sobota, 30 marca 2013

Rozdział 13

No to jest kolejny :)Nie będę się rozpisywać, tylko zapraszam do czytania i proszę o komentarze :) przy okazji życzę wam WESOŁYCH ŚWIĄT!!! 


Rachel:
Wybiegłem za Mary, krzycząc żeby wróciła, ale jakbym gadał do ściany. Nie reagowała, tylko szła przed siebie. Odpuściłem sobie gonienie jej i wszedłem do domu. Trzasnąłem drzwiami i walnąłem z całej siły pięścią w ścianę, klnąc pod nosem. Jaki ze mnie idiota i chuj...co mnie podkusiło, żeby mówić jej takie rzeczy. Nazwałem ją dziwką...niby nie tak dosłownie, ale ona tak to zrozumiała. KURWA!!! Ja tak o niej nie myślę, przecież ja ją...Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, więc wziąłem puszkę piwa i usiadłem z nią w kuchni, na przeciwko Bacha. Cały czas się zastanawiałem, gdzie poszła i czy nie zrobi czegoś głupiego. Wiem, że ją zraniłem, ale nie chciałem tego. Czułem na sobie wzrok Sebastiana, jedzącego tosta.
- Co? - zapytałem inteligentnie, bo już mnie wkurzała ta cisza i jego spojrzenie.
- To ja się pytam co. Coś Ty jej zrobił? O mało mnie nie przewróciła, a mnie raczej trudno nie zauważyć - spuściłem wzrok na puszkę w mojej dłoni. Chyba będzie najlepiej jak się wygadam, a komu jak komu ale najlepszemu kumplowi mogę zaufać.
- Nazwałem ją dziwką - wydusiłem w końcu. Blondyn zakrztusił się kanapką z wrażenia.
- Że kurwa, co? Pojebało Cię do reszty? Myślałem, że coś do niej czujesz - dokończył jedzenie i rozsiadł się na krześle, uważnie słuchając.
- No bo tak jest, a ja nie miałem tego na myśli. Źle mnie zrozumiała, ale w sumie to też bym tak wywnioskował...niefortunnie się wysłowiłem. Przerosła mnie ta sytuacja i bałem się przyznać do uczuć.
- Kurwa, Rachel. Ogarnij dupę...Mary to super dziewczyna, a Ty się boisz związku? Na mózg Ci padło? - wzruszyłem ramionami i dopiłem piwo. Dlaczego odpycham od siebie myśl, że mógłbym być w szczęśliwym związku? Może bałem się, że ona tego nie odwzajemnia...Sam siebie nie rozumiem.
- Posłuchaj mnie...Pasujecie do siebie i widać, że dla niej to nie był czysty seks, zresztą po reakcji dzisiaj rano powinieneś to wiedzieć w 100%. Zbieraj swój szanowny tyłek i idź jej szukaj, póki jeszcze nie jest za późno. Co prawda ostro pojechałeś i będzie trudno, ale powiedz jej to, co mi i walcz o nią! - Baz spojrzał na mnie i czekał, aż wykonam jakiś ruch. On ma rację... znalazłem idealną dziewczynę i nie mogę tak tego spierdolić. Wstałem, szybko się ubrałem i rzucając w stronę chłopaka "dzięki stary", ruszyłem w poszukiwaniu drobnej blondynki. Ostatni idiota ze mnie, że nie potrafiłem się przyznać do uczuć i przez to mogę ją stracić. Rozmowa z Sebkiem bardzo mi pomogła i jeśli wszystko się uda, to jestem mu winien dużego Danielsa. Gdzie ona mogła pójść? Szedłem przed siebie. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to kluby na Sunset. Zaglądałem do każdego, ale jej tam nie było. Pytałem o nią barmanów, ale żaden jej nie widział. Byłem zdenerwowany i bałem się. A jak coś jej się stało? Ktoś ją napadł, albo sama sobie coś zrobiła? Będę szukał, tak długo aż znajdę. Na niebie cały czas były ciemne chmury od deszczu, padającego przed chwilą. Pojedyncze krople spadały na moją twarz, ale już tak nie lało. Zaczepiłem jedną dziewczynę, szczęśliwy że znalazłem Mary, ale okazało się, że to nie ona. Przechodziłem przez każdy park i zaglądałem w nawet najmniejsze uliczki, ale nigdzie jej nie było. Jacyś żebracy zaczepiali mnie, prosząc o drobne, ale olewałem ich. Miałem w głowie jeden cel...odnaleźć Mary i prosić ją o wybaczenie. Układałem sobie w głowie, co jej powiem. Coraz bardziej traciłem nadzieję, aż w pewnym momencie mnie olśniło. DOM!!! No jasne, pewnie wróciła do siebie. Biegiem ruszyłem w stronę  jej mieszkania. Mimo zmęczenia, szybko przemierzałem ostatnie metry, aż znalazłem się pod drzwiami. Minąłem się w nich z jakimś starszym małżeństwem i zapytałem Lexy, czy jest blondynka. Kiedy otrzymałem odpowiedź, od razu pognałem w stronę jej pokoju i zapukałem.

Mary:
Usłyszałam pukanie. Zignorowałam to, bo chciałam pobyć sama. Siedziałam na parapecie, słuchając płyty Led Zeppelin. Ktoś uparcie nie dawał mi spokoju.
- Odejdź, Lexy! Chcę być teraz sama - krzyknęłam, będąc pewna że to brunetka chce ze mną porozmawiać. Wiem, że się martwi, ale potrzebuję trochę czasu.
- Rozumiem, ale proszę...wysłuchaj mnie - drzwi się otworzyły i zobaczyłam sprawcę całego zamieszania. Stał zdyszany, z miną zbitego psa.
- Co Ty tu robisz? Wyjdź, nie chcę Cię widzieć - powiedziałam i odwróciłam wzrok.
- Daj mi 5 minut, błagam. Jestem ostatnim chujem, ale...
- Heh, dobrze to ująłeś - zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko mnie na łóżku. Wiedziałam, że nie wyjdzie, ale nie miałam ochoty ani go widzieć, ani słuchać jego tłumaczeń. Nie patrzyłam na niego, bo wtedy mogłabym się rozkleić, a tego nie chciałam.
- Czas leci...więc się streszczaj - odburknęłam, bo wkurzała mnie ta cisza.
- Mary...bo ja, tzn Ty...źle mnie zrozumiałaś. Wcale tak nie myślę, wręcz przeciwnie. Było mi z Tobą bardzo dobrze i chciałbym, żeby nadal tak było. Nie mogę Cię stracić - podszedł do mnie i delikatnie dotykał mojej nogi.
- Jakoś rano odniosłam inne wrażenie i nie wmówisz mi, że coś sobie ubzdurałam. Mam dość tych kłamstw, wyjdź - spojrzałam na niego i to był błąd. Wyglądał na naprawdę załamanego i starał się, ale to co powiedział rano, bolało.
- To nie są kłamstwa. Źle się wyraziłem, bałem się przyznać do uczuć. Mary, zależy mi na Tobie i chciałbym być z Tobą...Kocham Cię - wyszeptał, patrząc mi w oczy. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale natychmiast ją wytarł.
- Rachel...wyjdź proszę. Potrzebuję czasu, zraniłeś mnie i tak po prostu nie potrafię tego wymazać z pamięci - odwróciłam głowę w stronę okna. Wiedziałam, że teraz mówił szczerze.
- Rozumiem, dam Ci tyle czasu ile potrzebujesz, ale nie każ mi długo czekać, bo nie wytrzymam bez Ciebie - pocałował mnie w skroń i wyszedł. Łzy spływały znowu po mojej twarzy. Mieszały się we mnie skrajne uczucia. Z jednej strony chciałam za nim pobiec i rzucić się w ramiona, a z drugiej walnąć go w twarz. Mimo wszystko też coś do niego czuję, ale nie potrafię tak po prostu udawać, że nic się nie stało. W pokoju unosił się jego męski i seksowny zapach. Oparłam głowę o zimną szybę i samoistnie, niekontrolowanie pisałam palcem po zaparowanym od oddechu, oknie. Napisałam słowo, a raczej imię " Rachel"... Szybko przejechałam dłonią i zmazałam napis. Weszłam do łazienki, żeby trochę doprowadzić się do normalności. Przemyłam twarz wodą i zeszłam na dół, nie mogę cały czas siedzieć w 4 ścianach. W salonie był prawie cały skład Gunsów, czyli na nudę nie ma co liczyć.

Lexy:
Siedziałam na parapecie, twarzą zwróconą w stronę chłopaków i machałam nogami. Axl wyszedł na taras zapalić, Steven gonił krasnoludki, bo zabrały mu pałeczki (taaa już wziął), a Duff zbierał butelki i kieliszki. Sam z siebie...chyba nadal nie wyszedł z roli mojego chłopaka. Zauważyłam jak Bolan wychodzi, więc pobiegłam za nim.
- Powiesz mi do cholery, o co tu chodzi? - złapałam go za ramię. Obrócił się w moją stronę. Patrzył takim nieobecnym wzrokiem, jakby mu ktoś umarł. Ponagliłam go spojrzeniem.
- Wszystko spieprzyłem Lexy...wszystko - wydukał i odszedł, nic więcej nie mówiąc. Za dużo się nie dowiedziałam, ale teraz przynajmniej byłam pewna, że coś się między nimi wydarzyło...tylko co? Wróciłam do domu i usiadłam tak jak wcześniej, uśmiechając się do Stevena. To takie duże dziecko. Axl nadal nie wrócił...co on tam robi? Spojrzałam na Izzy'ego, który właśnie formułował kreskę, ale robił to tak precyzyjnie i z uczuciem, jakby to była najcudowniejsza dziewczyna na ziemi. Wciągnął to, co miał i odchylił głowę do tyłu, wycierając resztki pod nosem. Jak tak na niego patrzyłam, to miałam ochotę zrobić to samo. Tęskniłam za tym smakiem i uczuciem po. Nasze oczy się spotkały i gitarzysta podszedł do mnie, opierając jedną dłoń na moim udzie, a w drugiej trzymał woreczek i machał nim przed moim nosem.
- Chcesz trochę, mała? - zapytał swoim niskim, przyjemnym głosem. Miał rozbiegany wzrok, ale jego tęczówki nadal były piękne. Pokiwałam głową, mrucząc "mhm".
- Stradli! - wyłonił się z kuchni Duff i groźnym wzrokiem mierzył bruneta.
- Będzie na Ciebie czekał - wyszeptał Isbell, pokazując na przedmiot w dłoni i schował do kieszeni spodni. Wrócił na kanapę, patrząc na McKagana i unosząc ręce w geście " Ja nic nie zrobiłem". Blondyn do mnie podszedł i rozchylił moje nogi, żeby wejść między nie.
- Dlaczego mu zabroniłeś? Sama chciałam, a Ty nagle zrobiłeś się święty? - zapytałam, nie patrząc na niego, tonem wypranym a uczuć.
- Nie, po prostu najpierw chcę porozmawiać - odwrócił moją twarz w swoją stronę. Złagodniałam i zastanawiałam się, o co mu chodzi.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie...- zaczął, ale przerwał mu Axl, drący się, że coś tam mu się nie podoba. Pewnie moi sąsiedzi, coś powiedzieli...nie są zbyt tolerancyjni. Po chwili na dół zeszła Mary. Odwróciłam wzrok z Duffa na nią i ruszyłam w jej stronę. Słyszałam jak chłopak zaklął pod nosem i uderzył pięścią w parapet.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, siadając obok blondynki i Rudego.
- Nie do końca, ale nie chcę na razie o tym rozmawiać - lekko się uśmiechnęła. Przytaknęłam i ją przytuliłam. Atmosfera była miła, śmialiśmy się z Popcorna, a Rose wpadł na pomysł piosenki, Mary pomagała mu ją napisać. Podeszłam do Izzy'ego, który siedział z moją gitarą na kolanach. Swoją drogą, skąd on ją wziął?
- Przepraszam za Duffa, nie wiem co go napadło - usiadłam obok niego i patrzyłam jak perfekcyjnie przesuwa palcami po gryfie.
- Nie ma sprawy. Zakochał się i tyle - wymruczał i zagrał jakiś szybszy riff. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. - Co tak patrzysz? To widać na pierwszy rzut oka, mała - niby to podświadomie wiedziałam, ale w sumie pewności nie miałam. Uśmiechnęłam się pod nosem i zauważyłam, że nigdzie nie ma blondyna. Wyszłam na taras i znalazłam go palącego. Jestem pewna, że to już któryś z kolei papieros, bo wokół niego leżało parę petów. Był zły i obrażony, nawet na mnie nie spojrzał.
- Teraz możemy porozmawiać, słucham - podeszłam do niego i stanęłam w tej samej pozycji co on.
- I znowu ktoś nam przerwie. Idioci zawsze wiedzą, kiedy wejść - wyrzucił papierosa.
- Ale jesteśmy sami i raczej nikt nam nie przeszkodzi. Mają swoje zajęcia - popatrzyłam na niego, co równało się z podniesieniem głosy dosyć wysoko. Wyglądał cholernie seksownie, z poważną miną i lekko rozwianymi włosami. - To na co ma Ci odpowiedzieć? - kontynuowałam, bo on miał jakieś opory.
-  Czy chciałabyś być moją dziewczyną, ale naprawdę. Nie udawaną - powiedział nieśmiało, patrząc na mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Znaczy wiedziałam, ale nie zrobiłam tego tak od razu. Chłopak zauważył, że nic nie mówię.
- Kurwa Lexy, ja nie mogę bez Ciebie wytrzymać. Nie widzę Cię jeden dzień i już tęsknie, wszystko mi się z Tobą kojarzy. Teraz jak udawaliśmy parę, to dotarło do mnie, że chciałbym tak zawsze - podszedł naprzeciwko mnie i oparł ręce po obu stronach mojej głowy, patrząc mi głęboko w oczy - Kocham Cię, jesteś dla mnie najważniejsza - wpił się w moje usta z niesamowita czułością. Objęłam dłońmi jego twarz i oddawałam pocałunki.
- Ja też Cię kocham - wyszeptałam, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Tzn, że...
- Że bardzo chcę być z Tobą - uśmiechnął się i mocno mnie przytulił, okręcając w kółko.
- Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem - jeszcze raz mnie pocałował i objęci, weszliśmy do domu. Izzy nas zauważył i mrugnął w naszą stronę. Uwielbiam tego faceta...Stradlina nie Duffa, chociaż Duffa też.
- Jezu, Lexy jak się cieszę - podeszła do nas mary i mnie przytuliła, rozszyfrowując nasze zachowanie. - Mam na Ciebie oko, skrzywdź ją a pożałujesz - zwróciła się do blondyna.
- Nigdy jej nie zranię, obiecuję - mrugnął do niej i mocniej mnie objął.
- Czekaj, czekaj... to Wy teraz na serio? - zapytał zdezorientowany Axl, na co gitarzysta klepnął się w czoło. Pokiwałam głową i zostałam wyściskana przez wokalistę i perkusistę. - No to gratuluję, bracie. Niezła partia Ci się trafiła - dostał za to przez głowę od "mojego chłopaka". Jak to cudownie brzmi.
- Ale jak to teraz na serio? A kiedyś nie było? Co mnie ominęło? - ocknęła się Mary. Usiedliśmy na kanapach i opowiedzieliśmy jej całą historię. Dawno nie było tutaj tak wesoło i miło. Strasznie lubię tych facetów, a zwłaszcza jednego, który cały czas mnie obejmuje i całuje. Mogę stwierdzić, że jestem cholernie szczęśliwa.

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 12

Cześć kochani moi czytelnicy :) Znowu musieliście długo czekać, ale ostatnio mam problemy z pisaniem rozdziałów...no nic, coś naskrobałam na prośbę Izzer <3 Dzięki kochana za motywację :) A teraz zapraszam do czytania i komentowania !!! Za ewentualne błędy, przepraszam ^^


- Mama?! Tata?! - zapytałam sama nie wierząc w to, co widzę. Moi rodzice postanowili mi złożyć niezapowiedzianą wizytę...akurat teraz?
- Nie wpuścisz nas kochanie? - zwrócił się do mnie mój tata, bo cały czas staliśmy w progu, a mi odebrało mowę. Ogarnęłam się i pokazałam im, że mają wejść. Poprawiłam sobie szybko koszulkę, bo byłam w samej pidżamie.
- Spałaś? Tak dawno się nie odzywałaś, aż w końcu postanowiliśmy przyjechać i zobaczyć, co u Ciebie - dotarły do mnie słowa mojej mamy, kiedy szli za mną do kuchni. Jak to rodzice, musieli przywieźć jakieś smakołyki i ciasta.
-Nie, właśnie wstawałam. Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale byłam zajęta, miałam dużo pracy. Miałam do Was dzwonić, ale mnie uprzedziliście - uśmiechnęłam się do nich i w końcu porządnie przywitałam, czyli zostałam wyściskana przez rodzicielkę. - Jak widzicie żyję, więc nie jest tak źle - zażartowałam, na co tata poczochrał moje i tak niezbyt ogarnięte włosy. Z nim miałam lepszy kontakt niż z mamą. Wiadomo, ojciec zawsze pozwoli na więcej. To on mnie zaraził miłością do rocka, za co będę mu wdzięczna do końca życia. Jest dla mnie jak przyjaciel, z którym można wyjść na piwo. Sam był kiedyś typowym rockowcem i podobno nawet grywał w jakimś zespole. A mama jak to mama, bardzo ją kocham, ale niepotrzebnie tak się wszystkim martwi. Chyba mają to już we krwi, ale czasem to bywa wkurzające, zwłaszcza dla młodej osoby, która chce żyć po swojemu. To ona jest generałem w naszej rodzinie i nawet ojciec się jej nie sprzeciwi. Nie ma to jak kobieta, która rządzi w związku. Cieszę się, że przyjechali, bo się za nimi mimo wszystko stęskniłam.
- Posłałaś tego kogoś do diabła, bo ja tu na Ciebie cze...kam - oczy wszystkich skierowały się na blondyna w samych bokserkach. Zupełnie o nim zapomniałam. Momentalnie zrobił się czerwony, a ja z tatą wybuchnęliśmy śmiechem. Moja mama patrzyła na niego wielkimi oczami i chyba próbowała coś powiedzieć, z marnym skutkiem.
- No jak widzisz jednak nas wpuściła. Jestem George, a to moja żona Helene. Naszą córkę chyba bardzo dobrze znasz - podszedł do niego mój tata i starał się rozładować atmosferę.
- Przepraszam, ja nie wiedziałem...To może pójdę się ubrać - szybko zniknął na górze. Widziałam wzrok mojej mamy mówiący "Co to miało być?". Uśmiechnęłam się tylko niewinnie i mówiąc, że też się lepiej przebiorę, poszłam za Duffem. Słyszałam jakieś ciche rozmowy rodziców na dole.

Weszłam do pokoju i zobaczyłam już ubranego chłopaka. Nie wiedział, gdzie podziać wzrok. Podeszłam do niego i wplotłam palce w jego włosy.
- Kurwa, głupio wyszło - powiedział, patrząc na mnie zażenowany.
- Daj spokój. Nic się takiego nie stało, oni już niejedno widzieli - puściłam mu oczko i ubierałam się w jakieś ciuchy.
- Lexy, oni mnie widzieli w gaciach! Lepiej będzie jak już pójdę - zmierzał w kierunku drzwi, a ja już ubrana, dogoniłam go.
- Nie ma takiej potrzeby. Naprawdę, nie przejmuj się tak - pocałowałam go w policzek, ale i tak wiedziałam, że zrobi co będzie chciał. Zeszliśmy na dół i Duff ruszył prosto do wyjścia, rzucając ciche "do widzenia" w stronę rodziców.
A co, Ty już idziesz? - złapał go mój tata, obejmując ramieniem - Nie wygłupiaj się. Musisz spróbować ciasta Helene. A tym co się stało nie musisz się martwić, Lexy już nas do tego przyzwyczaiła i jest u siebie, więc może robić co chce - Blondyn nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji i uległ mojemu ojcu. Podeszli do nas do kuchni, gdzie właśnie razem z mamą, robiłam kawę i kroiłam ciasto.
- Kochanie, nie przedstawisz nam tego przystojnego chłopca? - zapytała mama, kładąc talerze na stół.
- Aaa...jasne. To jest Duff, mój...- zrobiłam przerwę, bo nie wiedziałam jak go nazwać. Kim on dla mnie był? Dobre pytanie. Mogłam skończyć po prostu na "To jest Duff", ale spieprzyłam sprawę.
- Chłopak. Jesteśmy razem od niedawna, dlatego Lexy, nie wiedziała czy o tym państwu mówić. Prawda, skarbie?- objął mnie w pasie i pocałował w czoło. Patrzyłam na niego z miną "co Ty odpierdalasz?", ale musiałam ciągnąć to dalej.
- Tak, właśnie tak. Nie spodziewałam się, że tak szybko go poznacie, ale jak już tak wyszło to może i dobrze - widziałam jak moi rodzice się do siebie uśmiechają. Chyba przypadł im do gustu, mimo pierwszego wrażenia. Wcale się nie dziwię, bo roztacza wokół siebie pozytywną aurę i nie da się go nie lubić. Dobrze, że nie znają o nim całej prawdy. Mój ojciec momentalnie zabrał basistę ode mnie i poszli do salonu, żywo o czymś dyskutując. Złapali bardzo dobry kontakt...ciągnie swój do swego. Zostałam sama z mamą, która cały czas mnie obserwowała.
- Co? - zapytałam z lekkim rozbawieniem.
- Nic, kochanie. Słodki ten Twój Duff. Mam nadzieję, że trafiłaś na odpowiedniego faceta i jesteś szczęśliwa.
- Jestem i to bardzo. Idealnie się uzupełniamy - wymyślałam jakieś historie, żeby wyszło wiarygodnie. Objęła mnie po czym postawiła talerz z ciastem na stole. Pogawędziłyśmy sobie trochę. Mama oczywiście o wszystko mnie wypytywała...co u mnie itp. No i chciała wiedzieć wszystko o moim chłopaku, więc odpowiadałam tak, żeby ją zadowolić, ale nie wdawać się w szczegóły. Ominęłam ciągłe imprezy i ćpanie, wiadomo. Przygotowałyśmy wszystko do kawy, a moja mama zawołała chłopaków do kuchni. Weszli roześmiani i cały czas gadali o muzyce. "mój chłopak" podszedł do mnie i mnie pocałował, po czym zasiedliśmy do stołu. Atmosfera była prze miła i nawet pomyślałam przez chwilę, że chciałabym żeby tak było zawsze...z Duffem. Szybko odgoniłam te myśli i zabrałam się za jedzenie pysznej szarlotki. Tego mi chyba najbardziej brakowało...domowych obiadków i ciast, w których moja mama jest mistrzynią.
- Bardzo dobre ciasto. Dzięki Pani, poczułem się jak w domu - powiedział basista, gdy już zjedliśmy i złapał mnie ręką za udo. Moja mama się zarumieniła.
- Dziękuję, jesteś uroczy i proszę mów mi Helene, dobrze? - zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia.
- Yyy...dobrze, będzie mi bardzo miło - nie poznawałam go...To ten sam imprezowicz i wschodzący gwiazdor rocka, jakiego znam? Nagle jest taki grzeczny, uprzejmy, waży każde słowo...jestem w szoku.
- To Wy sobie odpocznijcie po podróży, a my posprzątamy - zaproponowała. Rodzice poszli do salonu, a ja zbierałam naczynia do zlewu. Poczułam jak blondyn przyciąga mnie do siebie i namiętnie całuje. Oczywiście nie była mu dłużna, bo całował nieziemsko.
- Co TY odpierdalasz? - mówię, gdy się odrywamy od swoich ust.
- Jak to co? Całuję swoją dziewczynę - akcentuje słowo "moją" i łapie mnie za tyłek z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- No właśnie...dziewczynę? Musiałeś z tym wypalić? Powiedziałabym, że jesteś przyjacielem i ty... - nie dokończyła, bo znowu wpił się zachłannie w moje usta.
- A nie chcesz nią być? - wyszeptał, odgarniając mi włosy z policzka i przeszywając mnie na wylot, swoimi zielonymi tęczówkami. Nie dane mi było odpowiedzieć, bo do domu wleciała zgraja rockmanów...tylko nie to!!!
- No siema nasza kochana Lexy, kiedy imprezka? O tu jesteś pieprzony dziwkarzu, szukamy Cię cały pierdolony dzień - wydarł się Axl, tak otwierając drzwi, że nie wiedziałam czy nadal znajdują się w futrynie. Oparłam się o blat i momentalnie zbladłam. Michael to zauważył i starał się ich uciszyć. Na szczęście nie było z nimi Slasha.
- Co tu tak głośno? - wyłoniła się moja mama. No to już po mnie. Dobre wrażenie poszło się pieprzyć.
- O kurwa, chyba wpadliśmy nie w porę - ugryzł się w język Rose, a ja zmroziłam go spojrzeniem.
- To są moi znajomi, koledzy z zespołu Duffa. - przedstawiłam ich ogólnikowo- Już wychodzą - wysyczałam w stronę Izzy'ego. Pociągnął Stevena za koszulkę, ale ten się wyrwał.
- Jestem Steven, bardzo miło mi panią poznać. Ma pani cudowną córkę - no i Popcorn popsuł mój plan. Pięknie...Później każdy z nich się przywitał, a Axl oczywiście musiał czarować moja matkę. Wszyscy razem poszli do salonu, a McKagan z nimi, żeby ich pilnować. Zabrałam się w końcu za sprzątanie.
- Wszystko będzie dobrze, nie martw się tak. Potrafimy się zachować jeśli kurwa trzeba - usłyszałam cichy głos obok siebie i zobaczyłam Isbella, miętolącego paczkę Marlboro. Niemrawo się uśmiechnęłam i zabrałam mu jednego papierosa. Otworzyłam okno i zapaliłam, a po chwili brunet poszedł w moje ślady. Musiałam się uspokoić. Staliśmy obok siebie milcząc, ale właśnie to w nim lubię. Nie gada niepotrzebnych głupot, tylko po prostu jest. Jednak postanowiłam dołączyć do reszty, bo nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy. Wyrzuciłam peta przez okno i zniknęłam w salonie, a za mną Izzy.

Jak się okazało, miło sobie gawędzili i popijali wino. Duff pociągnął mnie na swoje kolana i podał kieliszek. Pocałowałam go delikatnie i upiłam łyk bordowego płynu.
- Co tu kurwa było? Jakaś ukryta kamera czy co? - chłopcy zrobili wielkie oczy, a Axl oczywiście musiał się odezwać. No tak, przecież oni o niczym nie wiedzą...Został zgromiony morderczym wzrokiem basisty.
- Rose, ja i Lexy jesteśmy razem, nie pamiętasz? - wysyczał w jego stronę, a ja starałam się go uspokoić.
- Aaa...no faktycznie. Sorry, ale mam ostatnio lekkie zamieszanie i mi jakoś wypadło z głowy - wybrnął jakoś Rudzielec. Moi rodzice mieli zdezorientowane miny i chyba zaczynali coś podejrzewać. Sprytnie zmieniłam temat i atmosfera się rozluźniła. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Poszłam w tamtą stronę i zauważyłam Mary, w fatalnym stanie. Bałam się, co mogło się stać, różne scenariusze przychodziły mi do głowy. Zbyła moją troskę i zniknęła na górze. Martwiłam się o nią, bo wyglądała okropnie. Zapłakana, brudna, bez życia. Nie chciałam  jej teraz męczyć, bo wiem że chce pobyć sama. Dam jej trochę czasu i wtedy pójdę z nią porozmawiać. Wróciłam do reszty, ale byłam nieobecna. Moje myśli krążyły wokół przyjaciółki.
- Coś się stało? - Duff wyszeptał mi do ucha.
- Martwię się o Mary. Wróciła w kiepskim stanie - spojrzałam na niego z boku. Mocniej mnie przytulił i pocałował w skroń. Starałam się rozluźnić i wtrącić do rozmowy. Dobrze, że chociaż moi rodzice jakoś dobrze czują się w tym towarzystwie, chociaż było parę trudnych momentów. Nawet nie wiem kiedy na dworze zrobiło się ciemno.
- My się już będziemy zbierać - zarządził mój tata i razem z mamą, zbierali się do wyjścia - mam nadzieję, że zaprosicie nas na wasz koncert.
- Jasne, ma Pan to jak w banku - odezwał się Axl i każdy po kolei się z nimi pożegnał, a ja ich odprowadziłam.
- Na pewno chcecie już jechać? Możecie zostać na noc - zaproponowałam, ale pokiwali tylko głowami.
- Nie, dziecko. Masz swoje życie, a my wpadliśmy tylko na chwilkę. Pa kochanie - przytulili mnie po kolei i wyszli, mijając się w drzwiach z Rachelem.
- Cześć Lexy, jest Mary? Mogę wejść? - zapytał lekko zdyszany, chyba biegł...coś się musiało między nimi wydarzyć. Czyżby to przez niego, była w takim stanie?
- Yy.. cześć, jest. Wchodź, napijesz się czegoś? - ale już nie odzyskałam odpowiedzi, bo zniknął na schodach. Oparłam się plecami o drzwi, to był męczący dzień i bardzo nietypowy. Wróciłam do chłopaków, akurat jak Duff im wszystko wyjaśniał. Śmialiśmy się z tej całej sytuacji, ale dobrze że wszystko się udało i wyszło w miarę prawdziwie. Wzięliśmy jeszcze jedną butelkę wina i opróżniliśmy ją w mgnieniu oka.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 11

No to jest następny...trochę nudny i w ogóle nie wiem czy do końca wyszedł tak jak chciałam. Pisałam to przy tym:
 Aerosmith - Another last goodbye... Idealnie oddaje nastrój, który chciałam tutaj zawrzeć. To miłego czytania i bardzo proszę o komentarze <3

Mary:
Szłam ulicami z torebką w ręce i ramoneską ciągniętą po ziemi. Było mi teraz wszystko jedno. Jedyne czego chciałam to pobyć sama...jest jedna rzecz, której chciałabym bardziej...pewien seksowny brunet, który ma mnie gdzieś. Zabawił się i porzucił. Słońce delikatnie wynurzało się zza wysokich budynków, dających przyjemny cień w upalne dni. Mijałam tłumy ludzi, ale nawet gdyby to byli moi znajomi, to przeszłabym obok bez jakiejkolwiek reakcji. Byłam zupełnie nieobecna. Jakieś dziecko nadepnęło na moją kurtkę, więc mimo woli odwróciłam się i powoli spojrzałam w jego stronę. Słodki chłopczyk o buzi aniołka, patrzył na mnie z przerażeniem.
- Przepraszam panią - wydukał, jakby miał się za chwilę rozpłakać.
- Nic się nie stało. Zmykaj - uśmiechnęłam się lekko, ale wyszedł z tego tylko jakiś dziwny grymas. Chłopiec pobiegł przed siebie, a ja zarzuciłam ramoneskę na ramiona, żeby znowu nikt mi jej nie przydepnął. Wyglądałam pewnie jak wielka sierota. Rozmazany makijaż, poplątane włosy i smród wczorajszej wódki...no ideał po prostu. Staruszki, przechodząc obok, komentowały mój wygląd, ale nie docierały do mnie ich słowa.

Szłam jak zahipnotyzowana, bez celu przemierzając ruchliwe ulice. Po raz pierwszy chyba naprawdę kogoś pokochałam. To nie była dla mnie kolejna przygoda, albo chwilowy romans, który po tygodniu się skończy. Rachel jest dla mnie kimś wyjątkowym, ale ja dla niego tylko kolejną dziwką. Co ja takiego zrobiłam, że mnie to spotyka? Stanęłam na krawężniku, wpatrywałam się w niego i pomyślałam o zakończeniu tego wszystkiego. Wystarczy zrobić dwa kroki i całe cierpienie zniknie. Będę wolna i już nigdy nikt mnie nie zrani. Jestem żałosna i może Rachel miał rację, że jestem jak te panienki czekające na szybki numerek. Zrobiłam krok do przodu i stanęłam na ulicy. Byłam jak w jakimś amoku, gorzej niż po dragach. Wiatr rozwiewał moje włosy. Usłyszałam nagle klakson samochodu tuż obok siebie i szybko przebiegłam na drugą stronę, do jakiegoś parku. Zapaliłam papierosa i szłam alejką, otoczoną drzewami zza których przebijały się promienie słońca. Były one niczym kurtyna, która specjalnie nie pozwala jasnym, ciepłym smugom światła, dostać się do mnie. Normalnie to bym się rozglądała i zachwycała widokami, ale teraz szłam prosto przed siebie i miałam w dupie krajobraz.

Usiadłam na jakiejś ławce i zgasiłam szluga. Torbę rzuciłam na miejsce obok mnie. Część rzeczy z niej wyleciała i mówiąc ciche "kurwa" pod nosem, zabrałam się za chowanie zawartości. Nic mi się nie chce...życie jest do dupy i właśnie się o tym po raz kolejny przekonałam. Myślałam, że jestem twarda, ale to było dla mnie za wiele. Nie ma nic gorszego niż nieszczęśliwa miłość. Zawsze trafiam na zwykłych palantów i debili. Mój były też nie był lepszy. Traktował mnie jak szmatę i zdradzał z całym burdelem. Byłam tylko od ciepłych obiadków i dawania pieniędzy. Kiedy już udało mi się od niego uwolnić i zapomnieć, znalazła się szansa na prawdziwe uczucie, o którym marzę. To jednak okazało się tylko fatamorganą i rozpłynęło jak bańka mydlana. Nawet nie zauważyłam kiedy słońce zostało zakryte przez ciemne chmury. Usłyszałam jakiś chichot i obróciłam głowę w stronę odgłosów. Zobaczyłam szczęśliwą, zakochaną w sobie parę, całującą się na środku alejki. Oderwali się od siebie i przeszli obok mnie, obejmując się. Mała, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Dlaczego ja nie mogę być szczęśliwa? Obiecałam sobie, że nie będę płakać, ale to jest silniejsze ode mnie. Gdzie się nie obrócę widzę same zakochane pary, które nie mogą się od siebie oderwać. Na przeciwko mnie usiadło starsze małżeństwo. Myślałam, że miłość do grobowej deski nie istnieje. Jak widać istnieje...Teraz już potok łez wylewał się z moich oczu. Przechodzący ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ale nic nie mogłam na to poradzić. To tak strasznie bolało. Nie dość, że zostałam uznana za dziwkę, to jeszcze przez faceta, którego kocham... Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie i tyle cierpienia?
- Mamo, co się stało tej pani? - zapytał jakiś chłopiec swoją rodzicielkę, szarpiąc jej rękę.
- Nie wiem kochanie, chodź - przyspieszyła i wyminęła mnie, oglądając się na mnie.

Co się ze mną stało? Zupełnie się załamałam. Myślałam, że nic mnie nie doprowadzi do takiego stanu, jednak się przeliczyłam. Dostałam cios poniżej pasa. Nagle ni stąd ni zowąd, lunęło jak z cebra. Momentalnie cały krajobraz został zamazany przez ścianę deszczu. Ludzie w popłochu, biegali żeby się gdzieś schować, a ja nadal siedziałam na swoim miejscu. Nawet pogoda dostosowała się do mojego nastroju i łzy mieszały się z kroplami deszczu. Cała przemoknięta, rozmazana wyglądałam pewnie jak rasowa ćpunka...do tego na głodzie, bo cała się trzęsłam z zimna. Do czego potrafi doprowadzić złamane serce. Właśnie...dragi. Mogłabym szybko skończyć z wszystkim raz na zawsze. Na pewno jest tu gdzieś w pobliżu jakiś diler, który chętnie sprzeda mi moje wybawienie. Jest tylko jeden problem...nie mam przy sobie ani grosza. Nawet zabić się nie mogę...KURWA!!!! Mam dość takiej egzystencji.
- Idź do domu, co? Przeziębisz się i będzie problem - podeszła do mnie jakaś kobieta około 40. Jedyna z całego tłumu ludzi, która odważyła się zagadać.
- Mam gdzieś chorobę. Gorzej i tak już nie będzie - łamał mi się głos. Dotknęła mojego ramienia i zniknęła mówiąc tylko "zawsze po burzy, wychodzi słońce". Spojrzałam w stronę w którą poszła i widziałam tylko jej zarys. Ciekawe czy w mojej sytuacji też tak będzie. Muszę się wziąć w garść. Nie wiem jeszcze jak, ale nie mogę znowu dać satysfakcji facetowi. Wstałam, wzięłam torbę i cała mokra, ruszyłam wolnym krokiem w kierunku domu. Deszcz nadal nie przestawał padać, więc o zapaleniu papierosa nie było mowy. Droga powrotna nie zajęła mi dużo czasu. Miasto jakby wymarło i czułam się zupełnie sama w wielkim świecie. Wydawało się, że nikogo innego nie ma, tylko ja błąkam się bez celu, jakby za karę. W końcu przekroczyłam próg ciepłego i suchego domu. Cała byłam w błocie, bo jakiś idiota wjechał samochodem w kałużę. Zdjęłam brudne buty i kurtkę i usłyszałam jakieś głosy dochodzące z salonu. Mam nadzieję, że to nie on...
- Mary? Boże, co Ci się stało? - Lexy podeszła do mnie. Mierzyła mnie wzrokiem pełnym litości i strachu. Zignorowałam jej pytanie i nic nie mówiąc, zniknęłam na górze. Zrzuciłam mokre ubrania i padłam na łóżko, zakrywając się cała kołdrą. Mogłam przez chwilę poczuć się niewidzialna. Najchętniej tak bym została na zawsze. Cisza, spokój i mokra od łez poduszka...tak, znowu ryczę z głową wbitą w łóżko. Niech to się wreszcie skończy! Zmęczona ciągłym płaczem, nie wiem kiedy zasnęłam. W końcu poczułam się błogo i spokojnie...pierwszy raz dzisiaj.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 10

No i jest kolejny rozdział :D nie jestem do końca zadowolona i tym bardziej proszę o komentarze i dziękuję wszystkim za te miłe słowa i tyle wejść na bloga <3 


Szliśmy śmiejąc się nie wiadomo z czego i lekko zataczając. Oboje byliśmy wstawieni, więc trasa względnie prostym chodnikiem, wyglądała jak slalom między słupkami, ale daliśmy radę. Ludzie tłoczyli się na ulicy, jak to zwykle o tej porze na Sunset. Nie wiem dlaczego, ale czułam się zmęczona i chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu. Cieszę się, że Duff zechciał mnie odprowadzić, ale co to z niego za eskorta...chwieje się bardziej niż ja. Chłodne powietrze delikatnie muskało moją skórę, przez co alkohol powoli wyparowywał. Blondas chciał się popisać i szedł po krawężniku, ale nie poszło to do końca po jego myśli i z niego zleciał. Myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu, jednak gdy zobaczyłam minę poszkodowanego, szybko do niego podbiegłam i pomogłam wstać.
- Chodź sierotko - nadal nie mogłam opanować chichotu i podałam rękę chłopakowi. Ten jednak zamiast wstać to pociągnął mnie tak, że leżałam na nim. - Popierdoliło Cię? Jesteśmy na ulicy i możemy zginąć pod kołami samochodu, jakbyś nie wiedział. - ten się tylko bosko uśmiechnął. Dałam sobie spokój z tłumaczeniami. Ja już wytrzeźwiałam do tego stopnia, że kojarzyłam fakty, on jak widać nie bardzo.
- Daj spokój, trochę adrenaliny nie zaszkodzi - mrugnął do mnie i razem wstaliśmy. Udając obrażoną, ruszyłam do przodu zostawiając go samego i co najmniej zaskoczonego. Po jakimś czasie dorównał mi kroku i w ciszy przemierzaliśmy ostatnie metry dzielące nas od mojego domu. Czułam na sobie nieśmiałe spojrzenia basisty. Chciał jakoś zagadać, ale nie wiedział jak, a to jego zakłopotanie było takie słodkie. Poczułam jak jego dłoń dotyka moją i ją obejmuje. Spojrzałam na niego tylko. Nic nie mówiąc i trzymając się za ręce, dotarliśmy pod drzwi. Wyszukałam klucze i mogłam wejść do upragnionego celu.
- Idziesz? - zapytałam Duffa, który stał na zewnątrz i chyba chciał sobie pójść.
- Yyy a mogę wejść? - spojrzał na mnie, a ja wybuchnęłam śmiechem. Dlaczego się w ogóle pyta? Był taki nieśmiały i bezradny. Chyba cały alkohol już z niego uleciał. Rozkoszny widok.
- Co się głupio pytasz? Musisz mieć specjalne zaproszenie? - pociągnęłam go za dłoń do środka i zamknęłam drzwi.
- No bo byłaś obrażona, więc nie chciałem się kurwa, pchać na siłę. - kiedy to usłyszałam to podeszłam do niego, spojrzałam w oczy (co było trudne) i potarmosiłam jego blond włoski.
- Hehe głuptasie. Ja się tylko wydurniałam i udawałam, żebyś miał nauczkę. Napijesz się czegoś? - chciałam odejść, ale przyciągnął mnie do siebie i zaczął łaskotać. Myślałam, że pęknę ze śmiechu, bo dobrze wiedział gdzie mnie dotykać. Upadliśmy na kanapę, a blondyn nie przestawał mnie łaskotać.
- Prze-stań, prrr-oszę - starałam się coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Powoli brakowało mi powietrza ze śmiechu.
- Teraz Ty masz nauczkę za robienie mnie w chuja - widziałam jak sprawiało mu to satysfakcję. Łaskotki przerodziły się w delikatny dotyk. Przejechał swoją dłonią po moim policzku i odgarnął mi z niego włosy, które podczas tej zabawy pospadały na moją twarz.
- Dobra, żałuję tego co zrobiłam i obiecuję poprawę. Zgoda? - popatrzyłam na niego, wdzięczna że w końcu mogę spokojnie oddychać. Przytaknął, na co pocałowałam go w policzek i poszłam do kuchni. Zrobiłam herbatę i z dwoma kubkami gorącego napoju, wróciłam po 10 minutach do salonu. Duff siedział rozłożony na kanapie. Usiadłam obok niego i podałam mu kubek. Nie wiem, która była godzina ale chyba późna. Oparłam głowę o ramię McKagana i słyszałam jak cichutko śpiewa piosenkę Scorpions "Still loving you". Miał taki ciepły i męski głos, że aż chciało się go słuchać godzinami. Jednak byłam zbyt zmęczona i powoli odpływałam, usypiana głosem Blondyna.
- Lexy...może idź na górę, co? - lekko dotknął mojego ramienia i wyszeptał. Pokiwałam głową i pocałowałam go w policzek na dobranoc. Widziałam jak wstaje i zbiera się do wyjścia.
- Duff...nie wychodź. Możesz przecież przenocować na kanapie - uśmiechnęłam się do niego i wchodziłam na górę. Zaniosłam mu poduszkę i koc, żeby mu się wygodniej spało.
- Dobranoc - powiedziałam i zniknęłam na górze. Słyszałam tylko głośne "dobranoc" z dołu i zamknęłam się w łazience. Po szybkim prysznicu, przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Natychmiast zasnęłam, czując się bezpieczna, z Duffem śpiącym na dole.

Mary:
Po tym jak Lexy się z nami pożegnała i razem z Blondynem wyszli z klubu, towarzystwo zaczęło się wykruszać. Cała ekipa Gunsów gdzieś zniknęła i mało mnie obchodziło, gdzie poszli. Zostałam ja i chłopaki ze Skid Row. Rachel obejmował mnie ramieniem i rozmawiał z Sebastianem, a ja kończyłam swojego drinka zabawiana przez głupie miny Snake'a. Gdzieś tam w głowie przewijały mi się myśli dotyczące tego co zaszło między mną i Bolanem. Nie liczyłam na to, że teraz będziemy zawsze razem jak papużki nierozłączki, ale miałam tylko nadzieję że nie potraktował mnie jak dziwki do wyruchania. W klubie było coraz mniej osób i atmosfera trochę siadła, więc pomyślałam że na mnie też już pora. Założyłam ramoneskę i zbierałam się do wyjścia. Byłam pijana, więc średnio mi to wychodziło.
- Hej, hej a Ty dokąd? - zapytał Scotti, który zauważył że miałam zamiar ich opuścić. Momentalnie wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Jak to gdzie? Do domu. Było bardzo miło, ale będę się zbierać - uśmiechnęłam się i chciałam już iść, gdy Rob pociągnął mnie za rękę.
- Poczekaj na Nas. My też już idziemy to zabierzesz się z nami. Możesz przecież u nas nocować - popatrzyłam na nich i sama nie wiedziałam co mam zrobić.
- No ale...
- Nie ma żadnego ale. Idziesz z nami i koniec - zarządził Bach i ruszyli przede mną. Rachel puścił mi oczko i razem podążaliśmy za chłopakami. Nie pomyślałam o tym, że Lexy się będzie martwić. Chyba wypiłam o jednego drinka za dużo, bo nie bardzo wiedziałam gdzie idę. Cieszyłam się jak jakiś głupek nie wiadomo z czego. Basista mocno trzymał mnie w pasie, żebym nie zaliczyła bliskiego spotkania z chodnikiem. Sam nie był trzeźwy, więc musiało to wyglądać komicznie. Szliśmy w zupełnie inną stronę niż nasze mieszkanie. Sebastian szedł pierwszy i robił jakieś dziwne pozy. Z nimi naprawdę nie można się nudzić. Nie wracaliśmy do tego, co się wydarzyło. Rozmawialiśmy swobodnie jakby nigdy nic.

Dotarliśmy pod ich dom. Nie była to jakaś luksusowa dzielnica, ale jakieś baraki to też nie były. Zwykłe, przeciętne domy, żaden się jakoś nie wyróżniał. Weszłam do środka i zauważyłam dosyć zagracony salon i kuchnię oddzieloną aneksem. Widać było, że mieszkają tutaj sami faceci, ale nie było tragedii. Snake wziął z kuchni jabłko i pognał do siebie mówiąc wszystkim "dobranoc".
- Dobra, róbcie co chcecie ale ja idę się przespać. A Ty Mary czuj się jak u siebie - Scotti pocałował mnie w policzek i zniknął na górze. Rachel pociągnął mnie za sobą do jego pokoju. Nie był pedantem, tego mogę być pewna. Na podłodze leżały puste paczki papierosów i nieliczne butelki. Mój wzrok skierował się na śliczny, biały bas. Bolan opadł na łóżko z rękami założonymi za głowę. Położyłam się obok niego, na co przyciągnął mnie do siebie tak, że głowę opierałam o jego ramię.
- Zagrasz mi coś? - zapytałam delikatnie jeżdżąc dłonią po jego koszulce. Zamknął oczy i cicho mruczał. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Obiecuję, że jutro ok? Bo dzisiaj nie jestem w stanie - nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Poczułam się zmęczona i jedyne o czym teraz marzyłam to sen. Skutki picia dużej ilości alkoholu...
-Możesz mi dać jakąś swoją koszulkę, bo nie mam w czym spać - uśmiechnęłam się zalotnie i wstałam. Chłopak podszedł do mnie maksymalnie blisko.
- Jak dla mnie możesz spać bez niczego - wyszeptał i pocałował mnie w szyję. Odchyliłam głowę, żeby ułatwić mu dostęp do wrażliwej skóry. Oparł mnie o szafę przy której stałam i zaczął namiętnie całować, wkładając ręce pod bluzkę. Zaczęłam mu odpinać spodnie, a on oparł ręce o szafę na wysokości mojej głowy. Z szyderczym uśmiechem szybko się od niego odsunęłam i zapytałam co z tą moją, a właściwie jego, koszulką. Popatrzył na mnie zdziwiony i zaskoczony.
- Zwariuję kiedyś przez Ciebie - powiedział lekko zawiedzionym tonem i wyszukał dla mnie jakąś bluzkę. Podziękowałam i szybko się w nią przebrałam. Brunet nie spuszczał ze mnie oka ani na chwilę, co trochę mnie krępowało, nie wiem dlaczego. Wskoczyłam do jego łóżka i patrzyłam jak zdejmuje spodnie i koszulkę i momentalnie wtula się w moje plecy. Odpływałam do krainy Morfeusza kiedy usłyszałam ciche "dobranoc" wyszeptane przez Rachela. Uśmiechnęłam się lekko i zasnęłam.

Lexy:
Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co poczułam, to ból głowy. Słońce jak na złość świeciło mi prosto w twarz, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Wstałam w celu napicia się kawy. To było mi teraz potrzebne. Wpadłam jednak najpierw do łazienki, żeby się jako tako ogarnąć i w piżamie, zeszłam do kuchni. Przeszłam cicho przez salon, w którym słodko spał Duff. Wstawiłam właśnie wodę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiło mnie, kto to może być o tak wczesnej porze. Było parę minut po 8. Poszłam otworzyć i moim oczom ukazał się kompletnie pijany Slash. Chciałam mu zamknąć drzwi przed nosem, ale uniemożliwił mi to swoją stopą.
- Co kochanie...nie wpuścisz mnie do środka? - zapytał z głupim uśmieszkiem i sam wszedł do pokoju. Spojrzałam na niego wściekła. Co on tu w ogóle robi?
- Cicho.. obudzisz Duffa. Po cholerę mnie nachodzisz, co? - weszłam do kuchni bo woda na kawę właśnie się zagotowała.
- Ooo nasz blondasek nocował dzisiaj u seksownej koleżanki... I co dobry jest? Może teraz zobaczysz jak to jest z prawdziwym facetem? - złapał mnie w pasie i posadził na blacie. Nie mogłam go już słuchać. Szarpałam się, ale nawet pijany był silniejszy ode mnie. Śmierdziało od niego Danielsem na kilometr. Czułam jego ręce na tyłku, z racji tego że miałam tylko majtki i koszulkę. Całował moją szyję. Jakimś cudem udało mi się go odepchnąć.
- Wynoś się i to już, kurwa !!! - wydarłam się i zapomniałam, że obok śpi Duff. Mulat zaśmiał się i podszedł do mnie.
-  Z nim mogłaś się przespać, a ze mną nie? Co Ci szkodzi...zobaczysz, będzie miło - przejechał dłonią po moim policzku, a ja szybko odwróciłam twarz.
- Nie jestem dziwką - wysyczałam. Patrzeliśmy sobie w oczy, tyle że ja na niego z pogardą a on z pożądaniem.
- Nie żartuj. Każda laska jest dziwką, więc nie rób z siebie niewiniątka - jak to usłyszałam to myślałam, że wybuchnę. Uderzyłam go z całej siły w twarz i poczułam łzę na policzku. Mimo, że byłam twarda, to zabolały mnie te słowa. Jednak to, co zrobiłam nie było mądre, bo jeszcze bardziej rozwścieczyłam Hudsona. Złapał mnie mocno za nadgarstek i przyparł do lodówki.
- Pożałujesz tego, dziwko - podniósł głos i wpił się mocno w moje usta. Miałam już dość na dzisiaj. Ten dzień mogę zaliczyć do jednych z najgorszych w moim życiu. Wkładał dłonie pod koszulkę, gdy poczułam silne szarpnięcie i nagle zauważyłam, że Duff złapał Slasha za koszulkę i przygwoździł do ściany. Był wyższy, więc miał nad nim przewagę. Mimo to oberwał z pięści w nos.
- Co Ty odpierdalasz? Pojebało Cię do reszty? Nigdy więcej jej nie dotykaj! Zrozumiałeś? - krzyczał basista i wyrzucił kolegę za drzwi. - Wynoś się stąd i zostaw Lexy w spokoju!
- Znalazł się rycerzyk od siedmiu boleści. Jeszcze się przekonasz jaka jest naprawdę - śmiał się szyderczo gitarzysta i zniknął za rogiem. Duff wrócił do mnie i mocno przytulił. Siedziałam skulona pod ścianą i płakałam. Czułam się bezsilna i w pewien sposób zraniona. Jeszcze nikt nigdy nie nazwał mnie dziwką. Wiem, że to on powinien się czuć podle, ale to ja właśnie tak się czułam.
- Ciii...już nie płacz. Nie słuchaj tego chuja - pocieszał mnie basista, głaszcząc po plecach. Uspokajał mnie jego dotyk.
- Może ja naprawdę jestem zwykłą dziwką, co? - nadal zanosiłam się płaczem i spojrzałam na chłopaka. Delikatnie wytarł moje mokre od łez policzki.
- Nawet tak nie myśl. Jesteś cudowną, wartościową i inteligentną dziewczyną. Do tego jesteś śliczna i potrafisz zawrócić w głowie facetowi, a Slash tak gada bo weszłaś mu na ambicję. Spójrz na mnie mała... - skierował moją twarz, tak żebym na niego patrzyła - Nie znałem nigdy takiej osoby jak Ty. Zawróciłaś mi w głowie, praktycznie od pierwszej rozmowy. Sam siebie nie poznaję Lexy. Jesteś dla mnie kimś ważnym - wyszeptał i maksymalnie zbliżył się do mnie. Poczułam jego oddech na swoich ustach, a później już jego ciepłe wargi. Całował jakoś inaczej niż ostatnio, tak delikatnie i jakby z uczuciem. Odwzajemniałam pocałunek, kiedy poczułam cierpki smak krwi w ustach. Oderwałam się i zobaczyłam, że z nosa Blondyna leci bordowa ciecz.
- Chodź, trzeba to opatrzyć - złapałam go za rękę i zaprowadziłam do łazienki. Usiadł na ramie wanny, a ja szukałam w szafce apteczki. Słyszałam jak mamrocze, że "to nic takiego", ale puściłam to mimo uszu. Wzięłam wacik i zmoczyłam wodą utlenioną.
- Może trochę zaboleć, ale obiecuję że będę delikatna - podeszłam do Duffa i uśmiechnęłam się pocieszająco. Przyłożyłam do miejsca krwawienia i usłyszałam ciche syknięcie - Przepraszam.
- Nic się nie stało. Kiedy Ty to robisz, to to jest nawet przyjemne - puścił do mnie oczko i potulnie siedział.
- Ok. skończyłam. Nie powinno być wielkiego śladu - chciałam iść pochować wszystko, ale McKagan złapał mnie w pasie tak, że nie mogłam się ruszyć. Delikatnie dotykał moje pośladki, wkładając ręce pod koszulkę i całując szyję. Bardzo mi się podobał jego dotyk, więc wydawałam z siebie ciche pomruki wplatając dłonie we włosy chłopaka. Moja bluzka unosiła się coraz bardziej, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Duff tylko wymruczał ciche "kurwa nie teraz" prosto w mój brzuch, na co się uśmiechnęłam i poszłam otworzyć. Już chciałam opieprzyć Mary, że nie wzięła kluczy, gdy zobaczyłam kto stoi pod drzwiami.

Mary:
Przewróciłam się na drugi bok i powoli otworzyłam oczy. Myślałam, że zobaczę obok siebie pewnego przystojnego bruneta, ale nic takiego się nie stało. Rozglądnęłam się po pokoju i nigdzie nie było śladu chłopaka. Stwierdziłam, że w końcu wstanę bo było już po 12. Zeszłam na dół w koszulce Bolana i zastałam w kuchni wszystkich lokatorów.
- Jak się spało? - zapytał Sebastian wymownie na mnie patrząc. No tak...skoro byłam tak ubrana to jedna myśl nasuwała się do głowy.
- Bardzo dobrze - uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok Snake'a, patrząc na basistę. Ten nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Nie wiedziałam co się nagle stało, ale udawałam że wszystko jest w porządku. Napiłam się kawy, którą któryś z nich mi nalał. Nie bardzo wiedziałam który, bo odpłynęłam myślami gdzieś daleko.
- To nie tak jak myślisz Baz - odezwał się Rachel i zabrał się za jedzenie jakiejś kanapki. Blondyn tylko podniósł ręce w poddańczym geście i nic już więcej nie mówił. Sytuacja była dziwnie napięta. Towarzystwo jakoś się porozchodziło i zostałam tylko ja i Bolan. Chciałam jakoś zacząć rozmowę, ale nie bardzo wiedziałam jak.
- Coś się stało? - zapytałam w końcu, patrząc w pusty już kubek.
- Nie, a co się miało stać?
- Jesteś jakiś inny. Wczoraj byłeś dla mnie milszy, z tego co pamiętam - spojrzałam w końcu na niego. Unikał mojego wzroku i wstał.
- Wczoraj było wczoraj. Byliśmy pijani i robiliśmy dużo różnych rzeczy. - gdy to usłyszałam to myślałam, że się we mnie zagotuje. Byłam pewna, że coś do mnie czuje i dlatego się ze mną przespał, albo chociaż po części dlatego. A on mnie po prostu wykorzystał. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Fajnie się było zabawić? Czy może nie byłam tak dobra jak inne dziwki co? - wykrzyczałam mu prosto w twarz i zniknęłam na górze, potrącając po drodze zdezorientowanego wokalistę. Wpadłam jak burza do pokoju, w którym jeszcze niedawno spałam z basistą. Przebrałam się w swoje ciuchy i jak najszybciej chciałam stąd wyjść. Jak ja mogłam być taka głupia? Wzięłam jeszcze tylko kurtkę i torebkę i już chciałam wyjść, kiedy zatrzymał mnie Rachel.
- Poczekaj, to nie tak - mówił już milszym głosem. Teraz i tak miałam go gdzieś.
- Nie dotykaj mnie. Jak chcesz żeby ktoś Ci zrobił dobrze to od tego są dziwki a nie ja, kurwa . Cześć! - wyszarpnęłam się z uścisku i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Nawet nie płakałam. Byłam po prostu na maksa wkurwiona. Słyszałam jeszcze za sobą krzyki chłopaka, ale nie zwracałam na nie uwagi. Szłam przed siebie i wytykałam sobie jaka to jestem naiwna. Szkoda, że akurat w nim musiałam się zakochać...

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 9

Witam !!! Nie będę się rozgadywać, tylko powiem że nastąpiły lekkie zmiany w zakładce "Bohaterowie". To tyle, zapraszam do czytania...mam nadzieję, że się spodoba :) i dziękuję wszystkim za komentarze <3


Podeszłam do stolika tak, żeby nikt nie zauważył mojego zmieszania. Niby wszyscy byli już nieźle wstawieni, ale wolałam się zabezpieczyć przed wścibskimi pytaniami i spojrzeniami. Uśmiechnęłam się do nowo przybyłych gości i przywitałam się buziakiem w policzek ze Snake'm, który siedział akurat najbliżej mnie. Rozglądałam się w poszukiwaniu wolnego miejsca na kanapie, ale takowego nie znalazłam. W końcu Slash zauważył o co biega (nie wiem jakim cudem był jeszcze w stanie to zrobić) i pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam na jego kolanach. Spojrzałam na niego z żądzą mordu, ale ten mnie mocno obejmował i nie miałam jak się wyrwać. Widziałam spojrzenia Duffa i Scottiego. Ten pierwszy szybko ulotnił się w stronę baru. Zauważyłam jak go nosiło i o mało co nie wybuchnął.
- Nie szarp się kochanie - wymruczał mi do ucha mulat i zaczął delikatnie jeździć nosem po moim karku. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie dlatego że mi się podobało, wręcz przeciwnie...Sięgnęłam po pierwszą z brzegu butelkę i poczułam ręce chłopaka wędrujące od moich kolan coraz wyżej. Spojrzałam szybko na niego, a on mnie bezczelnie pocałował. Chwilę trwało zanim to przerwałam i moja dłoń z głośnym plaskiem, uderzyła w policzek napaleńca.
- Kurwa, pojebało Cię? Nie udawaj takiej cnotki!! - krzyczał za mną, kiedy wychodziłam z klubu. Mijałam tłum na parkiecie, pośród którego zauważyłam Mary tańczącą z Bolanem. Przechodząc obok baru mój wzrok spotkał się z pięknymi tęczówkami blondyna, ale chciałam teraz być sama więc pokiwałam głową, żeby nie szedł za mną. Kierowałam się do parku naprzeciwko. Musiałam ochłonąć i pomyśleć. Byłam wściekła na Slasha. Zachowuje się jak ostatni dupek i myśli, że wszystko mu wolno. To, że ma śliczne oczy nie znaczy, że każda na niego poleci. Jak ja mogłam być taka głupia na początku naszej znajomości. Chuj jakich mało...a w sumie dużo w tym mieście. Przysiadłam na ławce i zamknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w dźwięki z klubów, dobiegające z oddali.
- Nie jest zbyt bezpiecznie w parku o tej porze - usłyszałam znajomy głos za sobą i poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam w bok, gdzie stał Scotti. Dosiadł się do mnie i przez chwilę milczeliśmy. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, albo nie wiedziało jak ująć to w słowa.
- Posłuchaj... - powiedzieliśmy razem i się zaśmialiśmy. Kazał mi mówić pierwszej, więc wzięłam głęboki wdech i zaczęłam.
- Scotti...nie wiem jak Ci to powiedzieć. Nie jestem dobra w takich rozmowach i jak zwykle pewnie coś spierdolę - usłyszałam cichy chichot, ale kontynuowałam - ale myślę, że powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić, żeby nie było niedomówień. Wiesz, że darzę Cię uczuciem i cieszę się, że mnie tu odnalazłeś. Brakowało mi Cię przez ten cały czas, ale dużo się też zmieniło...i już nie jesteśmy tacy jak kiedyś. Przepraszam, jeśli poczujesz się urażony, albo zraniony, ale jesteś dla mnie bardziej jak brat. To, co nas kiedyś łączyło było magiczne i nigdy tego nie zapomnę, ale to już skończony rozdział. Myślałam, że dawne uczucie wróciło, kiedy zobaczyłam Cię wtedy w drzwiach mieszkania. Jednak z czasem okazało się, że to tylko sentyment. - spojrzałam na przyjaciela, który patrzył przed siebie z papierosem w dłoni. Spuściłam głowę i czekałam na jakąś reakcję.
- Dobrze Cię rozumiem, bo w sumie to czuję podobnie. Zmieniłaś się i już nie jesteś tą Lexy, którą kochałem do szaleństwa - popatrzył na mnie - Oczywiście ja też się zmieniłem. Nadal mi na Tobie zależy, na Twoim szczęściu, dlatego chciałbym żebyśmy zostali przyjaciółmi. Co Ty na to? - przytuliłam się do niego mocno i poczułam, że po policzku spływa mi pojedyncza łza. Gitarzysta odsunął się ode mnie i wytarł słoną kroplę.
- Cieszę się, że Cię mam...przyjacielu. Bałam się, że stracę najbliższą mi osobę...
- Nie zniósł bym kolejnej rozłąki z Tobą, ale dobrze że się rozumiemy i oboje chcemy tego samego. A ze Slashem to coś poważnego? - zapytał nieśmiało, zmieniając temat.
- Daj spokój. Ubzdurał sobie coś i myśli, że dam mu się przelecieć. Nie ze mną takie numery. Wiem jak to mogło wyglądać z Twojej perspektywy, ale mnie i mulata nic nie łączy i nie będzie łączyć. - odpowiedziałam lekko poirytowana tym, że przypomniał mi o gitarzyście.
- Wystarczy jedno słowo i siłą argumentów, wyjaśnię mu co i jak - szturchnął mnie łokciem z szyderczym uśmiechem. Dobrze wiedziałam o co mu chodzi.
- Nie będzie takiej potrzeby. Dam sobie z nim radę - puściłam mu oczko.
-  To co, wracamy się zabawić, bo nie chcę wrócić dzisiaj trzeźwy do domu - wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam, bo sama miałam ochotę się upić. Wszystkie procenty, które wlałam w siebie wcześniej, wyparowały. W końcu miałam tą rozmowę za sobą. Tak się bałam, a okazało się że Scotti to cudowny facet i nie miałam się czego obawiać. Szczęśliwa i usatysfakcjonowana szłam z moim PRZYJACIELEM, ostro się najebać.

Mary:
Tańczyłam akurat z Bolanem, kiedy kątem oka zauważyłam jak Lexy w pośpiechu wychodzi z klubu. Byłam ciekawa, co się stało. Mogłam się tylko domyślać, że znowu Slash się do niej dobierał i w końcu przegiął. Scotti za nią pobiegł, więc nie musiałam się o nic martwić, była w dobrych rękach. Poczułam jak dłoń mojego partnera odwraca moją twarz w jego stronę.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Tak się zamyśliłam - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. Puścili akurat "Love Bites" Def Leppard, na co Rachel przyciągnął mnie jeszcze bliżej, a ja objęłam go i wtuliłam głowę w jego gęste włosy. Pachniał tak męsko i seksownie. Patrzeliśmy sobie w oczy, a cały świat jakby się rozpłynął...byłam tylko ja i on. Widziałam jak zbliża twarz do mojej, dzieliły nas dosłownie milimetry, gdy poczułam szarpnięcie i przede mną, zamiast bruneta był rudowłosy wokalista. Mocno mnie objął i uśmiechnął tak jak to Axl ma w zwyczaju. Zauważyłam tylko jak basista odchodzi wkurzony do stolika, szturchając po drodze Rose'a i wychyla butelkę piwa jednym haustem.
- Co tam piękna? Co masz taką minę? - zapytał, gdy tańczyliśmy do nieznanego mi utworu.
- Zamknij się i o nic nie pytaj. Jak już się wtrąciłeś, to chodź - wkurzona na chłopaka, że przerwał nam w takim momencie, chwyciłam go za rękę żeby poszedł za mną. Chciałam się przenieść w inny kąt parkietu, żeby nie irytować jeszcze bardziej Bolana. Nie wiem dlaczego po prostu nie zostawiłam Wiewióry na parkiecie, tylko dałam się obmacywać. To chyba ten jego magnetyzm. Jednak w pewnym momencie to przerwałam i powiedziałam, że muszę odpocząć i się napić, więc wróciliśmy do stolika. Popcorn zabawiał się z jakąś cycatą blondyną, a Izzy gdzieś się zmył razem z Sebastianem, który złapał pierwszą lepszą laskę za rękę i udał się w kierunku toalet. Towarzystwo się wykruszało i zrobiło się więcej miejsca przy stole. Snake zaproponował, że pójdzie po kolejne butelki, a ja usiadłam między Rachelem i Robem. Przed sobą widziałam paczkę czerwonych, więc wzięłam i się poczęstowałam. Popatrzyłam na bruneta, który z oburzoną miną, patrzył gdzieś przed siebie. Slash i Duff unikali siebie nawzajem, czyli coś musiało się wydarzyć z Lexy. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z basistą Skid Row, więc po prostu go olałam. Ja rozumiem, że wtedy o mało co mnie nie pocałował, ale to nie znaczy że trzeba się obrażać na cały świat. Zaczęłam się śmiać z żartów Dave'a, który dosiadł się do nas z nową porcją alkoholu. Byłam już nieźle wstawiona, gdy poczułam dłoń na swoim udzie. Odwróciłam głowę i okazało się, że to szanowny pan obrażalski mnie maca. Zlekceważyłam to i wróciłam do rozmowy z Robem i Duffem na jakże ważny temat, czyli dlaczego wódka jest bezbarwna, a Jack brązowy. Nagle zostałam szybko i mocno odwrócona i poczułam gorące usta na swoich. Bolan wpił się w moje wargi, łącząc nasze języki w namiętnym tańcu. Usiadłam na nim okrakiem, a on włożył swoje ręce pod moją bluzkę. Wplotłam palce w jego włosy oddając zachłannie każdy pocałunek. Żadne z nas nie chciało tego przerywać. Skończyliśmy, kiedy zaczęło nam brakować powietrza. Głośno dysząc patrzeliśmy na siebie, nie przejmując się resztą towarzystwa.
- Już myślałam, że tego nie zrobisz - wyszeptałam, łapiąc oddech i uśmiechając się lekko, na co ten znowu wpił się w moje wargi. Oderwałam się od niego, wstałam i kusząco kręcąc biodrami kiwałam palcem, żeby szedł za mną. Jak na zawołanie poderwał się z miejsca i obejmując mnie w pasie, zmierzał w kierunku obskurnych toalet. Słyszeliśmy za sobą tylko gwizdy chłopaków, ale mieliśmy to głęboko. Minęliśmy się z Sebastianem, który puścił nam oczko. Szybko znaleźliśmy się w łazience i basista popchnął mnie lekko przez co znalazłam się w jednej z kabin. Przygwoździł mnie do ściany i zaczął namiętnie całować wkładając dłonie pod moją bluzkę. Ja nie byłam mu dłużna i robiłam to samo, zabierając się za rozpinanie paska od jego spodni. Szybkim ruchem podciągnął moją mini do góry, zdejmując majtki. Popatrzył na mnie i sam zaczął zsuwać swoją dolną część garderoby. Byliśmy podnieceni do granic możliwości i za każdym razem kiedy czułam dłonie chłopaka w okolicach brzucha, wydawałam z siebie ciche pomruki. Widziałam, że już dłużej nie wytrzyma, więc wskoczyłam mu na biodra i objęłam nogami w pasie. Po chwili poczułam jak gwałtownie wszedł we mnie i krzyknęłam gardłowo. Poruszaliśmy się w tym samym rytmie, jakbyśmy dokładnie wiedzieli jak sprawić przyjemność tej drugiej osobie. Nie należał do delikatnych osób, ale mi się to podobało. Nie zależało nam na romantyzmie, tylko chcieliśmy zaspokoić swoje żądze. Bolan zagłuszał moje coraz głośniejsze jęki pocałunkami. Kiedy czułam, że za chwilę osiągnę szczyt rozkoszy, basista przyspieszył a ja jęknęłam przeciągle. Doszliśmy mniej więcej w tym samym momencie. Na koniec pocałował mnie w szyję, a ja zeszłam z niego i próbowałam złapać oddech. Ubrałam się i wyszłam z kabiny w celu poprawienia makijażu i fryzury, bo zapewne wyglądałam strasznie.
- Byłaś niesamowita kotku - wyszeptał Rachel, kiedy stanął za mną przed lustrem, zapinając pasek. Uśmiechnęłam się do niego, odwracając się w jego stronę. Dawno nikt nie sprawił mi tyle przyjemności co on. Może dlatego, że dawno nikogo nie miałam. Tylko co teraz? To był czysty, jednorazowy seks, czy coś więcej? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć...było cudownie i to się dla mnie teraz liczy.
- I vice versa - cmoknęłam go w usta i z uśmiechami od ucha do ucha wróciliśmy na salę.

Lexy:
Staliśmy ze Scottim przed klubem, bo wynikło jakieś zamieszanie i nie mogliśmy się przecisnąć. W końcu udało nam się dostać do środka i wzrokiem szukaliśmy znajomych twarzy. Znalazłam część przy stoliku, więc tam podeszłam, a mój przyjaciel poszedł do baru. Widziałam jak bajerował jakąś dziewczynę obok. Uśmiechnęłam się pod nosem i zmierzałam w kierunku pozostałych. Był tam tylko Slash, Duff i Snake. Co się stało z resztą? Gdzie Mary? No nic, pewnie się gdzieś bawi. Jest dorosła i nie mam zamiaru jej niańczyć.
- Nooo jesteś w końcu. Scotti nam Cię kurwa zabrał, a tak dawno się nie widzieliśmy - odezwał się pijany już Dave i wyciągnął ręce w celu przytulenia. Zaśmiałam się i wpadłam w jego ramiona, tarmosząc mu włosy. Kochany jest, zwłaszcza kiedy gada trzy po trzy.
- Twój cudowny kolega już Cię przeleciał gdzieś w krzaczkach? - zapytał Slash z nad butelki whiskey, a ja pokazałam mu tylko środkowy palec i usiadłam obok Duffa, który szykował się do uderzenia kolegi. Był jednak nieźle wstawiony i chyba tracił kontakt z rzeczywistością, więc nic z tego nie wyszło. Jego głowa momentalnie opadła na moje ramię. Pogłaskałam go po blond włoskach i wzięłam się za nadrabianie alkoholowych zaległości.
- Dobrze, że już jesteś - wyszeptał basista - zaczynałem się martwić - starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Taaa już to widzę jak się martwił...skoro prawie nie kontaktował. Zapijał smutki w wódce.
- Ale już jestem cała i zdrowa jak widzisz - odpowiedziałam, żeby nie wyjść na bezuczuciową sukę.
- Pogadałaś ze Scottim? - po swojej prawej stronie usłyszałam głos gitarzysty Skid Row. Spojrzałam na niego i przytaknęłam mrucząc ciche "mhm". Nie chciało mi się wszystkiego mu teraz wyjaśniać, bo i tak połowy by nie pamiętał. Do stolika wrócił Sebastian i uradowany moją obecnością wepchnął się na miejsce Sabo. Ten oburzony sobie gdzieś poszedł, a Baz jako chyba jedyny trzeźwy, zaczął mi opowiadać czemu się nie odzywali i co się u nich przez ten czas działo. Czułam na sobie cały czas wzrok mulata, ale starałam się go ignorować. Miałam ochotę na małą dawkę "kruchej blondynki", ale nigdzie nie widziałam Izzy'ego ani Stevena. Zapytałam się Bacha, czy ich czasem nie widział, ale jak na życzenie przy stoliku pojawił się Popcorn.
- Stevie? Masz może jeszcze jakieś resztki koki? - słodko się do niego uśmiechnęłam w nadziei, że coś ma.
- Dla Ciebie zawsze się coś znajdzie, złotko - wyciągnął woreczek z białym proszkiem, który szybko złapałam, posyłając "dziękuję" w stronę chłopaka. Uformowałam kreskę, zwinęłam banknot i już po chwili czułam błogi stan w umyśle.

Miałam ochotę zatańczyć, więc jako że tylko Sebastian wyglądał na takiego co byłby w stanie, pociągnęłam go za rękę w stronę parkietu. Narkotyk nadal roznosił się po moim organizmie i czułam przypływ energii. Tańczyliśmy do "Born to be wild" Steppenwolf. Wywijaliśmy tak, że niektórzy stanęli i zrobili nam miejsce. Śpiewaliśmy razem z zespołem, a blondyn obracał mną na prawo i lewo. Czułam się niesamowicie. Lekko zmęczeni schodziliśmy z parkietu, kiedy za rękę pociągnął mnie Hudson i tym razem tańczyłam w jego ramionach. Nie za bardzo mi się to uśmiechało, ale byłam pod wpływem dragów i alkoholu, więc nienawiść do niego trochę zelżała. A że należę do wrednych osób to pobawiłam się nim. Puścili jakąś nieznaną mi piosenkę, na co zaczęłam się wić wokół partnera, kusząco na niego patrząc i przygryzając wargę. Przyciągnął mnie maksymalnie blisko do siebie, ostentacyjnie kładąc swoje dłonie na moje pośladki. Odwróciłam się do niego tyłem i kręcąc biodrami, zjechałam wzdłuż jego ciała, ocierając się tyłkiem o jego krocze. Podciągnął mnie szybko do góry i chciał pocałować, ale zgrabnie uniknęłam tego. Widziałam jak go pobudziłam i jeszcze bardziej rozochociłam, ale właśnie o to mi chodziło. Zauważyłam wzrok Duffa. Był wściekły i... zazdrosny? Puściłam mu oczko, mając nadzieje że zrozumie jakie mam intencje. Momentalnie na jego twarzy zagościł uśmiech. Gdy Slash schylał się, żeby złączyć nasze usta, wyswobodziłam się z jego objęć, zostawiając go zdezorientowanego i podnieconego na parkiecie. Przy stoliku już siedziała Mary i Bolan...czyżby coś między nimi zaszło? Nie odstępowali się na krok i można było wyczuć w powietrzu dziwne napięcie między nimi.
- A Ty gdzie byłaś, co? - zapytałam przyjaciółkę z nadzieją, że mi coś powie.
- O to samo mogę zapytać Ciebie - uśmiechnęła się, a ja urwałam temat. Nie chce mówić to nie, ale i tak w końcu to z niej wyciągnę.
- Ok, ja się zbieram do domu. Nie chce mi się już tutaj siedzieć. Bawcie się dobrze - wstałam i pożegnałam się z nimi. Wiem, że to do mnie niepodobne, bo zazwyczaj ostatnia wychodzę z imprezy, ale dzisiaj miałam już dosyć.
- Odprowadzę Cię - zaproponował Duff, który jakby trochę wytrzeźwiał. Zgodziłam się, zabrałam ramoneskę i torebkę i razem z blondynem opuściłam klub.