czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 17

No i jest kolejny rozdział. Dla wszystkich fanatyków gorących scen...noo to znajdziecie tutaj jedną ;) Szykujcie się na małe zamieszanie i zwrot akcji w kolejnych rozdziałach :D 
Buziaki <3 i miłego czytania


Mary:
Próbowałam się lekko ruszyć przez sen i  zmienić pozycję, ale coś mi to uniemożliwiało. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co zobaczyłam to bujne, ciemne włosy. Zmierzyłam wzrokiem większy fragment otoczenia i okazało się, że właścicielem tych kudłów był Rachel. Spaliśmy razem, a raczej ja na jego kolanach, wtulona w niego całym ciałem. Nie żebym narzekała, ale na dłuższą metę taka pozycja jest trochę męcząca. Chwilę po moim przebudzeniu, poczułam silne pragnienie i oczywiście ból głowy. Chciałam wstać, ale moja "poduszka" objęła mnie jeszcze mocniej.
- Dokąd to się wybierasz? Tak jest dobrze, zostań - wymruczał zaspanym głosem przez sen. Oczy miał nadal zamknięte.
- Pić mi się chce, więc łaskawie mnie wypuść. Zaraz przecież wrócę - szeptałam, jeżdżąc nosem po jego szyi. Zamruczał gardłowo i zrobił to, o co prosiłam. Nadepnęłam na jakąś puszkę, która z wielkim hałasem, wgłębiła się. Mówiąc ciche "kurwa", rozglądnęłam się po pokoju, czy nikt się nie obudził. Niestety Scotti i Snake poruszyli się z bardzo nietęgimi minami i wzrokiem mówiącym "Twój koniec jest bliski".
- Przepraszam - powiedziałam słodko i wycofałam się do kuchni po tą moją upragnioną wodę. Wszystko mnie bolało po takiej nocy... W pomieszczeniu zastałam Sebastiana z głową w... lodówce.
- Yyy...Baz...co Ty robisz? - zapytałam z oczami wielkości kokosa.
- Mam kurwa kaca stulecia, a to naprawdę pomaga. Chcesz spróbować? - popatrzył na mnie, a ja wybuchnęłam śmiechem. To był komiczny widok...taki wielki, dwumetrowy facet siedzący z głową w małej lodówce.
- Nie, dzięki. Chciałam tylko wodę, a najlepiej dwie - powiedziałam, gdy poczułam ręce obejmujące mnie w pasie.
- Za długo nie wracałaś i się stęskniłem - powiedział, obracając mnie do siebie przodem i dając soczystego buziaka. Nadal smakował wódką, ale to nic. Wokalista wyciągnął w naszą stronę butelki i o dziwo, zrezygnował ze swojej kuracji i gdzieś zniknął. Usiedliśmy przy stole, wypijając całą zawartość na raz.
- My świętowaliśmy coś konkretnego? Bo nic nie pamiętam - zaśmiałam się i spojrzałam na bruneta.
- Z tego co wiem, to nasz sukces w wytwórni, ale imprezy nie pamiętam. Jedyne co kojarzę to cudowne chwile po tym, jak mi wybaczyłaś - uśmiechnął się do mnie tak, jak tylko on potrafi. Mi też automatycznie uśmiech pojawił się na ustach, gdy o tym pomyślałam.
- Erotoman - skwitowałam, bawiąc się czyjąś zapalniczką.
- Nie kochanie, po prostu rockman z krwi i kości - poruszył charakterystycznie brwiami i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Co wam tak wesoło? - do kuchni wszedł Sabo, siadając obok mnie. Całkiem dobrze wyglądał, jak na tak dziką imprezę. Nic nie odpowiedzieliśmy, tylko spojrzeliśmy na siebie. - Aaaa...gorący seks na zgodę? Opowiadajcie, ja chętnie posłucham. Mary...jak z tym u naszego Bolanka? - gitarzysta objął mnie ramieniem, posyłając do kolegi cwany uśmiech. Szybko jednak mina mu zrzedła, gdy oberwał od Rachela z pięści w ramie. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma Lexy...pewnie poszła do pracy. Z zamyślenia wyrwał mnie seksowny głos mojego chłopaka.
- Zostań ze mną...chcę Cię mieć cały dzień dla siebie.
- Ale...ja mam pracę po południu. Bardzo bym chciała zostać, ale nie mogę - dotknęłam jego policzka.
- To rzuć tą robotę w cholerę i zamieszkaj z nami, co nie Snake? - chłopak pokiwał twierdząco głową - Mamy kontrakt, więc o pieniądze nie musisz się martwić.
- Hehe, wszystko sobie obmyśliłeś? Za szybko bym Ci się znudziła, ale może kiedyś - puściłam do niego oczko, dziękując za kawę przygotowaną przez Dave'a.
- Ty? Mi? Nigdy. Ale skoro nie, to jedziesz z nami do wytwórni i nie ma dyskusji - spojrzał na mnie tymi oczami, którym nie można się oprzeć
- Z przyjemnością. Po drodze opowiecie mi o tym coś więcej, bo nie jestem wielce wtajemniczona - chłopak przyssał się do mnie, na co Steven bił nam brawo, a Rob powiedział bardzo niedyskretnie " fuj, opanujcie się trochę". Oderwaliśmy się od siebie, a Bolan pokazał Affuso środkowy palec w podzięce. Postanowiłam zrobić coś do jedzenia, więc po dokładnym sprawdzeniu zapasów, zabrałam się za robienie tostów. Chłopcy w tym czasie ogarnęli trochę w salonie, wynosząc na dwór worki pełne butelek i puszek.
- Śniadanie!  - krzyknęłam i nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już głodomory dopadły się do talerza. Usiadłam oczywiście na kolanach bruneta. Karmiliśmy się nawzajem, żartując z resztą towarzystwa. Uwielbiam tą niewyżytą i często nierozgarniętą bandę rockmanów...nie można się z nimi nudzić. Cieszę się, że ich poznałam, bo przez ten dość krótki czas, zżyliśmy się ze sobą.
- Dobra ludzie, będziemy się zbierać - zarządził Sebastian, wstając od stołu.
- Poczekajcie chwilkę, to się trochę ogarnę - ruszyłam w kierunku łazienki, słysząc za sobą komentarze chłopaków - 10 minut! - krzyknęłam z łazienki i usłyszałam tylko trzask drzwi. Z prędkością światła, starałam się doprowadzić do normalności, żeby wyglądać jak człowiek. Po spojrzeniu w lustro stwierdziłam, że nie jest źle i mogę iść. Na dole czekał na mnie Scotti, wiążąc buty.
- Jestem gotowa - uśmiechnęłam się do gitarzysty i razem wyszliśmy z domu. Nie wiem jakim cudem zmieściliśmy się wszyscy do ich samochodu, ale najważniejsze, że daliśmy radę. Oczywiście, musieli się pokłócić o to, kto będzie prowadził. Ostatecznie wygrał Rob, pokonując Snake'a w "kamień, nożyce i papier".

Lexy:
W drodze do domu miałam czas na przemyślenia i doszłam do wniosku, że nie będę na razie mówić Duffowi, że straciłam pracę. Nie zaprzątałam sobie głowy Slashem. Zapewne nie powinnam mu do końca ufać, ale nie będę tracić życia na zamartwianie się czy opowie wszystko basiście czy nie.  Może jednak powinnam przyjąć tą propozycję od Joe? Miałabym jakiś punkt zaczepienia, a tak...trudno, jak zwykle najpierw zrobię a później myślę. Dotarłam do celu podróży i weszłam do środka. Miał tu na mnie czekać McKagan, a tu ani śladu chłopaka. Weszłam po drodze do kuchni, wzięłam jabłko bo od rana nic nie jadłam i kierowałam się do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się blondyn z gitarą na kolanach. Podniósł głowę uśmiechając się do mnie promiennie. Podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta.
- Jak się tutaj znalazłeś? - zapytałam siadając obok niego i słuchając jak sobie coś cichutko brzdęka.
- Mary dała mi klucz. Nie wiem czy zrobiła to świadomie bo była trochę pijana, ale nie gniewasz się? - zrobił niepewną minę. Poudawałam chwilę, że jestem obrażona, ale szybko zrezygnowałam z tego planu.
- Jasne, że nie głuptasie. Możesz tutaj przychodzić kiedy chcesz - pocałowałam go w policzek i rzuciłam ogryzek do kosza, na dodatek trafiając w sam środek. - Idę pod prysznic, bo cały czas czuję na sobie tą imprezę.Rozgość się, a ja zaraz wracam - w sumie to i tak wiedziałam, że nie będzie miał oporów żeby czuć się jak u siebie. Ruszyłam w kierunku łazienki, a chłopak odkładał gitarę na swoje miejsce i majstrował coś przy gramofonie. Po chwili dotarły do mnie pierwsze słowa wyśpiewane przez Morrisona. Zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic odkręcając strumień ciepłej wody. Potrzebowałam tego najbardziej na świecie. Przyjemne krople spływały po moim ciele, dając ukojenie i ulgę. Moje błogie siedzenie w samotności nie trwało jednak długo, bo poczułam ręce na swoim brzuchu i ciało wpychające się do kabiny. Uśmiechnęłam się pod nosem, pozwalając się całować po szyi.
- Jestem Twoim gościem, więc nie powinnaś mnie zostawiać samego. Musisz się mną zająć, jak na dobrą gospodynię przystało - usłyszałam szept blisko ucha i po chwili poczułam na nim lekkie ugryzienie. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele, dodatkowo ręce blondyna przeniosły się na moje piersi, delikatnie je masując. Niby chciałam pobyć sama, ale to było 100 razy lepsze. Odwróciłam się przodem do chłopaka i zachłannie pocałowałam. Przyparł mnie do zimnych kafelków, podnosząc moją nogę na wysokość jego biodra i masując moje udo. Byliśmy nadzy, mokrzy i bardzo spragnieni siebie. Jednak powstrzymałam swoje żądze i pomyślałam, że trochę się nad nim poznęcam. Odepchnęłam go od siebie, biorąc do rąk gąbkę, zaczęłam go myć. Wędrowałam od szyi przez klatkę piersiową, ale ominęłam najczulsze miejsce. Duff wydał z siebie cichy jęk zawodu, co skwitowałam tylko słodkim uśmiechem.
- Jesteś...okrutna - wysapał już bardzo podniecony, ale ja tylko pocałowałam go w szyję i dałam gąbkę pokazując, że teraz jego kolej. Bardzo delikatnie naznaczał moje gołe ciało mokrym przedmiotem. Szybko jednak pozbył się zbędnej rzeczy i chwycił mydło wprost w swoje duże, szczupłe dłonie. O wiele bardziej mi się to podobało. Czułam je dosłownie w każdym skrawku ciała, jednak nie mogłam pozwolić mu na zbyt wiele. Miałam inne zamiary co do niego. Na koniec pocałowaliśmy się namiętnie i wyszliśmy z pod prysznica, owijając się w ręczniki. Widziałam jak cały czas basista pożera mnie wzrokiem. Ja jednak nie wzruszona ruszyłam do pokoju. Nie udało mi się zrobić 2 kroków, kiedy poczułam jak chłopak bierze mnie na ręce i niesie na łóżko. Zaśmiałam się głośno, bo wiedziałam że tak go nakręciłam, że długo nie wytrzyma.
- Teraz ja się Tobą porządnie zajmę. Patrz i ucz się - mrugnął do mnie, rozwiązując mój ręcznik i zsuwając go ze mnie. Przygniótł mnie swoim ciałem tak, że czułam na sobie każdy jego mięsień. Jego usta znajdowały się dosłownie wszędzie, najdłużej skupiając się na ustach. Wplotłam palce w jego blond włosy, przyciągając go jeszcze bliżej. Drażniłam paznokciami umięśnione plecy Duffa, na co odpowiadał mruczeniem. Zjechałam w dół i zsunęłam z jego bioder zbędne okrycie. Spotkałam się ze spojrzeniem tych cudnych, zielonych tęczówek i poczułam jak wszedł we mnie mocno i stanowczo. Wydałam z siebie cichy jęk, stłumiony przez gorące usta blondasa. Poruszał się coraz szybciej, a ja z każdym ruchem czułam coraz większą przyjemność. Byliśmy siebie cholernie spragnieni i teraz dawaliśmy tego upust. Nasze języki mieszały się w dzikim tańcu, a jęki i pomruki łączyły w jedną, piękną symfonię. Widziałam jak chłopak stara się, żeby to były niezapomniane chwile i całkiem dobrze mu to wychodziło....co ja gadam. Był genialny w tym co robił, idealnie się zgrywaliśmy. W końcu poczuliśmy, że za chwilę osiągniemy szczyt rozkoszy i poczułam gorący płyn w sobie. Zmęczony i wyczerpany McKagan opadł na miejsce obok mnie, przyciągając mnie do siebie.
- Kurwa, jestem w niebie - odchylił głowę do tyłu, szepcząc i łapiąc oddech. Wtuliłam się w jego ciało, było przyjemnie ciepłe.
- Kocham Cię - powiedziałam, patrząc na chłopaka, po czym nachylił się, żeby mnie pocałować i odpowiedzieć tym samym. Ubrałam na siebie jego koszulkę leżącą koło łóżka, wzięłam paczkę papierosów i  otworzyłam okno, żeby zapalić. Usiadłam na parapecie, odwracając głowę w stronę śpiącego basisty. Wyglądał uroczo z tymi swoimi poczochranymi włosami. Spokojnie i równomiernie oddychał, delikatnie uśmiechając przez sen. Czułam, że jestem szczęśliwa mając obok siebie tego nierozgarniętego muzyka z duszą dziecka. Wyrzuciłam fajkę przez okno i wróciłam na swoje miejsce. Momentalnie zostałam objęta w pasie i poczułam jak wielkie ciało, wtula się we mnie. Ukołysana jego oddechem na swojej szyi, szybko zasnęłam.


***miesiąc później***

Już od niecałego miesiąca mam pracę. Nie jest to moje marzenie, ale musiałam brać co było, bo sytuacja się pogarszała z każdym dniem. Mary pensja nie starczała na czynsz, więc co dopiero na jedzenie. A, że najłatwiej znaleźć pracę w barach na Sunset, to właśnie tam udało mi się zaczepić. Tak...jestem tancerką w klubie Cathouse... kręcę tyłkiem przed obleśnymi facetami, a jeśli znajdzie się ktoś ważny to muszę go "specjalnie" obsłużyć. Dla mnie to nie jest łatwa sprawa, ale nie miałam wyjścia. Zarobki mam naprawdę świetne, a jeszcze dochodzą napiwki. Pomyślicie sobie pewnie, jakim cudem Duff na to pozwolił...otóż blondas o niczym nie wie. Wieczorami siedzą w studiu i nagrywają kawałki, żeby móc coś zaoferować, gdyby ktoś ich odkrył, więc nikt nie zauważył że znikam na całe noce. No właśnie...praktycznie w ogóle się nie widujemy. Od jakiegoś czasu coś się między nami psuje, jakby coś się wypaliło. Jak już się widzimy, to nie ma dnia żeby nie był pijany do nieprzytomności. Z każdym dniem oddalamy się od siebie. Ale to nie jest tylko i wyłącznie jego wina, bo ja też nie jestem święta. Odkąd pracuję w tym klubie, to wciągam hurtowe ilości koki. Po prostu ułatwia mi to wykonywanie moich obowiązków. Zapasy, które kupuję od mojego ukochanego przyjaciela od dragów - Izzy'ego - właśnie się skończyły, więc z samego rana wybrałam się do ich mieszkania, po moje wspomagacze. Było naprawdę wcześnie i nie chciałam budzić reszty, ale cichutko lecz stanowczo zapukałam. Usłyszałam jakieś hałasy i po chwili w drzwiach stanął zaspany gitarzysta rytmiczny.
- Czego kurwa?...A to Ty Lexy, wiesz która jest godzina? - miał nietęgą minę, ale wcale mu się nie dziwię. Też bym była wściekła, gdyby mnie ktoś obudził o świcie. Pociągnęłam go za ramię na zewnątrz, bo nie chciałam żeby inni, a zwłaszcza Duff słyszeli o czym rozmawiamy.
- Przyszłam po towar, bo w domu już nic nie mam. - popatrzyłam na niego.
- Wyglądasz okropnie. Sypiasz w ogóle? Mała...nie wiem czy to dobry po... - przerwałam mu.
- Nie pierdol mi tu moralizatorskich gadek, tylko bardzo Cię proszę daj mi, przecież zapłacę - byłam naprawdę zdesperowana i potrzebowałam tego już nie tylko ze względu na taniec, ale po prostu nie potrafiłam przeżyć dnia bez działki. Wymruczał ciche "zaraz wracam" i zniknął w środku. Oparłam się o ścianę, czekając na bruneta. Słońce już nieźle dawało po oczach, zapowiadał się piękny dzień.
- Trzymaj...ale kurwa, uważaj bo z tym nie ma żartów - mówił cały czas trzymając torebkę z prochami tak jakby nie chciał mi jej oddać. Przytuliłam go szepcząc "dziękuję". Oderwałam się od chłopaka i kątem oka zauważyła jak oparty o drzwi stoi Axl i kręci głową. Pomachałam mu, puszczając oczko i poszłam załatwić im koncert, a raczej kogoś kto ich przygarnie. Wiem, że grają za dwa dni w The Troubadour, a ostatnio moim klientem był Joe Perry z kolegami, którzy mają znajomości w tym światku....wiadomo. Steven Tyler  podał mi namiary na niejakiego Davida Geffena, z którym właśnie idę się spotkać.

Weszłam do wielkiego budynku, szukając odpowiednich drzwi. Zapukałam, gdy zobaczyłam tabliczkę z imieniem i nazwiskiem tego faceta i po usłyszeniu "proszę", otworzyłam je. Moim oczom ukazał się gabinet, na którego ścianach była niezliczona liczba winyli. Stałam jak osłupiała i "zwiedzałam" pokój oczami.
- W czym mogę Pani pomóc? - dotarł do mnie głos starszego, eleganckiego mężczyzny.
- Yyy... ja do Pana w sprawie koncertu - przypomniało mi się, jak muzycy kazali mi się na nich powołać - z polecenia Aerosmith - dokończyłam, a na twarzy Davida od razu zagościł uśmiech. Pokazał mi, żebym usiadła, co po chwili zrobiłam. - Chciałabym, żeby zainteresował się Pan pewnym obiecującym zespołem pięciu chłopaków, grających niesamowicie szczerego i czystego rock & rolla. - Nie widziałam z jego strony żadnej reakcji, co trochę mnie zmartwiło.
- A masz może jakieś ich demo, albo coś? - popatrzył na mnie, a ja pokiwałam tylko przecząco głową. - No to kochanie, nie pomogę Ci, przykro mi - ja jednak nie miałam zamiaru się poddać.
- Będzie miał Pan okazję ich posłuchać na żywo za dwa dni w The Troubadour. Grają tam koncert i bardzo mi zależy, żeby się tam Pan pojawił - powiedziałam stanowczo, ale nie nachalnie. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Nie wiem jak grają, ale już mają świetną menadżerkę. Do widzenia - podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Nie, ja jestem tylko koleżanką, ale to naprawdę zdolne bestie. Nie pożałuje Pan - Wychodząc obróciłam się do niego jeszcze raz powtarzając, żeby przyszedł do klubu. Uśmiechnął się do mnie, więc byłam pewna, że postara się tam zjawić. Cała szczęśliwa opuściłam nowoczesny budynek i zapalając papierosa, ruszyłam do domu.

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 16

Ostatnio naraziłam wam się sceną z Lexy, ale mam nadzieję że tym razem będzie inaczej ;)Nastąpiła mała zmiana co do jednej osoby, ale myślę że nie na gorsze :D Bardzo proszę o komentarze, nawet od anonimów, bo to pomaga i motywuje...także miłego czytania <3


Otworzyłam oczy i pierwsze co poczułam to ból, rozsadzający moją czaszkę. To nie był dobry pomysł, więc zamknęłam je z powrotem. Po jakimś czasie poczułam jednak nieprzyjemne dolegliwości żołądka i pognałam do łazienki. Na szczęście była wolna. Obejmowałam kibel i oddawałam mu całą wczorajszą imprezę. Ból głowy nadal był nie do zniesienia...nigdy więcej takich wieczorów. Taaaa, obiecanki - cacanki. Ktoś podszedł i przytrzymał mi włosy, z cwanym uśmiechem na ustach.
- Żyjesz? - zapytał Axl. Wyczułam w jego głosie nutkę rozbawienia, ale też przejęcie i troskę. Spojrzałam na niego, ledwo przytomnym wzrokiem.
- Jak widzisz...nie wiem jak długo - i ponownie nachyliłam się nad muszlą. Obsunęłam się po zimnej ścianie, opierając o nią głowę. Ten chłód był dla mnie ukojeniem. Chłopak przykucnął przede mną i pogłaskał po policzku. - Jak Ty to robisz, że nie masz kaca?
- Lata praktyki, mała. Zresztą nie wlałem w siebie tyle co Ty. Ostro zabalowałaś wczoraj - stał oparty o miejsce, przy którym przed chwilą siedziałam, a ja doprowadzałam się do ładu przed lustrem. Spojrzałam w szklaną taflę i skierowałam wzrok w jego stronę, po czym spuściłam wzrok. Miałam zupełną dziurę w pamięci i od momentu przyjścia Sebastiana z tymi laskami nic nie kojarzę. Nic nie mówiąc wyszłam z łazienki. Wokalista po chwili zrobił to samo. Usiadłam przy stole, zawalonym puszkami i butelkami i oparłam głowę na rękach...normalnie myślałam, że mi ją rozsadzi od środka. W całym domu panowała cisza, nie licząc chrapania niektórych jednostek. Rozglądnęłam się szybko i zauważyłam jak mój blondyn słodko śpi na fotelu. Z zamyślenia wyrwał mnie Axl.
- Jestem chociaż wygodny? - poruszył brwiami, a ja zrobiłam wielkie oczy. Tzn, że ja na nim...
- Spałam na Tobie?
- No, tak konkretnie na moim brzuchu, ale było całkiem przyjemnie - dotknął mojej dłoni i zaczął grzebać w lodówce Skidów. Spojrzałam na niego dziwnie, no bo nie zawsze obcy zaglądają Ci do lodówki...
- Przepraszam - wydukałam w jego stronę, na co się odwrócił z butelką wody w dłoni.
- Daj spokój, nic się nie stało. Ty naprawdę nic nie pamiętasz? - podał mi wodę, którą wypiłam jednym duszkiem. Pokiwałam tylko przecząco głową. Miałam dziurę w pamięci wielkości Wielkiego Kanionu.
- Może to nawet i lepiej - mruknął pod nosem, siadając obok mnie i zwalając wszystko ze stołu. Sam dla siebie jeszcze wziął uprzednio wodę. Siedzieliśmy w ciszy, dla mnie była to bardzo przyjemna cisza. Postanowiłam jednak wypytać Rudzielca o to, co się wczoraj wydarzyło. Może on coś pamięta.
- Powiesz mi, co takiego wczoraj robiłam? Mam nadzieję, że nic złego - lekko się uśmiechnęłam po czym spojrzałam na chłopaka. Jego zielone tęczówki mówiły wszystko...czyli było kiepsko.
- Jeśli całowanie się ze Slashem i o mały włos pieprzenie się z nim na oczach wszystkich, to nic złego to...
- Że kurwa co?! - podniosłam głos, czego od razu pożałowałam.
- Ciszej, bo chyba nie chcesz żeby Duff się o tym dowiedział? - zapytał szeptem. Spojrzałam na niego zaskoczona - Tak, on nic nie wie. Był nieprzytomny, kiedy do tego doszło. - nie powiem, trochę mi ulżyło. To dobrze, że basista o niczym nie wie i chciałam, żeby tak zostało. Wiem, że nic do Saula nie czuję, a to co zrobiłam to był zwykły impuls. Nie mogę zranić Blondasa, nie chcę.
- Może to zostać naszą tajemnicą? - wypuściłam głośno powietrze i popatrzyłam na Axla z nadzieją.
- Jasne. Jeśli kochasz Duffa, to zapominamy o tym. Hudson na bank nic nie kojarzy, więc od niego też się nie dowie.
- Kocham, a to co zrobiłam było...
- Głupie?  - przerwał mi. Musiałam się z nim zgodzić, takie właśnie było. Miałam dużo szczęścia, że nikt więcej o tym nie wie.
- Też, ale nie to chciałam powiedzieć. Wciągnęłam kokę w kuchni, a zmieszana z alkoholem, zrobiła z mojego mózgu sieczkę. - tłumaczyłam. Byłam mu wdzięczna za to, że teraz ze mną jest. Mogę go nazwać prawdziwym przyjacielem.
- Nie bierz tego gówna, dobrze Ci radzę mała. Sama widzisz, do czego to prowadzi - przejął się moim losem? Cały czas patrzył na mnie, a raczej przeszywał wzrokiem.
- Łatwo powiedzieć Axl... - usłyszeliśmy jakieś hałasy z salonu i przeklinanie pod nosem. Ucięliśmy szybko rozmowę. Odwróciłam się w stronę dźwięków i zobaczyłam Sebastiana, potykającego się o własne nogi. Zaśmiałam się pod nosem na ten widok.
- Hej, skąd macie wodę?...Nie ważne - machnął na nas ręką, widząc nasze słodkie i niewinne miny. Sam wyjął jedną dla siebie i opróżnił w natychmiastowym tempie.
- A gdzie Twoje "koleżanki" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu, na co Axl parsknął śmiechem.
- Nie wiem, zmyły się chyba bo nigdzie ich nie widzę. Ale dobre były, zwłaszcza ta mała, ruda... - rozmarzył się chłopak, a ja nie chciałam wiedzieć szczegółów. Spojrzałam na zegar i o mało co nie spadłam z krzesła...12!!!! O kurwa!!! Zerwałam się z krzesła, pognałam do łazienki jakoś uczesać włosy i ruszyłam do wyjścia.
- A Ty dokąd? - usłyszałam za sobą.
- Muszę iść do pracy, bo już jestem cholernie spóźniona. Dzięki za wszystko - ostatnie słowa wyszeptałam i pocałowałam Rose'a w policzek. Z prędkością światła pokonywałam ulice.

Zdyszana wpadłam do księgarni. Musiałam wyglądać jak jakieś zombie, bo klienci się na mnie dziwnie patrzyli. Zauważyłam przed sobą szefa i jego wściekły wzrok. Wiedziałam, że nie zwiastuje to nic dobrego. Miałam tylko nadzieję, że nie skończy się najgorszą możliwością.
- Moon...na zaplecze! - usłyszałam jego władczy ton i zrobiłam tak jak kazał. Usiadłam na jakimś kartonie i czekałam na Pana Spoon'a. Denerwowałam się, bo jego ton nie wróżył nic dobrego. Miałam ochotę zapalić, ale nie miałam przy sobie fajek. W końcu się pojawił i stanął przede mną.
- Proszę Pana, ja to mogę wyjaśnić... - zaczęłam. Szybko starałam się coś wymyślić, żeby wyglądało wiarygodnie.
- Proszę sobie darować. Możesz już tutaj nie przychodzić. - przerwał mi. Spojrzałam na niego.
- Ale tzn, że...
- Jesteś zwolniona! Mam dość tego, co wyprawiasz i znajdę sobie porządnego pracownika - chciałam coś powiedzieć, ale sobie darowałam. Patrzył na mnie wyczekująco - No na co czekasz? Nie chcę Cię tu widzieć, tylko odstraszasz klientów.
- Ciekawe, kto tu przyjdzie za taką małą pensję i jeszcze mając szefa - chuja. Do widzenia! - odgryzłam się i jak szybko weszłam tak szybko zamknęłam za sobą drzwi. Może trochę przesadziłam, ale zasłużył sobie. Tylko, że jemu to nic nie szkodzi, a ja zostałam bez pracy. Świetnie, kurwa. Muszę znaleźć coś nowego, bo Mary sama nie da rady nas utrzymać. Wszystko mi się wali i to naraz. Mały włos i zdradziłabym Duffa i na dodatek straciłam pracę...nie żebym ją jakoś uwielbiała, ale lepsza taka niż żadna. A teraz jestem w czarnej dupie...i nie mogę zapalić. Kurwa, no! Szłam przed siebie, sama nie wiem gdzie. Przeszukałam kieszenie i znalazłam parę dolarów. Wpadłam do jakiegoś baru na jednego drinka, na poprawę humoru. Wiem, że po tych odpałach po alkoholu, powinnam przystopować i mieć wstręt, ale tak nie jest. Wypiłam, zapłaciłam barmanowi.
- Masz może fajki? - rzuciłam w jego stronę, na co tylko pokiwał przecząco głową. Już miałam wstawać, kiedy ktoś podstawił mi paczkę czerwonych Marlboro. Już kocham tą osobę.
- Słyszałem, że chciałaś, to bierz - powiedział męski głos.
- Dzięki - spojrzałam na osobnika i aż mnie wmurowało...przede mną stał Joe Perry we własnej osobie. Musiałam wyglądać jak ostatnia idiotka, bo wybuchnął śmiechem. Potrząsnęłam głową i starałam się myśleć trzeźwo. No nie zdarza się często, żeby gitarzysta Aerosmith częstował mnie fajką.
- Mogę się dosiąść? - zapytał, ale i tak już zajmował miejsce obok mnie. Przytaknęłam i widziałam jak zamawia Jacka. Nie byłam zbyt rozmowna, bo po prostu nie byłam w humorze. Wsadziłam papierosa do ust , a po chwili mężczyzna podstawił mi pod niego ogień. Wreszcie mogłam poczuć ten cudowny smak dymu w ustach. Nic nie odstresowuje tak, jak nikotyna.
- Stało się coś? - spojrzałam na niego. Aż tak to po mnie widać? - Jak chcesz, to możesz się wygadać, to podobno pomaga.
- Właśnie straciłam kurwa pracę - odpowiedziałam, chociaż sama nie wiem czemu się wyżalam gwieździe rocka. Zapewne ma mnie w gdzieś, jak każdy normalny, obcy człowiek. - W ogóle życie jest do dupy.
- To samo dla tej pani - zwrócił się do barmana i po chwili stała przede mną szklanka z brązowym płynem. - Nie ta praca, to będzie następna. Jesteś młoda i ładna, więc jestem pewien że sobie poradzisz.
- Mam na imię Lexy - wyciągnęłam w jego stronę dłoń, bo dotarło do mnie że się nie przedstawiłam.
- Joe, ale to pewnie wiesz - uśmiechnął się i uścisnął moją rękę. Boże jaki ten człowiek jest seksowny, we wszystkim co robi. - Może mogę Ci jakoś pomóc?
- Hehe, nie raczej nie. Nie będę Waszą prywatną dziwką ani nic z tych rzeczy - zaśmiałam się i wypiłam dużego łyka alkoholu. Mój towarzysz wybuchł niepohamowanym śmiechem, po czym na niego dość dziwnie spojrzałam.
- Nie to miałem na myśli, chociaż nadawałabyś się. - odgarnął włosy z twarzy w ten swój seksowny sposób - Myślałem jednak o czymś innym. Mam trochę kontaktów i chętnie Ci pomogę, bo wiem że nie jest łatwo o pracę w takim mieście jak to.
- Dzięki, ale dam sobie radę. Jestem samodzielną dziewczynką - opróżniłam szklankę i wstałam. Mijałam go, kiedy złapał mnie za rękę.
- Trzymam kciuki i może do zobaczenia - pocałował mnie w dłoń, na co oblałam się rumieńcem. Prawdziwy z niego dżentelman.
- Dziękuję za papierosa i za rozmowę - szybko zniknęłam za drzwiami i starałam się ochłonąć. Orzeźwiający powiew wiatru rozwiał moje włosy. Szłam przed siebie, zupełnie bez celu. Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Spokojnie mogłam przemyśleć parę spraw, może natknę się gdzieś na ogłoszenie w sprawie pracy. Niestety nigdzie takowego nie widziałam.

Nie wiem ile czasu tak łaziłam, ale było mi wszystko jedno. I tak nie miałam się dokąd spieszyć. Nagle zobaczyłam przed sobą rozwalony budynek, otoczony stertą śmieci. Przez takie szwędanie się dotarłam do HellHouse. Dlaczego właśnie tutaj mnie nogi poniosły? Cholera wie, ale przynajmniej będę mogła porozmawiać ze Slashem. Chciałam z nim w końcu wszystko szczerze wyjaśnić i prosić go, żeby przestał mnie nękać. Przy okazji wybadam, czy coś pamięta z ostatniej imprezy. Nie bawiłam się w pukanie, bo to i tak nie ma sensu. Przy drzwiach znalazłam odłamki starych gitar, leżące w stercie papierków i petów. Otworzyłam drzwi i okazało się, że w środku jest nieco lepiej niż na zewnątrz.
- Halo! Jest tu ktoś, kurwa?! - krzyknęłam, bo nikogo nie widziałam. Usłyszałam jakiś hałas, jakby coś spadło i zza drzwi pokoju wyłonił się Hudson. Uśmiechnął się na mój widok niemrawo.
- Kogo ja widzę...Co Cię do mnie sprowadza? Duff właśnie poszedł do Ciebie - podszedł do mnie. Nawet lepiej, że nie ma blondasa.
- A gdzie reszta? Ja nie do niego, tylko właśnie do Ciebie... Chcę porozmawiać - dodałam kiedy poruszył zawiadacko brwiami. Już sobie coś pewnie pomyślał...zboczeniec.
- Część została u chłopaków ze Skid Row, Axl gdzieś zniknął, a Izzy poszedł zarobić. Chodź...przecież Cię nie zjem - powiedział zmierzając do tajemniczego pomieszczenia, które okazało się czymś na kształt sypialni. Było tam jedno duże łózko, mnóstwo gitar i oczywiście pustych butelek. Usiadłam na łóżku, a chłopak obok mnie uprzednio odkładając gitarę pod ścianę. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Mulat cały czas patrzył na mnie, aż w końcu wstał i sięgnął na parapet po paczkę papierosów.
- To o czym chciałaś rozmawiać? - przerwał ciszę, częstując mnie jedną fajką. Zapalił i moją i swoją i oparł się tyłkiem o parapet.
- O nas...tzn bardziej o Tobie. Skończmy już tą cholerną farsę. Przestało mnie już to bawić, a Ciebie? - popatrzyłam na niego, ale ten unikał mojego wzroku.
- No w sumie, masz rację. Kiedyś muszę kurwa zrozumieć, że nigdy Cię nie będę miał, chociaż żałuję - uśmiechnął się do mnie. Mi jednak nie było do śmiechu. Byłam poważna jak nigdy. - Jesteś z Duffem i postaram się nie robić takich głupot jak ostatnio. W ogóle to sorry za te napady i próby gwałtu, ale jeszcze żadna mi nie odmówiła i to dlatego. Ugodziłaś w moje ego, a to najczulszy punkt faceta - odwrócił się do mnie tyłem. Wiem, że nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale dobrze że zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę.
- Kocham Duffa i nie chcę tego rozpieprzyć. - podeszłam do niego, delikatnie dotykając jego ramię. Odwrócił głowę w moją stronę, rzucając spojrzenie z pod kurtyny ciemnych loków.
- Farciarz z niego. Ale wiesz, że to jest silniejsze ode mnie. Już jestem takim chujem i nic na to nie poradzę, a Ty nie jesteś bez winy. Kusisz mnie za każdym razem, kiedy Cie widzę, wysyłasz sprzeczne sygnały. Kurwa, Lexy... - czyżby pamiętał wczorajszy wieczór? Poczułam się trochę winna, po tym co powiedział, chociaż wiem, że nie może zrzucić winy na mnie. Może jednak ma rację...nie potrafiłam go tak po prostu nie zauważać. Wypuścił głośno powietrze, a ja spuściłam głowę.
- Przepraszam za to co się wczoraj wydarzyło, ja nie panowałam nad sobą i...
- O czym Ty mówisz? - przerwał mi ze zdziwioną miną - Nic nie pamiętam...
- Kurwa...- zaklęłam pod nosem i chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego.
- Dokończ. Co miałaś na myśli? - wlepiał we mnie to swoje czarujące spojrzenie, a ja czułam że sama sobie szkodzę. Zdecydowanie za dużo gadam.
- Całowaliśmy się i gdyby nie Axl, to pewnie na tym by się nie skończyło. Też nic nie pamiętam, ale Rose mi wszystko powiedział - wydukałam cicho i wyrwałam się z jego uścisku. Widziałam mimowolny uśmiech na jego ustach.
- Kurwa, i ja tego nie pamiętam...- był wyraźnie zawiedziony.
- Przestań! - spojrzałam na niego wrogo - Będę Axlowi wdzięczna do końca życia, że nas rozdzielił, a Ty żałujesz, że tego nie pamiętasz?! - usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami, więc ściszyliśmy głosy. - Obiecaj mi, że nikt się o tym nie dowie, zwłaszcza Duff i że przestaniesz mnie nachodzisz. Po prostu zachowuj się normalnie, tak jak reszta. - próbował się wymigać od odpowiedzi.
- Ok, nic nikomu nie powiem i postaram się, ale nie licz na to, że będę Wam kibicował - spojrzałam na niego  coraz bardziej wściekła - No ale nie zrobię nic głupiego, przynajmniej nie na trzeźwo - uśmiechnął się dumny z siebie, a ja wyszłam trącając go w ramie.
- O cześć! Co Ty tu robisz? - zapytał Izzy, który siedział na kanapie i przeliczał pieniądze. Spojrzał na mnie, przerywając czynność.
- Cześć, właśnie wychodzę - odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Usłyszałam za sobą hałas i kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam Jeffa, stojącego za mną.
- Stało się coś? Ten dupek znowu Ci coś zrobił? - uśmiechnęłam się na jego słowa. To takie urocze, że każdy się o mnie martwi, ale oni naprawdę nie widzą, że potrafię sobie sama dać radę?
- Heh, nie Izzy, wszystko jest w porządku, jeśli można tak powiedzieć. W każdym bądź razie, rozmawialiśmy tylko, nic więcej. - pogłaskałam go po policzku, na co trochę się rozchmurzył. To już sukces, bo do najweselszych osób to on nie należy. - Pójdę już, podobno Duff jest u mnie. Pa - pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę domu. Nie wiedziałam co mam myśleć, o tej rozmowie z Kudłaczem. Nie mam pewności, czy dotrzyma słowa, ale nie mam wyboru. Mam nadzieję, że naprawdę sobie odpuści, a ja będę mogła w spokoju z nimi przebywać w jednym pomieszczeniu. Została jeszcze kwestia pracy...muszę jak najszybciej coś znaleźć. Postanowiłam też, że pochodzę po klubach i postaram się załatwić jakiś występ dla chłopaków. Zasługują na szansę, zwłaszcza że ostatnio ona im przepadła.





niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 15

Wracając z pracy, postanowiłam że zamiast iść znów tymi samymi, zatłoczonymi ulicami, przejdę się parkiem. Pogoda aż zachęcała do spacerów. Było ciepło i słonecznie, więc ruszyłam na drugą stronę ulicy na której znajdował się śliczny, jakby oderwany od rzeczywistości tego miasta, park. Drzewa dawały przyjemny cień, a promienie słońca które się przez nie przebijały - niesamowity klimat. Pary siedziały na trawce, czule na siebie patrząc, młode mamy spacerowały ze swoimi dziećmi, a ja z papierosem w ustach szłam przed siebie, napawając się wolnością i widokiem. Zupełnie inaczej czułam się w takim zalesionym, zielonym miejscu niż na zatłoczonych, głośnych ulicach.  Odrzuciłam jakimś chłopcom piłkę, która wylądowała pod moimi nogami. Zabrali zabawkę i kontynuowali poprzednią czynność z błogą bezinteresownością. Nagle zauważyłam jakąś postać leżącą na ławce, obok której przechodziłam. Wyrzuciłam papierosa i przeszłam obojętnie, ale coś kazało mi wrócić. Dlaczego przejmuję się czyimś losem? Zawróciłam i zapytałam czy wszystko w porządku. Chłopak odwrócił się i odgarnął włosy...
- Slash?! - wydarłam się. Wyglądał jak siedem nieszczęść i pachniał podobnie.
- Nie drzyj się kobieto...łeb mi pęka - podniósł się do pozycji siedzącej i złapał za głowę, nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne. Usiadłam obok niego. Wiem, że powinnam go olać i iść dalej, ale naprawdę wyglądał strasznie i nie potrafiłam go zostawić.
- Wszyscy Cię szukają, wiesz? Gdzie Ty się do cholery podziewałeś? - cały czas na niego patrzyłam i starałam się mówić w miarę cicho. Opadł głową na moje ramię, na co lekko się wzdrygnęłam.
- Po tym jak mnie zostawiłaś z bolącym kutasem, poszedłem do pierwszego baru się zrelaksować i zabawić. - dukał powoli - Trochę chyba przegiąłem i wywalili mnie z knajpy. Włóczyłem się po mieście aż znalazłem się tutaj i chyba zasnąłem. To tyle w skrócie, szczegółów nie pamiętam. - wiem, jestem głupia, ale zrobiło mi się go żal.  Chłopak naprawdę zupełnie się stoczył.
- Chodź, zaprowadzę Cię do waszego domu. Reszta odchodzi od zmysłów - powiedziałam i wstałam. Spojrzał na mnie, kiedy okulary zjechały niżej, lekko odsłaniając oczy. Wstał chwiejnym krokiem i podszedł do mnie.
- A po chuj mnie w ogóle szukają? Zachowują się kurwa jak moi starzy...
- Macie dzisiaj jakieś nagranie, znaczy chyba mieliście bo już przepadło - powiedziałam trochę głośniej, żeby dotarło w końcu do niego, co przez niego stracili. Spuścił głowę, szepcząc "kurwa" i przeczesał włosy palcami. Szukał czegoś w kieszeniach i chyba domyślałam się czego.
- Masz - wyciągnęłam w jego stronę paczkę Marlboro. Wyciągnął jednego i podziękował mi uśmiechem. Podsunęłam mu zapalniczkę i już po chwili, zaciągał się dymem. Szłam przed siebie, a za mną, chwiejnym krokiem podążał Saul. Nie patrzyłam na niego, ale cały czas czułam na sobie, spojrzenie tych jego czekoladowych oczu.
- Dlaczego w ogóle mi pomagasz? - zapytał idąc równo ze mną, ściągając okulary i zawieszając je na łańcuszku na szyi.
- Bo mam sumienie. Zresztą na początku nie wiedziałam, że to Ty - odburknęłam w jego stronę, tonem wypranym z uczuć. Jak na kogoś po takiej intensywnej nocy, dobrze się trzymał, chociaż szedł lekkim slalomem. No tak, lata wprawy robią swoje.
- A może jednak nie jestem Ci tak zupełnie obojętny? - stanął naprzeciwko mnie, tarasując mi drogę. Spojrzałam na niego, a on praktycznie pożerał mnie wzrokiem.
- Haha, chciałbyś... - zbliżył się do mnie, niebezpiecznie blisko - Kurwa, leci od Ciebie wódą na kilometr. Idź już! - popchnęłam go lekko do przodu - Prowadź, bo ja nie wiem gdzie mieszkacie - uśmiechnął się do mnie zawiadacko i zrobił tak jak kazałam. Kurcze, dlaczego mnie do niego ciągnie? Na szczęście przez resztę drogi, nie było żadnych krępujących i niezręcznych sytuacji.

Znaleźliśmy się przed obskurnym i małym...garażem?
- To na pewno tu? - zapytałam Slasha. W końcu na kacu, mógł się pomylić, albo mnie gdzieś wyprowadzić...Po tym jak wszedł do środka i usłyszałam skrzek Axla, wiedziałam, że to adres Gunsów. Po chwili pod moimi nogami wylądowało jakieś krzesło. Weszłam ostrożnie w głąb tego baraku i zobaczyłam wkurwionego do granic możliwości Rose'a, ciskającego w gitarzystę, wszystkim co mu się nawinie.
- Kurwa, gdzie Ty się szlajasz? Szanowny Pan teraz raczył wrócić? Trochę kurwa po ptakach, możesz wypierdalać!! - posłał niezłą wiązankę Rudy, aż Hudsona zamurowało.
- Uspokój się Wiewióro! Łeb mi pęka.
- Uspokój się? Wiesz, gdzie mam Twój pieprzony łeb? Przez Ciebie straciliśmy szansę na zrobienie kariery, więc mi tu nie pierdol - Axl złapał go za koszulkę i przygwoździł do ściany. Sytuację ratował Izzy ze Stevenem, którzy próbowali ich rozdzielić. Ja przebiłam się przez stertę śmieci na podłodze i przyglądałam się całemu zajściu.
- Wiem, sorry. Głupio wyszło - tłumaczył się Mulat, a wokalista trochę odpuścił. Brunet coś mu szeptał nad uchem i chyba to pomogło.
- Dobra, ostatni raz wywijasz taki numer, a jutro idziesz załatwiać nam koncert, albo kurwa coś - mruknął Stradlin i wyszedł, całując mnie w policzek. Dopiero teraz obecni w pokoju mnie zauważyli.
- A Ty co tu robisz? - zapytał Steven.
- Też się cieszę, że Cię widzę - uśmiechnęłam się sztucznie - Przyprowadziłam tego pijaka. Znalazłam go na ławce w parku - chłopcy do mnie podeszli i zaczęli dziękować. Axl był już zdecydowanie spokojniejszy.
- Że kurwa co zrobiłaś? - z chyba jedynej tutaj sypialni wyszedł Duff, a oczy wszystkich skierowały się na jego postać. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem - Mógł tam leżeć. Po co go niańczyłaś? - Blondyn warczał na mnie.
- Uspokój się, nic mi przecież nie zrobił - podeszłam do niego i chciałam pocałować, ale mnie zatrzymał.
- A Ty - zwrócił się do Mulata - nie zbliżaj się do niej. Jak zwykle wszystko spieprzyłeś. Jesteś w tym mistrzem! - zobaczył tylko środkowy palec, wystawiony w jego stronę. Po chwili, nękany ciągłymi pretensjami chłopak, zniknął za drzwiami zza których przed chwilą wyszedł basista.. Steven gadał z McKaganem, a do mnie podszedł Axl.
- Przejdzie mu. Martwi się i tyle - powiedział tym swoim niskim głosem - Wszystkich nas dzisiaj Slash wyprowadził z równowagi. Sorry za ten mój wybuch - uśmiechnął się najsłodziej jak potrafi, co oczywiście odwzajemniłam. Blondyn nawet nie patrzył w moją stronę. O wszystko robi mi wyrzuty, powoli mam tego dosyć.
- Wiem i rozumiem. Chyba lepiej już pójdę - pocałowałam go w policzek i zniknęłam za drzwiami. Zrobiłam parę kroków i poczułam jak ktoś mnie mocno do siebie przyciąga, tuląc w swoich silnych ramionach. Był to oczywiście mój basista.
- Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, ale jak Cię z nim zobaczyłem to myślałem, że mu za chwilę coś zrobię - mówił cały czas mnie przytulając i głaszcząc po plecach. Odsunęłam się od niego, żeby spojrzeć mu głęboko w oczy. Tak strasznie go kocham, wiem to za każdym razem kiedy czuję jego dotyk. Chłopak objął moją głowę swoimi dłońmi i wpił się w moje usta z niesamowitą pasją. Całowaliśmy się zachłannie, a cały świat nie miał dla nas w tej chwili znaczenia.
- Yyyy....gołąbeczki, nie chcemy przeszkadzać, ale...- oderwaliśmy się do siebie i zobaczyliśmy Sebastiana i Snake'a, patrzących na nas i gadających pod nosem. - Chcieliśmy was zaprosić na mała imprezę u nas, a skoro jest już Lexy to tym lepiej. Nie musimy się do niej fatygować. - powiadomił nas Bach, a ja zrobiłam wielkie oczy i podeszłam do nich.
- Tzn, że wam się udało w tej wytwórni? - zapytałam chłopaków, ale widząc ich uśmiechy nie musiałam czekać na odpowiedź. Przytaknęli mi tylko głowami na co zaczęłam ich ściskać i gratulować.
- Duża w tym Twoja zasługa, więc będziesz naszym gościem honorowym - potargał mi włosy Dave i wszedł, powiadomić resztę. Duff podszedł do mnie i Baza, patrząc podejrzliwie ale z uśmiechem na ustach.
- Jesteś szczęściarzem McKagan - poklepał go po plecach wokalista Skid Row. Na te słowa, basista przyciągnął mnie do siebie i pocałował w głowę. Po chwili zniknął w czeluściach HellHouse'u.
- Kochanie, będę się zbierać. Muszę jeszcze się przebrać i powiadomić o wszystkim Mary - powiedziałam, całując chłopaka delikatnie w usta - Spotkamy się na miejscu - puściłam do niego oczko i pognałam do domu. Widziałam jeszcze jak Duff zapalał papierosa. Z mieszkania Gunsów miałam dosłownie 15 minut drogi, więc dosyć szybko mi czas zleciał i znalazłam się pod domem. Weszłam do środka i od progu wołałam moją przyjaciółkę. W mgnieniu oka, stanęła przede mną z pytającą miną.
- Szykuj się, bo idziemy na imprezę do Skidów - powiedziałam i zmierzałam do swojego pokoju. Blondynka szła za mną i suszyła mi głowę, że ona nigdzie nie idzie. Wkurzyłam się i momentalnie zatrzymałam, po czym dziewczyna wpadła na mnie.
- Posłuchaj mnie. Idziesz i nie ma gadania. Spotkasz się z Bolanem, wszystko sobie w końcu wyjaśnicie i będziecie szczęśliwą parą, a przy okazji będziesz się dobrze bawić - szarpnęłam ją za ramiona i weszłam do pokoju, w celu przyszykowania się do wyjścia. Słyszałam jak drzwi obok się zamykają, więc chyba przemówiłam jej do rozumu. Założyłam skórzane spodnie, bokserkę z Misfits, lekko podkreśliłam oczy kredką, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że jestem gotowa.
- Możemy iść? - zapytałam, wchodząc do pokoju Mary - No, wyglądasz zajebiście, chodź - złapałam ją za rękę i wyciągnęłam z domu. Musiałam jej pomóc, bo strasznie się ociągała i non stop mi powtarzała, że ona nie chce tam iść. Tak szczerze... miałam to w dupie, udawałam że jej nie słyszę, cały czas ciągnąc ją za sobą.

Po chwili znajdowałyśmy się pod domem muzyków. Zapukałyśmy jak na przyzwoitych ludzi przystało, a otworzył nam Snake, obejmujący jakąś dziewczynę. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale nic nie mówiłam tylko się przywitałyśmy i pogratulowałyśmy sukcesu w wytwórni. Poszłyśmy w głąb salonu, gdzie siedział już cały skład Gunsów. Stół zakryty był różnego rodzaju alkoholem, a z gramofonu leciała głośna, rockowa muzyka, aktualnie Queen. Jak tylko pojawiłyśmy się w pokoju, momentalnie podszedł do mnie Duff i zaczął całować. Mary usiadła koło Izzy'ego. Gdy się od siebie oderwaliśmy, spojrzałam na Slasha, bo akurat siedział na wprost mnie. Ten szybko zakrył się burzą loków. Dobrze wiem, że cały czas patrzył w naszą stronę...niech zazdrości, a co! Usiadłam na kolanach blondyna i wzięłam butelkę od Axla. Uśmiechnęłam się w podzięce i przyssałam do trunku. Rozejrzałam się wokół siebie i brakowało mi paru członków Skid Row, a konkretnie to Bolana, Sebastiana i Scottiego. Po chwili jednak znalazł się ciemnowłosy basista i od razu spojrzał na Mary. Kiwnęłam na niego głową, żeby do niej podszedł. Dziewczyna była zajęta rozmową z Robem. Poczułam mocny uścisk wokół talii i odwróciłam głowę, spotykając się ze spojrzeniem tych cudownych oczu.
- Jak tam z...no wiesz - miałam na myśli sytuację z Hudsonem, o czym chłopak bardzo dobrze wiedział.
- Już jest ok, chociaż ja i tak go nie znoszę. Rudemu przeszło, a ta impreza na dobre nam wyjdzie - uśmiechnął się delikatnie i zabrał mi butelkę z ręki. Zaczepił mnie Steven, więc nie kłóciłam się o moją własność. Zaczął opowiadać jakieś śmieszne anegdotki z początków powstawania zespołu. Dobrze, że Duff mnie trzymał, bo chyba bym leżała na podłodze ze śmiechu. Ten zawsze uśmiechnięty perkusista, ma dar do opowiadania takich rzeczy. Nawet nie zauważyłam jak Mary zniknęła gdzieś z Rachelem. Spojrzałam na Axla, który podniósł swoją butelkę w geście toastu, z uśmiechem na ustach. Zabrałam ze stołu Jacka Danielsa i zrobiłam tak samo, po czym upiłam sporego łyka. Niby świętujemy sukces Skid Row, ale jakoś ich tu nie widać. Snake zmył się z tą laską, basista poszedł porozmawiać i tak naprawdę został tylko Rob. Przeprosiłam chłopców na chwilę i wstałam w celu udania się do łazienki. Nie ma to jak alkohol...częściej siedzisz w kiblu niż się bawisz. Zapytałam jeszcze Affuso o drogę i zniknęłam, załatwiając swoją potrzebę. Szybkie przeglądnięcie się w lustrze i gotowa do dalszej zabawy, wróciłam do salonu. Usłyszałam początek Aerosmith "Dream on". Jakieś dłonie pociągnęły mnie za sobą, mocno do siebie przyciągając. Męski zapach wymieszany z wódką i papierosami dawał efekt odlotu.
- Dobrze się bawisz? - zapytał Axl swoim seksownym głosem i jeszcze silniej mnie objął. - Blondas będzie czerwony z zazdrości, jak nas zobaczy - zaśmiał się.
- Nie przesadzaj. On tylko na Slasha tak reaguje, zresztą chyba rozumiesz dlaczego - wymruczałam pod nosem. - A wy już pogodzeni? Bo widzę, że nie skaczecie sobie do gardeł.
- Tak. Wiesz, u nas to normalne. Działamy sobie na nerwy, ale nie wyobrażam sobie mieć w zespole kogoś innego. Jesteśmy jak rodzina, mimo naszych wkurwiających charakterów. Poza tym, gdzie znajdę lepszego gitarzystę? - dotknęłam dłonią jego policzek i złożyłam na nim delikatny pocałunek. Był dla mnie zagadką, którą chciałabym rozgryźć. Nie spotkałam jeszcze tak sprzecznego osobowościowo człowieka, jakim był ten Rudzielec. Po skończonej piosence, wyszliśmy na papierosa.

Mary:
Siedziałam i rozmawiałam z Robem, kiedy podszedł do mnie ten, przez którego obawiałam się tu przyjść. Spojrzałam na niego, a on mocno złapał mnie za rękę i nic nie mówiąc, zaprowadził chyba do swojego pokoju. Zamknął drzwi i chodził w kółko. Ja tylko stałam. Czekałam, aż coś zrobi, powie.
- Kurwa, Mary ja już tak nie mogę rozumiesz? Wiem, że miałem dać Ci czas, ale ... - odezwał się w końcu, podchodząc do mnie i patrząc mi w oczy - Żałuję tego, co się stało i chciałbym cofnąć ten pieprzony czas, ale kurwa, nie mogę. Cholernie mi na Tobie zależy, ale rozumiem, że to nie ma sensu, a raczej nie rozu... - przerwałam mu ten słowotok, wpijając się w jego pełne usta. Tak bardzo tęskniłam za tym smakiem. Przygwoździł mnie do ściany. Oderwaliśmy się od siebie, a Rachel oparł czoło o moje, głośno dysząc.
- Tzn, że?
- Że nie wytrzymam dłużej w udawaniu, że nic do Ciebie nie czuję - spuściłam lekko głowę, ale momentalnie złapał mnie za podbródek i ją podniósł.
-Popatrz na mnie...no spójrz na mnie, proszę - wyszeptał, a ja zrobiłam to co chciał. Wpatrywaliśmy się w siebie bez zbędnych słów.
- Kocham Cię jak wariat - powiedział wprost w moje usta i po chwili złożył na nich gorący pocałunek. Wplotłam dłoń w jego włosy, spragniona tej pieszczoty. Jego ręce błądziły po moim ciele i po chwili byłam już bez koszulki. Popchnęłam go na łóżko i wspięłam się na niego, zdejmując mu bluzkę i odpinając pasek. Chłopak nie był mi dłużny. Jednak nie robiliśmy tego chaotycznie, traktowaliśmy to jak nasz wspólny, pierwszy raz. Basista był delikatny i namiętny, wszystko robił powoli i z miłością, mimo że był podniecony do granic możliwości. To nie był zwykły seks, to był akt miłosny pełen pasji, oddania i tęsknoty. Tylko zakochanego faceta stać na takie coś. Było mi tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Bolan wie jak uszczęśliwić kobietę.

Lexy:
Wróciliśmy z dworu, cały czas się śmiejąc...jednak procenty robią swoje. Za nami weszli Sebastian i Scotti z jakimiś wytapetowanymi panienkami, krzycząc: "Zaczynamy zabawę!". Zrobiłam wielkie oczy, no bo po co nam jakieś dziwki? Ale nie skomentowałam tego, bo widziałam jak wszystkim facetom zaświeciły się oczy. Stałam za Izzym, siedzącym na kanapie i gapiącym się przed siebie. Spojrzałam na Duffa. Wiedziałam, że na nim też te sztuczne lale zrobiły wrażenie. Szybko przeniósł wzrok na mnie, uśmiechając się słodko i posyłając całusa w powietrzu. Rose zajął go rozmową i wspólnie obalali kolejne flaszki, znaczy McKagan obalał większość. Nachyliłam się nad Jeffem i zaczęłam go macać po kieszeniach, bo dobrze wiedziałam, że chowa tam to co chciałam.
- Co Ty robisz, mała? Szukasz czegoś? - zapytał rozbawionym tonem. W ogóle nie był zaskoczony moim zachowaniem, zdążył mnie już trochę poznać. Wyczułam w kieszeni woreczek i zabrałam go stamtąd.
- Już znalazłam - wyszeptałam i pocałowałam w policzek, idąc do kuchni. Było tam spokojnie, więc mogłam zażyć białą substancję. Przygotowałam sobie porcję i po chwili czułam, jak narkotyk rozchodzi się po moim organizmie. Kocham ten stan...Do pomieszczenia wszedł Saul i stał nic nie mówiąc, tylko się na mnie patrzył z butelką w ręce. Podeszłam do niego i poczęstowałam się jego trunkiem, po czym spojrzałam mu głęboko w oczy. Miał włosy odgarnięte do tyłu, więc utonęłam w jego spojrzeniu.
- Niegrzeczna z Ciebie dziewczynka. Zostawiłaś faceta z jakimiś laskami i sama sobie ćpasz? - nachylił głowę, jeżdżąc nosem w zagłębieniu mojej szyi. Poczułam delikatny klaps na pośladku i dreszcze przechodzące po całym moim ciele. Ogarnęło mnie niesamowite pożądanie i podniecenie. Mulat zauważył, że mi się spodobało, więc nie zabrał ręki.
- On i tak kocha tylko mnie, zresztą nie jest w stanie nic zrobić - wymruczałam trochę dziwkarskim tonem.
- Za to ja jestem w stanie, kotku i z chęcią Ci to udowodnię - wpił się agresywnie w moje usta, miażdżąc je swoimi pełnymi wargami. Przygniotłam go do ściany i zachłannie oddawałam pocałunki. Usłyszeliśmy trzask i butelka z dłoni Slasha, znalazła się na podłodze, rozsypując w drobny mak, a chłopak mocno złapał mnie za tyłek, przyciągając do siebie. Czułam, że jego podniecenie rośnie z każdą chwilą. Zjechałam z pocałunkami na szyję gitarzysty. Nie obchodziło nas to, że wszyscy nas widzą, bo staliśmy między lodówką a drzwiami wejściowymi. Hudson był tak pociągający i seksowny, że nie potrafiłam się oprzeć. Do tego mieszanka alkoholu i narkotyków, stworzyła wybuchowy koktajl w moim ciele i nie panowałam nad tym, co robię. Na szczęście ktoś zrobił to za mnie i odciągnął mnie od bruneta, bo zapewne skończylibyśmy w łóżku.
- Zostaw mnie, kurwa! Potrafię o siebie zadbać - bełkotałam, szarpiąc się z uścisku rudowłosego wokalisty.
- Taa..właśnie widzę. Chodź, bo jeszcze zrobisz coś głupiego - nie puszczał mnie Axl...uparty jest. Chyba jako jedyny był przytomny, przynajmniej z naszej trójki. Zgodziłam się kiwnięciem głowy.
- Robię to tylko dla Ciebie - w międzyczasie, zauważyłam Mary, tulącą się do Bolana, ale byłam tak nieprzytomna, że tego nie zarejestrowałam. Patrzyłam na nich, ale jakbym ich nie widziała...zupełnie nieobecny wzrok. Usiadłam obok Rose'a i po chwili słyszałam coraz ciszej rozmowy i śmiechy, aż w końcu zupełnie ucichły a ja zasnęłam.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Versatile Blogger Award!



Jak większość z Was, nie wiem o co w tym chodzi, ale zostałam nominowana do tej nagrody :) Mniejsza z tym...bardzo dziękuję Rocket Queen, Starlight, Liz i Kagan za nominację, chociaż nie uważam, żebym zasłużyła. Jest mi jednak niezmiernie miło.








Oto zasady:

1. Nominowana osoba pokazuje nagrodę
na swoim blogu.
2. Dziękuje za nominację.
3. Ujawnia 7 faktów o sobie.
4. Nominuje 7 blogów.
5. I na koniec informuje o nominacji
blogi nominowane.


Także punkt 1 i 2 mam już za sobą powyżej :)


Teraz 7 faktów o mnie....nie wiem czy kogoś to ciekawi, ale ok:
1. Uwielbiam zwierzęta, ale nienawidzę pająków.
2. Marzy mi się wyjazd do L.A.
3. Może niektórych to zaskoczy, ale jestem studentką.
4. Razem z koleżanką planujemy założyć klub na podobieństwo Rainbow.
5. Jestem totalnym leniem zakochanym w rocku.
6. Lubię wieczorne spacery latem.
7. Zawsze marzyłam żeby mieć psa, a skończyło się posiadaniem królika.

Moje nominacje:

1. http://isjustalittlepatience.blogspot.com/

2. http://przyszlosc-jest-niepewna.blogspot.com/

3. http://gunsnroses-sweet-child-o-mine.blogspot.com/

4. http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/

5. http://only-love-can-save-you.blogspot.com/

6. http://trouble-alexrosielove.blogspot.com/

7. http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/


No to chyba tyle...Jeszcze raz dziękuję za nominację :D Buziaki <3

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 14

No to postarałam się i jest kolejny :D mam nadzieję, że nie ma większych błędów, a jak są to przepraszam. Zapraszam do czytania i komentowania...i dziękuje za tyle wejść <3


Obudził mnie jakże znienawidzony przez każdego dźwięk...budzik. Otworzyłam jedno oko i wyłączyłam ten irytujący przedmiot. Niestety trzeba dzisiaj iść do pracy, a tak bardzo mi się nie chce. Wstałam, zabrałam ubrania do łazienki i wykonałam wszystkie, podstawowe poranne czynności. Włosy upięłam w wysoki kucyk i zeszłam na dół, w celu zrobienia jakiegoś szybkiego śniadania. Stanęłam przed lodówką i za wiele tam nie zobaczyłam...będzie trzeba zrobić zakupy. Wyciągnęłam jakąś szynkę i ser i zaczęłam robić kanapki. Spojrzałam na drzwi lodówki, do których przyczepione były grafiki naszej pracy. Mary ma dzisiaj na po południu, więc się miniemy...kurcze, chciałam z nią tak na spokojnie porozmawiać. Miałam siadać do stołu, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć i zobaczyłam Scotti'ego.
- Właź, ale nie mam za dużo czasu - mówiłam idąc do kuchni. Chłopak zamknął drzwi i szedł za mną. - Co Cię do mnie sprowadza? - mówiłam między kęsami.
- No jak to co? Dawno nie widziałem mojej przyjaciółki - uśmiechnął się i podkradł mi kanapkę, za co dostał po łapie - A tak serio, to chciałem, żebyś przyszła na próbę i nam pomogła - popatrzyłam na niego dziwnie. W czym ja im mogę pomóc?
- No mów dalej... - ponagliłam go.
- Bo mamy jutro spotkanie z wytwórnią i chcą, żebyśmy wybrali najlepsze 3 piosenki i im zaprezentowali, a my nie wiemy co wybrać. Ty jako słuchacz, będziesz wiedzieć lepiej i właśnie przyszedłem się spytać, czy wpadniesz dzisiaj na próbę - zrobił te swoje maślane oczka.
- Bardzo bym chciała, ale nie dam rady...praca - uśmiechnęłam się przepraszająco i odłożyłam naczynia do zlewu. Widziałam jak posmutniał... - A o której ta próba?
- O 17 - ożywił się nagle, pełen nadziei.
- Hmmm...to umówimy się tak. Przyjdę po pracy i wtedy coś uzgodnimy, ok? Bo nie wyrobię się wcześniej - chłopak od razu podszedł i mnie wyściskał mówiąc, że jestem cudowna. - Dobra, to teraz spadaj, bo muszę już iść.
- Odprowadzę Cię. I tak nie mam co robić - wyszedł i czekał na mnie na zewnątrz. Ubrałam trampki i biorąc torbę, dołączyłam do gitarzysty. Był jak zwykle ciepły i słoneczny poranek, a my przemierzaliśmy ulice, rozmawiając i śmiejąc się. Jak to o tej porze, samochody stały w gigantycznych korkach i było słychać tylko klaksony i przeklinanie kierowców. Dotarliśmy pod drzwi księgarni, pożegnaliśmy się i zabrałam się za szukanie kluczy. Otworzyłam drzwi i zaczęłam kolejny dzień pracy. Dzisiaj miała przyjechać dostawa, więc będzie co robić. Księgarnia jak to księgarnia...ludzi za dużo nie przychodzi, bo mieszkając w L.A., mają lepsze rzeczy do roboty. O 12 przyjechał nowy towar, który musiałam posegregować i poukładać na półkach. W tle cicho leciała płyta The Beatles. Poprosiłam szefa, żeby kupił adapter, bo będzie przyjemniejsza atmosfera. No i po kilkudniowych namowach i wysłuchiwaniu narzekań, że nie ma na takie głupoty pieniędzy, zgodził się. Nie wiem czy klientom to pomaga, ale mi się zdecydowanie lepiej pracuje.

Trochę tych książek było, ale jakoś dałam radę i już większość miałam poukładane. Oczywiście, zdolna Lexy nie pomyślała o przyniesieniu drabiny, a niestety do wysokich półek nie sięgała...mądra ja. Męczyłam się, stając na palcach, aż w końcu ktoś mnie wyręczył.
- Nie męcz się tak kochanie - usłyszałam tuż za sobą i czyjeś dłonie z łatwością postawiły książki na odpowiednim miejscu. To był oczywiście Duff.
- Zawsze zjawiasz się wtedy, kiedy trzeba. Dziękuję - pocałowałam do delikatnie, ale on chciał więcej i mocno mnie do siebie przyciągnął.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział z uśmiechem - Znajdziesz dzisiaj dla mnie czas? Wpadłabyś do nas, zobaczyła jak mieszkamy. Stęskniłem się za Tobą - wymruczał ostatnie słowa wprost do mojego ucha. Ciarki przeszły po całym moim ciele.
- Bardzo bym chciała, ale jestem już umówiona - układałam ostatnie książki, a blondyn siedział na moim biurku.
- Umówiona? Kto to jest, a zginie śmiercią bolesną - powiedział to takim tonem, że wybuchnęłam śmiechem. To słodkie, że jest taki zazdrosny.
- Przestań, obiecałam Scotti'emu, że im pomogę. Ale to urocze, że jesteś o mnie zazdrosny. - przyciągnął mnie między swoje nogi i pocałował.
- Muszę, bo inaczej mi Cię ukradną. I co Ty będziesz z nimi robić? Wolisz jego ode mnie? - wyczułam lekkie oburzenie i złość w jego głosie. Przyszli jacyś klienci, więc wyrwałam się z jego objęć i stanęłam obok.
- To jest mój przyjaciel, Duff - powiedziałam ciszej, żeby ludzie nie musieli słuchać moich prywatnych spraw.
- A ja jestem Twoim chłopakiem, to chyba więcej znaczy, nie?
- Sugerujesz, że mam się spotykać tylko z Tobą, a innych olać? Popierdoliło Cię? - spojrzałam na niego z wyrzutem i lekko podniosłam głos. Oboje przenieśliśmy wzrok na kobietę, która chciała kupić książkę i czekała, aż ją obsłużę, głupio się gapiąc. Skasowałam towar i mówiąc "do widzenia", znów spojrzałam na blondyna.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu wiem, że między wami coś było i może nadal nie jest Ci obojętny. Dlatego nie chcę, żebyś się z nim spotykała - wydukał, patrząc na swoje buty. Wypuściłam głośno powietrze.
- Duff...między mną a Scottim już dawno nic nie ma. Jesteśmy przyjaciółmi i nie zerwę z nim kontaktu, bo Ty masz jakieś urojenia - nie powiem, trochę mnie tym zdenerwował. Rozumiem, że się boi że mnie straci, ale żeby oczekiwać ode mnie takich rzeczy?
- Tak, wiem. Trochę przesadziłem, ale nic nie poradzę że jestem o niego kurewsko zazdrosny - uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w nos - Pójdę już. A Ty baw się dobrze - cmoknął mnie szybko w usta i kierował się do wyjścia, wyciągając ze spodni papierosa. Widziałam, że nadal miał nie tęgą minę.
- Duffy!
- Tak? - odwrócił się w moją stronę, trzymając dłoń na klamce.
- Kocham Cię - gdy to usłyszał, uśmiechnął się najszerzej jak potrafił i podszedł do mnie, zachłannie wpijając się w moje usta.
- Ja Ciebie też. Bądź grzeczna - mrugnął do mnie i po chwili słyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi. Od kiedy wyszedł, cały czas mam ogromny uśmiech na ustach. To wszystko wina tego seksownego i uroczego blondyna, na dodatek mojego.

Dzień zleciał wyjątkowo szybko i punkt 18 zamykałam drzwi na klucz. Na dworze nadal było ciepło. Uwielbiam klimat jaki panuje w Kalifornii. Dużo słońca, czyste niebo i temperatura w dzień w granicach 23 stopni. Co się z tym wiąże...mnóstwo roznegliżowanych dziewczyn, ale to też ma swój nietypowy urok i nadaje charakter miastu. Nie wracałam do domu, tylko prosto z pracy poszłam do mieszkania Skidów. Zapukałam i po chwili zobaczyłam roześmianą twarz Snake'a.
- Nasza kochana Lexy przyszła! - krzyknął tak, że chyba na końcu ulicy go słyszeli i zagarnął mnie do siebie.
- Też się cieszę, że Cię widzę - ledwo zdołałam coś wydukać, tak mocno mnie ściskał.
- Zostaw ją! Ona jest już zaklepana, a cudzego nie bierzemy - odezwał się Sebastian, schodzący ze schodów ze szczotką w ręce. Zrobiłam pytającą minę.
- Cześć! Skąd wiecie?
- Skarbie, wieści szybko się rozchodzą - puścił do mnie oczko i ruszył do salonu, a ja i Dave za nim. Na kanapach siedziała cała reszta zespołu. Popatrzyłam na Scottiego, bo domyślałam się, że to on wszystko wypaplał. Powiedziałam mu o mnie i Duffie jak mnie odprowadzał. Ten tylko sobie gwizdał i nawet na mnie nie spojrzał. Dostałam od Bolana butelkę piwa, za co podziękowałam. Widziałam, że jest lekko przybity. Nie był tym samym chłopakiem, którego poznałam.
- Dobra, to idziemy wybierać te piosenki? - zapytałam w końcu.
- Tak, jasne. Zagramy Ci parę utworów, a Ty wybierzesz 3, według Ciebie najlepsze - wytłumaczył mi Rob.
- Postaram się - powiedziałam i poszłam za nimi. Weszliśmy chyba do jakiejś piwnicy, gdzie stała perkusja i cała reszta sprzętu. Zabrali swoje instrumenty i zaczęli grać, a Bach śpiewać, tym swoim intrygującym głosem. Usiadłam na podłodze i wsłuchiwałam się w tekst i melodię. Grali naprawdę dobrze i ciężko było wybrać tylko 3 utwory. Po chyba 6 piosence, skończyli. Zmęczeni czekali na to co powiem.
- Kurde, jesteście niesamowici, ale skoro muszę wybrać to niech będzie: "18 and life", "Get the fuck out" i może jeszcze "Riot act". Tymi urozmaiconymi melodyjnie kawałkami, pokażecie ludziom z wytwórni, na co was stać - przybiłam z nimi piątki. Zgodzili się z moimi sugestiami. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno na dworze.
- Która godzina? - zapytałam, gdy wchodziliśmy do kuchni. Snake rozdał wszystkim wodę i spojrzał na zegar.
- Po 22. Kurwa panowie, trochę nam zeszło.
- Ja uciekam, jestem umówiony. Pa Lexy - Rob pożegnał się ze mną i wyszedł.
- Pewnie poszedł na dziwki - zaśmiał się Scotti.
- Taa... żadna inna go nie chce - wydukał Sabo, pomiędzy napadami śmiechu. Nabijają się z perkusisty, a on jest przecież bardzo fajnym facetem. Bolan tylko siedział i nie uczestniczył w konwersacji.
- Ja też się będę zbierać. Późno już - zabrałam torbę i pożegnałam się buziakiem w policzek z każdym z chłopaków. Usłyszałam cichy szept basisty, żebym pozdrowiła Mary...biedak, męczy się tą całą sytuacją. Przytaknęłam, kiwając głową i delikatnie się do niego uśmiechając.
- Jesteś pewna? Możesz przecież zostać, nie zgwałcimy Cię, a o tej porze jest dosyć niebezpiecznie na ulicach - martwił się Sebastian i odprowadził mnie do drzwi, obejmując ramieniem.
- Wiem, ale dam sobie radę. Nie martw się. Pa - pomachałam mu i wyszłam.
- To może chociaż Cię odprowadzę?! - krzyknął za mną.
- Daj spokój Baz. To tylko kawałek, powodzenia jutro - ruszyłam przed siebie, a wokalista patrzył za mną, dopóki nie zniknęłam mu z pola widzenia. Po chwili jakiś samochód jechał obok mnie i trąbił. Zlekceważyłam to i szłam dalej.
- No, wskakuj Lexy! Nie pozwolę, żebyś wracała sama - zza szyby wyłonił się Scotti. Zatrzymał się, a ja wsiadłam na miejsce obok kierowcy.
- Sorry, nie wiedziałam że to Ty. Dzięki za podwózkę - uśmiechnęłam się do niego. Śmigaliśmy ulicami Hollywood, a w tle leciała piosenka The Rolling Stones "Start me up". Zaczęliśmy śpiewać razem z Jaggerem...śpiewać to mało powiedziane, my się wydzieraliśmy. W końcu brunet zatrzymał się przed moim domem. Pożegnałam się buziakiem w policzek, życząc powodzenia w wytwórni i weszłam do domu. Gitarzysta odjechał z piskiem opon.

Miałam ochotę coś zjeść i położyć się na kanapie. Zdjęłam buty i zajrzałam do lodówki...no tak, zakupy. Wypuściłam głośno powietrze i znowu zaczęłam się ubierać. Zamknęłam drzwi i poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam jakąś szynkę, ser, pomidory, jajka i parę innych produktów. Było już dosyć późno, a ja byłam głodna i chciałam jak najszybciej coś przegryźć. Szybkim krokiem wracałam do domu z siatkami w obu dłoniach. Chciałam zapalić, ale nie bardzo miałam jak, a gdy już się uporałam i wyciągnęłam fajkę, okazało się, że nie mam zapalniczki.
- Super, kurwa - zaklęłam pod nosem i biorąc siatki, szłam dalej.
- Nieładnie tak przeklinać - usłyszałam obok siebie i spojrzałam na tego, który zakłóca mi spokój.
- Slash? Akurat Ty nie powinieneś mi udzielać takich rad... - trochę się wystraszyłam, gdy go zobaczyłam siedzącego pod ścianą i opróżniającego butelkę Danielsa. W końcu jestem tu sama, a po tym co było ostatnio to wolałabym go unikać. Niestety jak na złość, nie jest mi to pisane. Przyspieszyłam zostawiając go w tyle. Zobaczyłam nagle przed sobą ogień z zapalniczki.
- Chciałaś zapalić - oczywiście Pan Hudson nie może mnie zostawić w spokoju.
- Ale już nie chcę - odepchnęłam jego rękę. Naprawdę miałam go dosyć i pamiętałam cały czas o tym, co próbował zrobić - Odpierdolisz się ode mnie? - zapytałam już nieźle wkurzona.
- Przepraszam za tamto. Byłem najebany i nie wiem co mi strzeliło do głowy - popatrzyłam na niego. Strzepnął włosy tak, żeby nie było mu widać twarzy. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w jego nagły przypływ żalu i skruchy. Nic nie odpowiedziałam, bo chyba nie wiedziałam co. - Wiem, że jesteś z blondasem, co nie zmienia faktu, że nadal mam na Ciebie straszną ochotę. Jesteś pierwszą, która mi odmówiła i jeszcze bardziej mnie to kręci - objął mnie w pasie, mrucząc wprost do mojego ucha.
- Ty jesteś nienormalny! Idź się lecz człowieku i nie dotykaj mnie - strzepnęłam jego rękę i ruszyłam do przodu. Od domu dzieliły mnie ostatnie metry, gdy poczułam jak Mulat mnie dogania i przygniata do maski jakiegoś samochodu. Tak mnie zaskoczył, że nawet nie miałam jak się bronić. Siatka z zakupami wypadła mi z rąk.
- Wiesz, że nie zależy mi tylko na seksie? Gdyby tak było, już dawno bym sobie odpuścił - mocno na mnie napierał - To ja Cię poznałem pierwszy i ja na Ciebie zasługuję, a Duff mi Cię zgarnął sprzed nosa. Czuję coś do Ciebie i nie pozwolę Ci tak po prostu odejść.
- Co Ty wygadujesz? Masz jakąś pieprzoną obsesję. Nic między nami nie ma i nigdy nie było! - krzyczałam na niego, ale to nic nie dawało. Wpił się w moje usta, a ja nie miałam jak go odepchnąć, był silniejszy ode mnie. Całuje cudownie, ale nie działało to na mnie w żaden sposób. Kopnęłam go w czułe miejsce między nogami i wyrwałam, kiedy on zwijał się z bólu. Zabrałam siatkę i pobiegłam do domu.
- Jeszcze Cię zdobędę! Jesteśmy sobie przeznaczeni i w końcu to zrozumiesz. A Duff nie zasługuje na Ciebie! - słyszałam jego krzyki za sobą, ale szybko weszłam do środka i zakluczyłam drzwi. Uspokoiłam oddech i poszłam do sypialni. Od tego wszystkiego, odechciało mi się jeść. Nie powiem o tym Michaelowi, bo nie chcę żeby w zespole doszło do kłótni. Dopiero zaczynają, a jak na razie sama sobie z Hudsonem poradzę. Skoro jest tak jak mówi, to mnie nie skrzywdzi...mam taką nadzieję. Przebrałam się w pidżamę i zasnęłam, wyczerpana dniem pełnym wrażeń.

Duff:
Ze snu wybudził mnie dosyć brutalnie Axl, który szarpał moją kołdrę i skrzeczał coś do ucha.
- Zostaw mnie kurwa. Chcę spać - wymamrotałem, zakładając poduszkę na głowę.
- Wstawaj i nie pierdol. Musimy znaleźć Slasha - Rudy nie dawał za wygraną. Odwróciłem się w jego stronę z miną "chyba sobie kpisz". Chłopak był cały czerwony na twarzy ze złości i bałem się, że za chwilę coś rozwali.
- Ochujałeś? Nigdzie nie idę. Hudson jest kurwa dorosły i nie mam zamiaru go niańczyć - po tym, co chciał zrobić Lexy, wisi mi co się z nim dzieje. Widocznie nie ma ochoty wracać.
- Duff, do cholery! Jesteśmy kumplami i zespołem, więc nie strój fochów i za 10 minut widzę Cię na dole - jak zwykle stanowczy Rose wszystkim rozkazuje. Zespół może i mamy, ale nie wiadomo jak długo.
- Po tym co ostatnio odwalił, nie jest moim kumplem. Ja zostaję, a wy róbcie co chcecie - z powrotem przykryłem się kołdrą. Słyszałem tylko narzekanie Axla i trzask drzwi. Mam w dupie, gdzie jest Slash i co robi. Pewnie siedzi u jakiejś dziwki, albo leży pod stołem w barze...Nic sobie z tego nie robiąc, poszedłem spać dalej.

Lexy:
Słyszałam jakieś dźwięki...jakby pukanie, ale nie reagowałam. Po jakimś czasie otworzyłam oczy i nasłuchiwałam. Ktoś nie dawał za wygraną. Moja pierwsza myśl...gitarzysta prowadzący Gunsów. Wstałam i skierowałam się w stronę drzwi,bo już mnie wkurzało to stukanie. Mary odsypiała pracę, więc to ja wzięłam na siebie ten przykry obowiązek. Już chciałam się wydzierać, myśląc że to Saul, kiedy moim oczom ukazał się Axl.
- Cześć. Obudziłem Cię - bardziej stwierdził niż zapytał, mierząc mnie wzrokiem.
- No, szczerze to tak. Jest 6 rano... - poprawiłam sobie chociaż trochę włosy, bo były w zupełnym nieładzie - Co Cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze? Myślałam, że o tej godzinie jeszcze śpicie - zaprosiłam go do środka, śmiejąc się i nalewając kawę dla siebie i mojego gościa.
- Bo zazwyczaj tak jest, ale dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja. Musimy nagrać kawałek, a nie ma Slasha i przyszedłem się spytać czy go nie widziałaś ostatnio - pił poranny napój, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Odebrało mi mowę...stałam i wgapiałam się w wokalistę - Lexy, wszystko ok? - dotknął mojego ramienia i spojrzał na mnie z nad kubka z kawą.
-Yyyy...tak. Przykro mi, ale go nie widziałam. Pewnie siedzi u jakiejś panienki i zapomniał o tym nagraniu. - unikałam przenikliwego wzroku Rose'a. Nie chciałam mówić o tym incydencie z wczoraj. Chłopak dosyć dziwnie na mnie patrzył, ale po chwili wyszedł, całując mnie w policzek i dalej szukając zguby. Ciekawe co się stało z Mulatem i gdzie teraz jest. Mimo tego, że jest chujem to są zespołem, do tego obiecującym zrobić ogromną karierę i byłoby szkoda, gdyby teraz to się skończyło. Nie zależy mi na nim, ale na zespole i oczywiście Duffie, a wiem jakie to dla niego ważne. Mam nadzieję, że go szybko znajdą. Skoro już zostałam obudzona, postanowiłam zrobić coś do jedzenia, bo do pracy miałam jeszcze trochę czasu.