wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 6

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam totalnie weny. Ten rozdział tak średnio mi się podoba, ale nic lepszego na razie nie wymyślę. Bardzo proszę o komentarze, bo coś się opuściliście ;)

Obudziłam się z takim bólem głowy, jakiego jeszcze nie miałam. Nie wiem jakim cudem znalazłam się w pokoju, ale najważniejsze że jestem sama i w ubraniu. Co dziwne, większość pamiętam. Jak tylko podniosłam głowę, poczułam silne mdłości i pognałam do łazienki. Zwróciłam całą wczorajszą zabawę. Umyłam zęby i wskoczyłam pod prysznic. Raz, dwa się umyłam. Mimo to, wyglądałam tragicznie. Spojrzałam w lustro i się załamałam. Złapałam się za głowę...muszę wziąć tabletki. Przebrałam się najpierw w pierwsze lepsze, świeże ciuchy i popatrzyłam za okno. Krajobraz nie przypominał L.A. Lało jak z cebra i było ponuro. Adekwatnie do mojego nastroju. Mogłoby jednak przestać padać, bo to uderzanie kropel o dach i parapet jest irytujące. Zeszłam powoli na dół. Mijając pokój Mary, zauważyłam pod drzwiami leżącego Izzyego. Zaśmiałam się i poszłam dalej. Zaliczyłabym glebę przez Roba, który przytulał się do jednego ze stopni. Po salonie i kuchni walało się pełno pustych butelek, puszek i różnych, innych śmieci. Obraz nędzy i rozpaczy, a będzie trzeba to posprzątać. Na pewno sama tego robić nie będę. Omiotłam pomieszczenia wzrokiem i zauważyłam jak wszyscy leżą w różnych pozycjach np. Sebastian przytulony ze Snake'm, Slash pod stołem w salonie, a Steven z głową w łazience. Przekopałam się jakoś do kuchni i znalazłam moje wybawienie...tabletki. Połknęłam dwie i zabrałam cała butelkę wody. Usiadłam przy stole i delektowałam się ciszą, którą brutalnie przerwał niższy blondyn.
- Uuuu, widzę główka boli. Kacyk dopadł? - śmiał się i sam zabrał mi wodę. Spojrzałam tylko na niego z poirytowaniem. Ma cudowny uśmiech, ale dzisiaj na mnie nie działa.
- Weź sobie swoją i odpierdol się od mojej. Jest w lodówce - wyrwałam mu butelkę, A chłopak zrobił co mówiłam.
- Nieźle się wczoraj bawiłaś po tych dragach. Dobre nie? To nie byle jaki towar...najwyższa półka. - mówił, a ja na niego patrzyłam ze zdziwieniem. Jak on to robi, że tyle wypił i wziął, a tak dobrze się trzyma?
- Taaa - wymamrotałam.
- Ciągnie Cię do Slasha, co? Ostro się zabawialiście w łazience - spojrzałam na niego zdziwiona - Co tak patrzysz? Wszystko widziałem.
Nagle usłyszałam za sobą głos.
- To on Ci dał to gówno? - zapytał wściekły Scotti i podszedł do Stevena - Pojebało was? To że sam bierzesz, nie znaczy że inni też muszą.
- O co się czepiasz kolego? Sama chciała to się podzieliliśmy - tłumaczył się blondyn.
- On ma rację Scotti. Nikt mi na siłę nic nie wciskał. Zresztą co Ci do tego? O co Ci kurwa chodzi? Jestem dorosła i mogę robić co chce - wstałam i podniosłam głos, chodź moja głowa się buntowała. Patrzył na mnie cholernie długo. Steven się zmył, więc zostaliśmy sami.
- Już o nic - odpowiedział w końcu. Było słychać w głosie, że jest wkurwiony i ma do mnie żal. - Fajnie było ze Slashem? Dobry jest w te klocki? Nie sądziłem, że tak szybko się z nim prześpisz.
- Co Ty pieprzysz? Czy Ty się słyszysz w ogóle? Nic się wtedy w łazience nie stało, nie jestem dziwką. Zresztą po co ja Ci się tłumaczę - w pewnym momencie poczułam ręce na biodrach i pełne usta na policzku.
- Kochanie, masz dla mnie wodę? Błagam... - powiedział mulat, a ja stałam jak wmurowana.
- Jest w szafce po lewej, bo w lodówce się już skończyły - wydukałam i widziałam wzrok Hilla na sobie.
- Dzięki. Wczoraj mogło być miło, gdyby jakiś chuj nam nie przerwał. Teraz mamy chwilę spokoju, może dokończymy, co? - podszedł do mnie i zaczął mnie całować po szyi. Usłyszałam tylko trzask drzwi i zauważyłam brak mojego przyjaciela w kuchni.
- Slash, przestań! Wtedy byłam naćpana i nie wiedziałam co robię. Zostaw mnie w spokoju, nic z tego nie będzie. Przepraszam - odepchnęłam go od siebie.
- Kurwa, raz mi się pchasz prawie do łóżka, a teraz mi pierdolisz takie rzeczy? W czym on jest lepszy ode mnie, co? - wkurzył się i podniósł głos.
- Jaki znowu on? I tak chciałeś się tylko ze mną przespać, więc o co Ci chodzi... Myślisz, że możesz mieć każdą?
Nic nie odpowiedział tylko wyszedł do salonu i przyssał się do butelki z piwem. Swoją drogą jak on ją znalazł i jakim cudem ona się tu od wczoraj uchowała?

Poszłam do swojego pokoju. Chciałam zostać sama i pomyśleć. Saul nic dla mnie nie znaczy, tego jestem pewna. Wczoraj trochę przesadziłam, jak zwykle. Myślał, że wpakuję mu się do łóżka, jak pierwsza lepsza panienka? Ale dlaczego Scotti się tak zachowuje? Czyżby mu na mnie zależało? Najlepiej będzie jak z nim porozmawiam. Nienawidze siebie, bo nigdy nie wiem czego chce. Boję się przyznać, ale chyba czuję coś do gitarzysty Skid Row. Z drugiej strony nie wiem, czy on też i nie chcę popsuć tego co jest między nami.
- Co tak siedzisz sama? Wszystko w porządku? - zapytał Snake i podszedł do mnie.
- Nic nie jest kurwa dobrze. Nie wiem co robić. W ogóle nic nie wiem. - odpowiedziałam z głową między kolanami.
- Chcesz pogadać? Coś się stało? - usiadł obok mnie i pogłaskał po włosach. Opowiedziałam mu wszystko. Potrzebowałam tego, a on akurat się pojawił. Wiem, że mogę mu zaufać. Niby nie znam go długo, ale czuję to.
- No i to na tyle. Do dupy, nie? - popłynęły mi pojedyncze łzy.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży. Tylko trzeba trochę czasu. Porozmawiacie, wszystko sobie wyjaśnicie i będzie jak w bajce - popatrzyłam na niego, a on od razu mnie przytulił. Było mi dobrze w jego ramionach. Trochę się uspokoiłam. - Znam trochę Scottiego i wiem, że mu przejdzie. Zależy mu na Tobie i to widać gołym okiem. Dobra, starczy tego ryczenia. Głowa do góry. Już 10, więc chodź ogarniemy tu trochę. - zerwałam się na nogi.
- Która jest godzina?
- No 10, a co?
- Kurwa, muszę iść do pracy, bo jak się spóźnię to mnie wyleją - biegałam po pokoju i starałam się ogarnąć.
- Podwieziemy Cię. Ja z Sebastianem musimy coś załatwić - odpowiedział, a ja go uściskałam w podzięce.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła.
- Hehe, zginęła kochana - zaśmiał się.

Zbiegliśmy na dół. Ja się ubierałam, a Sabo obudził Bacha i wygnał go do łazienki. Bolan tak słodko wyglądał, jak spał obok Mary. Wyszłam przed dom i zapaliłam papierosa, czekając na resztę.
- Kurwa, Snake mogłeś być delikatniejszy - usłyszałam narzekania niewyspanego i skacowanego blondyna.
- Zamknij się, bo i my się spóźnimy i Lexy, więc wsiadać do samochodu - zgasiłam szluga i szłam za nimi. Byliśmy cali mokrzy, ale co zrobić. Pogoda nas dzisiaj nie oszczędza.
- A gdzie Scotti? Bo miał tam jechać z nami z tego co wiem - zapytał Sebastian.
- A chuj wie. Dalej! Wsiadaj i mów gdzie Cię zawieść. - zajęłam miejsce obok kierowcy czyli Dave'a i mówiłam mu jak ma jechać. Gdy dotarliśmy, pożegnałam się i wybiegłam do księgarni. Jakimś cudem zdążyłam. Może dlatego, że nie za bardzo przestrzegaliśmy zasady ruchu drogowego.

Mary:
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i się obudziłam. To, że nie czułam się dobrze, to mało powiedziane. Miałam wrażenie jakby walec po mnie przejechał. Nagle zauważyłam przy swoim brzuchu burzę ciemnych włosów. To był Bolan. Tak słodko wyglądał kiedy spał, a jego włosy zakrywały mu połowę twarzy. Odgarnęłam je lekko i popatrzyłam na niego. Był taki spokojny i uśmiechał się przez sen. Jak tak się w niego wpatrywałam, poczułam dziwne "coś" w brzuchu...i to nie były mdłości. Szybko zabrałam wzrok i zmierzyłam nim cały pokój. W moich nogach leżał Axl, kawałek dalej chłopaki z Wild Riot, w bardzo dziwnych pozycjach. Zaśmiałam się jak zobaczyłam Duffa. Brakowało mi sporo osób, w tym Lexy i większości Skid Row. Moje "zwiedzanie" przerwał niski, przyjemny głos.
- Hej piękna. Kurwa, moja głowa - odezwał się Rachel.
- No cześć. Wiem co czujesz...wygodnie się spało? - zapytałam z uśmiechem.
- Jak jeszcze nigdy. - podniósł się i przy okazji pozwolił mi się ruszyć. - Niezły burdel, co?
- Nic mi nie mów. Większość ludzi się zmyła i mają to w dupie, a trzeba to posprzątać. I znowu będę to robić ja.
- Spokojnie. Ja i reszta Ci pomożemy - objął mnie ramieniem. - O Rob! Gdzie wszyscy?
- No siema. Sebastian i Snake zawieźli Lexy do pracy i pojechali na wywiad, a Scotti gdzieś chyba polazł, nie wiem.
- Aha no tak, to dzisiaj. A Ty nie idziesz do pracy? - zapytał mnie brunet.
- Nie, mam dzisiaj wolne na szczęście. Pójdę się ogarnąć trochę. Zaraz wracam. Obudźcie tych pijaków, ok? - popatrzyłam na moich pomocników. Uśmiechnęli się do mnie i przytaknęli. Weszłam do pokoju i pierwsze kroki skierowałam do łazienki. Zimny prysznic dobrze mi zrobił. W samej bieliźnie wyszłam po ubrania. Stałam przed szafą, gdy usłyszałam...
- Mary! Mogę skorzystać z łazienki, bo tą na dole zajął Sla...
- Co Ty tu robisz? Nie wiesz cholera, że się puka? - to był Bolan. Zakryłam się szybko kołdrą, którą zerwałam z łóżka. Podszedł do mnie blisko, tak że czułam na sobie jego oddech.
- Ja nigdy nie pukam. Zresztą straciłbym taki widok...jesteś śliczna wiesz? - mówił prawie szeptem, wbijając we mnie swoje cudowne, czarne oczy. Dotykał mnie dłonią po ramieniu, a ja nie potrafiłam tego przerwać. Był taki seksowny w samych spodniach. Zaczął zbliżać do mnie swoją twarz.
- Pozwolisz mi się ubrać? - odwróciłam w końcu głowę. Ciężko oddychałam, ale odzyskałam zdrowy rozsądek. Uśmiechnął się do mnie i odsunął.
- To mogę skorzystać z łazienki?
- Jasne - próbowałam unikać jego wzroku. Gdy odchodził rzuciłam go poduszką. Odwrócił się i pogroził mi palcem. Ja wystawiłam mu język i tyle go widziałam, bo zniknął za drzwiami. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się ubierać. Założyłam czerwone rurki i bluzkę z Led Zeppelin i zeszłam na dół. Poczułam w nozdrzach przyjemny zapach kawy i jakby...tostów? Weszłam do kuchni i zauważyłam wszystkich przy stole, zajadających się śniadaniem. Aż przetarłam oczy ze zdziwienia.
- Co tak stoisz? Jedz, bo za chwilę nie będzie - powiedział Steven. Zrobiłam jak mówił i zabrałam z talerza kanapkę.
- Kto to zrobił? Uszczypnijcie mnie, bo chyba kurwa śnię - nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Duff siedzący obok mnie zrobił to, co powiedziałam i poczułam ból na ramieniu.
- Co Ty robisz? To bolało - spojrzałam na niego wrogo.
- Sama chciałaś, więc co masz pretensje. - uśmiechnął się. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło...co za ludzie.
- No jak to kto... Ja. Chcesz kawy? - zapytał Adler, a ja podstawiłam mu kubek. Nikt się nie odzywał, każdy delektował się posiłkiem. Zresztą mieliśmy lekkiego kaca.
- Cholera, co tak ładnie pachnie? O...żarcie!!! Zostało coś dla mnie? - przyszedł Bolan i też nalał sobie czarnego napoju i usiadł obok mnie, bo akurat było wolne. - Dzięki za udostępnienie łazienki. - pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. Skupiłam swój wzrok na kubku, bo wiedziałam jak wszyscy wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. W międzyczasie chłopcy z Wild Riot wyszli, bo musieli coś załatwić z pierwszą trasą koncertową. Tak się cieszę, że im się udało i trzymam za nich kciuki. Tak jak za Gunsów i Skid Row. Wstałam, żeby odłożyć kubek do zlewu.
- Dobrze macie mieszkając z takim kucharzem - powiedziałam do Izzy'ego, który akurat stał tam, gdzie zmierzałam i palił papierosa.
- Taaa, jest spoko. Nie przymieramy głodem, dzięki niemu. - wymruczał niby do siebie, nie patrząc na mnie. Wydaje się niedostępny i skryty. Jednak jest w nim coś ciekawego, może ta tajemniczość i taki, a nie inny stosunek do świata. Nim się spostrzegłam, już go nie było. Zostawiłam towarzystwo i wyszłam przed dom, zapalić. Przestało padać, ale ulice nadal wyglądały ponuro i brudno. L. A. miało też tą złą stronę. Niby Miasto Aniołów, ale nic z tymi istotami nie ma wspólnego. Ci co myślą, że to raj na ziemi, grubo się mylą. Kocham te budynki, klimat i całą tą otoczkę, jednak nie jest tu jak w bajce. Wypuściłam dym z ust i usiadłam na schodku. O mało co, a zostałabym zdepnięta przez Slasha, wychodzącego z domu.
- Uważaj trochę, debilu! Dokąd tak pędzisz? A kto posprząta? - zapytałam wkurzona.
- Jak to dokąd? Na dziwki. Skoro Twoja przyjaciółka nie chciała, to znajdę sobie inną. - i tyle go widziałam. Wbiło mnie w siedzenie. Że co on kurwa powiedział? Chuj i tyle. Dobrze, że poszedł, bo nie ręczę za siebie. Wyrzuciłam papierosa i wróciłam do środka.
- Chłopcy! Pomożecie mi tu trochę ogarnąć? Proszę... - spojrzałam oczami kota ze Shreka. Chyba podziałały, bo wszyscy się zgodzili. No prawie wszyscy... oczywiście wielmożny pan Axl, miał to w dupie. Bolan, ja i Rob zajęliśmy się kuchnią, a Izzy, Duff i Steven - salonem. Usłyszeliśmy tylko głośne "nara cioty" i widzieliśmy tył Rose'a. Bawić to się chciało, ale kurwa sprzątać to już nie.

Rachel:
Gadałem z Duffem, gdy zobaczyłem jak wkurzona Mary wchodzi do domu. Co się stało, że nagle tak zmienił jej się nastrój? Chwilę wcześniej wychodził Slash. Czyżby to jego wina? Kurwa, co ja się tak interesuję? Przecież to nie moja sprawa. Ale nie lubię jak jest smutna, albo taka jak teraz. Chciałbym ją pocieszyć i... przytulić? Chyba trochę za bardzo ją lubię. Dzisiaj jak ją zobaczyłem w pokoju w samej bieliźnie, to myślałem że się nie powstrzymam i zrobię coś głupiego. Niewiele brakowało, ale ona to przerwała. Wyglądała tak ślicznie, w ogóle jest ładna, fajna, słodka. Mamy wiele wspólnego i dobrze się dogadujemy, tylko że ona mnie traktuję jak dobrego przyjaciela. Moje przemyślenia przerwała właśnie ona.
- To co? Bierzemy się do roboty. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. - powiedziała. Gunsi poszli do salonu, biorąc wcześniej worki na śmieci. Blondynka podeszła do zlewu i zaczęła zmywać stertę naczyń. Ja i Rob zbieraliśmy jakieś puste butelki i pudełka z podłogi. Z salonu dobiegły nas dźwięki KISS.
- Może Ci pomogę? Daj będę wycierał - zaproponowałem. Chciałem być blisko niej, sam nie wiem czemu. Wziąłem ręcznik i zabrałem od niej szklankę. Nuciła pod nosem razem ze Stanley'em.
- And they try to tell us that we don.t belong
But that's alright, we're milions strong
You are my people, you are my crowd... - zaśpiewała na głos i spojrzała na mnie, abym kontynuował.
- This is our music, we love it loud...
Yeah, and nobody's gonna chage me, 'cos that's who I am! -  dokończyłem za nią. Resztę piosenki wykonaliśmy razem. Niespodziewanie zanurzyłem dłoń w zlewie i ochlapałem ją. Zrobiła obrażoną minę i odpłaciła mi tym samym.
- No jak dzieci... - powiedział Rob. Spojrzeliśmy na niego i po chwili był już cały mokry. Dobrą zabawę przerwał nam Duff, który wszedł do kuchni.
- My już skończyliśmy. Coś jeszcze? - zapytał - Co tu się kurwa działo? Powódź?
- Nie, nic takiego. Dziękuję Wam za pomoc. Jesteście kochani. Możecie już iść, ale łapcie jeszcze po piwie w podzięce - mówiła i powoli się uspokajała, wyciągając butelki, a ja wytarłem naczynia do końca. Wyszli żegnając się z dziewczyną pocałunkiem w policzek.

Mary:
Widziałam jak Rachel się na mnie patrzył, kiedy chłopcy wychodzili. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale nie wróżyło to nic dobrego. Nie pomyliłam się. Basista niespodziewanie do mnie podszedł, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł do łazienki.
- Co Ty odwalasz? Puść mnie ,no!!! - nadal, uparcie mnie trzymał i napuszczał wody do wanny. - Nie zrobisz tego...
Nic nie mówiąc wrzucił mnie do lodowatej cieczy.
- Kurwa!! Zabiję! Zniszcze jak robala - wydarłam się a brunet stał z głupim uśmieszkiem i bezczelnie się gapił.
- Nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi - wystawił mi język, ale jak zobaczył, że z rządzą mordu wychodzę z wanny, rzucił się do ucieczki.
- Nie pierdol mi teraz takich rzeczy. Nie trzeba było mnie tam wrzucać - cała mokra latałam po domu, w poszukiwaniu winowajcy, ale nie mogłam go znaleźć.
- Rob, gdzie jest ten Twój psychicznie chory kolega?
- Na tarasie. Oszczędź go co? Przyda nam się jeszcze - zaśmiał się, a ja wyszłam we wskazane miejsce i zauważyłam go.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię wkurwić, to miała być zabawa - był przerażony i zarazem było mu przykro. Miał taką słodką minkę, kiedy przepraszał. Patrzyłam na niego i wybuchnęłam śmiechem.
- Dobra, przecież nic się nie stało. Ale nie rób tego więcej - pogroziłam palcem. Stałam tak cała mokra i trzęsłam się z zimna. Znowu muszę się przebierać...super.
- Obiecuję - przytulił mnie - Nie stój tutaj, bo się przeziębisz i będę miał Cię na sumieniu. Chodź - chwycił mnie za rękę i zaprowadził do środka.
- Ja idę się przebrać. Zaraz wracam
- My już i tak będziemy się zbierać. Nie będziemy Ci dłużej siedzieć na głowie. Dzięki za imprezę - odpowiedział Rob i pożegnali się ze mną. Jak wychodzili, Bolan zostawił mi na stole karteczkę, z jak się okazało, ich numerem telefonu. Pomachałam im i poszłam do siebie, bo naprawdę czułam, że zmarzłam.






poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 5

Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń!!!!! Nie spodziewałam się, ale jest mi mega miło :) I komentujcie, komentujcie...bo jest dobrze, ale może być lepiej ;)


Dotarliśmy do domu. Mary jak zobaczyła ile osób za mną idzie, to aż usiadła z wrażenia. Całe stado rockmanów wpadło do środka. Przedstawili się i dołączyli do Wild Riot, którzy już siedzieli w salonie. Moja przyjaciółka podeszła do mnie.
- Skąd Ty ich kurwa wzięłaś? Nie zrobiłam, aż tak dużych zakupów. Mogłaś mnie uprzedzić. - powiedziała z wyrzutem.
- Sorry, ale sama nie wiedziałam, że tylu ich będzie. Mieli być tylko Skid Row, ale tamci podsłuchali, że jest impreza i się wprosili - wyjaśniłam - Chłopaki! Kto pójdzie z Mary do sklepu po więcej procentów? - krzyknęłam do wszystkich w salonie.
- Ja pójdę! Z miłą chęcią się przejdę, w tak doborowym towarzystwie - powiedział Rachel i podszedł do nas, puszczając mi oczko.
- Dzięki. No to wy idźcie, a ja trochę  tu przygotuję - uśmiechnęłam się. Widziałam jak blondynka się rozpromieniła. Chyba Bolan przypadł jej do gustu. Muszę z nią później porozmawiać.

Mary Jane:
Wyszłam z chłopakiem z domu. Nie zdążyłam ich jeszcze jakoś lepiej poznać, ale wydają się fajni. Zwłaszcza mój obecny towarzysz. Do tego jest niewiarygodnie przystojny.
- Sorry, że się tak zwaliliśmy na głowę - odezwał się w pewnym momencie.
- Nie no daj spokój. Im więcej ludzi tym lepiej. Po prostu nie zrobiłam, aż tak dużych zapasów - odpowiedziałam.
- No, po to jestem, żeby Ci pomóc - uśmiechnął się. Matko Święta jaki on ma uśmiech. - Czym się zajmujesz? - wyrwał mnie z zamyślenia.
- Pracuję w sklepie spożywczym. Wiem, to nic ciekawego, ale lepsze to niż nic. - odpowiedziałam. - A Ty? Na czym grasz? A może śpiewasz?
- Nie, od śpiewania jest Sebastian. Ja gram na basie.
- Fajnie. Chętnie was kiedyś posłucham. Zawsze chciałam zagrać na basie, bo jestem ciekawa jak to jest - odpowiedziałam, wchodząc do sklepu i biorąc koszyk. Rachel szedł za mną.
- Mogę Ci kiedyś pokazać - poruszył zawiadacko brwiami. - Przyjdź kiedyś na próbę - powiedział i wkładał butelki do koszyka. Uśmiechnęłam się tylko. Mary opanuj się, to tylko znajomy nic więcej. Ja wrzuciłam jakieś chipsy i paluszki i poszliśmy do kasy. Zapłaciłam i wracaliśmy obładowani siatkami.
- Przydałeś mi się, bo sama bym tego nie udźwignęłą - powiedziałam i spojrzałam na mojego towarzysza, obładowanego siatkami.
- Zawsze do usług - uśmiechnął się...znowu. Czy on nie zdaje sobie sprawy jak to działa na kobiety? Jako, że nie chciał mi dać więcej niż 2 siatki, mogłam spokojnie zapalić. Widziałam jak na mnie zerka - Kurwa, też bym zapalił.
Zlitowałam się nad nim i gdy skończyłam, zabrałam mu siatki i mógł zrobić, to co ja przed chwilą. Droga minęła nam szybko. Rachel non stop opowiadał jakieś kawały, więc już bolał mnie brzuch od śmiechu. Przy okazji dowiedziałam się trochę o reszcie towarzystwa. Ktoś mnie szturchnął i prawie straciłam grunt pod nogami. Na szczęście Bolan mnie przytrzymał.
- Uważaj jak chodzisz, kurwa! - krzyknął w stronę tego gościa. Zobaczyliśmy tylko środkowy palec wyciągnięty w naszą stronę.
- Dziękuję za ratunek - powiedziałam. Czułam się niezręcznie będąc w jego ramionach. Spojrzałam na niego i widziałam jak też na mnie patrzy. Szybko się oderwałam i pobiegłam do domu. - Kto ostatni, ten sprząta po imprezie! - krzyknęłam do zdębiałego basisty. Ten szybko ruszył w moją stronę. Razem dotarliśmy do drzwi.
- Haha, i co teraz? - zapytał, lekko zdyszany.
- Chyba będzie sprzątał ktoś inny - powiedziałam między głębokimi wdechami. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do salonu, porozdawać alkohol. Dołączyliśmy do zabawy, bo niektórzy już mieli w czubie, a my byliśmy w tyle.

Lexy:
Zaszyłam się w kuchni i wyciągałam butelki z lodówki i jakieś przekąski. W końcu coś trzeba też jeść, a nie tylko chlać.
- Mogę zabrać jakieś flaszki? Bo tak siedzimy o suchym pysku - usłyszałam za plecami. Odwróciłam sie i zobaczyłam Duffa. Stał oparty o framugę i patrzył na mnie wyczekująco.
- Jasne! Bierz to co tam leży. Wyręczysz mnie w noszeniu - pokazałam na blat. Podszedł i przez przypadek otarł się o mnie. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. On zrobił to samo i wrócił do salonu obładowany trunkami. Chyba dobrze się dogadują, bo dochodzą mnie śmiechy,a nie kłótnie i krzyki. Męczyłam się z krojeniem sera, gdy usłyszałam przy uchu męski głos i poczułam silny zapach perfum, wymieszany z fajkami i wódką.
- Może Ci pomogę, co? Będzie szybciej - zapytał,jak się okazało Scotti. Odwróciłam się do niego. Staliśmy niebezpiecznie blisko.
- No, skoro chcesz to ok. Zabierz te miski i butelki, a ja skończę kroić.- odsunęłam się od niego, bo robiło się zbyt gorąco. Popatrzył na mnie i zrobił, co kazałam. Tak się zamyśliłam, że nóż mi się obsunął. Na szczęście nic sobie nie ucięłam.
- Kurwa! - zaklęłam pod nosem. Zabrałam to co zostało w kuchni i dołączyłam do gości. Mary i Rachel już wrócili, cały czas się śmiejąc. Podeszłam do gramofonu i zastanawiałam się co puścić.
- Nie myśl tyle, bo zostaniesz myśliwym - usłyszałam i aż podskoczyłam.
- Nie strasz mnie, kurwa - powiedziałam do Duffa.
- Wybacz, nie chciałem - zrobił cwaną minę i zaczął szperać w płytach - O, ta będzie pasować. - włączył Ramones.
- Lubisz punk rock? Nie wyglądasz na takiego - stwierdziłam.
- Uwielbiam. Widzę, że w tej kwestii się zgadzamy. - Chodź, napijemy się czegoś, bo niedługo wszyscy padną, a my będziemy trzeźwi - poszłam za nim i usiadłam między Scottim a Izzym. Impreza się rozkręcała. Butelek ubywało, a my byliśmy już nieźle wstawieni. Na szczęście nie było żadnych przepychanek między mulatem a moim przyjacielem. Jednak cały czas czujnie na siebie patrzyli. Rozmawiałam z chłopakami z Wild Riot o ich karierze i planach na przyszłość, gdy przerwał mi Steven.
- Lexy, gdzie jest łazienka?
- Po prawej, na przeciwko kuchni - odpowiedziałam. Widziałam, że bierze coś od Izzy'ego i razem ze Slashem idzie do toalety. Przerwałam rozmowę i poszłam za nimi.
- Podzielcie się - wymruczałam. Spojrzeli na mnie zdziwieni - wszystko widziałam i proszę... dajcie mi trochę  tego co macie - nie za bardzo kontaktowałam. Saul pociągnął mnie za sobą, zamknął drzwi i podał mi strzykawkę. Wzięłam ją i zaciskając pasek na ramieniu, wbiłam w żyłę, wpuszczając brązowy płyn. Poczułam się błogo, a Hudson, wykorzystując sytuację, podszedł do mnie i przyparł do ściany.
- Niezła jesteś. Nie wiedziałem, że ćpasz - mówił, wkładając mi ręce pod bluzkę.
- Dużo jeszcze o mnie nie wiesz - puściłam mu oczko i odgarnęłam włosy z jego twarzy. Spojrzał na mnie z pożądaniem i wpił się w moje usta zachłannie. Oddawałam pocałunki. Całował nieziemsko. Włożyłam ręce pod jego koszulkę i dotykałam po brzuchu, zjeżdżając do paska. Droczyłam się z nim i widziałam, że ledwo to znosi. Zjechał niżej z pocałunkami i próbował zdjąć moją bluzkę, jednak w tym momencie ktoś wszedł do łazienki. Szybko się od niego odsunęłam i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając go samego.

Wróciłam do salonu. Mary Jane rozmawiała cały czas z Bolanem i Axlem, Izzy wciągał kokę przy stole, a reszta ledwo się trzymała. Zniknął mi z oczu Sebastian i Snake, ale miałam to gdzieś. Wyszłam na taras się przewietrzyć i zapalić. Zaciągnęłam się i oparłam o ścianę. Noc była ciepła.
- Tu się chowasz - zauważyłam Scottiego obok mnie. Wyciągnął mi papierosa, zaciągnął się i oddał.
- Nie chowam się. Chciałam pobyć chwilę sama.
- Mam sobie iść? - zapytał i spojrzał na mnie.
- Nie. I tak byś tego nie zrobił, znam Cię. Co tak patrzysz?
- Brałaś - bardziej stwierdził, niż zapytał. Od razu odwróciłam głowę. Nie chciałam, żeby widział mnie taką. Kiedyś, jak jeszcze byliśmy razem tego nie robiłam. Wyrzuciłam szluga. - Kurwa, Lexy! - chwycił mnie za podbródek i obrócił w swoja stronę. - Nie rób tego. Niszczysz tylko siebie i nic więcej. Po co Ci to??
- Odpieprz się ode mnie. To moje życie i robię z nim co chcę, nic Ci do tego - wyrwałam się i ruszyłam do środka.
- Mylisz się - złapał mnie za ramię - jestem Twoim... przyjacielem i nie mam zamiaru patrzeć jak się zabijasz.
- To nie patrz, nikt Ci nie karze - wyrwałam się, zostawiając go samego. Widziałam jak kopnął jakąś puszkę. Nie myślę tak, to oczywiste. Chciałam, żeby był przy mnie i mi pomógł, ale jak zwykle musiałam wszystko spierdolić. Teraz, kiedy znowu mam go przy sobie, to ja wyskakuję z takim tekstem. Mogę go stracić i co wtedy? Narkotyki i alkohol wzięły nade mną górę, ale to mnie nie tłumaczy. Jestem idiotką i tyle. Ranię wszystkich dookoła. Wchodząc do salonu potknęłam się o coś, a raczej o kogoś, bo okazało się, że to Duff zaliczył tradycyjny zgon. Usiadłam na swoim miejscu. Widziałam jak dwie zguby wchodzą do domu śpiewając "Hey Jude" Beatlesów. Wybuchnęłam śmiechem i się dołączyłam tak jak reszta, no przynajmniej Ci co byli w stanie.
- Na na na na na na na na na - zanuciłam, a chłopcy dokończyli wykrzykując pijackie "Hey Jude"!. Gdy się tak dobrze bawiliśmy, Scotti wrócił z tarasu i zaczął kolejną butelkę Jacka Danielsa. Nie odzywał się do mnie, ani na mnie nie spojrzał. Ktoś zmienił płytę na Motley Crue. Gdy usłyszałam pierwsze dźwięki " Girls, girls, girls", złapałam Mary Jane za rękę i ze szklanką w dłoni, zaczęłam tańczyć. Dołączył się do nas Sebastian i Axl. Nie powiem, całkiem dobrze tańczą. Bach nieźle mną zakręcał, aż nie utrzymałam równowagi i zaliczyłam glebę. Umierając ze śmiechu, podałam dłoń Rachelowi, który akurat przechodził.
- Dzięki wielkie - pocałowałam go w policzek.
- Nie ma sprawy. Może już nie pij, co? - zapytał i teraz on zaprosił mnie do tańca. Trzymał się lepiej niż ja.
- Ale ja nie jestem pijana! Nie martw się - widziałam jak zerka w stronę Mary. - Podoba Ci się co? To na co czekasz... idź do niej - wybełkotałam.
- Hmmm...? No fajna jest i to bardzo, ale chyba woli Axla - nie ma to jak szczere rozmowy pod wpływem.
- Pierdolisz. To idź o nią walcz - lekko traciłam grunt pod nogami.
- Scotti! Weź ją zaprowadź do pokoju, bo zaraz tu padnie. Trochę się najebała - zwrócił się do gitarzysty, śmiejąc się.
- A co ja jestem jakaś pierdolona niania? - Bolan spojrzał na niego zdziwiony z oczami jak pięciozłotówki.
- Dobra, ja ją zaniosę, bo coś naszemu Hillowi odpierdala na starość - powiedział Snake i zabrał mnie od basisty.
- Daveeee, jakie Ty masz ładne włosy. Takie miękkie... w ogóle jesteś suuuper, wiesz? - bełkotałam pod nosem.
- Haha, tak wiem, mała. Trochę się przesadziło, co?- prawie tarzał się ze śmiechu i o mało, co nie spadliśmy ze schodów.
- Tylko troszeczkę... o tyle, widzisz? - pokazałam palcami, kiedy kładł mnie na łóżko.
- Śpij Lexy, śpij - przykrył mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam.

- I co, śpi? - zapytała Mary, gdy Sabo wrócił do salonu.
- Jak zabita. Kurwa, nieźle się doprawiła - zaśmiał się i odpalił papierosa - A Ty Scotti co? Ochujałeś?
- Kurwa, dajcie mi święty spokój i zejdźcie ze mnie, ok? - odpowiedział poirytowany i dopił Jacka. Siedzieli tak i pili nie pytając więcej gitarzysty o nic, aż urwał im się film.

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 4

Witajcie :) cieszę się, że komentujecie i proszę o więcej, bo Was to nic nie kosztuje, a mi baaardzo pomaga i daje motywację do pisania.

Słońce uparcie przebijało się do mojego pokoju, nie dając mi spać. Otworzyłam oczy i spojrzałam za okno. Pogoda była cudowna, jak zresztą zwykle w Los Angeles. Popatrzyłam na budzik, który wskazywał 12:00 i przypomniało mi się, że dzisiaj poznam Skid Row. Pozbierałam zdjęcia z łóżka i schowałam z powrotem do kartonu. Wstałam, zrobiłam wszystkie podstawowe czynności, ubrałam się w koszulkę Kiss i czarne rurki. Włosy związałam w wysoką kitkę i zeszłam na dół w celu zrobienia sobie śniadania. To był jeden z nielicznych poranków, kiedy nie byłam "wczorajsza". Zastałam tam lekko skacowaną Mary.
- Widzę, że impreza się udała - uśmiechnęłam się do niej i klepnęłam w ramię.
- Żebyś wiedziała. Żałuj, że Cię nie było. Tak w ogóle to masz pozdrowienia. - odpowiedziała cicho i opadła głową na stół.
- Dziękuję - zaśmiałam się w duchu. Ja wyglądałabym tak samo. Sięgnęłam do szafki po miskę, nasypałam do niej płatki i nalałam mleko, wyciągając je uprzednio z lodówki. Usiadłam obok mojej przyjaciółki.
- Jakie plany na dzisiaj? - zapytałam.
- Nie mam żadnych. Może pójdę na zakupy, jak dojdę trochę do siebie.
- A co Ty na to, żeby zrobić dzisiaj imprezę zapoznawczą u nas? - widziała jak spojrzała na mnie wzrokiem " Pojebało Cię?" - Spokojnie. Idę dzisiaj na próbę zespołu Scottiego i pomyślałam, że byłoby fajnie ich zaprosić i przy okazji Wild Riot. Dawno się z nimi nie widziałam.
- No w sumie... wiesz, że ja nigdy nie odmówię, a też chętnie poznam tych kolesi. - odpowiedziała.
Uśmiechnęłam się i wstałam, żeby odłożyć miskę do zlewu i schować mleko.
- Dobra, to ja pójdę zrobić zakupy, tylko najpierw się trochę ogarnę - powiedziała Mary i poszła na górę.

Zastanawiałam się jacy są Ci koledzy Hilla. Już się nie mogę doczekać tej próby. Nie dość, że poznam resztę, to zobaczę ich w akcji. Na pewno są świetni, bo wiem jak potrafi wymiatać na gitarze mój przyjaciel. No właśnie... czy tylko przyjaciel? Pozmywałam naczynia. Była 13:30. O 16:00 przyjdzie gitarzysta, więc mam jeszcze sporo czasu. Postanowiłam w końcu zadbać o paznokcie i je pomalować. Wybrałam kolor czerwony. Włączyłam płytę Stonesów.
- Lexy, ja wychodzę powiedzieć chłopakom o imprezie. Po drodze zrobię zakupy. - do pokoju zajrzała Mary. Po kacu nie było ani śladu. Jak ona to zrobiła?
- Ok, dziękuję.
Dokończyłam malowanie i śpiewałam razem z Mickiem, kiedy paznokcie wysychały. Po jakiś 30 minutach wyłączyłam płytę i zeszłam na dół. Przydałoby się tutaj w końcu ogarnąć. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Zabrałam się za odkurzanie i ścieranie kurzu. Posprzątałam jakieś papierki i otworzyłam okno, żeby trochę przewietrzyć i wpuścić promienie słońca. Po skończonej pracy, wyszłam na taras i zapaliłam czerwone Marlboro. Pogoda była idealna na wypad za miasto. Zgasiłam ćmika i wróciłam do środka, bo robiło się naprawdę gorąco. Była 15:45. Poszłam do pokoju się przebrać, bo byłam cała w kurzu. Stałam przed szafą i nie mogłam się na nic zdecydować. W końcu wybrałam kraciastą mini i zwykłą, białą bokserkę. Włosy zostawiłam spięte. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Napisałam Mary kartkę, że idę na próbę. Kiedy kładłam ją na stół, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Cześć - przywitałam się z moim gościem buziakiem w policzek.
- No hej. Gotowa? Ślicznie wyglądasz tak w ogóle. - widziałam jak zmierzył mnie od góry do dołu.
- Czaruś z Ciebie, ale dziękuję. Tylko założę buty i wezmę torebkę - ubrałam moje kochane, czarne trampki za kostkę i zabrałam torbę. - Ok, możemy iść.
Zamknęłam drzwi, założyłam okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam za Scottim. Muszę przyznać, że wyglądał nieziemsko. Wyciągnął papierosa i podsunął paczkę pod mój nos. Wzięłam jednego, a on zapalił najpierw swojego, a później mojego.

Scotti:
Nie mogłem oderwać od niej oczu, jak tylko otworzyła mi drzwi. Wyglądała tak cholernie seksownie w tej spódniczce. Szkoda, że ona traktuje mnie jak przyjaciela. Z zamyślenia wyrwał mnie jej słodki głos.
- Dzięki - powiedziała, gdy zapaliłem jej szluga i uśmiechnęła się. Głupku panuj nad sobą i nie zrób jakiejś głupoty. Odwzajemniłem uśmiech. Teraz zdałem sobie sprawę jak kurewsko mocno za nią tęskniłem i jak mi jej brakowało.
- Wczoraj, jak powiedziałem chłopakom, że będziemy mieli gościa na próbie, to tak mnie zaczęli wypytywać, że szok. - przerwałem ciszę.
- Haha, ja też bardzo chcę ich poznać, no i usłyszeć jak gracie. Może mi opowiesz w skrócie coś o nich? Będzie mi łatwiej. - poprosiła. Nie mogłem odmówić, nie jej.
- No dobra. To wokalistą jest Sebastian Bach. Tak, tak się nazywa - wyjaśniłem, gdy zobaczyłem jej zdziwienie. - Jest wysoki jak cholera i ma tendencję do robienia głupot. Na perkusji gra Rob Affuso, zawsze uśmiechnięty. Na drugiej gitarze gra Dave Sabo, zwany "Snake". Ten to jest z nas najgłupszy. Chyba nigdy nie jest poważny. No a na basistą jest Rachel Bolan. Obok Sebastiana ma największe branie. To on ze Snake'm założyli ten zespół. No i jeszcze jestem ja, ale mnie znasz - zaśmiałem się. - To by było na tyle. Reszty się dowiesz z czasem.
- Wow, zapowiada się fajna ekipa. Nie wiem czy ich wszystkich ogarnę, ale postaram się. Cieszę się, że Ci się udało - spojrzała na mnie, a ja z cwanym uśmiechem ją popchnąłem - Osz Ty! - zrobiła obrażoną minę i sama mnie uderzyła. Szliśmy tak wygłupiając się. Ludzie się na nas dziwnie patrzyli, ale mieliśmy to gdzieś.
- Uwielbiam jak się wkurwiasz. Tak ślicznie wtedy wyglądasz - powiedziałem w pewnym momencie. Widziałem jak się zarumieniła i nic nie odpowiedziała. - Haha, słodka jesteś - objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. Ucieszyłem się, gdy mnie nie odepchnęła. Już zapomniałem, jak to cudownie trzymać ją w ramionach. Jest taka krucha i delikatna.
- Daleko jeszcze? - zapytała.
- Nie. Już jesteśmy. - staliśmy przed starym, blaszanym budynkiem. Weszliśmy do środka. Dzięki bogu było tam chłodniej niż na zewnątrz.

Lexy:
Moim oczom ukazał się sporych rozmiarów barak. Gdy weszliśmy do środka, poczułam orzeźwiający powiew powietrza. Ucieszyłam się że już jesteśmy, bo robiło się zbyt intymnie, a z drugiej strony nie chciałam, żeby mnie puszczał. Jestem pojebana! Zdjęłam okulary, przewiesiłam przez łańcuszek na szyi i poszłam za chłopakiem w stronę dźwięku perkusji.
- Widzę, że już zaczęli - powiedział. Popatrzyłam tylko na niego nic nie mówiąc.
- Oooo no nareszcie się zjawiliście. - odezwał się od razu chyba 2-metrowy, cholernie przystojny chłopak, gdy tylko przekroczyliśmy próg. - Nie mówiłeś Scotti, że Twoja koleżanka jest taka ładna. Jestem Sebastian albo Baz jak wolisz, a Ty musisz być Lexy - podszedł do mnie i się przedstawił. Ja tylko przytaknęłam i uścisnęłam mu dłoń. Miał tak delikatne i idealne rysy, że aż odebrało mi mowę. Kątem oka widziałam jak Hill witał się z resztą i zabrał się za swoją gitarę.
- Cześć. Nie zwracaj uwagi na niego- powiedział i podszedł do mnie chyba Bolan - Jestem Rachel - jestem mistrzem!!! - A ten tam z papierosem to Snake, a za perkusją siedzi Rob - przedstawił resztę. Ten pierwszy do mnie pomachał. Nagle zobaczyłam jak perkusista biegnie w moją stronę i mnie przytula.
- Już, bo mnie udusisz - zaśmiałam się, tak jak i chłopcy.
- Miło nam Cię poznać. Scott dużo nam o Tobie opowiadał.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy - uśmiechnęłam się i popatrzyłam na przyjaciela. Widziałam jak się zarumienił. Chłopcy wzięli się za tą próbę, a ja usiadłam na jednym z głośników i myślałam, że na pewno się zaprzyjaźnimy, bo to świetna ekipa. Sebastian wygląda na niezłego zgrywusa i ma idealną osobowość do bycia wokalistą, Snake jest zabawny i w taki śmieszny sposób rusza głową. Rachel jest przystojny jak cholera i widać, że ma w sobie coś z punka... no i ten kolczyk w nosie... bardzo sexy, no a Rob to Rob, taka maskotka. Mega pozytywny człowiek. Do tego grają zajebiście i ten głos Sebastiana...można odpłynąć. Każdy wczuwał się w to co robi i widać, że żyją muzyką. Moje oczy w większości obserwowały Scottiego, który wkładał wszystko w swoja grę i czuł muzykę całym sobą, paląc przy tym papierosa. Nie znałam ich piosenek, więc nie mogłam śpiewać. Jednak kiedy zagrali covery, m.in. Aerosmith, nuciłam sobie pod nosem. Nagle podszedł do mnie blondyn z mikrofonem i spojrzał, dając znak, że mam kontynuować. Takim sposobem śpiewałam razem z nimi. Próba dobiegła końca.
- Wow, jesteś w chuj dobra - chłopaka zatkało z wrażenia.
- To nie jedyny jej talent! - odezwał się Hill - Może Lexy, coś nam zagrasz? - i podał mi swoją gitarę.
- Ale ja dawno nie grałam, nie wiem czy jeszcze coś umiem - powiedziałam, jednak brunet był uparty jak zwykle.
- Nie pierdol. Tego się nie zapomina - puścił mi oczko. Zaczęłam niepewnie grać "Jumpin' Jack Flesh" Rolling Stonesów. Reszta siedziała i miała otwarte gęby z wrażenia.
Kto tak zajebiście gra? usłyszałam nagle i zobaczyłam 5 chłopaków. Momentalnie przestałam.
- Ty?! - powiedziałam równocześnie z tym mulatem, co mnie prześladuje.
- No siema chłopaki. To wy się znacie? - zapytał zdezorientowany Baz.
- Taaa, niestety - powiedziałam do siebie. - Co oni tu w ogóle robią?
- Mamy tu próbę, skarbie. Razem ze Skid Row wynajmujemy ten barak, bo tak jest taniej. - odpowiedział mi rudy chłopak. - To może się przedstawimy. Nie wiedzieliśmy, że będziemy mieć tak ślicznego gościa. Więc ja jestem Axl Rose - wokalista, ten wysoki to Duff McKagan i gra na basie. Ten drugi blondyn to Steven Adler, nasz perkusista. To Izzy - pokazał palcem w stronę ciemnowłosego chłopaka - a to coś to Slash. Jesteśmy Guns n Roses.
- My się już znamy - odezwał się sam zainteresowany i uśmiechnął. - Miałaś do nas wpaść na próbę, mała - podszedł do mnie.
- No widzisz, jakoś się nie złożyło - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Ale teraz jesteś, więc można to nadrobić - złapał mnie za rękę. Widziałam jak Scotti nie spuszcza z nas oka.
- Odpierdol się i mnie nie dotykaj - wyrwałam się, ale nie odpuszczał.
- Puść mnie kurwa - krzyknęłam.
- Nie słyszysz Slash? mam Ci pomóc? - nagle, pojawił się Hill.
- Nie wtrącaj się kurwa. To nie Twoja sprawa, więc spadaj - odpowiedział mu Slash.
- Mylisz się. Puść ją i to już - szarpnął go mój obrońca. Kudłacz odwrócił się do niego. Patrzyli na siebie takim wzrokiem, że gdyby mógł zabijać, już by nie żyli. Reszta tylko patrzyła jak takie sieroty.
- Dosyć! Przestańcie. Scotti chodź, nie warto - przerwałam to złapałam chłopaka za ramię. Spojrzał na mnie i od razu złagodniał. Odeszliśmy do reszty.
- Noo jaki ten nasz gitarzysta waleczny - odezwał się Snake.
- Pierdol się - odpowiedział poddenerwowany i pokazał mu środkowy palec. Dave tylko podniósł ręce w poddańczym geście.

- Robię dzisiaj małą imprezę. Może wpadniecie? - starałam się mówić cicho. Jakoś nie chciałam, żeby tamci usłyszeli.
- Ooo impreza! To my tez chętnie przyjdziemy, no nie? - odezwał się Duff. Kurwa!
- A próba? - zapytałam z nadzieją, że odmówią.
- Próba nie ucieknie, a my chlania nie odpuścimy - zaśmiał się Axl. Boże jaki on ma głos. - No to zbieramy się, a Ty prowadź. Jak masz w ogóle na imię?
- Lexy - wymamrotałam. Scotti do mnie podszedł widząc wzrok mulata skupiony na mojej osobie.
- Wszystko ok? - zapytał troskliwie i popatrzył mi w oczy.
- Tak. Chodźmy już. - Nie wiem jak tyle osób się pomieści u mnie w domu i co na to Mary. Nie mam nic do Guns n Roses, bo wydają się sympatyczni, ale nie wiem czy chcę spędzić tyle czasu z tym Slashem. Myślałam, że coś do niego czuję, ale gdy pojawił się mój przyjaciel, to zupełnie o nim zapomniałam. I jeszcze ta sytuacja z przed 10 minut...Oby wszyscy ten dzisiejszy wieczór przeżyli.

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 3

Kochani, nie zabijajcie mnie za ten moment, w którym skończyłam. Teraz powinno się wszystko wyjaśnić. Wiem, że trochę krótki, ale jakoś tak wyszło :) 


Odwróciłam się i wtedy już wiedziałam, że się nie pomyliłam. To był Scotti, mój najlepszy przyjaciel i zarazem były chłopak.
- Cześć Lexy - uśmiechnął się do mnie, tym swoim cudownym uśmiechem, który jeszcze niedawno kochałam. Otrząsnęłam się z szoku i rzuciłam mu się w ramiona. Tak dawno go nie widziałam, a tyle rzeczy mam mu do opowiedzenia. Mocno się w niego wtuliłam i mimo, że go dotykałam to i tak nie mogłam uwierzyć co on tu robi.
- Jezu Scotti, co Ty tu kurwa robisz? Jak mnie znalazłeś i w ogóle, opowiadaj. - byłam taka podekscytowana.
- To ja pójdę do siebie, a Wy sobie pogadajcie - powiedziała Mary i zniknęła na schodach.

Usiedliśmy w salonie na kanapie. Tak bardzo za nim tęskniłam i brakowało mi jego towarzystwa, zwłaszcza na początku pobytu tutaj.
- Mieszkam w L.A. od jakiegoś tygodnia. Znalazłem tutaj zespół i próbujemy się wybić, a wiesz że w Pheonix to by się nie udało. A twój adres miałem, bo jak wyjeżdżałaś to mi go podałaś pamiętasz? - spojrzał na mnie i odgarnął włosy z twarzy. Nic się nie zmienił, no może nawet wyprzystojniał.
- A no tak, faktycznie. Ale nie sądziłam, że będziesz mnie szukał po tylu latach. - spuściłam głowę. Było mi przykro, że wtedy musiałam go zostawić i wyjechać. Nie mogłam jednak postąpić inaczej i on to rozumiał.
- Jak miałbym Cię nie szukać Lexy? Co Ty pierdolisz? Byłaś dla mnie najważniejsza i nadal jesteś kimś ważnym. - złapał mnie za podbródek i skierował tak, żebym na niego spojrzała. -  Od razu jak znalazłem chwilę czasu, to postanowiłem do Ciebie zajrzeć. Wszystko u Ciebie w porządku?
- Tak, wszystko ok. Znalazłam pracę, przyjaciół. Nie sądziłam, że się tu odnajdę, ale to miasto jest wprost stworzone dla mnie. Lepiej opowiadaj o tym zespole. Musisz mnie koniecznie z nimi poznać. - uśmiechnęłam się. Byłam taka szczęśliwa, że znowu mam go przy sobie. Jednak moje uczucie do niego się wypaliło. Nadal jest mi bliski, ale to nie to samo. Chyba sama siebie próbuje oszukać. Nadal, gdy jest blisko mam dreszcze i to dziwne uczucie w brzuchu.
- Jasne, że tak! Jutro mamy próbę, więc przyjdę po Ciebie o 16 i pójdziesz ze mną. Poznasz chłopaków i zobaczysz jak gramy. - był taki szczęśliwy, kiedy to mówił. Jego największe marzenie właśnie się spełnia.
- A jak się nazywacie?
- Skid Row, ale dopiero zaczynamy, więc pewnie nie kojarzysz.
- No to prawda, ale  wkrótce poznam. Cieszę się, że Ci się układa i że będę Cię miała blisko, tak jak za czasów, gdy mieszkaliśmy w Pheonix.
Od tego wszystkiego zupełnie zapomniałam, że miałam dzisiaj iść do tego mulata na próbę. Straciłam zupełnie rachubę czasu. Siedzieliśmy tak chyba 3 godziny i wspominaliśmy dawne czasy.
- Kurwa, późno się zrobiło. Dobra, ja się będę zbierał. Przyjdę po Ciebie jutro. - odprowadziłam go do drzwi.
- Ok, będę czekać. Zrobiłeś mi niezłą niespodziankę - przytuliłam go na pożegnanie. Kiedy się odsunęłam, złożył pocałunek na moim policzku, szeptając "cieszę się, że mam Cie znowu blisko" i wyszedł. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Miałam mętlik w głowie. Czy on nadal coś do mnie czuje? Nie, coś sobie ubzdurałam, nie po takim czasie. Na pewno ma dziewczynę, więc co ja sobie wmawiam. Chociaż... nie wspomniał o niej nic. Kurwa, jestem żałosna. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Moje przemyślenia przerwał głos dochodzący ze schodów.
- Fajny ten Twój kolega - powiedziała Mary - ale czy tylko kolega?
- Masz rację, nie tylko. Chodź na górę, to wszystko Ci opowiem.

Weszłyśmy do mojego pokoju, blondynka usiadła na łóżku, a ja wyciągnęłam z szafy karton z pamiątkami i zajęłam miejsce obok niej. Znajdowały się tam głównie zdjęcia z czasów, gdy mieszkałam w Pheonix.
- Kiedyś, jeszcze przed moim wyjazdem, ja i Scotti byliśmy razem. Poznałam go przypadkowo, kiedy chciałam się nauczyć grać na gitarze.
- Nie wiedziałam, że umiesz grać. Nigdy tego nie robiłaś - powiedziała zaskoczona dziewczyna, oglądając zdjęcia.
- Tak, wiem. Od przyjazdu tutaj nie grałam, więc nie wiem czy jeszcze potrafię. Nieważne. Wracając. No i siedziałam sobie w parku pod drzewem i coś brzdękałam. Wtedy pojawił się on i pokazał mi jak powinnam to robić, a później zaproponował, że może mnie uczyć. Przychodził do mnie prawie codziennie. Bardzo się przez ten czas zbliżyliśmy. Praktycznie wszędzie chodziliśmy razem. Był dla mnie kimś wyjątkowym i pewnego dnia, gdy siedzieliśmy na dachu starego klubu, paliliśmy papierosy i patrzyliśmy na okryte nocą miasto, zapytał czy nie chciałabym być jego dziewczyną. Oczywiście się zgodziłam, bo od dawna był dla mnie kimś więcej niż kolegą. Było nam razem cudownie, ale nadszedł dzień mojego wyjazdu. Scotti wiedział, co planuję, więc nie był zaskoczony. Jednak pożegnania zawsze są trudne, zwłaszcza że byliśmy nierozłączni. Obiecał mi, że mnie nie zapomni i do mnie przyjedzie. No to w skrócie już wszystko. - skończyłam opowiadać i zapaliłam papierosa, otwierając wcześniej okno i siadając na parapecie.
- I dotrzymał słowa. Jakie to romantyczne. Musiał Cię cholernie kochać. Nie dziwię Ci się, że wszystko wróciło, skoro kiedyś byliście tak blisko. - powiedziała moja przyjaciółka i podeszła do mnie - Może jeszcze do siebie wrócicie, co? Wydawał się nadal Tobą zainteresowany.
- Nie, nie wiem. Nie chce nic przyspieszać. Zobaczymy co się wydarzy. - odpowiedziałam lekko zamyślona.
- Kurwa! Zapomniałam, że umówiłam się z Todem i resztą w Rainbow. Idziesz z nami? - zapytała Mary i szybko ruszyła do drzwi.
- Nie, nie mam ochoty. Bawcie się dobrze
- No jak chcesz. Pa, kochana. - i wyszła z domu.
Dopaliłam szluga, pomachałam jej przez okno i poszłam pod prysznic. Ubrałam się w pidżamę ( za duża koszulka i damskie bokserki ) i położyłam się do łóżka. Wyciągnęłam z kartonu zdjęcie na którym całowałam się ze Scottim, a po policzku popłynęły mi pojedyncze łzy. Dlaczego ja go wtedy zostawiłam? Wszystko sobie tutaj ułożyłam i nagle on się zjawia i burzy cały porządek w moim życiu jednym uśmiechem. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 2

Witam! Cieszę się, że komentujecie moje opowiadanie, bo mi to pomaga i daje dużo wskazówek. Dziękuję Wam za to bardzo i proszę o więcej. Jeśli jest ktoś zainteresowany byciem powiadamianym o nowych rozdziałach, to proszę o zaglądnięcie do zakładki Informowani i wpisanie się w komentarzu. To chyba na tyle. Zapraszam do czytania :)


Obudziłam się i pierwsze co poczułam to ból rozsadzający moją czaszkę. Aż syknęłam i opadłam z powrotem na poduszkę. Nie chciało mi się nawet otwierać oczu, żeby zobaczyć, która godzina. Słyszałam na dole jakieś odgłosy. Próbowałam sobie przypomnieć, co ja wczoraj robiłam, że aż tak mnie napierdala głowa i kojarzyłam niezłą imprezę w klubie i jakiegoś kolesia tańczącego ze mną przez połowę czasu, który spędziłam na parkiecie. Widziałam wszystko jak przez mgłę, ale czułam się jak dziwka, obmacująca się z facetem, którego pierwszy raz widzi na oczy. KURWA! Co by sobie o mnie pomyśleli rodzice? Że wychowali swoją córkę na dziewczynę lądującą w łóżku z każdym napotkanym mężczyzną. Nagle, uświadomiłam sobie, że nie pamiętam jak skończył się ten wieczór i cała w strachu, mimo bólu głowy, podniosłam się i rozglądnęłam, gdzie tak faktycznie się znajduję. Kamień spadł mi z serca, kiedy okazało się, że jestem u siebie w pokoju i w swoim łóżku. Widocznie Mary była bardziej przytomna ode mnie i zabrała mnie ze sobą, a nie zostawiła na pastwę losu. Inaczej na pewno wylądowałabym w łóżku z tym kolesiem i miałabym pretensję tylko i wyłącznie do siebie. No bo do kogo innego? Muszę zdecydowanie ograniczyć dragi... taa łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wmawiam sobie, że nie jestem uzależniona, ale podświadomie wiem, że jak bym nie brała przez parę dni, nie byłoby ze mną za dobrze. Mary ma nad tym jako taką kontrolę i stara się mi pomóc. Kochana jest. Dba o mnie, kiedy ja nie jestem w stanie już sama o siebie zadbać. To dzięki niej i chłopakom z Wild Riot nie kończę każdej imprezy w innym łóżku. Po tych głębokich przemyśleniach nad swoim życiem, w końcu wstałam i poszłam do łazienki, doprowadzić się do normalności. Myślałam, że mi rozwali głowę na małe kawałki, ale jakoś się ogarnęłam i poczłapałam do kuchni w poszukiwaniu mojego wybawienia czyli tabletek.
- O widzę, że śpiąca królewna wstała. Nieźle wczoraj zabalowałaś z tym mulatem. To jakiś Twój nowy znajomy? - zapytała z sarkazmem w głosie, podając mi szklankę z wodą i tabletki.
- Kocham Cię! Ratujesz mi życie. A tego kolesia pierwszy raz na oczy widziałam i nawet nie pamiętam jak wyglądał. To Ty mnie przyprowadziłaś do domu? - zapytałam, biorąc tabletki i je połykając.
- Oj Lexy, Lexy. Tak ja, ale sama nie dałabym rady. Pomogli mi chłopcy, akurat też się zbierali. Proszę Cię  nie przesadź, bo od dobrej zabawy do dzikiej imprezy jest malutki krok, a może kosztować bardzo dużo. Wiesz, że ja tez lubię się zabawić, ale czasami mam wrażenie, że tracisz kontrolę.
- Spokojnie kochana, jeszcze nad tym panuję. Wiem, że się o mnie martwisz, ale nie masz powodu - uśmiechnęłam się blado. Nie chciałam jej oszukiwać, ale sama przed sobą bałam się przyznać, że ma rację.
- Dobra jak uważasz. Ja lecę do pracy, a Ty też się zbieraj bo już 10, a Ty jesteś spóźniona.
Spojrzałam szybko na zegarek na ścianie i jak oparzona zerwałam się z krzesła.
- Nie mogłaś mi wcześniej kurwa powiedzieć? - zaczęłam się szybko ubierać potykając o własne nogi.
- Hehe lecę, papa! - i wyszła do pracy.

Słońce świeciło niemiłosiernie. Przeklinałam pod nosem, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Biegiem przemierzałam zatłoczone ulice Los Angeles i przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka. Oglądnęłam się za nim, bo usłyszałam jak mówi w moim kierunku " uważaj kurwa". Wydawało mi się, że skądś go kojarzę, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Wpadłam do księgarni i zobaczyłam jak przy biurku czeka na mnie mój szef. Szczerze nienawidzę tego starego gbura, a mam dziwne przeczucie, że nieźle dzisiaj mi się od niego oberwie.
- Panno Moon ma Pani godzinę spóźnienia. Nie mam zamiaru tolerować takiego zachowania, ani współpracować z kimś tak nieodpowiedzialnym - wyrzucał z siebie słowa jak z karabinu, stając się coraz bardziej czerwonym na twarzy.
- Bardzo Pana przepraszam Panie Spoon, ale miałam awaryjną sytuację - szybko musiałam coś nazmyślać szefowi, bo mimo, że nie lubię tej pracy, to jakąś muszę mieć. - Moi rodzice zadzwonili do mnie dzisiaj rano, że muszę odebrać brata z lotniska ( kit z tym, że nie mam brata), a później odwiozłam go do siebie do mieszkania i jak najszybciej ruszyłam do pracy. To się więcej nie powtórzy, obiecuję - spojrzałam na niego błagalnie i uśmiechnęłam się słodko.
- Dobrze, niech Ci będzie, ale ostatni raz. Następny taki wybryk i wylatujesz. A teraz do roboty.
Odetchnęłam z ulgą i pospiesznie wzięłam się za układanie książek i obsługiwanie nielicznych klientów. Cały czas byłam rozkojarzona i myślałam o tym chłopaku, którego potrąciłam. Nie mogłam go z nikim skojarzyć, ale wydawał mi się dziwnie znajomy. Może to ten mój partner z wczorajszej imprezy? Nie, raczej nie. Mam wrażenie, że tamten wyglądał zupełnie inaczej. No cóż, może jeszcze kiedyś na niego wpadnę. Nie miałam dzisiaj nawet czasu zapalić, więc rozglądnęłam się po sklepie czy nie ma w pobliżu tego grubego chuja i wyszłam na zewnątrz. Oparłam się o budynek, i mocno zaciągnęłam. Poczułam przyjemny dym w płucach...tego mi było trzeba. Patrzyłam na ulicę i ludzi spieszących się w różne miejsca i zaczęłam się zastanawiać, co teraz robią moi rodzice oraz jak wygląda Phoenix. Dawno tam nie byłam, a mimo wszystko zostawiłam tam sporo wspomnień.  Zarówno tych dobrych jak i złych. Muszę dzisiaj zadzwonić do rodziców, pomyślałam i zgasiłam szluga czubkiem trampka. Wróciłam do pracy, bo zauważyłam, że schodzą się klienci.

Kiedy wreszcie wybiła 17 ( w soboty pracuję krócej ), zabrałam torebkę, zamknęłam sklep i ruszyłam w stronę domu. Nareszcie - pomyślałam. Nie lubię tej pracy, ale nie mam zamiaru zarabiać sypiając z obleśnymi facetami. Już wolę to moje nudne siedzenie w księgarni. Rozmyślając, chciałam zapalić, ale jak na złość zapalniczka nie dawała znaków życia. Kurwa! Wszystko dzisiaj się wali, jakiś pojebany ten dzień. Nagle, zauważyłam przed nosem niewielki płomień z zapalniczki, którą ktoś trzymał przy mojej twarzy. Skorzystałam i w końcu zapaliłam mojego papierosa.
- Dzięki - podniosłam oczy na gościa, który przyszedł mi z pomocą.
- Cała przyjemność po mojej stronie mała. Jestem Ci coś winien za wczoraj.
Zmarszczyłam brwi i myślałam, o co mu kurwa chodzi? Pierwszy raz go widzę na oczy. Widocznie mnie z kimś pomylił.
- Jakie wczoraj? Coś Ci się chyba popierdoliło! Nie znam Cię człowieku. Dzięki za ogień, ale spieszę się - i ruszyłam przed siebie. Jednak nie było mi dane iść spokojnie do domu. Mój "wybawca" uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i włóczył się za mną z głupim uśmieszkiem. Tylko to jestem w stanie zauważyć, bo resztę twarzy przykrywają gęste loki. Skąd on się urwał?
- Naprawdę mnie nie kojarzysz Lexy? Tańczyliśmy wczoraj w klubie i było bardzo miło - powiedział w moim kierunku jeszcze bardziej się zbliżając.
- Skąd znasz moje imię? Byłam pijana i naćpana, więc daj mi łaskawie spokój i się kurwa odczep. To była tylko impreza, dobra zabawa i tyle. Myślisz, że pamiętam każdego kolesia, z którym kiedyś tańczyłam? - odpowiedziałam nieco wrednym tonem. Miałam go już serdecznie dosyć, chociaż nie powiem, zaintrygował mnie i to bardzo. Czasami sama siebie nie ogarniam, no ale cóż.
- Może jednak wpadniesz do nas na próbę? Możesz zabrać kogoś ze sobą. Byłoby miło - zapytał i stanął przede mną, zagradzając mi drogę.
- Każdego napotkanego człowieka tak napastujesz? - Spojrzałam na niego, kiedy akurat gasił swojego papierosa. Coś było w nim takiego magnetycznego. Wzbudził we mnie mieszane uczucia. Niby mnie wkurzał, ale z drugiej strony miałam dziwną ochotę się z nim spotkać.
- Nie, tylko takie piękne dziewczyny jak Ty. To co przyjdziesz? - powiedział i posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Daruj sobie takie tanie teksty. - spojrzałam na niego i wysapałam - No dobra, niech Ci będzie, ale dasz mi już dzisiaj święty spokój.
- Jasne, piękna. Próba jest o 20 w takim starym, rozpadającym się garażu na Second Avenue. Trafisz na pewno. To do zobaczenia - powiedział, puścił mi oczko i sobie poszedł.
Stałam jak wmurowana. Co ja najlepszego robię? Totalnie postradałam zmysły.Umawiam się z nieznajomym i to u niego. Skoro to będzie próba, to będą też inni członkowie zespołu. A ja jedyna dziewczyna pomiędzy tymi napalonymi rockowcami. Cudownie Lexy, gdzie Ty masz mózg? Może Mary Jane, będzie chciała ze mną pójść. Mam taką nadzieję, to zawsze jakieś damskie towarzystwo. Otrząsnęłam się z szoku i weszłam jeszcze po drodze do sklepu po nową zapalniczkę i zrobiłam przy okazji jakieś małe zakupy. Powoli zapadał wieczór, więc robiło się chłodniej. Przyspieszyłam kroku, z racji tego, że miałam na sobie tylko krótki rękaw. Z zamiarem zadzwonienia w końcu do moich rodziców, za którymi tęskniłam i mimo wszystko bardzo mi ich brakowało, wpadłam do domu. Rzuciłam siatki z zakupami na stół w kuchni i chciałam iść do telefonu, kiedy usłyszałam:
- Masz gościa.
- Ja? A kogo niby? Jak to znowu ten pojeb z imprezy, to mu wygarnę. Co on sobie myśli, że może mnie śledzić? - Byłam nieźle wkurzona, kiedy zza pleców dobiegł mnie znajomy głos...To nie może być prawda. On tutaj? Jakim cudem?

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 1


Obiecałam dodać jak najszybciej, więc ta dam :D bardzo proszę czytających o komentarze ze wskazówkami co robię dobrze, a co ewentualnie poprawić...


Jest 21 kwiecień 1988 rok, piątek. Dzień jak co dzień. No tyle, że jutro już weekend. Wczoraj jak zwykle balowaliśmy do późnych godzin, więc dzisiaj jak miałam wstać do pracy to wyglądałam jak siedem nieszczęść. Dźwięk budzika - chyba nigdy nie polubię tej rzeczy - zmusił mnie do ogarnięcia się. Gdy weszłam do łazienki i zobaczyłam jak wyglądam, aż się przeraziłam. Każdy włos sterczał w inną stronę, a resztki makijażu rozmazały się tak, że wyglądałam jak zombi. Szybko doprowadziłam się do jako takiego porządku i ubrałam sie w skórzane spodnie i bluzkę z Misfits. Gdy zeszłam na dół, Mary Jane już nie było. Zjadłam dwie kanapki, które mi zostawiła, złapałam torbę i zapalając papierosa wybiegłam z domu, uprzednio go zamykając. Pogoda była wymarzona na piknik, ale ja musiałam zapieprzać do pracy. Gdy już tam dotarłam, usiadłam za ladą i bawiłam się zapalniczką. Męczył mnie kac i miałam nadzieję, że nie będzie dzisiaj dużego ruchu. Po 4 godzinach wpadła do mnie Mary ( skrót od Mary Jane przyp. aut. )
- Cześć! Słuchaj ja tylko na chwilę, bo muszę wracać do pracy- zaczęła Mary - mam dzisiaj totalne urwanie głowy, ale musiałam się wyrwać, żeby Ci to powiedzieć.
- No hej, to mów bo widzę, że to coś ważnego- stwierdziłam po minie mojej przyjaciółki.
- John, Tod, Brian i Ian maja dzisiaj swój pierwszy mini koncert w Roxy i my musimy tam być. Wszystko się zaczyna o 21, więc się wyszykuj i bądź gotowa - Mary była strasznie podjarana.
- Co Ty pierdolisz? Serio? No to na mnie możesz liczyć, dobrze o tym wiesz - odpowiedziałam lekko zaskoczona tym co mi powiedziała - ale się cieszę. Spełni się ich największe marzenie, tylko czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Bo dopiero przed chwilą się dowiedziałam i jak najszybciej przybiegłam do Ciebie.Dobra to ja  lecę, bo za chwilę mnie wyleją... Pa!
- No papa, do zobaczenia wieczorem- odmachałam jej na pożegnanie, wciąż będąc w szkoku po tym co usłyszałam.
Dzień w parcy minął spokojnie, aż bym stwierdziła, że nudno. Było paru klientów, ale szybko sobie z nimi poradziłam, starając się być miłą. Najważniejsze że już kończę. Jest 19, więc mam jeszcze czas, żeby się wyszykować. Zamknęłam księgarnię i wyruszyłam szybszym krokiem do domu. Na ulicach pojawiało się coraz więcej ludzi, wybierających sie na krótki wypad do baru. Sama dzisiaj dołączę do tego grona.Gdy weszłam do domu, Mary jeszcze nie było. Włączyłam płytę Sex Pistols "Neverminds the Bollock" i szperałam w szafie w co mam się ubrać. Wybrałam jeansowe szorty i koszulkę Aerosmith. Później jeszcze tylko glany i ramoneska i byłam gotowa. Włosy zostawiłam w artystycznym nieładzie, a oczy podkreśliłam czarną kredką. O 20 do domu wpadła Mary.
- Daj mi sekundkę to szybko sie przebiorę i możemy lecieć- powiedziała zdyszana- urwanie głowy w tej robocie. Ledwo sie kurwa wyrobiłam.
- Hehe spokojnie, jak się troszkę spóźnimy to się świat nie zawali- uśmiechnęłam sie do niej, pakując do torby paczkę czerwonych i portfel.
Po 20 minutach mogłyśmy wychodzić. Mary miała na sobie czarną sukienkę z ćwiekami do połowy uda i czarne szpilki. Zabrałyśmy kurtki, zamknęłyśmy dom i szłyśmy do klubu. Dostanie się do niego, graniczyło z cudem. Musiałyśmy się przepychać przez stado napalonych, pijanych facetów, którzy nie przepuszczą żadnej dziewczynie.
- Hej mała, chodż do tatusia - wybełkotał jeden z nich w moim kierunku, łapiąc mnie za tyłek.
- Pieprz się - pokazałam mu środkowy palec i weszłam z Mary do środka.
Zajęłyśmy stolik na końcu sali i od razu zamówiłyśmy po Jacku Danielsie. Chłopcy zauważyli nas z za kulis i szybko do nas przybiegli.
- Siema dziewczyny, fajnie że jesteście! - powiedział Brian i każdy przywitał sie  z nami buziakiem w policzek.
- A miałybyśmy przegapić takie wydarzenie? Dajcie czadu i pokażcie co potraficie - puściłam im oczko.
- Lexy ma rację. Roznieście ten klub i jak staniecie się sławni to nie zapomnijcie o swoich biednych przyjaciółkach od chlania - powiedziała z prośbą w głosie moja lokatorka.
 - Jasne,jesteście dla nas najważniejsze - odpowiedział Ian - no zaraz po muzyce - uśmiechnął się.
- Dobra my już lecimy się przygotować, trzymajcie kciuki - powiedział John i wybiegli szybko tam , skąd wyszli.
Jakieś 10 minut później, starszy facet - chyba właściciel klubu - zapowiedział zespół Wild Riot. Koncert trwał niecałą godzinkę. Chłopcy spisali się świetnie, a my bawiłyśmy się na całego. Po opróżnieniu butelki Jacka, zaczęłyśmy tracić kontrolę nad sobą. Weszłyśmy na bar i tańczyłyśmy do piosenek naszych przyjaciół. Kiedy zeszli ze sceny, my nadal świetnie się bawiłyśmy, porywając  tłum za sobą i ściągając na siebie wzrok napalonych facetów. Nie zwróciłam uwagi, że od dłuższego czasu przygląda nam się grupka 5 rockmanów.
Tymczasem przy innym stoliku:
- Niezłe są te dwie laski na barze. Chętnie bym się nimi zajął - stwierdził rudy chłopak.
- Axl dałbyś spokój chociaż na jakiś czas, ale w sumie masz rację. Wyglądają na takie, co lubią się zabawić. - wybełkotał ledwo przytomny wysoki blondyn i zaczepił przechodzącą obok, skąpo ubraną kelnerkę.
- Hej skarbie, przynieś jeszcze jedną butelkę Danielsa! - powiedział i klepnął dziewczynę w tyłek. Ta tylko się zalotnie uśmiechnęła i poszła po zamówienie.
Gdy dwójka wdała się w konwersację jak się dobrać do dziewczyn, a kolejni dwaj byli nieobecni duchem po wciągnięciu dużej ilości narkotyków, mulat z gęstą burzą włosów nie mógł oderwać oczu od jednej z nich. Zauroczyła go, chociaż sam się sobie dziwił. Postanowił, że musi ją poznać, a że był pod wpływem alkoholu to miał na to wszystko więcej odwagi.
- Hej a Ty dokąd się wybierasz? Aaaa nasz Kudłacz idzie wyrwać tą laseczkę z parkietu... szykuje się ruchanko.
- Pierdol się Rose - odpowiedział wkurzony mulat.
- Dajcie mu spokój, nie widzicie, że mu zależy - odezwał się wreczcie niższy blondyn.
U dziewczyn:
 Zeszłyśmy z baru, zamówiłyśmy jeszcze po drinku i poszłyśmy do toalety. Przy okazji wciągnęłyśmy małą ilość kokainy. Czułam się wyzwolona i pełna energii. Wróciłam na parkiet i zauważyłam, że Mary przestała tańczyć i gada z chłopakami z Wild Riot. Nic sobie z tego nie robiąc, bawiłam sie dalej, gdy poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Zamroczona białym proszkiem, nie przerwałam tego. Wręcz przeciwnie, dałam się ponieść muzyce i delikatnemu, ale stanowczemu dotykowi mojego partnera.
- Nie pierwszy raz Cie tu widzę mała, lubisz się zabawić? - zapytał mój towarzysz. Czuć było od niego fajki i alkohol.
- Spostrzegawczy jesteś - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A mogę wiedzieć jak masz na imię? Ja jestem Saul, ale mówią na mnie Slash, a tam w rogu siedzą moi koledzy z zespołu - pokazał ręką w odpowiednie miejsce.
- Jestem Lexy, miło mi Slash. Grasz w zespole? - zapytałam, na co ten przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie.
- Dopiero zaczynamy, ale zobaczysz, że dziewczyny będą piszczeć na nasz widok i będziemy zarabiać kupę kasy - wyszeptał blisko mojego ucha tonem pełnym pewności siebie. Nie powiem, żeby to na mnie nie zadziałało bardzo pobudzająco, bo miał bardzo przyjemny, ciepły głos.
- No to trzymam kciuki i życzę powodzenia. Jak gracie rocka, to pewnie przyjdę na wasz koncert.
- Rock & Roll to całe nasze życie, mała! Czuj się zaproszona jako gość specjalny  - roześmiał się.
Nie bardzo kontaktowałam, ale wiedziałam, że ma ciemniejszą karnację i ogromną burzę włosów na twarzy?? WTF? Może ja mam jakieś zaburzenia widzenia przez stan w jakim się znajdowałam. Tańczyliśmy jeszcze długi czas, nasze ciała bardzo dobrze się ze sobą zgrywały, a jego ręce delikatnie dotykały mnie w tali, wędrując od pleców aż do tyłka. W normalnych okolicznościach bym go przystopowała, albo walnęła w twarz, ale byłam zbyt pijana by to zrobić. Jego twarz była coraz bliżej mojej, a nasze ciała tworzyły teraz jedność, gdy w pewnym momencie urwał mi się film, bo zobaczyłam ciemność i nic więcej nie pamiętam.


sobota, 5 stycznia 2013

Prolog

Witam wszystkich, chętnych czytać te moje cuda wianki. To mój pierwszy blog, więc bardzo proszę o wyrozumiałość i zapraszam do czytania.


Mówią, że życie w Los Angeles jest trudne. Dużo osób myśli, że znajdzie tutaj swój raj na ziemi, lecz często są to tylko marzenia. Rzeczywistość jest brutalna i nie zna litości dla nikogo. Ja jakoś przeżyłam, więc chyba nie jest tak źle. Oczywiście wszędzie pełno ćpunów i dilerów, dziwek i napalonych zboczeńców, ale są też normalni ludzie, toczący zwyczajne życie. Co prawda może ja tak do końca do nich nie należę, bo praca w księgarni to nie jest szczyt marzeń, ale zawsze coś. Nie jestem intelektualistką uwielbiającą książki, ale jakiś grosz do kieszeni wpadnie. Nie myślcie, że skoro pracuje w takim miejscu to jestem wykształconą, grzeczną dziewczynką, bo tak nie jest. Wręcz przeciwnie... Lubię się zabawić z dużą ilościa alkoholu i narkotyków, obracam się w towarzystwie marginesu społeczeństwa czyli nieudaczników marzących o byciu rockmenami. Ale kocham tych ludzi, bo sama jestem taka jak oni, a praca jak to praca, nie będę wybrzydzać gdy chodzi o jakikolwiek przypływ gotówki. Ludzie mogą mówić co chcą, ale ja uwielbiam to zalane alkoholem i zasypane kokainą Miasto Aniołów ( taaa chyba upadłych ). Ma swój klimat i nigdzie nie czułabym się tak dobrze jak tutaj. Mieszkałam kiedyś w Phoenix z rodzicami, ale od zawsze wiedziałam, że to nie miejsce dla mnie. Oczywiście to nie wina moich rodziców, bo oni są kochani, chociaż nie wiem czy byli by ze mnie dumni. Po prostu tam nie pasowałam, potrzebowałam innego otoczenia, więc gdy tylko skończyłam 18 lat wyjechałam, żeby zacząć żyć po swojemu. Oczywiście nie myślcie, że uciekłam od rodziców i ich olałam, bo tak nie jest. Zawsze byli dla mnie wsparciem i kochali mnie i zaakceptowali moją decyzję. Teraz mieszkam w kamienicy przy słynnym Sunset Strip razem z moją najlepszą przyjaciółką Mary Jane, którą poznałam w sklepie spożywczym, w którym pracuje. Jest moją bratnią duszą, zawsze się rozumiemy. Może dlatego, że jesteśmy do siebie bardzo podobne z charakteru. Do naszej paczki należy też 4 chłopaków, marzących o założeniu zespołu. Oddałabym za nich wszystkich życie i jestem pewna, że oni zrobili by to samo dla mnie. Aaaaa no i najważniejsze... nazywam się Lexy Moon, mam 21 lat i prowadzę w miarę normalne życie o ile można tak wogóle powiedzieć :)