poniedziałek, 9 września 2013

Nominacja do Liebster Blog Award + zawieszenie!

Cześć moi kochani blogowicze :D Na wstępie dziękuję tym, którzy mnie nominowali a mianowicie Starlight i Rain <3. Nie mam pojęcia,  o co znowu w tym chodzi, ale jest mi niezmiernie miło ;)

Pytania do mnie:
1. Co jest dla Ciebie najważniejsze?
2. Gdybyś spotkała złotą rybkę, jakie byłyby Twoje 3 życzenia?
3. Twoja ulubiona piosenka na ten moment?
4. Wyobraź sobie, że przypadkiem spotykasz swojego idola. Co robisz?
5. Jaką książkę poleciłabyś komuś nieznajomemu?
6. Jaka jest najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś w życiu?
7. Które trzy słowa najlepiej opisałyby Twoją osobowość?
8. Co najczęściej robisz/Twoje hobby?
9. Czy okłamałabyś bliską Ci osobę, jeśli prawda byłaby bolesna?
10. Gdybyś mogła mieszkać gdzie indziej, gdzie by to było?


Moje odpowiedzi:
1. Najważniejsze jest dla mnie szczęście moich bliskich oraz oczywiście muzyka.
2. Moje 3 życzenia to: przenieść się do lat 80-tych, być na wszystkich koncertach jakie sobie zamarzę, znaleźć pracę, w której będę się spełniać.
3. Na ten moment zdecydowanie Alice in Chains "Man in the box".
4. Zapewne bym nic nie zrobiła znając mnie albo zemdlała, ale gdybym jednak wykazała cechy istoty żyjącej to bym podeszła i oczywiście poprosiła o autograf.
5. Osobie podobnej do mnie o podobnych zainteresowaniach: Jakub Ćwiek "Dreszcz".
6. Najbardziej szalona....nic mi nie przychodzi do głowy, czyli widocznie było to po "kieliszku", skoro nie pamiętam. 
7. Uzależniona od rocka.
8. Najczęściej chyba słucham muzyki, niestety nie zawsze na żywo.
9. Nie
10. Oczywiście Los Angeles, najlepiej 20 lat temu :P

Nominowane blogi:
www.here-today-gone-to-hell.blogspot.com
www.trouble-alexrosielove.blogspot.com
www.isjustalittlepatience.blogspot.com
www.i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com
www.crazy-rock-life.blogspot.com

Moje pytania do Was:
1. Na jaki koncert chciałybyście pójść?
2. Co byś najchętniej zmieniła w dzisiejszej muzyce?
3. Od jakiej płyty jesteś uzależniona?
4. Wymień 3 najważniejsze rzeczy w Twoim życiu.
5. Z jakim idolem chciałabyś stanąć na jednej scenie?
6. Jaki film polecasz innym?
7. Masz szansę przez 3 godziny pobyć w latach młodości swoich idoli. Co robisz najpierw?
8. Widząc na ulicy osobę grającą na instrumencie, rzucasz mu drobne?
9. Jaką jedną cechę byś w sobie zmieniła?
10. Grasz na czymś?


A teraz ta druga, mniej przyjemna część notki. Mianowicie jestem zmuszona do zawieszenia bloga na jakiś czas. Nie mam zupełnie głowy do myślenia nad rozdziałami, a nie chcę pisać byle czego. Bardzo was przepraszam, ale to nie jest definitywny koniec! Chwilowy przestój...nadal jednak czytam wasze opowiadania ;) Trzymajcie się i nie zapomnijcie o mnie <3

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 23

Tam, ta da dam!!!!! Oto mój wielki powrót :D A tak serio, to nie sądziłam, że w najbliższym czasie coś napiszę, ale skoro wena mnie niespodziewanie naszła to macie i korzystajcie ;) Liczę na komentarze od każdego, chociaż jedno maleńkie słowo...będę bardzo wdzięczna.


Minął tydzień od kiedy zostałam menadżerką Gunsów. Nawet sam David Geffen zaproponował mi, żebym pracowała dla niego, dzięki czemu mogłam rzucić tą cholerną pracę w klubie. Teraz wszystko co robię jest kontrolowane przez ludzi z wytwórni, ale płacą ogromne pieniądze, więc to żaden problem. Mimo, że jestem już członkiem ekipy Geffen, to i tak traktują mnie inaczej...wiadomo, okres próbny i te sprawy. Sama nie mogę podejmować decyzji, co jest dosyć uciążliwe, ale nie oszukujmy się...wszystko jest lepsze od tańczenia dla napalonych kolesi. Chłopcy nagrali swój pierwszy teledysk, co bardzo podniosło ich samoocenę, a zwłaszcza Axla, bo reszta jakoś przechodziła obok tego bez większego entuzjazmu. Picie i ćpanie w zatrważających ilościach było już codziennością. Wcześniej, aż tak mnie to nie raziło, ale kiedy widzisz swoich przyjaciół nie będących sobą, to masz ochotę nimi porządnie wstrząsnąć. Mój "związek" ze Slashem ma się bardzo dobrze, a nawet lepiej. Spotykamy się wieczorami, trochę wypijemy i spędzamy długie godziny na igraszkach w łóżku. Najważniejsze, że z Duffem jakoś się ułożyło i nie skaczemy już sobie do gardeł. Czasami przyłapuję się na tym, jak o nim myślę, o tym co było...tęsknie. Właśnie taka chwila nadeszła, kiedy siedziałam w studiu i czekałam na zespół. Z zamyślenia wyrwał mnie Axl.
- Twoje wielkie gwiazdy rocka już są! - ja nadal nie zwracałam na niego uwagi, stukając długopisem o stolik - Halo Lexy! - wydarł się tuż przy moim uchu, na co spojrzałam na niego wilkiem, podskakując na krzesełku.
- Kurwa Rose, pojebało Cię do reszty? - podniosłam głos, bo moje bębenki w uszach chyba nie zniosły tego hałasu.
- Spokojnie Śpiąca Królewno - zaśmiał się, rozsiadając się na kanapie. Reszta wtoczyła się za nim, całując mnie w policzek na powitanie. Oczywiście Duff sobie to odpuścił
- No to zaczynamy - zerwał się ochoczo Steven, od razu siadając za bębnami i waląc w nie pałeczkami.
- Cześć kocie - szepnął Slash, dyskretnie wkładając rękę za dekolt mojej koszuli w kratę, kiedy każdy zajęty był sobą.
- Nie tutaj - zachichotałam cicho, po czym zmieniłam ton na poważny - Znowu się spóźniliście. Cholera, ogarnijcie choć raz dupy na czas. To takie trudne? - oparłam się rękami o stół mikserski, patrząc w ich stronę. Kiedy spojrzałam na McKagana dziwnie się poczułam...znowu. W końcu to o nim przed chwilą myślałam...
- Dobra, my wiemy, ale zamiast gadać to może już zacznijmy ok? - zabrał głos Saul, podpinając gitarę do wzmacniacza.
- Ale ma to być ostatni raz Axl - spojrzałam wymownie na niego, bo dobrze wiedziałam, że to on ich opóźnił. Próbował zaprzeczać i się bronić, ale dał sobie spokój, kiedy wepchnęłam mu mikrofon do ręki.

Próba minęła dość sprawnie. Chłopcy dali z siebie wszystko i byli w świetnej dyspozycji. Ja w tym czasie robiłam notatki i spis piosenek, na pierwszy wielki koncert. Kiedy wszyscy wyszli, a ja zostałam dokończyć papierkową robotę, poczułam jak ktoś mnie przyciąga za krzesło. Tym kimś okazał się Hudson z Jackiem i paczką fajek w dłoni.
- A co Ty tu... - przerwał mi bardzo namiętnym pocałunkiem. Niby to nieprofesjonalne, ale miałam to gdzieś. Oddawałam pocałunki równie zachłannie, zarzucając ręce na jego szyję.
- Nie wytrzymam dłużej - wydyszał, milimetry od mojej twarzy. Uśmiechnęłam się zalotnie wstając i popychając go na krzesło, na którym przed chwilą siedziałam. Zabrałam od niego butelkę pociągając sporego łyka, po czym odłożyłam na ziemię. Usiadłam okrakiem na gitarzyście, mocno go całując i wkładając ręce pod T-shirt. Mulat sprawnymi dłońmi odpiął mi guzik od spodni, wkładając w nie czubki palców. Oboje mruczeliśmy z zadowolenia. Chłopak zszedł z pocałunkami na szyję, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy i spotkałam się ze smutnym i pełnym żalu spojrzeniem Duffa. Nie byłam w stanie nic zrobić, ani powiedzieć. Tylko na niego patrzyłam, a on też nie spuszczał ze mnie wzroku. Jednak po chwili wbił wzrok w podłogę, po czym opuścił pomieszczenie. Coś zakuło mnie w sercu. Poczułam się jak ostatnia szmata. Tylko dlaczego? Przecież nie jesteśmy już razem, więc nie powinnam mieć wyrzutów sumienia. Nagle Slash oderwał się ode mnie.
- Co jest? - odwrócił moją twarz tak, żebym na niego spojrzała. Widziałam w jego oczach podniecenie.
- Nic, po prostu nie mam ochoty - wyswobodziłam się z jego objęć, podchodząc do okna. Sala znajdowała się na 30 piętrze, więc widoki były imponujące.
- No ok, to wpadnę do Ciebie wieczorem - podszedł do mnie chcąc pocałować w szyję.
- Nie. Dzisiaj chcę pobyć trochę z Mary - popatrzyłam na niego. Był ewidentnie zdezorientowany, ale wcale się nie dziwię. Najpierw o mało co go nie rozebrałam, a teraz nie mam ochoty go widzieć. Pokiwał tylko głową, po czym zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Dlaczego ja tak reaguję na tego blondyna? Myślałam, że on już dla mnie nic nie znaczy, ale chyba się myliłam. Zrzuciłam wszystkie papiery z blatu z niemocy i wkurzenia. Wszystkich wokoło oszukuję, nawet samą siebie. Ja go nadal kocham...po tym co mi zrobił, nadal nie jest mi obojętny. Czyżby on też coś jeszcze do mnie czuł? Jego mina mówiła "zostaw ją, ona jest moja". Tylko po co te wszystkie złośliwości? Mam totalny mętlik w głowie. Zebrałam się do kupy, po czym ułożyłam porozrzucane kartki na swoje miejsce. Miałam zamiar iść do domu i albo się napić, albo pomyśleć. Zrobię jedno i drugie! Zamykałam drzwi i zmierzałam do windy, kiedy zauważyłam opartego o ścianę na przeciwko, Duffa. Lekko mnie zamurowało i zapewne moje zachowanie było co najmniej dziwne. Ledwo co się ogarnęłam, a on znowu się pojawia. Kiedy tak na niego patrzyłam i widziałam jak bardzo się stacza, coś mnie zabolało.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam w końcu, podchodząc bliżej. Podniósł na mnie wzrok nic nie mówiąc. Nastała niezręczna cisza, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, znów poczuć to ciepło bijące od jego ciała - Nie wyglądasz najlepiej Duff - mimo to, nadal był seksowny i pociągający - Coś się stało? - kucnęłam przed nim, żeby jakoś nawiązać kontakt.
- Nie, wszystko jest ok. Po prostu nie zwracaj na mnie uwagi. Wracaj do Slasha, bo chyba coś przerwałem - kiedy skończył, zderzyłam się z jego pięknym, acz widocznie przygaszonym spojrzeniem. Nie wiedząc co zrobić, pogładziłam go po ramieniu i wstałam, dusząc guzik windy.
- Lexy...- usłyszałam, kiedy przechodziłam przez drzwi.
- Tak? - patrzyłam wyczekująco, zatrzymując nogą zasuwające się drzwi. Blondyn podszedł do mnie maksymalnie blisko. Czułam ten charakterystyczny dla niego zapach.
- Nie, nic. Dzięki za wszystko, cześć - zerwał się nagle i nim się obejrzałam zniknął na schodach. Mając jeszcze większy bajzel w głowie, zjechałam na parter, po czym wyszłam z budynku i zaczerpnęłam "świeżego" powietrza. Co ten facet ze mną robi? Raz mnie nienawidzi, a kiedy indziej o mało nie całuje. Zapaliłam papierosa i ruszyłam do domu w celu jak najszybszego napicia się. Nic tak nie relaksuje jak mała dawka alkoholu.

- O cześć Rachel...i Sebastian - przywitałam się z chłopakami, tuż po przekroczeniu progu. Wokalista jak to on, od razu zaczął opowiadać jakiś zboczony kawał, który tylko jego śmieszy. Ja nie byłam w nastroju do żartów, więc kiedy nie zareagowałam na jego jakże zabawną historię, lekko się oburzył.
- Nie bierz tego do siebie Baz, mam dzisiaj kiepski dzień - pogłaskałam go po policzku, co trochę złagodziło jego focha.
- Moja biedna Lexy... - przykleił się do mnie - Ja służę pomocą. No, wygadaj się swojemu najlepszemu koledze.
- Seba, daj jej spokój! - usłyszeliśmy z salonu głos basisty. Blondyn od razu zaczął robić głupie miny i po cichu przedrzeźniał kolegę. Lubię Bacha i to bardzo, ale on nie nadaje się na powiernika i poważnego słuchacza. Ciągle tylko zabawa i panienki mu w głowie. Na imprezę to genialne towarzystwo, ale nie do rozmów na poważne tematy.
- Nie obraź się, ale mam tylko ochotę się napić - mówiłam, rzucając się na kanapę obok Bolana. Ten szeroko się do mnie uśmiechnął, co starałam się odwzajemnić. Brunet ostatnimi czasy bardzo często u nas przebywa. Z Mary chyba jakoś się dogadali, ale jej nie do końca pasuje to, że nie odstępuje jej na krok. Bardzo mu zależy na blondynce, więc walczy z Nuno jak tylko może. Nie ma zamiaru się poddać, co bardzo mi się podoba.
- Wszystko ładnie, pięknie, ale wypiliśmy niedawno ostatnią puszkę piwa - dosiadł się Sebastian, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Kurwa, no! - jęknęłam i zobaczyłam przepraszające spojrzenia - Dobra, pójdę kupić jakieś wino - wstałam, zmierzając do wyjścia - A gdzie tak właściwie jest Mary? - zapytałam już przy drzwiach.
- Do góry. Ogarnia się, bo zaraz ją porywamy. Też jesteś chętna? - wychylił się zza kanapy łeb Rachela.
- Nie, bawcie się dobrze. Pa - zmierzałam w kierunku najbliższego sklepu monopolowego. Kupiłam dwie butelki wina i jakąś wódkę, po czym wracałam do domu. Nagle zza ciemnej uliczki wyłoniła się postać.
- Cześć Lexy - odezwał się Izzy.
- Kurwa, nie strasz - głęboko oddychałam, bo z początku było widać tylko zarys postaci w długim, czarnym płaszczu.
- Wybacz. Co tam niesiesz? Uuuu mogę się dołączyć? - odgarnął włosy z czoła, patrząc na moją siatkę.
- Mam doła...to chyba wszystko wyjaśnia - odpowiedziałam opierając się o ścianę obok gitarzysty.
- No to chodź ze mną - popatrzyłam na niego dziwnie - No co? Kto Cię tak wysłucha jak nie ja? - objął mnie ramieniem, uśmiechając się w ten swój słodki sposób. Miał rację. Może nie był zbyt wylewny i wygadany, ale słuchać potrafił jak nikt inny. Poza tym przebywa z Duffem znacznie częściej niż ja, więc może się od niego czegoś dowiem.
- Ok, chodźmy! - odpowiedziałam z entuzjazmem. Chłopak zabrał ode mnie zakupy, po czym zaprowadził w ustronne miejsce. Byliśmy tylko my, jakiś mały lasek obok i murek, na którym usiedliśmy.
- No to opowiadaj - odezwał się brunet, otwierając jedną butelkę wina i biorąc od razu sporego łyka. Tak jak prosił, tak zrobiłam. Powiedziałam mu o moich wątpliwościach i uczuciach, a on cierpliwie słuchał, co jakiś czas wtrącając się w moje słowo. Butelka krążyła z ręki do ręki, podczas kiedy ja wypytywałam go o basistę Gunsów.
- Słuchaj - powiedział już lekko wcięty, bo opróżniliśmy obie flaszki czerwonego wina - Ja nie jestem jakimś pieprzonym znawcą od uczuć, ale ostatnio McKagan zachowuje się inaczej. Znaczy...niby nadal jest tym samym gnojkiem jakiego znam - spojrzałam na niego wymownie, podnosząc brew - Ok, no żartuję przecież - poklepał mnie po udzie, kontynuując - Od dawna nie widziałem u niego żadnej laski, a te wszystkie kurwy które miałaś okazję poznać, to było tylko na pokaz. Później wylatywały na zbity pysk, bez jakichkolwiek emocji z jego strony. Tyle mogę Ci powiedzieć.
- To i tak wiele jak na Ciebie - spojrzał na mnie z udawanym oburzeniem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Czyli przez ten cały czas on tylko udawał? Okazuje się, że to była tylko gra pozorów z jego strony, a tak naprawdę to chciał żebym do niego wróciła...Tylko po cholerę ten cały cyrk? Wystarczyło powiedzieć wprost.
- To co? Zbieramy się? Bo chyba wypiliśmy cały Twój zapas, który kupiłaś - powiedział mój towarzysz, wstając i zapalając papierosa. Podstawił mi paczkę pod nos, z czego oczywiście skorzystałam. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zaczęło się ściemniać. Mieliśmy idealny widok na zachodzące słońce.
- Mhm - przytaknęłam, zeskakując z murku.
- Izzy... - zapytałam, kiedy wracaliśmy przez zatłoczone ulice, a chłopak szedł w zamyśleniu.
- Tak? - nawet na mnie nie spojrzał, tylko mocno się zaciągnął, wypuszczając po chwili spory kłąb dymu z ust.
- Dziękuję za wszystko - stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Chyba nie bardzo wiedział jak się zachować w tej sytuacji.
- Nie ma sprawy, Mała - potarmosił mi włosy i rozeszliśmy się w dwóch różnych kierunkach. Nie spodziewałam się, że rozmowa z Jeffem może mi pomóc, ale tak właśnie było. Trochę mi to rozjaśniło umysł. Kiedy weszłam do domu, wszędzie było ciemno, czyli Mary już wyszła z chłopakami. W dużo lepszym nastroju zrobiłam jakieś kanapki i włączyłam telewizor. Spokojny wieczór w domu bardzo mi się teraz przyda.

Mary:
Wybraliśmy się z chłopakami na tor gokartowy. Wiem jak bardzo Rachel to lubi, a sama chętnie się pościgam. Kiedy dotarliśmy na miejsce i dostaliśmy od instruktora kaski, oczywiście mój kochany basista musiał mi pomóc, chociaż świetnie dałabym sobie radę sama.
- Daj, zapnę Ci - podszedł do mnie, wyzywająco patrząc w oczy. Uwielbiam go, ale po ostatnich wydarzeniach praktycznie wszystko robi ze mną lub za mnie. Nie powiem, trochę to irytujące - Nawet w tym kasku wyglądasz cholernie podniecająco - wymruczał tym swoim niskim głosem, obejmując mnie w pasie. Trzepnęłam go tylko w ramię z uśmiechem.
- Ej, gołąbeczki! Wsiadać do tych maszyn, zaraz zobaczycie na co stać Wielkiego Sebastiana Bacha - widok prawie dwumetrowego faceta w takim małym samochodziku to naprawdę komiczny widok. O mało nie tarzając się ze śmiechu, dotarliśmy do swoich pojazdów i ruszyliśmy. Zrobiliśmy trzy standardowe okrążenia i oczywiście wygrał Rachel, jako fan tej zabawy. Wielki Pan Bach był ostatni, więc jego mina nie była najweselsza. Odgrażał się cały czas, że jeszcze się odegra. Po krótkiej przerwie na chłodny koktajl, niezmordowani towarzysze chcieli ruszać dalej.
- Zaraz do was dojdę, tylko pójdę do łazienki - odeszłam od stolika w wiadomym celu. Muzycy chyba postanowili pojeździć w tym czasie we dwóch.
- Cześć piękna, nie spodziewałem się tu Ciebie - poczułam silny zapach perfum i dotyk na ramieniu, kiedy wychodziłam z toalety.
- O cześć Nuno - przytuliłam go na przywitanie - Jak widzisz potrafię zaskakiwać.
- No to, to ja akurat doskonale wiem - słodko się do mnie uśmiechnął.
- Jestem tu z Bazem i Bolanem, chcieliśmy się trochę rozerwać. Cześć Gary i Pat - zauważyłam resztę Extreme, którzy do nas podeszli.
- No my tak samo. Trochę rywalizacji nigdy nie zaszkodzi - odezwał się Gary. Chwilę jeszcze pogadaliśmy, kiedy zjawili się dwaj muzycy Skid Row.
- Tu jesteś, a ja Cię wszędzie szukam - podszedł do mnie basista, mrożąc wzrokiem Bettencourte'a i całując mnie namiętnie. Widząc ich, lekko się zdenerwowałam, bo wiem jak Rachel na nich reaguje.
- Trochę się zagadałam, ale możemy już iść. Miłej zabawy - objęci ruszyliśmy w swoją stronę, wolałam się jak najszybciej oddalić.
- Czekajcie! Mam pomysł - podbiegł do nas Nuno, Bolan aż mocniej mnie ścisnął - Może się pościgamy, co? Nasza drużyna przeciwko waszej - zaproponował cały czas nie spuszczając wzroku z mojego chłopaka. Mi się ten pomysł bardzo spodobał, więc chętnie na niego przystałam. Chłopcy mieli mniej entuzjazmu w sobie, ale też w końcu się zgodzili.. Ustawiliśmy się na odpowiednich pozycjach i ruszyliśmy. Włosy powiewały nam od prędkości. Miałam naprawdę sporo frajdy. O dziwo pierwszy na metę dotarł Nuno. Bolan od razu do niego doskoczył.
-  Co to kurwa miało być? Nie potrafisz wygrać uczciwie, więc grasz nieczysto? - wydzierał się na niego, a my nie wiedzieliśmy co się dzieje.
- Opanuj się człowieku, o co Ci chodzi? Przegrałeś, pogódź się z tym - uśmiechnął się zwycięzca.
- Rachel, daj spokój - próbowałam go uspokoić, ale mnie olał.
- O co mi chodzi? Zajeżdżałeś mi drogę i wjeżdżałeś we mnie specjalnie! Myślisz, że kurwa tego nie widziałem? - Nuno tylko pokiwał głową, cały czas się śmiejąc.
- Sebastian, zrób coś - poprosiłam blondyna, ale ten nie miał zamiaru się w to mieszać.
- Chcę rewanżu. Tylko Ty i ja - podminowany brunet pokazywał palcem, żądny zemsty.
- Ok, nie ma sprawy. Przegrywać też trzeba umieć - widziałam jak Nuno nachyla się do Rachela i coś mu szepta. Basista był ewidentnie wkurzony.
- Trzymaj za mnie kciuki kochanie - podszedł do mnie. Pocałowałam go, po czym założył kask i wsiadł do samochodziku. Moje protesty i tak nie miały by sensu. Ten rewanż wygrał Rachel, co bardzo go ucieszyło. Podbiegłam do niego rzucając mu się w ramiona. Chłopak posłał ostatnie, pełne dumy spojrzenie w stronę rywala, po czym wraz z Sebkiem opuściliśmy to miejsce. Słyszałam za sobą tylko jakieś przekleństwa i drobny hałas. Wszyscy w świetnych nastrojach poszliśmy na drinka, po czym wróciliśmy do mieszkania Skidów tylko we dwójkę. Wokalista upolował jakąś długonogą brunetkę i zniknął. Basista był tak naładowany energią, że prawie całą noc namiętnie się kochaliśmy.

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 22

No i w końcu jest kolejny rozdział :D chyba się wypalam...Nie mam już takiej łatwości w pisaniu, mimo że bym chciała. Za tydzień wyjeżdżam także starałam się dodać jeszcze przed wyjazdem i się udało ;) Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i jak zwykle proszę o jeszcze :D Chociaż jedno słowo, czy się podobało czy nie. To naprawdę pomaga :) To teraz zapraszam do czytania i przepraszam za ewentualne błędy <3

Spałam sobie spokojnie, kiedy poczułam smyranie na swoim ciele, wzdłuż kręgosłupa. Był niesamowicie delikatny, jakby piórko sunęło po moich plecach. Zamruczałam z przyjemności, lekko unosząc kąciki ust. Odwróciłam się twarzą do mojego nocnego kochanka i powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam, to piękne czekoladowe tęczówki, wpatrujące się we mnie. Chłopak chyba nawet nie zauważył, że patrzę na niego od jakiejś chwili, tak był zamyślony. W końcu wrócił do teraźniejszości i uroczo się do mnie uśmiechnął, przyciągając mnie bliżej do siebie.
- Jak Ci się spało? - zapytałam, delikatnie przesuwając dłoń po jego klatce piersiowej. Gitarzysta wypuścił głośno powietrze, jakby rozmarzony.
- Zajebiście - wymruczał - Nigdy czegoś takiego nie czułem - spojrzał na mnie i zaczął odsuwać ze mnie kołdrę. Nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi więc przytrzymałam jedyny materiał jaki mnie przykrywał.
- No puść, chce zobaczyć jak tam moja solówka - spojrzał na mnie z tym cwanym uśmiechem, na co zrobiłam o co prosił. Kiedy zobaczył swoje nocne dzieło, oczy mu się zaświeciły jak u małego dziecka, na co  zaśmiałam się pod nosem.
- To będzie hit - mruczał do siebie, sunąc palcami po moim brzuchu. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę, że wzbudza tym we mnie niekontrolowane uczucie przyjemnego mrowienia. Zerwał się z łóżka tak nagle, że nie wiedziałam co się stało. Grzebał mi w szufladach, ewidentnie czegoś szukając.
- Czegoś szukasz? - zapytałam, wychylając się w jego stronę. Podkreślę, że był całkiem nagi, więc miałam też całkiem miły widok.
- Jakiejś kartki, bo przecież muszę to przepisać - był tak poważny, jakby chodziło o jego życie, a to tylko kilka nut. No ale podniosłam się z łóżka i owinięta kołdrą, podałam mu z komody notesik i długopis, po czym chłopak rzucił mnie na materac, rozsuwając mój "kamuflaż". Trochę bawiła mnie ta sytuacja, więc nie mogłam opanować chichotu, na co Slash tylko patrzył na mnie z pod byka. Kiedy w końcu przepisał te bazgroły i odłożył na stolik nocny, myślałam że spokojnie udam się pod prysznic, ale nie było mi to dane, ponieważ Kudłacz przyciągnął mnie do siebie i mocno wpił w moje spragnione wargi.
- Gdzie mi uciekasz? Jeszcze nie skończyłem - przerwał na moment pocałunek, żeby szybko znów złączyć usta z moimi. Pozbył się kołdry, po czym niespodziewanie wszedł we mnie, nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie. Był tak boskim kochankiem, że nie mogło być mi chyba lepiej. Mocno dyszeliśmy, bliscy osiągnięcia szczytu, kiedy doszedł nas dźwięk telefonu.
- Kurwa, nie teraz.... - wysapał ciężko Saul - Ani mi się waż odbierać ten pierdolony telefon - zwrócił się do mnie, przysysając się do mojej szyi. Nie miałam zamiaru tego robić, zresztą po chwili dźwięk ucichł i słyszałam cichy głos Mary. W końcu nie wytrzymała i sama ruszyła się do wkurwiającego przedmiotu, a my w tym czasie wydaliśmy głośny jęk i opadliśmy zmęczeni obok siebie. Ostatni raz pocałowałam mulata i wzięłam orzeźwiający prysznic, szorując tusz od długopisu z mojego ciała. Pachnąca i z nowym zapasem energii, wyszłam po jakieś świeże ciuchy. Mulata już nie było w sypialni. Wybrałam skórzane spodnie i koszulkę The Beatles, po czym upięłam włosy w koka i zeszłam na dół. W kuchni czekała na mnie kawa, jakieś kanapki i oczywiście Saul, palący papierosa przy oknie w samych dżinsach.
- No no, jaka niespodzianka. A za co to wszystko? - zapytałam, odrywając go od patrzenia na widoki za oknem. Wyrzucił niedopałek i usiadł na przeciwko mnie.
- To nie ja zrobiłem w sumie, ale mogę sobie przywłaszczyć ten pomysł - zakrył oczy włosami, ukrywając śmiech.
- Ani mi się waż. Nie po to się narobiłam, żebyś teraz Ty skorzystał - Mary wystawiła mu język - Ale śmiało, częstujcie się. Dzwonił Axl i nie był zbyt zadowolony- spojrzeliśmy na nią zdziwieni - Macie się jak najszybciej zjawić w wytwórni, oboje. Nic więcej nie wiem - wzruszyła ramionami, po czym napiła się kawy. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi i dlaczego ja też mam przyjść, ale i tak nie mam nic lepszego do roboty. Slash szybko dokończył kanapkę i pognał do góry po bluzkę, bo siedział w samych spodniach, więc miałam chwilę dla blondynki.
- A u Ciebie co tam? - zapytałam Mary, kiedy dopijałam kawę. Ostatnio nie mamy czasu, żeby spokojnie porozmawiać i tylko się mijamy.
- To temat na dłuższą rozmowę - widziałam jaka jest nieswoja...domyślałam się, że to coś z Rachelem, po tym co ostatnio się wydarzyło w domu to mogę być tego pewna. Gitarzysta już zakładał kowbojki, więc tylko pożegnałam się z przyjaciółką, bo ten już na mnie czekał przed drzwiami.
- Lexy!!! - usłyszałam wołanie i szybko zerwałam się z miejsca.
- Pogadamy później - pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Slash od razu objął mnie ramieniem, szybko przenosząc dłoń na mój pośladek, a ja wygrzebałam z kieszeni jego spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym odpaliłam fajkę. Mina Kudłacza była bezcenna, na co wystawiłam mu tylko język i przemierzaliśmy ulice w stronę budynku wytwórni, cały czas rozmawiając o zespole. Cholernie mnie Hudson pociąga i jest między nami takie dziwne napięcie, ale żadne z nas nie chce teraz poważnego związku, tylko dobrej zabawy, a skoro oboje tego chcemy to chyba nie ma w tym nic złego. Po dość długiej drodze, w końcu dotarliśmy do tego budynku. Byliśmy nieco spóźnieni, więc już widzę wkurzenie Pana Rose'a. Praktycznie co chwilę się zatrzymywaliśmy na krótki pocałunek, co jeszcze bardziej wydłużyło naszą drogę, bo Slash te zwykłe pocałunki zamieniał w namiętne i długie.

Rachel:
Wstałem w celu zjedzenia czegoś, bo w moim brzuchu była zupełna pustka. Minąłem się w korytarzu ze Snake'em i oczywiście nie dane mi było w spokoju zjeść śniadanie, bo momentalnie się odwrócił i uczepił jak  rzep psiego ogona. Udawałem, że go nie widzę i zabrałem się za szukanie czegoś w lodówce, ale oczywiście nic nie znalazłem, a chłód ze środka przyjemnie działał na moją ranę.
- Kurwa, znowu nie ma nic do żarcia - powiedziałem do siebie, trzaskając drzwiami.
- Stary...co Ci się do cholery stało? Jakaś bójka o której ja nic nie wiem? - spojrzałem na niego, a ten miał dziwnego banana na ustach. Co za człowiek...
- Nie Twój zasrany interes - zbyłem go szybko, ale niestety ten człowiek tak szybko nie odpuszcza. Kiedy chciałem go wyminąć, złapał mnie za ramię i zawrócił, sadzając na krześle.
- Przecież kurwa widzę, więc mi tu nie pierdol głupot. - spojrzał wyczekująco. Uwielbiam tych facetów jak braci, ale czasami są tak bardzo wścibscy, że nic się nie da przed nimi ukryć. - No to od kogo tak oberwałeś po mordzie? - nie miałem zamiaru nic mówić, bo nie ma się czym chwalić. Myślałem, że w końcu da sobie spokój...myliłem się.
- Kurwa Rachel! - wydarł się tak, że aż podskoczyłem na krześle, a z góry przyleciała cała reszta ekipy...no świetnie teraz to już jestem w czarnej dupie.
- Co się tak drzecie? - zapytał Sebastian zaspany i spojrzał najpierw na Snake'a, później na mnie. - Uuuu a Ciebie kto tak urządził? Mary Ci przyłożyła za złe sprawowanie? - wybuchnął śmiechem, wgryzając się w chyba jedyne pożywienie w naszym domu czyli jabłko.
- Bardzo, kurwa śmieszne Baz - powiedziałem pod nosem i stwierdziłem, że skoro już tu siedzą i czekają, to im powiem co i jak. I tak by to ze mnie wyciągnęli. - Ale poniekąd masz rację.
- Co Ty stary, dajesz się tak obić, babie? Nooo schodzisz na psy - pokiwał głową wokalista, po czym został trzepnięty w głowę przez Roba. Te jego teksty działały na mnie jak płachta na byka i miałem ochotę mu przyłożyć. Już i tak byłem wystarczająco wkurwiony, to jeszcze te jego durne gadki...czasami go nienawidzę.
- Zamknij się i daj mu powiedzieć - odezwał się cichy dotąd Scotti, na którego pomoc zawsze mogłem liczyć. Skinąłem mu głową w podziękowaniu i wziąłem głęboki wdech.
- To nie Mary mnie uderzyła, tylko biłem się z tym gościem, którego niedawno poznaliśmy w klubie, Nuno. - widziałem lekką dezorientację na ich twarzach - Ten co przyszedł z kolegą. Lexy go przyprowadziła i dostawiał się cały czas do Mary.
- Aaaa ten taki latynos? - zapytał Dave, na co przytaknąłem. Opowiedziałem im w skrócie całą historię, od momentu jak ich razem zobaczyłem, aż do wyrzucenia mnie z domu przez blondynkę. Nie powiem, trochę mi ulżyło i takie wygadanie pomogło mi się trochę ogarnąć i tak jakby spojrzeć na to z innej perspektywy. Nadal jednak uważałem, że to nie ja jestem winny tylko ten koleś, który pcha łapy nie tam gdzie powinien. Widocznie Mary odebrała to inaczej i najlepiej będzie jak na jakiś czas od siebie odpoczniemy. Widziałem coraz większe zdziwienie w oczach chłopaków, kiedy streszczałem im wydarzenia z wczoraj.
- O kurwa, to się porobiło. I co teraz z wami będzie? - zapytał Hill, a reszta spojrzała na mnie wyczekująco. Chyba trochę się przejęli moją sytuacją...
- Nie wiem...nie mam zamiaru przepraszać na kolanach, bo moim zdaniem nic złego nie zrobiłem.
- No jasne, że nie. To ten pieprzony Nuno czy jak mu tam wszystko niszczy. Ona tego nie widzi? - zapytał Sebastian wyraźnie poddenerwowany.
- No chyba nie, bo po jej reakcji to ona uważa, że to ja mam nie równo pod sufitem - odgarnąłem włosy z twarzy, zapalając fajkę.
- Ślepa i głu...- spojrzałem na Bacha wzrokiem mrożącym krew w żyłach - no co? Kurwa, ma faceta a daje się obściskiwać innemu. Zastanów się Rachel czy chcesz z nią być, dobrze Ci radzę - wstał, klepnął mnie w ramię i wyszedł. Wściekły, rzuciłem zapalniczką prosto do zlewu. Reszta jakoś też się zmyła, tylko Scotti został, kładąc nogi na stół.
- Nie słuchaj tego palanta. Wiesz jaki jest Seba...najpierw powie, później pomyśli... Dużo później... - popatrzyłem na przyjaciela i wybuchnęliśmy śmiechem. - Nie martw się, dajcie sobie trochę czasu na przemyślenie wszystkiego i później na spokojnie porozmawiajcie. Mary Cię kocha o to możesz być spokojny. Idę trochę rozruszać palce na gitarze. - wstał i wyszedł a ja byłem mu wdzięczny za to, co powiedział. Myślałem dokładnie tak samo, więc tak jak mi radził kolega, tak też zrobię. Postanowiłem jednak ruszyć się do sklepu, bo mój żołądek protestował na brak jedzenia. Założyłem tylko glany i z kotłującymi się w głowie myślami, zmierzałem do najbliższego spożywczaka.

Nuno:
Byłem trochę obolały, ale nie wyglądałem najgorzej. Nie spodziewałem się, że aż tak oberwę w sumie to za nic. Jeszcze nic nie zdążyłem zrobić, kiedy ten dupek do mnie dopadł jak do jakiejś zwierzyny. Poniekąd sam bym tak zareagował, ale skoro się ma taką dziewczynę jak Mary, to trzeba się liczyć z tym, że inni faceci będą się za nią oglądać. A ja miałem co do niej pewien plan i nawet jej chłoptaś nie mógł mi w tym przeszkodzić. Z bananem na ustach, otwierając piwo wszedłem do salonu, gdzie Gary coś bazgrolił.
- Gdzie reszta? - zapytałem, rzucając się na kanapę, przy okazji wylewając trochę alkoholu.
- Pat poszedł do dziewczyny, a Paul nie wrócił na noc, nie mam pojęcia gdzie jest - odpowiedział, oderwany od swojej czynności. Pokiwałem tylko potakująco głową.
- A Tobie co? - zapytał, wyrywając mnie z myśli o ślicznej blondynce.
- Heee? - byłem lekko zdezorientowany, a Gary pokazał palcem na moją obitą twarz.- Aaaa, mała sprzeczka z chłopakiem Mary, nic wielkiego.
- Kurwa, stary nie przeginasz czasem? - rzucił długopis, patrząc na mnie. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Przecież to, co robię to moja sprawa, więc po cholerę się wtrąca. Popatrzyłem na niego pytająco, odstawiając do połowy pustą butelkę na stolik.
- O co Ci chodzi z tą Mary, co? Przecież wiesz, że jest z Rachelem to jeszcze się do niej dobierasz?
- Wyluzuj trochę, dobra? Moje życie, mój problem, więc się łaskawie odpierdol. Laska jest boska, nie widzisz tego? - zapytałem, związując włosy w kitkę i biorąc gitarę do rąk. Gary zaczął się wydzierać, że to nie jedyna, ładna dziewczyna w okolicy i takie tam. Szczerze? Miałem jego zdanie w dupie.
- Posłuchaj, chce ją tylko zaliczyć, nic więcej. Nie zawsze spotyka się takie cuda, jak Mary, a ja mam na nią ochotę. Prześpię się z nią i już więcej mnie nie zobaczy, proste - uśmiechnąłem się do przyjaciela, na co ten tylko wyszedł trzaskając drzwiami. Na odchodnym usłyszałem, że jestem świnią. Może i tak, ale ja chcę tylko zaspokoić swoje pragnienie. Nie mam zamiaru przecież jej się oświadczyć, chwila zapomnienia i wróci do swojego basisty. Zresztą sama jakoś nie bardzo mi się opiera, to aż żal nie skorzystać. Właśnie...apropo skorzystania, to pewnie siedzi teraz sama w domu, to wpadnę do niej i jeszcze bardziej się zbliżę. Odłożyłem więc gitarę, dopiłem szybko ciepłe już piwo i nucąc pod nosem "Ace of spades", wyszedłem na ulice Los Angeles. Jak zwykle było niesamowicie gorąco, więc chciałem jak najszybciej dostać się do jej domu. Po jakiś 20 minutach, pukałem do dużych drzwi, które otworzyła mi śliczna blondynka, ubrana jedynie w szlafrok.
- Cześć, nie przeszkadzam? - zagrałem nieśmiałego i grzecznego chłopca, po czym dziewczyna zaprosiła mnie do środka, podając orzeźwiającą butelkę wody. - Dzięki, straszny upał na zewnątrz.
- Rozgość się, a ja się szybko ubiorę - powiedziała i zniknęła na górze. "Pozwiedzałem" salon, w którym było mnóstwo zdjęć zarówno jej jak i Lexy. Okna zdobiły krótkie firanki. Ogólnie było przytulnie i chciało się tutaj przesiadywać. Wiadomo, bardziej interesowała mnie sypialnia, ale wszystko w swoim czasie. Kiedy dziewczyna wróciła, wyglądała chyba jeszcze ładniej niż wcześniej. Włosy falowały, opadając na ramiona. Ubrana była w sukienkę do połowy uda, która bardzo pobudzała moją wyobraźnię. Stałem tak nie wiem ile i wpatrywałem się w nią, kiedy zauważyłem, że podchodzi do mnie, wpatrując się w moją twarz.
- Nie wygląda to najlepiej. Byłeś u lekarza? - zapytała, mając na myśli mój spuchnięty nos.
- Nie, nie trzeba. Do wesela się zagoi - zaśmiałem się, na co blondynka też lekko uniosła kąciki ust - A jak Ty się czujesz? - dotknąłem jej ramienia. Na pierwszy rzut oka było widać, że ciężko znosi ostatnie wydarzenia. Było mi jej oczywiście szkoda, ale widziałem w tym też szansę dla siebie.
- Ja? Jakoś daję radę. Przepraszam Cię za Rachela. Nie powinien tak reagować... - usiedliśmy na kanapie. Było widać zażenowanie w jej oczach.
- Daj spokój, nic się takiego nie stało. W sumie to poniekąd go rozumiem. Też bym się wkurzył, jakby jakiś facet obejmował moją dziewczynę - widziałem, że ucieszyła się na te słowa. Czyli kolejny punkt dla mnie. Posiedzieliśmy tak i pogadaliśmy dosyć długo, kiedy uświadomiła sobie, że musi iść do pracy. Z jej słów wywnioskowałem, że między nią a jej chłopakiem nie dzieje się najlepiej, co w głębi duszy mnie ucieszyło, ale oczywiście nie dałem po sobie tego poznać. Cały czas niby przypadkowo, dotykałem jej kolana, dłoni, twarzy. Nie protestowała. Potrzebowała teraz wsparcia i takie właśnie ode mnie dostała. Pożegnałem się z nią buziakiem w policzek i mówiąc, że zawsze może na mnie liczyć, wróciłem do domu, zahaczając jeszcze o jakiś bar z panienkami. Nic nie jest w stanie zepsuć mojego planu, co trzeba było uczcić dobrym alkoholem i seksem z jakąś chętną, których nie brakowało.

Lexy:
- No nareszcie raczyliście się zjawić. Kurwa dłużej się nie dało?! - od progu wydzierał się na nas Axl, cały czerwony ze złości. Obok, niewzruszeni stali pozostali członkowie zespołu. Kiedy Duff zobaczył jak idę ze Slashem, to chyba wyczuł co się wydarzyło ostatniej nocy i nie miał zamiaru się z nami przywitać. Zauważyłam jakby oprócz złości na jego twarzy wypisany smutek...Może jednak nie ma serca z kamienia. Chyba nikomu ta sytuacja nie była na rękę.
- Oj Rudy, nie rób scen, przecież jesteśmy, tak? - powiedział Saul, kiedy witaliśmy się z resztą chłopaków.
- Gdyby nie mój telefon, to nadal byście się pieprzyli, a zespół znowu zostałby na lodzie. Jak zwykle tylko ja tutaj myślę - chyba nikt już go nie słuchał, bo każdy się przyzwyczaił do jego zachowania. McKagan stał cicho, oparty plecami o ścianę z flaszką w ręce...z dnia na dzień stacza się na zupełne dno. Aż żal patrzeć.
- O widzę, że już jesteście. A witam - zwrócił się do mnie ten cały Geffen - przyprowadziliście też swoją menadżer - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Ale, ja nie... - już chciałam zaprzeczyć, kiedy Axl mi się wtrącił, a Hudson mocno ścisnął moją dłoń, żebym nic nie mówiła.
- Oczywiście, nie mogło by się obejść bez naszej menadżerki, to dzięki niej tu jesteśmy - dyplomatycznie i grzecznie odpowiedział wokalista. W mgnieniu oka zmienił się w grzecznego chłopca. Blondas kątem oka zauważył nasze splecione dłonie, po czym spuścił wzrok i nagle się zerwał.
- Chwila...że kurwa co?! - spojrzeliśmy na basistę zdezorientowani. Przeprosiliśmy Davida i powiedzieliśmy, że za chwilkę wejdziemy tylko musimy coś wyjaśnić. Przytaknął, po czym zniknął w swoim gabinecie.
- O co Ci teraz do cholery chodzi McKagan? - Axl znowu podniósł głos
- No o to, że niby ona ma być naszym menadżerem. Kurwa, chyba po moim pierdolonym trupie - spojrzał na mnie wzrokiem wypranym z uczuć.
- Wyluzuj stary, tak będzie najlepiej dla zespołu- wtrącił się Izzy z tym swoim stoickim spokojem w głosie. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, co odwzajemniłam.
- Mam w dupie Twoje rady - basista wymierzył palcem w Stradlina. Podszedł do niego Steven, który spokojnie z nim porozmawiał i wszystko mu wytłumaczył. Ja stałam z boku, nie wtrącając się do rozmowy. Wolałam nie dolewać oliwy do ognia. Slash stał przy mnie, częstując mnie fajką i dyskretnie macając po tyłku. Po jakimś czasie Duff sobie odpuścił i weszliśmy do pokoju nr. 224. Mnie samej nie do końca uśmiechało się być ich menadżerem, ale przecież nie będę odmawiać pomocy najlepszym przyjaciołom. Siedzieliśmy tam chyba dobre 2 godziny, rozmawiając o kontrakcie, utworach, płytach itp. Cały czas czułam na sobie wrogie spojrzenie mojego byłego chłopaka. To zdecydowanie nie będzie łatwa i przyjemna współpraca. Po tej długiej debacie w końcu chłopcy podpisali kontrakt. Radości nie było końca. Tak długo na to czekali i w końcu udało im się znaleźć naprawdę porządną wytwórnię i to na ich warunkach. Chłopcy wybiegli z tego budynku, drąc się na cały głos. Nawet Duff się rozweselił. Zgodnie postanowiliśmy to uczcić, więc w drodze do HellHouse'u wpadliśmy do sklepu po zapasy alkoholu, bo inaczej się przecież nie da. Obładowani siatkami, cały czas gadaliśmy podnieceni całym wydarzeniem. W końcu dotarliśmy do tej ich rudery zwanej domem i od progu poraził mnie smród alkoholu, papierosów i nie wiadomo czego jeszcze. Pognałam otworzyć okno, co nie było łatwe, bo tam wszystko się rozlatywało. Z pomocą przyszedł mi Axl, który energicznie szarpnął i po kłopocie. Od razu lepiej, bo można było się porzygać od samego zapachu. Któryś z chłopaków włączył płytę Motorhead, kiedy reszta zabrała się za opróżnianie zawartości butelek. Atmosfera była genialna, tylko najbliższa paczka znajomych, świętująca wspólny sukces. No, jedynie Duff trzymał się ode mnie z daleko, co chwilę mrucząc coś pod nosem. Kiedy już mieliśmy ostro w czubie i muzycy chyba już nie kontaktowali, podszedł do mnie Slash. Zaczął całować po szyi, jeżdżąc dłonią od kolana po wewnętrzną stronę uda, szepcząc sprośne rzeczy. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do jedynej sypialni. Chcieliśmy teraz poświętować trochę w samotności, bez zbędnych osób. Od razu zabraliśmy się za szybkie ściąganie ubrań i po uprzednim wciągnięciu działki, uprawialiśmy dziki seks na ogromnym wzmiacniaczu. Po jako takim ogarnięciu się, Slash wrócił do reszty a ja pożegnałam się z przyjaciółmi i niestety ruszyłam do pracy. Miałam teraz tyle energii, że nawet to zajęcie wydawało mi się czymś przyjemnym. To chyba prawda, że seks uwalnia endorfiny....

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 21

Wybaczcie, że tak długo, ale egzaminy się same nie napiszą :D
Znowu pewien fragment z dedykacją dla Starlight <3 a końcówka na życzenie Ivy :*
Dziękuję za wasze komentarze i podpowiedzi oraz motywację :3 Zapraszam do czytania i komentowania ^^


Ubierałam właśnie spodnie, odgarniając włosy z twarzy, bo cały czas zlatywały mi na oczy. Scotti, już ubrany, stał po drugiej stronie samochodu z fajką w ustach. Podeszłam do niego w pełni ogarnięta. Oparłam się o drzwi auta. Oboje patrzeliśmy przed siebie, na piękną polanę i mocno prażące słońce.
-Żałujesz? - zapytałam chłopaka, patrząc w jego stronę. Ten odwzajemnił mój gest i lekko się uśmiechnął, wyrzucając wypalonego papierosa.
- Żartujesz? Było cudownie, zresztą zawsze z Tobą tak było, ale to był jednorazowy moment zapomnienia - objął mnie ramieniem, całując w głowę. Ulżyło mi kiedy to powiedział, bo nie chciałam, żeby się we mnie zakochał. Tak jak powiedział to była chwila słabości i nic więcej. Było fajnie, ale dla mnie to nic nie znaczyło. Dobrze, że dla niego też, bo miałabym wyrzuty sumienia.
- Trochę nas poniosło, ale zostaje po staremu tak? - popatrzyłam na niego wyczekująco. Wolałam się upewnić. Pokiwał potakująco głową, po czym otworzył drzwi do samochodu. Uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam na miejsce pasażera, uprzednio całując go w policzek. Wiem, że mogę wyjść w jego oczach na dziwkę. Niby zachowuje się jakby nic się nie stało, ale może gdzieś w głębi, uważa mnie za zwykłą panienkę do towarzystwa. Mam nadzieję, że tak nie jest. Myślę, że oboje zdajemy sobie sprawę z tego co zaszło, ale ja traktuję to jak przyjemną odskocznię od problemów i on podobnie. Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu w ciszy, która nie była krępująca, tylko po prostu każde utonęło w swoich myślach. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej.
- Chcesz kawy? - zapytał gitarzysta, wychodząc z samochodu i nachylając się do mojego okna.
- Mhm, albo coś chłodnego lepiej - odszedł, a ja wysunęłam nogi przez otwartą szybę, włączyłam kasetę Aerosmith i zakładając okulary przeciwsłoneczne, ruszałam głową w rytm muzyki. Jakiś facet na Harley'u puścił mi oczko, podczas tankowania swojej, bądź co bądź, imponującej maszyny. Posłałam mu słodki uśmiech, po czym zamknęłam oczy. Było cholernie gorąco, a niestety auto Scottiego nie miało klimatyzacji. Po jakiś 10 minutach wrócił brunet, rzucając mi zimną puszkę Coli. Tego mi było trzeba. Przyłożyłam sobie ją do czoła i od razu poczułam ulgę i przyjemne dreszcze. Ruszyliśmy z piskiem opon i o mały włos, nie wylałam na siebie zawartości puszki. Popatrzyłam wrogo na kierowcę, na co ten się głupkowato uśmiechnął.
- Bardzo śmieszne. Już się tak nie popisuj, bo nie ma przed kim - wytknęłam w jego stronę język i upiłam spory łyk napoju. Zimna ciecz przyjemnie ochłodziła mnie od środka.
- Ja się nie popisuję, tylko zwyczajnie mi się spieszy - nic nie powiedziałam, tylko podziwiałam widoki za oknem, które po chwili zmieniły się w obskurne zabudowania. Wjechaliśmy do miasta i stanęliśmy w gigantycznym korku. Scotti wściekał się na wszystkich dookoła, trąbiąc i przeklinając w stronę innych kierowców. Wyjrzałam na ulicę i zobaczyłam Mary, stojącą przed sklepem. Postanowiłam, że nie będę tu dłużej siedzieć, tylko dołączę do przyjaciółki.
- Scotti, ja tu wysiądę bo chcę pogadać z Mary. Dziękuję za wszystko i nie denerwuj się tak - potarmosiłam mu włosy, po czym wyszłam z samochodu, słysząc za sobą "Pa...no kurwa rusz się. Pieprzony kierowca od siedmiu boleści". Zaśmiałam się pod nosem, bo jeszcze takiego zdenerwowanego go nie widziałam. Podeszłam do blondynki, machając jej.
- A Ty co? Wagary od pracy sobie robisz? - zapytałam, wyrzucając pustą puszkę do kosza.
- Nie, czekam na Nuno, obiecał mi pokazać jak grają - unikała mojego wzroku, wyraźnie wypatrując bruneta. Nie spodziewałam się, że aż tak się "zaprzyjaźnią".
- A co Rachel na to? - na te słowa popatrzyła na mnie, lekko zmieniając wyraz twarzy.
- Robi awantury o nic. Już nawet ze znajomymi nie mogę się spotykać, bo wielmożny pan ma jakieś ale, dlatego nic mu nie mówiłam...przecież nie muszę mu się spowiadać ze wszystkiego tak? - ewidentnie się poirytowała i podniosła głos.
- Spokojnie, ja tylko pytam. A to na pewno tylko zwykły znajomy? Bo wiesz, to jest cholernie przystojny facet - popatrzyłam na nią, próbując wyczytać coś z jej twarzy. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Ty też? No kurwa, co Ty mi sugerujesz? Jestem z Bolanem i kocham go, a Nuno to po prostu kolega tak jak Ty i Scotti - uśmiechnęłam się pod nosem. Gdyby wiedziała co się niedawno między nami wydarzyło, raczej by tego porównania nie użyła. Wierzę jej i mam nadzieję, że nie będzie z tego większych problemów.
- Cześć Mary...o cześć Lexy! - przywitał  się nadchodzący właśnie brunet. Kiwnęłam głową na powitanie i pożegnałam się jednocześnie, ruszając w kierunku domu.

Sprzątałam właśnie w salonie, bo już nawet nie było widać jakiego koloru są meble, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam do nich nucąc pod nosem "Tangerine", kiedy moim oczom ukazał się Rachel.
- O cześć - uśmiechnęłam się - Właśnie sprzątam, ale wejdź - zrobiłam miejsce, żeby go przepuścić. Chłopak pocałował mnie w policzek na przywitanie.
- Jest może Mary? - zapytał, stojąc praktycznie w progu. Popatrzyłam na niego i zastanawiałam się co powiedzieć...jak ja nie lubię takich sytuacji.
- Niestety nie ma i nie wiem gdzie może być - skłamałam. Lekko podskoczyłam kiedy zobaczyłam jak Bolan wali pięścią w ścianę, przeklinając.
- Ale ja chyba kurwa wiem.
- Spokojnie, może musiała zostać dłużej w pracy - brnęłam w kłamstwa, żeby go trochę uspokoić. Odwrócił się do mnie, śmiejąc szyderczo.
- Dobrze wiesz, że jest z tym dupkiem, Nuno czy jak mu tam. Na imprezie nie mogła się od niego oderwać, a to wszystko Twoja wina - podniósł głos, pokazując na mnie palcem z wrogą miną.
- Co Ty pierdolisz? Naćpałeś się czy co? - też krzyknęłam, bo miałam dość tego, że zwala winę za ich problemy na mnie.
- Gdybyś go nie przyprowadziła to nic by się nie psuło, a tak to Twoja przyjaciółka znalazła sobie innego faceta. Zadowolona? - oparł się plecami o drzwi, a ja miała mu ochotę przywalić.
- Posłuchaj - podeszłam do niego - to nie jest moja wina. Ubzdurałeś sobie coś i masz jakieś paranoje, człowieku! Nawet jeśli Mary się z nim spotkała, to chyba ma prawo mieć znajomych tak? - odwrócił głowę, żeby na mnie nie patrzeć, ale wiem, że aż się w nim gotowało. - Więc łaskawie nie rób z siebie ofiary i nie wyżywaj się na mnie. A teraz wyjdź, bo muszę się przygotować do pracy - wypuściłam głośno powietrze, pokazując mu, co ma zrobić. Nie zareagował, tylko dalej stał w tej samej pozycji.
- Wyjdź! - powtórzyłam nieco głośniej i tym razem poskutkowało. Otwierając drzwi spojrzał na mnie i nic nie mówiąc wyszedł, trzaskając drzwiami. Rzuciłam szmatką do kurzu o podłogę. Zaczęłam się zastanawiać czy Mary dobrze robi. Z jednej strony Bolan przesadza, bo to że się z kimś spotyka to nie znaczy, że od razu go zdradza. Jednak ja nie bardzo interesowałam się nimi na tej imprezie, więc nie wiem jak to było dokładnie. Może basista ma jakieś podstawy, żeby się tak wściekać...Na razie nie będę się wtrącać, dopóki nie dowiem się więcej. Nuno wydaje się miłym facetem, ale sama go zbyt dobrze nie znam i nie wiem do czego jest zdolny. Mam nadzieję, że moja przyjaciółka wie co robi.

Mary:
- Cześć piękna - zwrócił się do mnie Nuno, całując w policzek na przywitanie. Lekko się zarumieniłam, bo patrzył na mnie tak przenikliwie tymi swoimi hipnotyzującymi oczami.
- Cześć, to gdzie idziemy? - zapytałam, bo cały czas staliśmy przed sklepem. Chłopak uderzył się dłonią w czoło, co wywołało mój uśmiech.
- A no tak, wybacz. Zapraszam do mnie. Pokażę Ci jak gramy, przedstawię resztę ekipy, a później może nauczę Cię paru chwytów co? - spojrzał na mnie, kiedy zmierzaliśmy w znanym tylko jemu kierunku, bo ja nie miałam pojęcia gdzie mieszkają.
- Jasne, bardzo chętnie, ale uprzedzam, że może być ciężko - oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a po chwili moje włosy zostały potargane przez dłoń przystojniaka obok mnie. Każda dziewczyna, którą mijaliśmy patrzyła na mnie z zazdrością, robiąc maślane oczka do bruneta. Trochę mnie to bawiło, ale z drugiej strony czułam się lepsza, mimo że nie ma między nami tego, co myślą przechodnie. Spojrzałam kątem oka na towarzysza i stwierdziłam, że jest cholernie przystojny i nie dziwię się, że laski się za nim oglądają. Wysoki, szczupły, do tego niezbyt amerykańskie rysy twarzy, niesamowite kości policzkowe, pełne usta zachęcające do całowania i te piękne, długie włosy, powiewające na wietrze i wpadające mu na twarz. Z zamyślenia wyrwał mnie obiekt, który uważnie przed chwilą analizowałam.
- Yyy mówiłeś coś? Zamyśliłam się - chłopak wydał z siebie cichy śmiech po czym ponowił pytanie.
- Pytałem czym się interesujesz. Chciałbym się dowiedzieć trochę więcej o Tobie - odgarnął kosmyk włosów, wpadający mu do oczu, delikatnie zahaczając palcami o moje ramie podczas opuszczania ręki. Wzdrygnęłam się, ale jakoś nie zareagowałam. W drodze opowiedziałam mu o sobie tak jak prosił, po czym ja dowiedziałam się trochę o nim. Był pół Portugalczykiem, stąd te egzotyczne rysy twarzy. Przez cały czas gadaliśmy, śmialiśmy się. Nuno jest naprawdę miłym i zabawnym facetem. W końcu dotarliśmy do ich mieszkania, które nie było jakieś wielkie, ale w miarę zadbane, jak na mieszkających tam samych mężczyzn.
- Zapraszam, rozgość się, a ja zawołam resztę - puścił mi oczko i gdzieś zniknął. Rozglądałam się po salonie, w którym było sporo płyt, to one mnie najbardziej zaciekawiły. Obok nich stał mały telewizor i dwie duże kanapy.  Kiedy schylałam się po jedną z płyt Queen, której kolekcja była imponująca, do pokoju weszła gromadka muzyków.
- To jest właśnie Mary, a to moi kumple z zespołu - aż podskoczyłam, kiedy usłyszałam ich głosy za sobą. - To jest nasz perkusista Paul, basista Pat, no a Gary'ego już znasz - podeszłam do nich i przywitałam się z każdym z nich. Wyglądają na całkiem miłych, a Pat jest naprawdę słodki.
- No to zapraszamy na dół, posłuchasz na co nas stać - zagarnął mnie Gary, poruszając zawiadacko brwiami. Zeszliśmy do jakiejś małej piwnicy, gdzie były rozstawione instrumenty. Usiadłam na jakiejś skrzynce, a chłopacy zajęli miejsca. Po chwili wpadł Nuno z butelkami piwa, rzucając mi jedno i biorąc do rąk swoją gitarę. Grali mnóstwo piosenek Queen, który z tego co mi powiedział brunet, jest ich ulubionym zespołem. Wychodziło im to genialnie, głos Gary'ego pasował idealnie, a cała reszta była niesamowicie zgrana. Widać po nich, że są dla siebie jak rodzina. Oczywiście cały czas patrzyłam głównie na gitarzystę, a on na mnie. Musiało to wyglądać dość dziwnie. Był bardzo hipnotyzującym człowiekiem i trudno oderwać od niego oczy, zwłaszcza kiedy gra. Jest wtedy w zupełnie innym świecie, a gitara jest dla niego niczym cud świata, na którym wyczynia niesamowite rzeczy. Zagrali też kilka swoich utworów, które mają szansę być hitami. Nie wiedziałam, że Nuno tak świetnie śpiewa, jego głos pasuje do całego brzmienia i do głosu głównego wokalisty. Kiedy skończyli pogratulowałam im świetnego występu, a oni się ukłonili jakby byli na prawdziwej scenie.
- No to który z nas jest najlepszy? Oczywiście ja, a nie Ci pożal się boże muzycy od siedmiu boleści - powiedział pewny siebie Paul, na co wybuchnęłam śmiechem i po chwili z udawaną powagą odpowiedziałam, że niestety nie. Chłopak posmutniał i zaczął udawać załamane dziecko, z myślami samobójczymi, a ja pękałam ze śmiechu.
- Nie no żartuję. Wszyscy jesteście tak samo świetni - sprostowałam, po czym zostałam przez wszystkich wyściskana. Jak dzieci... Moją uwagę zwróciło mnóstwo plakatów na ścianach, więc podeszłam do nich i zaczęłam oglądać, podczas kiedy muzycy się przekomarzali.
- To co, idziemy do mnie? - usłyszałam za sobą cichy głos, po czym nerwowo się obróciłam i spojrzałam na osobę za mną. - No nie patrz tak...obiecałem Ci lekcje - pokiwałam potakująco głową i ruszyłam za brunetem. Nie wiem, co ja sobie głupia myślałam...już dostaję paranoi i dziwnych myśli. Chłopak otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Sypialnia jak sypialnia, nic nadzwyczajnego. Duże łóżko, szafa i gitara przy drzwiach. Jedna ściana była cała popisana, co bardzo mi się spodobało i od razu zaczęłam czytać sentencje na niej.
- Podoba Ci się? - zapytał mój towarzysz, sięgając po gitarę.
- Jasne! Super to wygląda i bardzo fajne te cytaty... - popatrzyłam na niego, a ten pokazał mi żebym usiadła na brzegu łóżka. Tak też zrobiłam, a Nuno położył mi instrument na kolanach, klęcząc za mną. Układał mi palce na odpowiednich progach, najpierw sam poruszając strunami. Później to ja przejęłam jego obowiązki, ale nie za bardzo mi to wychodziło.
- Poczekaj, musisz inaczej uderzać - powiedział przyjemnym głosem, tuż koło mojego ucha. Po moim ciele przebiegł dreszcz, a po chwili chłopak trzymał swoją dłonią moją i odpowiednio nią poruszał. Czułam bliskość jego ciała za sobą i cudowny zapach męskich perfum z nutką gumy do żucia, którą własnie żuł. Jego włosy opadły na moje ramię, kiedy nachylał się, żeby poprawić mi palce na gryfie. Odwróciłam głowę w jego stronę i zderzyłam się ze spojrzeniem tych pełnych głębi, wręcz czarnych tęczówek. Nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry, a ja nie potrafiłam się ruszyć. Nuno odgarnął mi włosy z twarzy, dotykając delikatnie dłonią mój policzek. Przymknęłam na chwilę powieki, bo całej tej sytuacji towarzyszył klimat intymności, bliskości i powietrze aż kipiało od przeróżnych emocji. Kiedy znów otworzyłam oczy zauważyłam jak jego twarz zbliża się do mojej. W tym momencie zupełnie zapomniałam o Bolanie i całym uczuciu jakim go darzę. Jakby ten nowo poznany chłopak zupełnie mnie zaczarował, a cały świat przestał istnieć. Nagle drzwi się otworzyły i wpadł do pokoju Gary.
- Słuchajcie, bo...sorry - odsunęłam się od gitarzysty natychmiast. Nie wiedziałam gdzie mam podziać wzrok, było mi głupio, a ten który nam przeszkodził sam czuł się nie komfortowo.
- Ja już się będę zbierać. - powiedziałam szybko i wstałam w celu udania się w stronę wyjścia. Wyminęłam wokalistę i zbiegłam po schodach, żegnając się z resztą zespołu.
- Zaczekaj, odprowadzę Cię - dopadł do mnie Nuno. Normalnie bym protestowała po tym co się prawie stało, ale nie wiedziałabym jak wrócić, bo nie znałam drogi. Widziałam jak Gary patrzy na kolegę wzrokiem dezaprobaty, ale nie wnikałam w to i razem z gitarzystą, wyszłam z ich domu.

Cała droga minęła nam w ciszy. Ja nie wiedziałam jak się odezwać, a chłopak chyba nie chciał jeszcze bardziej mnie dezorientować i wywierać nacisku. Byłam na siebie wściekła, że dopuściłam do takiej sytuacji, ale nie wiem dlaczego nie potrafię się oprzeć temu facetowi.
- Mary, posłuchaj ja... - zaczął kiedy staliśmy już przed moim domem, ale szybko mu przerwałam.
- Daj spokój, po prostu o tym zapomnijmy. Tak będzie najlepiej. - widziałam, że chciał coś powiedzieć, bo cały czas patrzył na mnie jakby smutnym wzrokiem. - Dziękuję za odprowadzenie. Cześć - już chciałam iść do drzwi, kiedy Nuno podszedł do mnie i mocno przytulił. Poddałam się temu, bo nawet jakbym chciała to nie miałabym szans na ucieczkę.
- Nie ma za co. Wybacz, ale nie potrafię zapomnieć o tej sytuacji....- wyszeptał mi do ucha, całując delikatnie, a właściwie tylko dotykając ustami, moją szyję. Nagle poczułam silne szarpnięcie i po chwili zauważyłam jak chłopaka oderwał ode mnie Rachel.
- Odpierdol się do mojej dziewczyny, kurwa!!! - krzyczał, przygnieżdżając bruneta do ściany. Ten był wyższy od basisty, więc nie było mu tak łatwo.
- Bo co mi zrobisz? - śmiał się Nuno.
- Rachel, przestań słyszysz? Daj spokój! - próbowałam go odciągnąć od chłopaka, ale z marnym skutkiem. Popatrzył na mnie, a w jego oczach widziałam wściekłość. Szybko zabrał wzrok z powrotem na ofiarę i na koniec uderzył go pięścią w twarz, kopiąc w brzuch. Nuno skulił się, kaszląc a ja zakryłam twarz dłońmi.
- Zapamiętaj sobie, że nie zabiera się za cudze dziewczyny. I nie chcę Cię tu więcej widzieć, zrozumiano?! - krzyknął, poprawiając sobie włosy i koszulkę. Poobijany gitarzysta podniósł się do pionu, wycierając krew pod nosem. Wyglądał naprawdę kiepsko. Spojrzał z pod byka na Bolana i mu oddał.
- Dosyć!!! Przestańcie! - wydarłam się najgłośniej jak mogłam, bo ta szarpanina zaczęła być niebezpieczna dla obu muzyków. Popatrzyli na mnie i Nuno jako pierwszy ustąpił. Spojrzeli jeszcze na siebie, mocno dysząc i Bettencourt splunął pod nogi mojego chłopaka i  poszedł w stronę domu.
- Jesteś nikim rozumiesz!!!! Nikim! - krzyknął basista za odchodzącym już Nuno po czym zobaczył tylko środkowy palec.Popatrzyłam wściekle na Rachela, któremu leciała krew z łuku brwiowego, a włosy miał w zupełnym nieładzie. Wyglądał jak kupa nieszczęścia. Otworzyłam drzwi, wpuszczając go do środka, ale nie odezwałam się ani słowem, brunet również. Rzuciłam klucze na stół, nawet nie patrząc na basistę.
-Mary... - zaczął, ale spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, więc się zamknął. Podeszłam do chłopaka, bo te rany trzeba było jakoś opatrzyć.
- Na cholerę Ci to było? Pojebało Cię do reszty? - mówiłam, dotykając otarć na twarzy Bolana, przez co chłopak syczał z bólu.
- Nie będzie mi jakiś debil obmacywał dziewczyny! - szukałam w apteczce jakiejś wody utlenionej i gazy. Trzasnęłam drzwiczkami od szafki, na co basista aż podskoczył na krześle.
- Popadasz w paranoję, Rachel. To był zwykły pożegnalny uścisk - podeszłam do niego, polewając ranę wodą. Widziałam, że go bolało, ale sobie na to zasłużył. Nie trzeba się od razu rzucać z pięściami. Cały czas patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi oczami, które tak bardzo kocham.
- Może, ale jestem o Ciebie kurewsko zazdrosny i nie mogę znieść widoku Ciebie w objęciach innego faceta - wyszeptał, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wariat - odgarnęłam mu włosy i przykleiłam plaster na zaczerwienione miejsce.
- Nie złość się na mnie....to jest silniejsze ode mnie - było mu przykro, siedział potulnie nie wiedząc jak się zachować. Patrzył na mnie wyczekująco, kiedy chowałam apteczkę.
-Przegiąłeś i powinieneś sobie zdawać z tego sprawę - poczułam jego dłonie na swojej talii i delikatne łaskotanie włosami na szyi i policzku.
- Jeszcze go bronisz? - odsunął się automatycznie ode mnie, marszcząc brwi.
- Nikogo nie bronię, tylko jestem obiektywna. Napadłeś na niego jak jakiś psychol, więc się nie dziw - wyminęłam go podchodząc do drzwi. - A teraz proszę Cię wyjdź. - spojrzał na mnie zdezorientowany. Czekałam tylko aż zrobi to, o co proszę.
- Chyba tak będzie najlepiej - wyminął mnie rzucając chłodne "cześć" na pożegnanie i pozostawiając za sobą tylko powiew wiatru. Zamknęłam drzwi i zjechałam po nich plecami. Sama nie wiedziałam co mam robić i myśleć.

Lexy:
Właśnie kończyłam swój układ taneczny, kiedy zauważyłam jak do klubu wchodzi Slash z Popcornem. Lekko mnie zamurowało, kiedy nasze spojrzenia się spotkały a mulat się uśmiechnął, ale kontynuowałam to co zaczęłam. Zdobyłam dzisiaj sporo pieniędzy, które po skończonym tańcu, wyciągałam z bielizny i wkładałam do torebki przy akompaniamencie gromkim oklasków. Przebrałam się w swoje normalne ubrania i wyszłam na salę. Praktycznie od razu dopadli do mnie muzycy Guns n Roses.
- Cześć Lexy, napijesz się z nami? - zapytał Steven z tym swoim uroczym uśmiechem. Popatrzyłam na niego, a później na Kudłacza, który był lekko nieobecny.
- Jasne, zamów mi to samo co wy - puściłam mu oczko i przy okazji pozbyłam się blondyna. - Co wy tu robicie? - zapytałam.
- No jak to co? Przyszliśmy się napić i przy okazji popatrzeć - uśmiechnął się szeroko - A tak serio to on chciał tu przyjść - skinął głową w stronę perkusisty, zamawiającego drinki przy barze. Usiedliśmy do stolika i po chwili nasze butelki były prawie opróżnione. Czas zleciał nam na rozmowach, głównie o wytwórni, a później jak już coraz więcej alkoholu buzowało w naszych żyłach, temat zszedł na różne głupie rzeczy. Steven zaczepił jakąś laskę i zniknął z nią w kiblu, a ja zostałam sama z gitarzystą, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Trochę mnie to krępowało, ale po butelce Danielsa dałam sobie spokój. Saul wygrzebał coś z kurtki Popcorna, którą zostawił na kanapie. Była to paczuszka z moja najlepszą przyjaciółką czyli "kruchą blondynką". Oczy mi się zaświeciły i poganiałam chłopaka, żeby szybciej rozdzielał porcję. Dobrze wie, czego mi potrzeba i za to go uwielbiam. Usypał dla mnie i dla siebie kreski po czym podał mi zwinięty banknot.
- Kobiety mają pierwszeństwo - zauważyłam uśmiech pod kurtyną jego włosów. Nie czekając, złapałam za rulon i szybko wciągnęłam usypane ścieżki z narkotyku. Po chwili mulat zrobił to samo, wycierając resztki proszku pod nosem. Odgarnął delikatnie loczki z twarzy i popatrzył na mnie przenikliwie. Wyczułam w jego spojrzeniu pożądanie, aż kipiące z jego ciała. Bawiłam się zalotnie włosami, żeby go jeszcze bardziej nakręcić. Wiem, jestem straszna, ale mnie to bawiło. Chłopak szybko chwycił moją dłoń i wyprowadził przed klub. Byłam lekko mówiąc, zdezorientowana jego zachowaniem. Jak tylko poczułam powiew chłodnego powietrza, zostałam przygnieciona do ściany a gitarzysta z niesamowitą pasją wpił się w moje usta, nachalnie penetrując językiem moje podniebienie. Musieliśmy wyglądać, jak para która za moment zacznie się pieprzyć na oczach ludzi, ale nie interesowało nas to teraz.
- Nie tutaj - wyszeptałam, pomiędzy pocałunkami, na co Hudson wydał z siebie jęk zawodu i odsunął się ode mnie. Pogłaskałam go po policzku. Szliśmy w stronę mojego domu, kiedy zorientowałam się, że zostawiliśmy Adlera.
- A Steven? - zapytałam, prawie w połowie drogi.
- Poradzi sobie, a ja nie jestem jego pieprzoną niańką. Mam teraz zupełnie co innego w głowie - ostatnie słowa wyszeptał seksownym głosem wprost do mojego ucha, przez co miałam dreszcze na całym ciele. Przyciągnął mnie bardzo blisko siebie, obejmując w pasie.
- Na pewno w głowie, a nie w... - zjechałam spojrzeniem na jego rozporek, czym chyba zwróciłam jego uwagę bo zatrzymał się i znowu złożył pocałunek na moich ustach. Prawie cała droga minęła nam na ciągłym całowaniu, przez co trwało to trochę dłużej zanim dotarliśmy do celu. Otworzyłam drzwi i patrząc kusząco na bruneta, pociągnęłam go za klapy ramoneski, do środka. Rozbieraliśmy się praktycznie od progu, gdzie zostawiliśmy porozrzucane kurtki i buty. Reszta ubrań tworzyła ścieżkę od schodów do mojego pokoju, w którym mulat już nie wytrzymał i zrzucił ze mnie bieliznę, pieszcząc każdą z piersi, aż jęczałam z przyjemności, wplatając palce w jego bujne loki. Moje pomruki zadowolenia napędzały go jeszcze bardziej. rzucił mnie na łóżko i zjeżdżał pocałunkami od szyi przez dekolt, brzuch aż do kobiecości. Kiedy poczułam jego język między udami, wygięłam się wydając z siebie głośny jęk, na co Slash tylko się uśmiechnął i kontynuował. Myślałam, że lepiej być nie może, kiedy poczułam w sobie jego dwa palce, poruszające się szybko, doprowadzając mnie do granic rozkoszy. Oddychałam coraz szybciej. Jako gitarzysta, miał bardzo sprawne i wyćwiczone palce, co tylko zwiększało moje doznania.
- Boże, jesteś niesamowity - wydyszałam, przerywając mu czynność i teraz to ja, przejęłam nad nim kontrolę co mu się bardzo spodobało, bo cicho pomrukiwał, kiedy całowałam jego tors, robiąc ślady językiem od szyi aż do gumki bokserek. Zdjęłam jego bieliznę, patrząc mu prosto w oczy, po czym zajęłam się jego nabrzmiałą męskością. Wydawał z siebie coraz głośniejsze jęki, wplatając palce w moje włosy i nadając mi odpowiedni rytm. Szybko wpił się z powrotem w moje usta, przerzucając mnie tak, że był nade mną i mocno wszedł we mnie. Krzyknęłam, łapiąc w dłonie prześcieradło. Poruszał się coraz szybciej i głębiej, a ja czułam się jakbym zupełnie odleciała. Nasze pomruki i jęki mieszały się w symfonię rozkoszy, a na twarzy było wypisane podniecenie. Slash odgarniał sobie włosy, które opadały z każdym jego ruchem.
- Kurwa, nigdy tak nie miałem ale mam wenę - wydyszał, a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Słucham?
- No słyszę muzykę w głowie i muszę ją zapisać. Podaj mi długopis - popatrzyłam na niego niepewnie, ale zrobiłam to o co prosił. - Jesteś tak niesamowita, że natchnęłaś mnie do solówki - otworzył długopis ustami i zaczął pisać po moim ciele, nie przestając się ze mną kochać. To było coś, czego jeszcze nigdy nie przeżyłam, ale było cudownie. Zbliżaliśmy się do końca i oboje głośno krzyknęliśmy patrząc sobie w oczy. Hudson opadł obok mnie, całując w ramię. Staraliśmy się złapać oddech, po tak wyczerpującym seksie.
- Uważaj, żebyś nie starła. Jesteś moją muzą, wiesz? - powiedział, przytulając się do moich pleców.
- To było dość dziwne, ale cholernie podniecające. Jesteś niesamowity - pocałowałam go lekko w usta, po czym odpłynęłam w objęcia snu, wtulona w rozgrzane ciało gitarzysty prowadzącego.

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 20

Pojawiły się nowe zdjęcia w zakładce "Bohaterowie", więc zapraszam do zajrzenia. Co do rozdziału, to nie wiem czy wyszło tak jak chciałam, ale powiedzmy, że jestem zadowolona. znajdzie się też coś specjalnie dla Starlight (Ty już wiesz co)....także zapraszam do czytania i komentowania, bo coś ostatnio z tym gorzej :P Aaa no i bardzo dziękuję za tyle wejść :******


Wracałem właśnie od Lexy z wielkim zacieszem na ustach. Ja to miałem jednak genialny pomysł z tym, żeby była naszą stylistką. Przyda nam się ktoś taki skoro mamy wyglądać profesjonalnie, a ona zrobi to przynajmniej za pół darmo. Oczywiście oddamy jej trochę z tego co zarobimy na sprzedaży biletów i przy okazji pomożemy jej finansowo. Kurwa, najchętniej bym ją zatrudnił z taką pensją, żeby nie musiała pracować jako ta tancerka, ale na razie to sam nie mam za co wyżyć. Z prawie wypalonym już papierosem przemierzałem ulice skocznym krokiem. Nie zastanawiałem się jak zareaguje reszta na moją decyzję, ale co mnie to obchodzi. I tak zawsze postawię na swoim, więc nie ma sensu żeby się sprzeciwiali. Dotarłem pod HellHouse kopiąc jakąś puszkę leżącą mi na drodze. Kiedy wszedłem do środka na kanapie był tylko Steven i Izzy.
- Ej skurwiele!!!!! Ruszcie swoje szanowne tyłki tutaj, bo mam sprawę ! - wydarłem się na cały głos, na co obecni w "salonie" spojrzeli na mnie wyczekująco i ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Po chwili doczłapała się reszta składu.
- Nie drzyj mordy, kurwa głuchy nie jestem - powiedział Slash, siadając na kanapie z Danielsem w dłoni. Duff nic nie mówił i chyba nie do końca był obecny. Ciałem tak, ale myślami był chyba gdzieś daleko poza granicami Kalifornii.
- No więc słuchajcie. Jako, że mamy jutro koncert, to pomyślałem, że przydałaby nam się jakaś stylistka czy coś - Stradlin spojrzał na mnie z politowaniem. Wiem, że to nie w jego stylu no ale do cholery, trzeba jakoś wyglądać.
- Taaaa, super pomysł, tylko wiesz...nie mamy kasy!!!! - zauważył sprytnie Steven. Powoli zaczynałem się wkurzać, bo nie lubię jak mi ktoś przerywa, a taki pieprzony Popcorn zawsze musi otworzyć tą swoją gębę.
- Poczekajcie do kurwy nędzy!!! Myślicie, że nie wiem że jesteśmy spłukani? Ale jest osoba która zrobi to bezinteresownie, a mianowicie Lexy - wreszcie skończyłem i czekałem na ich reakcję. Duff nagle oprzytomniał, nerwowo odwracając głowę w moją stronę.
- Że kurwa kto? No chyba Cię Rudy do reszty pojebało !!! Nie mam zamiaru nawet jej oglądać rozumiesz
? Odwołaj to i to już!! - wydarł się na mnie, czego nie lubię. Reszta tylko się patrzyła, a Izzy mruknął do siebie "no to żeś Axl wymyślił, nie ma co". Nie będę się przejmował tym, że Blondas ma problemy z laską. Bo to pierwszy raz...Dla mnie liczy się zespół, a osobiste sprawy w tym wypadku schodzą na drugi plan.
- Nie drzyj się na mnie McKagan!!! Tak postanowiłem i tak będzie i mam w dupie to, że Tobie coś nie pasuje. Ja się was nie pytam o zgodę tylko grzecznie informuję, więc nie wyskakuj na mnie z pyskiem. - basista przeszedł blisko mnie, patrząc wzrokiem którym mógłby zabić i ominął mnie zahaczając o moje ramię. Wysyczał jakieś "mam was wszystkich w dupie", po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Wy też macie jakieś pierdolone uwagi? - podniosłem głos. Wkurwił mnie i tyle z dobrego dnia...Pokiwali tylko przecząco głowami - No i dobrze...
- Stary, mogłeś jednak przemyśleć tą sytuację. Wiesz, jak sytuacja miedzy nią a Duffem teraz wygląda, oni się pozabijają... - zabrał głos, milczący jak dotąd, Slash.
- Pójdzie na dziwki i zapomni o całej aferze, wielkie mi halo. Może będzie trochę niezręcznie, ale tu chodzi o naszą karierę. Także koniec tematu - poszedłem do kuchni, zostawiając towarzystwo same.
- Na pewno wiesz co robisz? Jak Lexy na to zareagowała? - po chwili dołączył do mnie Isbell, opierając się o framugę drzwi. Spojrzałem na niego. Wiedziałem, że w nim mam zawsze oparcie. W końcu to mój najlepszy kumpel.
- Sam kurwa nie wiem, ale... to jest nasza szansa. A co do Lexy, to na początku miała wątpliwości, ale bardzo chętnie nam pomoże. Ty też uważasz, że mój pomysł to kicha? - zapytałem, nieco spokojniejszy. Popatrzył na mnie, nic nie mówiąc.
- Myślę, że McKagan ochłonie i nie zrobi nic głupiego. A jakby co, to jesteśmy my w razie gdyby chciał się mścić - klepnął mnie w ramię, pokrzepiająco się uśmiechając. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy. Sam powoli zaczynałem wątpić w ten plan, po reakcji blondyna.

Dzień koncertu

Obudziło mnie walenie w drzwi. No cholera, przecież można kulturalnie pukać, a nie od razu chcieć je wyważyć. Spojrzałam szybko na zegarek na stoliku nocnym, który wskazywał 17:00!!! Nie spodziewałam się, że już jest tak późno, ale wczoraj pracowałam praktycznie do rana, a kiedyś muszę się wyspać. Nie jestem przecież cyborgiem. Jako, że ktoś uparcie się dobijał i od samego rana mnie wkurwił, to szybko podążyłam w stronę hałasu. Otworzyłam te cholerne drzwi, a moim oczom ukazał się Slash w...cylindrze??? WTF?
- Cześć piękna, cieszę się, że raczyłaś mi otworzyć - wymruczał seksownym głosem, przepychając się do wejścia i całując mnie na przywitanie w policzek.
- A Ty kurwa musiałeś tak walić w te jebane drzwi? Pali się czy co? - byłam poirytowana, a mój gość rządził się jak u siebie, ale to już normalka. 
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - puścił mi oczko, mierząc od góry do dołu. Założyłam ręce na klatkę piersiową i z podniesiona brwią, patrzyłam na niego - Seksownie wyglądasz, nie wiedziałem że jeszcze spałaś - wyszczerzył się do mnie. Jak miał ten cylinder to już w ogóle nie było widać jego twarzy. Tylko usta i kupę kłaków.
- Ja pracuję, jak na godziwego człowieka przystało - popatrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. - A tak właściwie to co Cię do mnie sprowadza? Chcesz coś do picia? - zapytałam, wchodząc do kuchni. W zasadzie to powinnam się najpierw przebrać, ale potrzebowałam mocnej kawy.
- Nie dzięki. Nie pamiętasz? Dzisiaj mamy koncert, a Ty jesteś naszą stylistką więc przyszedłem po Ciebie. - zupełnie zapomniałam i o mało kubek nie wypadł mi z ręki. Jakoś nie bardzo spieszyło mi się spotkać z Duffem, ale czego się nie robi dla przyjaciół. - Wszystko ok? - usłyszałam za sobą i poczułam usta na swojej szyi. Odeszłam od chłopaka na niewielką odległość. 
- Tak wszystko ok, tylko wypadło mi z głowy. Duff wie? - zapytałam, czekając aż woda się zagotuje. Gitarzysta pokiwał tylko głową, ale już po jego minie mogła wyczytać, że nie był zadowolony.
- Mała, mamy niewiele czasu, więc śmigaj się ubrać, a ja Ci zrobię tą kawę - popatrzyłam na niego zdziwiona, stojąc cały czas w miejscu. Pstryknął palcami, żebym się ocknęła i już po chwili zniknęłam w swoim pokoju. Po 15 minutach byłam gotowa. Czułam cudowny zapach gorącej, mocnej kawy, więc zeszłam na dół. Czekał na mnie kubek na stole i Slash stojący przy oknie i palący papierosa. Wyglądał naprawdę seksownie, a ten cylinder dodawał mu charakteru.
- Skąd wytrzasnąłeś to cacko? - pokazałam na jego głowę - Pasuje Ci.
- Ukradłem w sklepie, jak szedłem do Ciebie. Spodobał mi się, to go wziąłem - skończył i wypuścił dym z ust. Pokiwałam tylko głową, nic nie mówiąc tylko sącząc napój. Nie odzywaliśmy się, ale widziałam jak Saul cały czas się na mnie patrzył.
- Co? Coś nie tak? - zapytałam w końcu,bo nie wiedziałam dlaczego tak się gapi. Wyrzucił wypaloną fajkę przez okno i podszedł do mnie. Popatrzył mi głęboko w oczy, po czym zbliżył twarz do mojej.
- Wyglądasz...niesamowicie. Mam na Ciebie ochotę tu i teraz... - wyszeptał, łapiąc mnie za włosy i mocno wpijając w moje usta. Automatycznie wplotłam palce w jego loczki, zrzucając cylinder. Oddawałam zachłannie pocałunki, bo facet całuje po prostu bosko, nie można się oprzeć. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie niechętnie.
- Slash...nie mogę...
- Daj spokój, przecież z Duffem to już skończone, więc nie musisz się hamować - chciał mnie jeszcze raz pocałować, ale ja wstałam z miejsca. Może i on ma rację, ale z drugiej strony skąd może mieć pewność? Chce być do końca fair co do basisty.
- Nie wiesz jak bardzo wolał bym teraz robić co innego, ale musimy się zbierać, więc ruszaj ten śliczny tyłeczek - mówiąc to klepnął mnie w pośladek. Odwróciłam się i ujrzałam język wyciągnięty w moja stronę. Ubrałam kurtkę, buty, wzięłam torbę i byłam gotowa. Slash zabrał cylinder, założył na głowę i już byliśmy w drodze do ich lokum. Postanowili, że tak będzie wygodniej, gdy wszystko przygotujemy u nich w domu. Przez cały czas czułam na sobie ręce Mulata, ale jakoś mi to bardzo nie przeszkadzało. W końcu jest cholernie przystojnym facetem, więc chyba żadnej by to nie przeszkadzało. Gadaliśmy o tym co się ostatnio wydarzyło, mojej pracy i tak jakoś nam czas zleciał. Staliśmy już przed powszechnie znanym HellHousem. Slash otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą...jaki dżentelmen. Pierwsze co zobaczyłam to jakaś prawie rozebrana panienka, siedząca okrakiem na Duffie. Nie trudno było się domyślić, że naszego związku już nie ma. Zabolało mnie to co zobaczyłam, więc Axl, który właśnie się pojawił puścił mi oczko, a Hudson usiadł obok całującej się pary tak, że "niechcący" zrzucił laskę z Blondyna. Mina tej dziwki i samego basisty była bezcenna, co trochę poprawiło mi humor. Wzrok mojego byłego chłopaka przeniósł się na mnie, po czym objął dziewczynę i ostentacyjnie, cały czas na mnie patrząc zabrał ją do sypialni. Chciał mi ewidentnie zrobić na złość i nie powiem, żeby to jego zachowanie było mi obojętne. Mimo wszystko nadal coś do niego czułam i miałam nadzieję, że jednak będzie dobrze. Widocznie będzie dobrze, ale bez niego....muszę tak myśleć. Z zamyślenia wyrwał mnie Steven, wyłaniający się z kuchni.
- Cześć !!! Co ze mną zrobisz? Wyprostujesz włosy czy może nałożysz tonę tapety? - podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem, teatralnie bawiąc się swoimi włosami. Zaśmiałam się tylko, bo przy tym perkusiście nie można inaczej. Był cały podekscytowany.
- Spokojnie Steven. Masz śliczne kręcone włosy i niech tak zostanie. Jesteś uroczy, naturalny - pogłaskałam go po policzku na co chłopak doskoczył do reszty, krzycząc że jest uroczy. Skąd on bierze tą pogodę ducha? Przywitałam się z Izzym, który siedział na kanapie, ale chyba myślami był gdzie indziej. Ten to ma zawsze zlew na wszystko...czasami też bym tak chciała. Usiadłam obok Axla i po chwili trzymałam w dłoni butelkę piwa, którą przyniósł mi Slash i przy okazji usiadł obok mnie. Ewidentnie teraz czuje dla siebie szansę i nie chce jej zmarnować. Tyle się o mnie starał, a teraz kiedy jestem wolna ma pole do popisu. Jak na razie mam dość związków, co nie znaczy, że nie chcę się dobrze bawić. Seks bez zobowiązań to całkiem miła perspektywa... Cały czas dochodziły nas dźwięki rozkoszy z sypialni. No...była to dość krępująca i niezręczna sytuacja dla mnie.
- To co? Zaczynamy? - zapytałam się chłopaków na co energicznie pokiwali głowami. Nie spodziewałam się po nich takiego entuzjazmu. Skierowałam się do łazienki, po najpotrzebniejsze rzeczy, a część miałam już ze sobą. Nie było to zbyt duże pomieszczenie, więc postanowiłam że będę wszystko robić w salonie. Rozstawiłam wszystko na stole, po czym poprosiłam do siebie Axla na pierwszy ogień.
- Masz jakąś konkretną wizję? - zapytałam, bo osoba taka jak on, zapewne ma na siebie pomysł.
- Zdaję się na Ciebie - spojrzał na mnie. Po chwili jego rude włosy były mocno natapirowane, a oczy podkreślone jasno fioletowym cieniem, który idealnie pasował do koloru oczu. Z nim miałam najwięcej pracy, na dodatek cały czas mi mówił, żebym uważała i nie zniszczyła mu włosów i jęczał, że go ciągnę itd. Przewrażliwiony na swoim punkcie jak cholera. Z resztą poszło gładko...Izzy'emu wyprostowałam tylko włosy, a Stevenka lekko podpudrowałam. Ze Slashem nie trzeba było nic robić, bo z tym cylindrem wyglądał idealnie. Kiedy skończyłam, a wokalista zachwycał się swoim wyglądem, z sypialni wyszedł Duff z nową "koleżanką". Ostentacyjnie ją pocałował mówiąc "że jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze", cały czas patrzył w moją stronę. Powiedział to tak, żebym usłyszała. Puściłam to mimo uszu.
- Jeśli już skończyłeś to teraz Twoja kolej - zwróciłam się do niego, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Basista podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, a że był w samych spodniach to moje serce zaczęło szybciej bić. Nadal byłam podatna na jego wdzięki.
- Chyba kpisz. Mam wyglądać jak te pajace? Sam sobie poradzę, nie jesteś mi do niczego potrzebna - podkreślił słowo "niczego", po czym wyrwał mi grzebień z dłoni. 
- McKagan, nie wkurwiaj mnie i spierdalaj stąd! - podszedł do nas Axl, mocno poirytowany. - Wszystko dobrze? - zapytał, gładząc mnie po plecach. 
- Tak. Nie będę się przejmować kimś takim jak on - Rose mnie przytulił szepcząc "zuch dziewczyna". Pozbierałam wszystkie sprzęty i z zamiarem odłożenia je na swoje miejsce, kierowałam się do łazienki. Zastałam w niej Duffa, stojącego przed lustrem z ładnie natapirowanymi włosami. Właśnie próbował namalować sobie kreski wokół oczu.
- Daj to, bo prędzej sobie oko wydłubiesz - postanowiłam wyciągnąć rękę w jego stronę, bo widziałam jak się męczył. Spojrzał na mnie w lustrze.
- Poradzę sobie, do jasne cholery. Nie rozumiesz, że jesteś dla mnie nikim? Wyjdź stąd bo zasłaniasz światło - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, nawet na mnie nie patrząc. Wychodząc usłyszałam tylko "kurwa", po czym wnioskowałam, że kredka znalazła się w oku. Uśmiechnęłam się tryumfalnie po czym zeszłam do reszty.
- Blondas gotowy? Bo nie mamy już czasu. McKagan złaź tu i to już !!!! - wydarł się Rudy, a po chwili pojawił się basista, o mało nie spadając ze schodów. No nawet sobie poradził z tą stylizacją, nie powiem. - No to teraz możemy iść.
- Zostawię u was torbę dobra? Bo nie chce mi się wracać do domu - zapytałam i momentalnie dostałam potakującą odpowiedź. Chłopcy byli trochę poddenerwowani, ale chyba bardziej podekscytowani i podnieceni tą sytuacją. Energia roznosiła ich od samego wyjścia z garażu. Szłam obok Slasha, który poczęstował mnie fajką. On jako jedyny był stonowany i wycofany, reszta biegała po całej szerokości chodnika, no oprócz Izzy'ego, ale kto by się u niego spodziewał jakiś wybuchów radości.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Zagracie genialny koncert i od razu dostaniecie kontrakt, mówię Ci - puściłam oczko do mulata, po czym zostałam przez niego objęta ramieniem. Zauważyłam uśmiech na jego twarzy, od razu wyglądał lepiej. Steven oczywiście był już pod wpływem, więc ciężko było za nim nadążyć, a przy okazji mieliśmy sporo śmiechu. Duff szedł daleko przede mną, cały czas oglądając się za jakimiś panienkami. Niech sobie robi co chce, mnie to już nie obchodzi....kogo ja chcę oszukać. Nadal jednak trochę mnie to boli, ale już nie tak bardzo jak na początku. Chyba się z tym oswoiłam.

W klubie spotkaliśmy Mary z całym zespołem Skid Row. Koncert był po prostu niesamowity. Chłopcy dali z siebie wszystko i pokazali się z najlepszej strony. W tłumie wyłapałam tego faceta z wytwórni, więc jednak nie oparł się mojemu urokowi i przyszedł. Energia jaka zapanowała podczas wykonywania piosenek przez Gunsów, była nie do opisania. Trzeba tam być, żeby to samemu poczuć bo inaczej się nie da. Uwielbiam ich razem i każdego z osobna, są idealnie zgrani. Nie mogłyby być inne osoby w zespole, bo właśnie w takim składzie są tak genialni, rozumieją się bez słów. Wykonali kilka swoich piosenek oraz covery Aerosmith. Publiczność szalała, a raczej damska jej część. W sumie się nie dziwię, bo wyglądali jak bogowie Rock & Rolla. Po zejściu ze sceny widziałam jak zmierza w ich kierunku ten producent z czego bardzo się ucieszyłam. Postanowiłam, że pójdę po nowy alkohol, więc zapytałam się co kto chce i ruszyłam do baru, lekko chwiejnym krokiem. Stanęłam przed ladą, mówiąc barmanowi zamówienie. Oparłam się tyłem o bar, rozglądając po sali.
- Ooo kogo ja tu widzę. Cześć nasza nowa koleżanko - usłyszałam obok siebie i gwałtownie się odwróciłam. Przede mną stała ta dwójka, którą spotkałam ostatnio na ulicy.
- No witam. Przyszliście na koncert? - zapytałam jednego z nich, podczas kiedy drugi składał zamówienie.
- Mhm....i przy okazji się zabawić. Tylko nie wiedzieliśmy, że spotkamy tutaj Ciebie - zmierzył mnie wygłodniałym wzrokiem. Miałam na sobie koszulkę Stonesów opadającą na jedno ramie i krótkie szorty, ledwo zakrywające tyłek. Odchrząknęłam, bo lekko się zawiesił. Dostałam swoje drinki i już zmierzałam do stolika, kiedy postanowiłam, że zapoznam ich z resztą.
- A może przyłączycie się do mnie i moich znajomych? - popatrzyli na siebie po czym oczywiście się zgodzili i biorąc swoje butelki, poszli za mną.
- Przyprowadziłam nam dwóch przystojniaków do towarzystwa. To jest Nuno i.... - jak to ja, zapomniałam imienia tego drugiego.
- Gary - szybko przyszedł mi z pomocą, za co podziękowałam. Przywitali się z całą gromadą ludzi przy stoliku. Po chwili dołączyli do nas Gunsi i jakaś chyba kolejna koleżanka Duffa. Długo będzie robił mi na złość?
- Gość z wytwórni zaprosił nas na spotkanie!!!! Lexy, kocham Cię ! - wyściskał mnie Axl, a cała reszta przybiła sobie piątki, po czym nowi towarzysze z lekkim zaskoczeniem na twarzach, przywitali się z zespołem. Humor od razu nam się polepszył, więc wznieśliśmy toast za koncert i kontrakt, po czym odnalazłam Stradlina. Potrzebowałam jego towaru, ale okazało się że nic mu nie zostało, więc odesłał mnie do Stevena. Ten jednak też nic nie miał bo sam wziął wszystko co miał.
- Tego szukasz skarbie? - odwróciłam się do Slasha, machającego mi małym woreczkiem. Przytaknęłam, ale nie dostałam tego tak łatwo. - Weź sobie - powiedział, wysypując sobie trochę na język. Cwaniak z niego, wie że tego potrzebuje a przy okazji ugra coś dla siebie. Duff już dawno zmył się z tą tlenioną blondyną, chyba nie chciał świętować w moim towarzystwie....i dobrze. Podeszłam do Kudłacza. Miał wyczekującą i zarazem pewną siebie minę....podobało mi się to. Odgarnęłam jego loki, po czym wpiłam się w jego usta, zlizując biały proszek z jego języka. To było niesamowite doznanie...Oderwałam się od niego, po czym usiadłam obok Gary'ego, jak gdyby nigdy nic.
- Może dla nas zatańczysz? W końcu jesteś w tym dobra - pojawił się znikąd Duff, z szyderczym wyrazem twarzy. Popatrzyłam na niego wrogo.
- Dla takich dupków jak Ty nie tańczę ! - odpyskowałam, mając go głęboko. Widziałam, że lekko go tym zgasiłam i już sobie darował, zaczepiając kelnerki.
- No to kochani za moją wolność !!!! Od teraz jestem singielką!!! - popatrzyłam wymownie na basistę. Dla mnie zabawa właśnie teraz się zaczęła. Narkotyk powoli uwalniał swoje właściwości, co pozwoliło mi o wszystkim zapomnieć i świetnie się bawić. Wznieśliśmy toast, widziałam jak Mary na mnie patrzy z...troską?

Rachel:
Świetnie się bawiliśmy, kiedy nagle Lexy przyprowadziła jakiś dwóch kolesi. Nawet przypadli mi do gustu, też okazali się muzykami. Jednak kiedy zauważyłem jak jeden z nich, patrzy się na moją Mary, to krew się we mnie zagotowała. Cały czas ją zagadywał, delikatnie niby przypadkiem, dotykając w nogę. Jej się to ewidentnie podobało, bo cały czas się uśmiechała. W zasadzie to chyba zapomniała, że tu jestem.
- No i tak się właśnie poznaliśmy. To naprawdę super dziewczyna, ale jej przyjaciółka jest zdecydowanie ładniejsza - usłyszałem tani tekst tego...Nuno, czy jak mu tam. Mocniej objąłem blondynkę w pasie, przyciągając do siebie. Mina mu trochę zrzedła, na co się tryumfalnie uśmiechnąłem.
- To wypijmy za nasze spotkanie - powiedziała Mary, stukając się z nim szklanką. No kurwa, co to ma niby być? Ja też tu jestem!!!! Cały czas patrzyła na niego maślanym wzrokiem. Lexy poszła tańczyć z tym drugim, a towarzystwo jakoś się rozproszyło.
- Co tam stary? Super impreza co? - zagadał mnie Sebastian, ale ja tylko zmroziłem go wzrokiem. - O co Ci chodzi?
- O to, że jakiś pierdolony laluś, zabiera mi dziewczynę - powiedziałem tak, żeby tylko on usłyszał. Mary chyba coś jednak usłyszała, bo odwróciła się  patrząc na mnie, jednak nic nie mówiąc wróciła do rozmowy z nowym kolegą.
- Wyluzuj Rachel. Tylko rozmawiają, a Ty masz jakieś pieprzone paranoje. Napij się to Ci dobrze zrobi, a ja idę się odlać - klepnął mnie w ramię, po czym zniknął, zaczepiając jakieś dziewczyny po drodze. Cały Baz...
- Zatańczysz? - usłyszałem i momentalnie odwróciłem głowę w stronę Mary Jane. Po chwili już jej nie miałem obok siebie tylko patrzyłem jak stoi w ramionach tego gitarzysty. Wziąłem butelkę Jacka i prawie całą od razu opróżniłem. Miałem ochotę do niego podejść i strzelić mu w pysk. Nie widzi, że ona ma faceta? Kiedy wrócili, mocno wpiłem się w usta dziewczyny, patrząc w oczy Nuno. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenie, ewidentnie dobrze się bawił.
- Mmmm...co to było? - zapytała blondynka, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Popatrzyłem jej w oczy, odgarniając włosy.
- Nic, po prostu Cię kocham i wyglądasz tak seksownie, że mam na Ciebie ogromną ochotę - wyszeptałem jej do ucha, zmysłowym głosem. Poczułem dreszcze na jej ciele...czyli jednak jest moja.
- Haha, jesteś pijany - pogłaskała mnie po policzku, na co gwałtownie zaprzeczyłem.
- Może kiedyś mi coś zagrasz? Bardzo chętnie posłucham i bliżej Cię poznam - zwróciła się do bruneta. Ten z uśmiechem jej odpowiedział twierdząco, dotykając jej policzka, zjeżdżając dłonią wzdłuż ramienia. Strzepnąłem jego rękę.
- Nie pozwalaj sobie, kurwa. Nie widzisz, że ona jest już zajęta?! - podniosłem głos, bo wkurwił mnie do granic możliwości.
- Uspokój się Rachel!! My tylko rozmawiamy - popatrzyła na mnie z wyrzutem. Taaa kurwa, rozmawiamy...
- To ja pójdę po coś do picia. Zamówić wam coś? - Mary coś tam wzięła, a ja go po prostu olałem.
- Co Ty do cholery wyprawiasz? To już nie mogę porozmawiać z nowym znajomym? - wydarła się na mnie.
- Rozmowa, a ewidentne podrywanie Cię to chyba co innego - wypaliłem z grubej rury, odgarniając włosy z twarzy. Popatrzyła na mnie dziwnie...ona chyba naprawdę tego nie dostrzegła. - Nie mów mi, że tego nie zauważyłaś?
- Jesteś zazdrosny i tyle....nie rób głupich scen. Idę do łazienki, a Ty lepiej ochłoń - wstała obrzucając mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- No bracie, chyba podpadłeś - zaczepił mnie Snake.
- Odpierdol się ode mnie !!! Idę na fajkę...- krzyknąłem. Po drodze minąłem się z Nuno i nie omieszkałem go trącić ramieniem. O mało nie wylał zawartości szklanek, które niósł do stolika. Miałem teraz wszystkich w dupie, a już zwłaszcza tego typka. Po cholerę go Lexy przyprowadzała? A Mary sama mu się pcha w ramiona...no chyba trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć jego zalotów. Widocznie spodobał jej się bardziej niż ja.

Lexy:
Nie wiem jakim cudem trafiłam do domu w jednym kawałku, ale obudziłam się z ogromnym kacem o dziwo w swoim łóżku. Wstałam, lekko zakręciło mi się w głowie, ale dałam radę doczołgać się do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, co trochę mi pomogło. Postanowiłam od razu wskoczyć pod prysznic i doprowadzić się do porządku. Nic nie pamiętałam z wczorajszego wieczoru, tylko jakieś fragmenty historii. Wiem, że dołączyli się do nas chłopacy z Extreme, a później to już czarna dziura. Wyszłam z pod strumienia chłodnej wody i owinięta ręcznikiem zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Przebrałam się i poszłam po moje wybawienie, czyli tabletkę. Ledwo ją połknęłam, a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Co to kurde jakiś dom publiczny, zawsze pełno gości. Moim gościem okazał się Scotti, opierający się nonszalancko o framugę.
- Co Cie do mnie sprowadza o tak wczesnej porze? - zapytałam, wpuszczając go do środka.
- Porywam Cię na małą przejażdżkę i nie chcę słyszeć żadnego ale... - dopowiedział, kiedy chciałam zaprzeczyć. Nie miałam wyjścia, więc ubrałam tylko buty, bo na dworze było ciepło. Brunet czekał na mnie przy samochodzie, paląc fajkę i otwierając mi drzwi...jaka kultura.
- A gdzie jedziemy? - zapytałam po jakimś czasie, kiedy wyjeżdżaliśmy z zatłoczonych ulic.
- Zobaczysz - puścił mi oczko, nic więcej nie mówiąc. Założyłam na nos okulary i oparta o szybę, czekałam cierpliwie, podziwiając widoki i wsłuchując się w piosenki Deep Purple lecące w radiu. W końcu dojechaliśmy do jakiegoś lasu, przed którym zatrzymał się samochód. Popatrzyłam na towarzysza z dezorientacją w oczach.
- Jesteśmy. Zabierz ten koszyk - podał mi rzecz, wypełnioną pysznymi rogalikami - i chodź na tą ładną polankę - pokazał palcem. Miejsce było naprawdę śliczne, aż mnie zatkało. Tylko z jakiej okazji to wszystko?
- Jedz, bo wiem że nawet nie zjadłaś śniadania - podał mi rogalika, patrząc z delikatnym uśmiechem. Z chęcią zabrałam się za zapełnianie żołądka tymi pysznościami. Nieźle to wykombinował...
- Scotti... - powiedziałam kiedy siedzieliśmy pod drzewem, a raczej on siedział, a ja leżałam głową na jego nogach - z jakiej okazji to wszystko? - popatrzyłam na niego. Chłopak tylko na mnie spojrzał, dalej głaszcząc mnie po włosach.
- Miałaś ostatnio ciężki czas, więc przyda Ci się taki moment na odreagowanie - nic nie powiedziałam. Było mi dobrze, gitarzysta idealnie trafił w sedno. Potrzebowałam takiej odskoczni od całego zamieszania. Czas jakby się dla mnie zatrzymał, ale musieliśmy już wracać , bo Scotti musiał jeszcze wpaść do studia. Zabrał kocyk i koszyk, a ja jeszcze chwilę pooddychałam świeżym powietrzem. Mój przyjaciel czekał na mnie oparty o drzwi samochodu.
- Dziękuję Ci bardzo za ten dzień - pocałowałam go w policzek, ale nagle nasze spojrzenia się spotkały a chłopak wpił się w moje usta, obejmując twarz dłońmi. Nie wiem co mną kierowało, ale nie potrafiłam tego przerwać. Nie wiem nawet jak znaleźliśmy się w samochodzie, pozbawieni części ubrań. Nie interesowało nas to, że będzie niewygodnie. Dla nas liczyła się bliskość. Wszystko działo się szybko, ale też bardzo namiętnie. Scotti był czuły, ale stanowczy zarazem. Kochaliśmy się, nie biorąc pod uwagę co będzie później. Tak jakby odżyły dawne wspomnienia i to jak byliśmy razem. To był niesamowity początek dnia, mimo że żadne z nas nie spodziewało się takiego obiegu spraw.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 19

No i jest kolejny :) nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko...pojawili się nowi bohaterowie, także zapraszam do czytania i oczywiście komentowania !!!!!! 


Obudziłam się u siebie w pokoju, w swoim łóżku. Przetarłam oczy dłońmi, patrząc w sufit. Niestety wszystkie wydarzenia z wczoraj nie były złym snem, a przykrą rzeczywistością. Sama nie wiem czy byłam bardziej zła czy smutna...jestem pewna, że między mną a blondynem wszystko skończone. Z tą myślą wstałam i swoje kroki skierowałam do okna. Otworzyłam je, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Mocno zaciągnęłam się lekkim powiewem wiatru, który rozwiał moje potargane włosy. Opierając łokcie na parapecie, wychyliłam głowę, słysząc jakieś głosy i śmiechy. Zauważyłam jak Mary żegna się z Rachelem. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo to był naprawdę uroczy widok. Są w sobie tak szaleńczo zakochani. Odchodząc, chłopak popatrzył w moją stronę i pomachał mi z wielkim uśmiechem na ustach, krzycząc "cześć Lexy". Uczyniłam to samo, po czym odeszłam od okna w stronę łazienki. Otwierając drzwi do pomieszczenia doszedł mnie krzyk blondynki ,że idzie do pracy. Przyjęłam do wiadomości i zrzucając z siebie piżamę, weszłam pod ciepły strumień wody. Miałam zamiar posiedzieć tam jakiś czas, bo nigdzie mi się nie spieszy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zakręciłam wodę, zawinęłam się w ręcznik. Pewnie to Mary zapomniała czegoś...
- Już idę! Musisz być taka zapominalska? - otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się Axl, a nie dziewczyna. Zmierzył mnie wzrokiem, z racji tego że moje okrycie ledwo zasłaniało mi tyłek. - Axl? Co Ty tu robisz? - stałam jak słup, ale chłopak też jakoś nie za bardzo się kwapił do wejścia.
- Stoję jak widać. Wpuścisz mnie? - zapytał, tym razem patrząc mi w oczy. Po tym co mi ostatnio powiedział, powinnam się dwa razy zastanowić, ale pokazałam ręką, żeby się rozgościł.
- Trochę mnie zaskoczyłeś...zaraz wracam tylko się ubiorę - z lekkim rumieńcem na twarzy, kierowałam się w stronę schodów.
- Jak dla mnie wyglądasz bardzo dobrze w tym ręczniku - puścił mi oczko, na co tylko pokiwałam głową z dezaprobatą. Pognałam szybko do pokoju, założyłam jakąś koszulkę i ciemne rurki. Włosy spięłam w kucyk. Zeszłam do mojego gościa, który siedział na kanapie z szklanką wypełnioną whiskey. Spryciarz...takie rzeczy to wie, gdzie znaleźć.
- Zjesz coś? - krzyknęłam do niego z kuchni. Dało się wyczuć między nami dosyć napiętą atmosferę. Ja nie wiedziałam po co przyszedł, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Jeszcze go takiego nie widziałam. Był nieśmiały?, zawstydzony?...sama nie wiem jak to nazwać, ale zupełnie inny niż wczoraj. Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko zauważyłam że do mnie dołączył. Popatrzyłam na niego wyczekująco, na co tylko pokiwał przecząco głową. Usiadł na krześle, popijając brązowy płyn. Ja postanowiłam zrobić sobie kanapkę, bo czułam w żołądku pustkę. Zajęłam miejsce na przeciwko Axla. Patrzyłam na niego, ale on uciekał oczami tak, żeby na mnie nie spojrzeć.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam w końcu, gdy zjadłam śniadanie. Miałam dość tej ciszy, bo zaczynała się robić męcząca. Wtedy zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, które przeszyło mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że widzi moje myśli, a kolor jego oczu stał się jakby intensywniejszy.
- Kurwa, nie sądziłem że to będzie takie trudne - wstał z miejsca i zaczął chodzić po kuchni. Sprawiał wrażenie jakby się czymś denerwował, a ja zaczęłam się martwić, jednak nie przerywałam mu. Chciałam, żeby sam to z siebie wydusił.
- Lexy - popatrzył na mnie, podchodząc bliżej i kucając przy moich nogach - Chciałem Cię przeprosić za ten mój wczorajszy wybuch. Przesadziłem, nie powinienem tak reagować, ale... - urwał w połowie, odwracając wzrok. Dotknęłam jego policzek, żeby dać mu wsparcie. Wiem, że nie jest mu łatwo przyznać się do błędu. Znów nasze oczy się spotkały. - Ale to było silniejsze ode mnie, ja nad tym nie panuję.
- Jesteś wybuchowy, nic na to nie poradzisz - dodałam cicho. Chłopak wstał, uderzając dłonią w ścianę. Wystraszyłam się lekko podskakując na krześle.
- Nie, kurwa, jestem chory! - zrobiłam wielkie oczy, co natychmiast zauważył i ściszył głos. - Przepraszam. Sama widzisz...to moja popierdolona psychika, robi sobie co chce. Nawet nie wiesz, jak mnie to boli, że nie do końca świadomie, krzywdzę bliskie sobie osoby. Raz jestem miły, a za chwilę mam ochotę komuś ostro wpierdolić...Mam tego dosyć! - widziałam ile go kosztowało przyznanie się do tego, oraz jak cierpi z tego powodu. Podeszłam do niego, mocno go do siebie przytulając. Wtulił się jak małe dziecko, potrzebujące ciepłych ramion swojej matki.
- Będzie dobrze....cieszę się, że mi powiedziałeś. Pomogę Ci jak tylko będę mogła. Jesteś niesamowicie wartościowym i wrażliwym człowiekiem - szeptałam mu do ucha, bo czułam że potrzebuje teraz paru miłych słów. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o tej jego przypadłości, ale nie chcę naciskać. Odsunął się ode mnie. Zauważyłam lekki uśmiech na jego ustach i poczułam jak całuje mnie w policzek. - Wiesz, że jak będziesz chciał pogadać, to ja jestem do Twojej dyspozycji - przytaknął, ciągnąc mnie na kanapę. Coś zbyt potulny i grzeczny się nagle zrobił, ale może to wina tej choroby. Po chwili atmosfera się rozluźniła, zaczęliśmy żartować. Wokalista opowiadał mi parę śmiesznych sytuacji ze swojego życia, w ogóle dowiedziałam się o nim czegoś więcej. Ulżyło mi, że chociaż z nim wszystko sobie wyjaśniłam i jest nawet lepiej niż na początku. Jakoś przez przypadek zapytałam o tą sytuację z narkotykami, którą mi wypomniał podczas wczorajszej kłótni. Niechętnie, ale opowiedział mi historię Duffa z czasów, kiedy mieszkał w Seattle, o tym jak jego ówczesna dziewczyna przedawkowała, umierając w jego ramionach. Od tej pory ma uraz do dużej ilości narkotyków, dlatego sam nie bierze aż tak często. To wiele mi wyjaśniło. Reakcje Blondasa, kiedy Izzy dawał mi towar...nie sądziłam, że jest aż tak delikatny i uczuciowy. Mimo, że byłam z nim już jakiś czas, to nie wiedziałam o nim zbyt wiele, a tą historią jakoś nie chciał się chwalić. Później już nie brnęłam dalej w temat, bo sam Axl nie czuł się komfortowo opowiadając takie, jakby nie było, prywatne historie basisty. Popijaliśmy whiskey, kiedy nagle chłopak wypalił z tekstem, który zwalił mnie z nóg.
- Mała, mam pomysł! Będziesz naszą stylistką, co Ty na to? - popatrzyłam na niego, pukając się palcem w czoło. Gorszego pomysłu nie mógł wymyślić.
- Popierdoliło Cię? Ja, stylistką? W ogóle się na tym nie znam...
- E tam, jesteś kobietą...masz jakieś tam wyczucie. Mamy teraz koncert jak wiesz i przydałaby się kobieca ręka, żeby nas wyszykować, wymalować itp - popatrzył na mnie proszącym wzrokiem - No nie daj się prosić.
- Ale jak Ty to sobie wyobrażasz? A co z Duffem? Przecież on nie chce mnie widzieć, a co dopiero jakbym miała z nim przebywać i szykować na scenę - pokiwałam głową, że to nie jest dobry pomysł. Ja bardzo chętnie bym to zrobiła, ale nie w zaistniałej sytuacji. Budziłoby to tylko konflikty, nic więcej.
- McKaganem się nie przejmuj. - pocałował mnie w czoło - Ok, ja uciekam i jutro po Ciebie przychodzę, nasza pani stylistko - mrugnął do mnie - Nie chcę słyszeć odmowy, zrozumiano? - pokazał na mnie palcem, z jakimś dziwnym grymasem na twarzy, stojąc już przy drzwiach. Chyba chciał, żeby wyszło groźnie, ale efekt był odwrotny. Tylko się zaśmiałam, a Rudzielec opuścił mój dom. Ten typ nigdy nie przyjmuje odmowy, więc nie miałam innego wyjścia. jestem tylko ciekawa, czy się z Michaelem nie pozabijamy. Pozbierałam butelki po alkoholu i wyrzuciłam do kosza. Wypadałoby zrobić jakiś obiad. Włączyłam płytę AC/DC, po czym zabrałam się za przyrządzanie szybkiej zapiekanki.

Pomyślałam, że odwiedzę Scottiego. Dawno się z nim nie widziałam, a bardzo mi go brakuje. Jest takim moim bratem, z którym o wszystkim mogę pogadać. Muszę się przyznać, że stęskniłam się za nim, mimo że mieszkamy kilka ulic od siebie. Z takim planem w głowie, zmywałam talerz po sobie, chowając resztę zapiekanki do lodówki. Wyłączyłam płytę, wpadłam do pokoju żeby się troszkę ogarnąć, czyli uczesać i podmalować. Nie żebym była fanka tapety na twarzy, ale tusz na rzęsach i kredka do oczu, to mała rzecz a robi wielką różnicę. Po 10 minutach byłam gotowa. Złapałam tylko paczkę Routów i wyszłam z domu. Pogoda była przyjemna, nie za ciepło, ale też nie za zimno. Zapaliłam fajkę, rozglądając się na wszystkie strony. Było dosyć spokojnie, bo to jeszcze wczesna godzina. Dilerzy i dziwki, pojawią się dopiero po zmroku. To zadziwiające jak jedno miasto, potrafi się zmieniać zależnie od pory dnia. Do godzin wieczornych można tu spotkać ludzi sukcesu, matki z dziećmi, albo same dzieci krzyczące i śmiejące się z kolegami. Natomiast gdy zajdzie słońce, ulice przemieniają się w istne piekło na ziemi. Wyłaniają się wszystkie "upadłe anioły", zalewające ulice swoimi pragnieniami, żądzami i chęcią zarobku. Już nie widać biegających dzieciaków, tylko czekające na swoja ofiarę, panienki do towarzystwa, narkomanów, pijanych i obleśnych facetów, zaczepiających każdą dziewczynę. Ta strona nie jest zbyt optymistyczna, ale to chyba jedyne miasto z taką przypadłością do zmian. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tych wszystkich ludziach, zaczynających życie dopiero gdy ciemność zaleje ulice. Mijałam swoje dawne miejsce pracy i zauważyłam, że wisi tam karteczka z ogłoszeniem o przyjęcie do pracy. Zaśmiałam się sama do siebie...czyli nadal nie znalazł nikogo głupiego na moje miejsce. Dzieliły mnie ostatnie metry do siedziby zespołu Sebastiana i spółki, kiedy przeszłam obok dwóch chłopaków, siedzących pod ścianą jakiegoś opuszczonego budynku. Jeden grał na gitarze, a drugi śpiewał. Mieli przed sobą wyłożony futerał do którego wrzuciłam jakieś drobne, znalezione w kieszeni.  Koleś grał naprawdę super, a razem z wokalem tworzyło to całkiem przyjemną całość. Kiedy już odchodziłam, jeden z nich gwizdnął na mnie tak jak gwiżdże się na dziwki i krzyknął jakiś tani tekst na podryw. Obejrzałam się na niego, patrząc wzrokiem mówiącym "nie ze mną te numery", lekko poirytowana, po czym przeniosłam wzrok na tego z gitarą. Chłopak podniósł głowę, odgarnął z twarzy długie, czarne włosy i puścił mi oczko, przesłodko się uśmiechając.



Cała złość na nich za ten słaby tekst, minęła jak tylko moje oczy spotkały się z tymi ciemnymi tęczówkami gitarzysty. Zdecydowanie miał coś w sobie, obaj mieli, czemu nie można się było oprzeć. Zapominając o tej zaczepce, ruszyłam do celu mojej podróży, od której dzieliło mnie zaledwie kilka domów, jednak cały czas siedziała mi w głowie ta dopiero spotkana dwójka. Zapukałam w masywne drzwi mieszkania Skidów. Słyszałam jakieś głosy z wnętrza domu, więc pozostawało mi poczekać chwilę aż ktoś się łaskawie doczłapie i otworzy. Po krótkiej chwili moim oczom ukazał się Rob, na którego twarzy od razu pojawił się uśmiech gdy mnie zobaczył. Chyba był tym pechowcem, wyznaczonym do przykrej czynności jaką jest wpuszczenie gościa do środka.
- Cześć Lexy, miło Cię widzieć - przytulił mnie na przywitanie, co odwzajemniłam, lekko tarmosząc mu włosy. Weszłam do salonu, gdzie siedział Rachel i Snake.
- Siema nasza ulubiona koleżanko ! Chcesz coś do picia? - krzyczał do mnie z kuchni Sebastian. Odpowiedziałam, że jakiś sok jak mają.
- Hej, jest może Scotti bo ja tak właściwie to do niego - zapytałam obecnych w salonie.
- Jest u siebie w pokoju, pewnie znowu coś tworzy, albo po prostu śpi. Wiesz jak trafić - odpowiedział mi Snake z uśmiechem. Już kierowałam się na schody, kiedy doszedł mnie głos wokalisty, a po chwili wręczał mi szklankę z sokiem. Podziękowałam i zniknęłam na górze. Słyszałam ciche dźwięki Scorpions "Rock you like a hurricane", więc nie bawiłam się w pukanie i po prostu weszłam. Mój przyjaciel leżał na łóżku z głową opartą o ścianę i przymkniętymi oczami. Wyglądał naprawdę uroczo.
- Mogę się przyłączyć? - zapytałam, czym wyrwałam go z letargu. Chyba go trochę wystraszyłam, bo  podskoczył na miejscu. Zaśmiałam się z tego. Widziałam jak chłopak pokazuje mi, żebym zajęła miejsce obok niego, co po chwili zrobiłam, odkładając szklankę na podłogę.
- Miło Cię widzieć. Już myślałam, że zapomniałaś o starym kumplu - połaskotał mnie w bok, co spowodowało, że zamiast siedzieć to leżałam. Uderzyłam go w głowę dłonią na co zrobił naburmuszoną minę, po czym wybuchnął śmiechem.
- Strasznie dużo się u mnie ostatnio działo... - zaczęłam nie patrząc na niego, ale on robił to bardzo intensywnie.
- No to ja słucham uważnie, bo coś mi się wydaje, że to nie będą same dobre wieści - czasami nienawidziłam tego jak on mnie dobrze zna. Od razu wyczuł, że coś się u mnie wydarzyło, ale akurat teraz tylko mi to ułatwi sprawę.
- Straciłam pracę w księgarni, po czym zatrudniłam się w Cathouse i jestem striptizerką, albo jak niektórzy uważają...dziwką - ściszyłam głos,a chłopak wstał i wyłączył płytę.
- Że kurwa co? Wkręcasz mnie? - popatrzył na mnie, ale jak pokiwałam przecząco głową to już nic nie mówił. Chciałam być z nim szczera i myślałam, że on jako mój prawie brat zrozumie mnie, ale się pomyliłam i teraz pewnie jego też stracę.
- Uwierz mi, że gdybym nie musiała to nigdy bym tego nie zrobiła...ale nie miałam wyjścia rozumiesz? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, na co gitarzysta szybko zareagował, podchodząc do mnie i mocno przytulając.
- Ciiii...wiem kochanie, wiem. Tylko po prostu mnie to zaskoczyło. Praca jak praca, może nie jakiś szczyt marzeń, ale czasem trzeba chwycić się nawet takich drastycznych rozwiązań. A co na to Duff? - zapytał, lekko mnie od siebie odsuwając. Wstałam, wzięłam papierosa z paczki leżącej na stoliku nocnym, po czym go nerwowo zapaliłam. Opowiedziałam mu całą sytuację z blondasem. Siedzieliśmy obok siebie na parapecie i czułam od niego takie ciepło i zrozumienie. Wiem, że nie jestem bez winy i Scotti też to wie, ale robi wszystko żeby mnie pocieszyć. Za to go uwielbiam...zawsze mogę na niego liczyć.
- Zobaczysz, wszystko się wyjaśni, a jak nie to McKagan straci kogoś wartościowego i będzie ostatnim idiotą jeśli tego nie zauważy. Daj mu trochę czasu. Oswoi się z tą myślą i będzie dobrze - pogłaskał mnie po kolanie i szturchnął żebym się rozluźniła. Może Hill ma rację? Dam czas basiście na przemyślenie wszystkiego i zobaczymy co dalej. Ja jednak myślę, że to już definitywny koniec. Zauważyłam jak brunet wstaje i szuka czegoś w małej szafce. Po chwili wraca do mnie z tabliczką czekolady. Uśmiecham się na ten widok  z lekkim nieogarem na twarzy.
- Masz, wiem że czekolada zawsze poprawia Ci humor - na te słowa mocno się wtuliłam w kolegę. Jest taki kochany...cieszę się że go mam. Niby taka mała rzecz, ale cieszy. Teraz byłam pewna, że przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Zjedliśmy razem czekoladę. Ja słuchałam jego opowieści o płycie, koncertach i ich obecnym życiu. Śmialiśmy się z wszystkiego, ale to pewnie przez tą czekoladę, która uwolniła z nas ogromną dawkę endorfin.
- Będę się zbierać, bo muszę jeszcze dzisiaj iść do "pracy" - zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu po czym zostałam odprowadzona przez chłopaka do samych drzwi.
- Miło było Cię widzieć, wpadaj do nas częściej i pamiętaj...będzie dobrze - pogładził mnie po policzku. Przytaknęłam na jego słowa krzycząc do reszty "cześć" na pożegnanie. Z nad ramienia Scottiego widziałam jak mi machają.

W drodze powrotnej usłyszałam znaną mi muzykę, do której sama zaczęłam sobie śpiewać pod nosem. Była to piosenka - hymn, a mianowicie T.Rex "Children of the Revolution". Nucąc sobie słowa piosenki, przeszłam obok tych chłopaków co wtedy i okazało się, że to oni ją grali. Zebrał się wokół nich niezły tłumek... czyli budzą zainteresowanie, co mnie wcale nie zdziwiło.


 Już prawie ich minęłam, kiedy poczułam silne ramię na swoich barkach przyciągające mnie do ich towarzystwa. Popatrzyłam na chłopaka zdezorientowanym wzrokiem, bo nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia. Ten dał mi znać żebym śpiewała razem z nimi, więc pomyślałam co mi szkodzi, raz się żyje. Kiedy utwór dobiegł końca, zebraliśmy całkiem spore oklaski, a wokalista nadal mnie nie puszczał. Za to gitarzysta uciął sobie krótką pogawędkę z jakimś chłopcem, który nas słuchał.
- Znowu się spotykamy - poruszył zawiadacko brwiami, patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem.
- Taaa...bystry jesteś jak cholera - trochę zabrzmiało sarkastycznie, ale trudno się mówi. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i posłał mordercze spojrzenie koledze, który się z niego śmiał. Spojrzałam na futerał, gdzie nie leżało zbyt dużo pieniędzy.
- Dlaczego nie pójdziecie na Sunset? Zarobili byście więcej kasy - zapytałam, bo grali naprawdę super, a wiadomo na Ulicy Rozpusty takie rzeczy się lepiej przyjmują.
- Może i tak, ale tam jest za duża konkurencja,a tutaj mamy swoje grono fanów, jak zauważyłaś - odpowiedział mi ten z gitarą. - Tak w ogóle to jestem Nuno a ten drugi to Gary. - wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam. Chłopak ma tak niesamowite kości policzkowe i oczy, że można w nich utonąć.
- Lexy, miło mi poznać, ale i tak wam nie obciągnę - pokazałam palcem na Gary'ego, bo miał jakiś dziwny wyraz twarzy i pożerał mnie wzrokiem, zjeżdżając ręką na mój tyłek. Chyba naprawdę myślał, że jestem dziwką. Oboje parsknęli śmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi, strzepując jego dłoń.
- Nie? To szkoda, ale domyśliliśmy się tego...jakbyś jednak zmieniła zdanie, to wiesz... - wyszeptał mi do ucha wokalista, na co zareagowałam tylko odepchnięciem go od siebie. Mieli coś takiego w sobie, że przyciągali ludzi jak magnez. Później już nie było takich niezręcznych sytuacji i miło nam się rozmawiało o muzyce. Dowiedziałam się, że mamy podobny gust i że moi nowi koledzy mają zespół. Czułam na sobie cały czas przenikliwe spojrzenie Nuno. Swoją drogą dosyć oryginalne imię jak na Amerykanina.
- Dobra chłopaki, fajnie się gada, ale muszę lecieć, bo trzeba zarobić na przyjemności - pożegnałam się z nimi po czym poszłam w stronę domu. Kiedy się obejrzałam za siebie, widziałam jak się przepychają i śmieją...całkiem fajne z nich świrusy. Zaczynało się ściemniać, więc szybko się wykąpałam i pognałam do pracy.