła obrażoną minę i odpłaciła mi tym samym.
- No jak dzieci... - powiedział Rob. Spojrzeliśmy na niego i po chwili był już cały mokry. Dobrą zabawę przerwał nam Duff, który wszedł do kuchni.
- My już skończyliśmy. Coś jeszcze? - zapytał - Co tu się kurwa działo? Powódź?
- Nie, nic takiego. Dziękuję Wam za pomoc. Jesteście kochani. Możecie już iść, ale łapcie jeszcze po piwie w podzięce - mówiła i powoli się uspokajała, wyciągając butelki, a ja wytarłem naczynia do końca. Wyszli żegnając się z dziewczyną pocałunkiem w policzek.

Mary:
Widziałam jak Rachel się na mnie patrzył, kiedy chłopcy wychodzili. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale nie wróżyło to nic dobrego. Nie pomyliłam się. Basista niespodziewanie do mnie podszedł, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł do łazienki.
- Co Ty odwalasz? Puść mnie ,no!!! - nadal, uparcie mnie trzymał i napuszczał wody do wanny. - Nie zrobisz tego...
Nic nie mówiąc wrzucił mnie do lodowatej cieczy.
- Kurwa!! Zabiję! Zniszcze jak robala - wydarłam się a brunet stał z głupim uśmieszkiem i bezczelnie się gapił.
- Nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi - wystawił mi język, ale jak zobaczył, że z rządzą mordu wychodzę z wanny, rzucił się do ucieczki.
- Nie pierdol mi teraz takich rzeczy. Nie trzeba było mnie tam wrzucać - cała mokra latałam po domu, w poszukiwaniu winowajcy, ale nie mogłam go znaleźć.
- Rob, gdzie jest ten Twój psychicznie chory kolega?
- Na tarasie. Oszczędź go co? Przyda nam się jeszcze - zaśmiał się, a ja wyszłam we wskazane miejsce i zauważyłam go.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię wkurwić, to miała być zabawa - był przerażony i zarazem było mu przykro. Miał taką słodką minkę, kiedy przepraszał. Patrzyłam na niego i wybuchnęłam śmiechem.
- Dobra, przecież nic się nie stało. Ale nie rób tego więcej - pogroziłam palcem. Stałam tak cała mokra i trzęsłam się z zimna. Znowu muszę się przebierać...super.
- Obiecuję - przytulił mnie - Nie stój tutaj, bo się przeziębisz i będę miał Cię na sumieniu. Chodź - chwycił mnie za rękę i zaprowadził do środka.
- Ja idę się przebrać. Zaraz wracam
- My już i tak będziemy się zbierać. Nie będziemy Ci dłużej siedzieć na głowie. Dzięki za imprezę - odpowiedział Rob i pożegnali się ze mną. Jak wychodzili, Bolan zostawił mi na stole karteczkę, z jak się okazało, ich numerem telefonu. Pomachałam im i poszłam do siebie, bo naprawdę czułam, że zmarzłam.






8 komentarzy:

  1. No i co mi pierdolisz że rozdział jest do dupy?
    Jest zajebiście cudowny, zabawny i słodki!!
    Kurde no czemu Scotti tak zareagował na tą sytuację Lexi ze Slashem? Nie mogli w spokoju porozmawiać jak lidzie?! Tak mi się ich żal zrobiło.
    A Hudson niech nie wyobraża sobie za wiele.
    Jej Mary i Bolan tacy słodcy! Aż mi sie gęba szczerzy!!!!
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAAAAA!
    Ale zajebiście! Nie wiem czemu nie jesteś zadowolona :)
    No, ale od początku...
    Kacyk i rzyganie... nic fajnego xd
    Scotii jaki wkurwiony... mmm :3
    Podoba mi się tutaj rola Slasha, niby chciał ją tylko przelecieć, ale jakoś tak pasuje mi taki do opowiadania :D
    Snaaaaake... jaki kochany pocieszacz *_*
    Haha nieogarnięty i slacowany Baz, chciałabym to widzieć ^^
    A teraz moja ulubiona część, bo jest Bolan <3
    Rachel śpiący na Mary awww *___*
    Ale zaraz, dlaczego ona odwróciła głowę? Liczyłam na coś :c XD
    I ten głos <3 mmmm :3
    No i cały Axl... po co sprzątać nie? Wielki Pan Rose nie może sobie przecież pobrudzić rączek :P
    Chlapanie wodą i śpiewanie Kissów - me gusta :D też tak chcę! :D
    No i Robowi też się oberwało :D
    Hahahaha wrzucił ją do wanny, no nie mogę ^^ ale przeprosił, a że jemu się zawsze wybacza, to co biedna dziewczyna miała zrobić :P
    Ooo zostawił karteczkę z numerem... jeeej... zaraz się rozpłynę jak masło na patelni w tych zachwytach :P
    No i uwielbiam to opowiadanie! Cały rozdział czytałam szczerząc się sama do siebie :D

    P.S. Bolan w samych spodniach, ja bym się nie powstrzymała :DD ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też bym się nie powstrzymała i w kilka sekund nie miałby tych spodni (żeby tylko spodni! haha)

      Usuń
  3. Cieszę się że Wam sie podoba, bo ja naprawdę do samego końca nie czułam sie z niego zadowolona :D miło to słyszeć :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok, czas jakoś skomentować...
    Powiem ci na początek, że miałam to wcześniej zrobić, ale tak wyszło ... klawiatura mi się zbuntowała i musiałam zapisywać wszystko na kartce. I weź to teraz kurwa przepisuj .___.
    Ale w rezultacie komentarz wyszedł w pizde długi, więc się ciesz.

    Na początek napisałaś, że Lexy nie pamiętała jak znalazła się w łóżku... No tak, wcale się nie dziwię, że po takiej "popijawie" - mówiąc delikatnie - będzie pamiętała cokolwiek, jednak jak się okazuje jej pamięć nie jest taka zła. Trochę mnie to dziwi, ale nie ważne, bo ogarnęła się do jako-takiego stanu używalności, a gdy zeszła na dół ... no, rozjebał mnie ten Axl pod drzwiami. : 3 Z resztą nie tylko on zrobił sobie biwak na podłodze - "Sebastian przytulony ze Snake'm, Slash pod stołem w salonie, a Steven z głową w łazience" - jebłam.
    A dalej ... ten dialog ze Stevenem - chyba rozumiesz dlaczego cały czas przy tym zacieszałam...? :> Szczególnie, że ... no tak, on zahartowany przez ćpanie i chlanie, to i trzyma się nie najgorzej, i jak się okazuje w przeciwieństwie do większości.
    Jednak nie specjalnie ogarniam o co chodzi Slashowatemu, bo ... skoro niby chciał tylko przelecieć Lexy, to po cholerę jest taki zazdrosny? No wiesz - "- Kurwa, raz mi się pchasz prawie do łóżka, a teraz mi pierdolisz takie rzeczy? W czym on jest lepszy ode mnie, co?" - to zdanie mówi samo za siebie.
    Wiesz... Coś mi się zdaje, że Lexy zaczyna mnie wkurwiać, bo albo jest na prawdę tępa, albo próbuje siebie oszukiwać. Scotti coś do niej czuje, tak samo jak ona do niego, więc niech nie pierdoli, że boi się "popsuć ich relację". Czasami warto zaryzykować - tyle. Z tego wszystkiego zaczęła się więc wyżalać Snake'owi, i ... jakby jej ulżyło - to dobrze. :)
    Później jest ta część z perspektywy Mary i zastanawia mnie jedna rzecz - na początku napisałaś, że rudzielec dogorywał pod jakimiś drzwiami, a teraz się "teleportował" w nogi Mary, ale chuj z tym - takie błędy przy pracy zdarzają się nie tylko tobie. :>
    Podobnie jak później ta scena z Bolanem ... co mogę powiedzieć...? Gratulację dla niej, że się nie dała! Ogarnęła się i w ogóle, a na dole czekała ją miła niespodzianka ... Adlerowe tosty i kawa! I te wszystkie pojeby siedzą i grzecznie wpierdalają śniadanie... Powiedz, dlaczego mnie to bawi?
    Dalej jest ta część ... Reachel "coś za bardzo lubi Mary"? A to ciekawe. Tak samo jak ta wojna na ... pianę? Chuj wie co to tam było. : P

    < kurwa, coś sie za bardzo rozpisałam >

    Potem jeszcze raz z perspektywy Mary...
    Tak szczerze? Nie widzę sensu robienia takich częstych przeskoków w zmianach ... pisania, ale skoro tobie tak wygodnie, i skoro tak ma być, to się nie czepiam. ^^
    Ale nie ważne, bo co do części z tym całym "wrzucaniem do wanny" mam tylko jeden komentarz - CO TO KURWA MA BYĆ?! Ta akcja była zdrowo popierdolona, wiesz? :D I szczerze myślałam, że on tak na serio... Dopiero później się okazało, że to taki "żart", tylko kurwa nie do końca udany...

    No, i koniec mojego pierdolenia.
    Może ci się to wydać wredne, ale ... to prawda! Mam wredny nastrój i chuj, nie bierz komentarza na poważnie. :>

    OdpowiedzUsuń
  5. omnomnom numer do Bolaaaaaana! hahahaha jaki on jest uroczy! (i tak musi uroczo wygladac jak śpi i jego też by się chciało przytulić)

    slash... ach... chuj Slash ;p chociaż bardziej chujowaty niż u mnie xd hahahahahah! nie moge sie powstrzymac dziwkarz jeden no :D

    Scotti... ech :( ten Scotti
    i no tak... co się Axl bedzie hańbił pracą i sprzątaniem xd

    OdpowiedzUsuń
  6. sorry, że dopiero komentuję, ale mój główny problem nazywa się sesja :P

    Jeżeli chodzi o rozdział to niezły xD i to zdziwienie na początku pt. "co? ja i Slash?" Biedny Scotti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe spoko rozumiem Cie bardzo dobrze bo sama mam sesję za sobą ;) daasz radę

      Usuń