Buziaki <3 i miłego czytania
Mary:
Próbowałam się lekko ruszyć przez sen i zmienić pozycję, ale coś mi to uniemożliwiało. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co zobaczyłam to bujne, ciemne włosy. Zmierzyłam wzrokiem większy fragment otoczenia i okazało się, że właścicielem tych kudłów był Rachel. Spaliśmy razem, a raczej ja na jego kolanach, wtulona w niego całym ciałem. Nie żebym narzekała, ale na dłuższą metę taka pozycja jest trochę męcząca. Chwilę po moim przebudzeniu, poczułam silne pragnienie i oczywiście ból głowy. Chciałam wstać, ale moja "poduszka" objęła mnie jeszcze mocniej.
- Dokąd to się wybierasz? Tak jest dobrze, zostań - wymruczał zaspanym głosem przez sen. Oczy miał nadal zamknięte.
- Pić mi się chce, więc łaskawie mnie wypuść. Zaraz przecież wrócę - szeptałam, jeżdżąc nosem po jego szyi. Zamruczał gardłowo i zrobił to, o co prosiłam. Nadepnęłam na jakąś puszkę, która z wielkim hałasem, wgłębiła się. Mówiąc ciche "kurwa", rozglądnęłam się po pokoju, czy nikt się nie obudził. Niestety Scotti i Snake poruszyli się z bardzo nietęgimi minami i wzrokiem mówiącym "Twój koniec jest bliski".
- Przepraszam - powiedziałam słodko i wycofałam się do kuchni po tą moją upragnioną wodę. Wszystko mnie bolało po takiej nocy... W pomieszczeniu zastałam Sebastiana z głową w... lodówce.
- Yyy...Baz...co Ty robisz? - zapytałam z oczami wielkości kokosa.
- Mam kurwa kaca stulecia, a to naprawdę pomaga. Chcesz spróbować? - popatrzył na mnie, a ja wybuchnęłam śmiechem. To był komiczny widok...taki wielki, dwumetrowy facet siedzący z głową w małej lodówce.
- Nie, dzięki. Chciałam tylko wodę, a najlepiej dwie - powiedziałam, gdy poczułam ręce obejmujące mnie w pasie.
- Za długo nie wracałaś i się stęskniłem - powiedział, obracając mnie do siebie przodem i dając soczystego buziaka. Nadal smakował wódką, ale to nic. Wokalista wyciągnął w naszą stronę butelki i o dziwo, zrezygnował ze swojej kuracji i gdzieś zniknął. Usiedliśmy przy stole, wypijając całą zawartość na raz.
- My świętowaliśmy coś konkretnego? Bo nic nie pamiętam - zaśmiałam się i spojrzałam na bruneta.
- Z tego co wiem, to nasz sukces w wytwórni, ale imprezy nie pamiętam. Jedyne co kojarzę to cudowne chwile po tym, jak mi wybaczyłaś - uśmiechnął się do mnie tak, jak tylko on potrafi. Mi też automatycznie uśmiech pojawił się na ustach, gdy o tym pomyślałam.
- Erotoman - skwitowałam, bawiąc się czyjąś zapalniczką.
- Nie kochanie, po prostu rockman z krwi i kości - poruszył charakterystycznie brwiami i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Co wam tak wesoło? - do kuchni wszedł Sabo, siadając obok mnie. Całkiem dobrze wyglądał, jak na tak dziką imprezę. Nic nie odpowiedzieliśmy, tylko spojrzeliśmy na siebie. - Aaaa...gorący seks na zgodę? Opowiadajcie, ja chętnie posłucham. Mary...jak z tym u naszego Bolanka? - gitarzysta objął mnie ramieniem, posyłając do kolegi cwany uśmiech. Szybko jednak mina mu zrzedła, gdy oberwał od Rachela z pięści w ramie. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma Lexy...pewnie poszła do pracy. Z zamyślenia wyrwał mnie seksowny głos mojego chłopaka.
- Zostań ze mną...chcę Cię mieć cały dzień dla siebie.
- Ale...ja mam pracę po południu. Bardzo bym chciała zostać, ale nie mogę - dotknęłam jego policzka.
- To rzuć tą robotę w cholerę i zamieszkaj z nami, co nie Snake? - chłopak pokiwał twierdząco głową - Mamy kontrakt, więc o pieniądze nie musisz się martwić.
- Hehe, wszystko sobie obmyśliłeś? Za szybko bym Ci się znudziła, ale może kiedyś - puściłam do niego oczko, dziękując za kawę przygotowaną przez Dave'a.
- Ty? Mi? Nigdy. Ale skoro nie, to jedziesz z nami do wytwórni i nie ma dyskusji - spojrzał na mnie tymi oczami, którym nie można się oprzeć
- Z przyjemnością. Po drodze opowiecie mi o tym coś więcej, bo nie jestem wielce wtajemniczona - chłopak przyssał się do mnie, na co Steven bił nam brawo, a Rob powiedział bardzo niedyskretnie " fuj, opanujcie się trochę". Oderwaliśmy się od siebie, a Bolan pokazał Affuso środkowy palec w podzięce. Postanowiłam zrobić coś do jedzenia, więc po dokładnym sprawdzeniu zapasów, zabrałam się za robienie tostów. Chłopcy w tym czasie ogarnęli trochę w salonie, wynosząc na dwór worki pełne butelek i puszek.
- Śniadanie! - krzyknęłam i nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już głodomory dopadły się do talerza. Usiadłam oczywiście na kolanach bruneta. Karmiliśmy się nawzajem, żartując z resztą towarzystwa. Uwielbiam tą niewyżytą i często nierozgarniętą bandę rockmanów...nie można się z nimi nudzić. Cieszę się, że ich poznałam, bo przez ten dość krótki czas, zżyliśmy się ze sobą.
- Dobra ludzie, będziemy się zbierać - zarządził Sebastian, wstając od stołu.
- Poczekajcie chwilkę, to się trochę ogarnę - ruszyłam w kierunku łazienki, słysząc za sobą komentarze chłopaków - 10 minut! - krzyknęłam z łazienki i usłyszałam tylko trzask drzwi. Z prędkością światła, starałam się doprowadzić do normalności, żeby wyglądać jak człowiek. Po spojrzeniu w lustro stwierdziłam, że nie jest źle i mogę iść. Na dole czekał na mnie Scotti, wiążąc buty.
- Jestem gotowa - uśmiechnęłam się do gitarzysty i razem wyszliśmy z domu. Nie wiem jakim cudem zmieściliśmy się wszyscy do ich samochodu, ale najważniejsze, że daliśmy radę. Oczywiście, musieli się pokłócić o to, kto będzie prowadził. Ostatecznie wygrał Rob, pokonując Snake'a w "kamień, nożyce i papier".
Lexy:
W drodze do domu miałam czas na przemyślenia i doszłam do wniosku, że nie będę na razie mówić Duffowi, że straciłam pracę. Nie zaprzątałam sobie głowy Slashem. Zapewne nie powinnam mu do końca ufać, ale nie będę tracić życia na zamartwianie się czy opowie wszystko basiście czy nie. Może jednak powinnam przyjąć tą propozycję od Joe? Miałabym jakiś punkt zaczepienia, a tak...trudno, jak zwykle najpierw zrobię a później myślę. Dotarłam do celu podróży i weszłam do środka. Miał tu na mnie czekać McKagan, a tu ani śladu chłopaka. Weszłam po drodze do kuchni, wzięłam jabłko bo od rana nic nie jadłam i kierowałam się do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się blondyn z gitarą na kolanach. Podniósł głowę uśmiechając się do mnie promiennie. Podeszłam do niego i wpiłam się w jego usta.
- Jak się tutaj znalazłeś? - zapytałam siadając obok niego i słuchając jak sobie coś cichutko brzdęka.
- Mary dała mi klucz. Nie wiem czy zrobiła to świadomie bo była trochę pijana, ale nie gniewasz się? - zrobił niepewną minę. Poudawałam chwilę, że jestem obrażona, ale szybko zrezygnowałam z tego planu.
- Jasne, że nie głuptasie. Możesz tutaj przychodzić kiedy chcesz - pocałowałam go w policzek i rzuciłam ogryzek do kosza, na dodatek trafiając w sam środek. - Idę pod prysznic, bo cały czas czuję na sobie tą imprezę.Rozgość się, a ja zaraz wracam - w sumie to i tak wiedziałam, że nie będzie miał oporów żeby czuć się jak u siebie. Ruszyłam w kierunku łazienki, a chłopak odkładał gitarę na swoje miejsce i majstrował coś przy gramofonie. Po chwili dotarły do mnie pierwsze słowa wyśpiewane przez Morrisona. Zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic odkręcając strumień ciepłej wody. Potrzebowałam tego najbardziej na świecie. Przyjemne krople spływały po moim ciele, dając ukojenie i ulgę. Moje błogie siedzenie w samotności nie trwało jednak długo, bo poczułam ręce na swoim brzuchu i ciało wpychające się do kabiny. Uśmiechnęłam się pod nosem, pozwalając się całować po szyi.
- Jestem Twoim gościem, więc nie powinnaś mnie zostawiać samego. Musisz się mną zająć, jak na dobrą gospodynię przystało - usłyszałam szept blisko ucha i po chwili poczułam na nim lekkie ugryzienie. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele, dodatkowo ręce blondyna przeniosły się na moje piersi, delikatnie je masując. Niby chciałam pobyć sama, ale to było 100 razy lepsze. Odwróciłam się przodem do chłopaka i zachłannie pocałowałam. Przyparł mnie do zimnych kafelków, podnosząc moją nogę na wysokość jego biodra i masując moje udo. Byliśmy nadzy, mokrzy i bardzo spragnieni siebie. Jednak powstrzymałam swoje żądze i pomyślałam, że trochę się nad nim poznęcam. Odepchnęłam go od siebie, biorąc do rąk gąbkę, zaczęłam go myć. Wędrowałam od szyi przez klatkę piersiową, ale ominęłam najczulsze miejsce. Duff wydał z siebie cichy jęk zawodu, co skwitowałam tylko słodkim uśmiechem.
- Jesteś...okrutna - wysapał już bardzo podniecony, ale ja tylko pocałowałam go w szyję i dałam gąbkę pokazując, że teraz jego kolej. Bardzo delikatnie naznaczał moje gołe ciało mokrym przedmiotem. Szybko jednak pozbył się zbędnej rzeczy i chwycił mydło wprost w swoje duże, szczupłe dłonie. O wiele bardziej mi się to podobało. Czułam je dosłownie w każdym skrawku ciała, jednak nie mogłam pozwolić mu na zbyt wiele. Miałam inne zamiary co do niego. Na koniec pocałowaliśmy się namiętnie i wyszliśmy z pod prysznica, owijając się w ręczniki. Widziałam jak cały czas basista pożera mnie wzrokiem. Ja jednak nie wzruszona ruszyłam do pokoju. Nie udało mi się zrobić 2 kroków, kiedy poczułam jak chłopak bierze mnie na ręce i niesie na łóżko. Zaśmiałam się głośno, bo wiedziałam że tak go nakręciłam, że długo nie wytrzyma.
- Teraz ja się Tobą porządnie zajmę. Patrz i ucz się - mrugnął do mnie, rozwiązując mój ręcznik i zsuwając go ze mnie. Przygniótł mnie swoim ciałem tak, że czułam na sobie każdy jego mięsień. Jego usta znajdowały się dosłownie wszędzie, najdłużej skupiając się na ustach. Wplotłam palce w jego blond włosy, przyciągając go jeszcze bliżej. Drażniłam paznokciami umięśnione plecy Duffa, na co odpowiadał mruczeniem. Zjechałam w dół i zsunęłam z jego bioder zbędne okrycie. Spotkałam się ze spojrzeniem tych cudnych, zielonych tęczówek i poczułam jak wszedł we mnie mocno i stanowczo. Wydałam z siebie cichy jęk, stłumiony przez gorące usta blondasa. Poruszał się coraz szybciej, a ja z każdym ruchem czułam coraz większą przyjemność. Byliśmy siebie cholernie spragnieni i teraz dawaliśmy tego upust. Nasze języki mieszały się w dzikim tańcu, a jęki i pomruki łączyły w jedną, piękną symfonię. Widziałam jak chłopak stara się, żeby to były niezapomniane chwile i całkiem dobrze mu to wychodziło....co ja gadam. Był genialny w tym co robił, idealnie się zgrywaliśmy. W końcu poczuliśmy, że za chwilę osiągniemy szczyt rozkoszy i poczułam gorący płyn w sobie. Zmęczony i wyczerpany McKagan opadł na miejsce obok mnie, przyciągając mnie do siebie.
- Kurwa, jestem w niebie - odchylił głowę do tyłu, szepcząc i łapiąc oddech. Wtuliłam się w jego ciało, było przyjemnie ciepłe.
- Kocham Cię - powiedziałam, patrząc na chłopaka, po czym nachylił się, żeby mnie pocałować i odpowiedzieć tym samym. Ubrałam na siebie jego koszulkę leżącą koło łóżka, wzięłam paczkę papierosów i otworzyłam okno, żeby zapalić. Usiadłam na parapecie, odwracając głowę w stronę śpiącego basisty. Wyglądał uroczo z tymi swoimi poczochranymi włosami. Spokojnie i równomiernie oddychał, delikatnie uśmiechając przez sen. Czułam, że jestem szczęśliwa mając obok siebie tego nierozgarniętego muzyka z duszą dziecka. Wyrzuciłam fajkę przez okno i wróciłam na swoje miejsce. Momentalnie zostałam objęta w pasie i poczułam jak wielkie ciało, wtula się we mnie. Ukołysana jego oddechem na swojej szyi, szybko zasnęłam.
***miesiąc później***
Już od niecałego miesiąca mam pracę. Nie jest to moje marzenie, ale musiałam brać co było, bo sytuacja się pogarszała z każdym dniem. Mary pensja nie starczała na czynsz, więc co dopiero na jedzenie. A, że najłatwiej znaleźć pracę w barach na Sunset, to właśnie tam udało mi się zaczepić. Tak...jestem tancerką w klubie Cathouse... kręcę tyłkiem przed obleśnymi facetami, a jeśli znajdzie się ktoś ważny to muszę go "specjalnie" obsłużyć. Dla mnie to nie jest łatwa sprawa, ale nie miałam wyjścia. Zarobki mam naprawdę świetne, a jeszcze dochodzą napiwki. Pomyślicie sobie pewnie, jakim cudem Duff na to pozwolił...otóż blondas o niczym nie wie. Wieczorami siedzą w studiu i nagrywają kawałki, żeby móc coś zaoferować, gdyby ktoś ich odkrył, więc nikt nie zauważył że znikam na całe noce. No właśnie...praktycznie w ogóle się nie widujemy. Od jakiegoś czasu coś się między nami psuje, jakby coś się wypaliło. Jak już się widzimy, to nie ma dnia żeby nie był pijany do nieprzytomności. Z każdym dniem oddalamy się od siebie. Ale to nie jest tylko i wyłącznie jego wina, bo ja też nie jestem święta. Odkąd pracuję w tym klubie, to wciągam hurtowe ilości koki. Po prostu ułatwia mi to wykonywanie moich obowiązków. Zapasy, które kupuję od mojego ukochanego przyjaciela od dragów - Izzy'ego - właśnie się skończyły, więc z samego rana wybrałam się do ich mieszkania, po moje wspomagacze. Było naprawdę wcześnie i nie chciałam budzić reszty, ale cichutko lecz stanowczo zapukałam. Usłyszałam jakieś hałasy i po chwili w drzwiach stanął zaspany gitarzysta rytmiczny.
- Czego kurwa?...A to Ty Lexy, wiesz która jest godzina? - miał nietęgą minę, ale wcale mu się nie dziwię. Też bym była wściekła, gdyby mnie ktoś obudził o świcie. Pociągnęłam go za ramię na zewnątrz, bo nie chciałam żeby inni, a zwłaszcza Duff słyszeli o czym rozmawiamy.
- Przyszłam po towar, bo w domu już nic nie mam. - popatrzyłam na niego.
- Wyglądasz okropnie. Sypiasz w ogóle? Mała...nie wiem czy to dobry po... - przerwałam mu.
- Nie pierdol mi tu moralizatorskich gadek, tylko bardzo Cię proszę daj mi, przecież zapłacę - byłam naprawdę zdesperowana i potrzebowałam tego już nie tylko ze względu na taniec, ale po prostu nie potrafiłam przeżyć dnia bez działki. Wymruczał ciche "zaraz wracam" i zniknął w środku. Oparłam się o ścianę, czekając na bruneta. Słońce już nieźle dawało po oczach, zapowiadał się piękny dzień.
- Trzymaj...ale kurwa, uważaj bo z tym nie ma żartów - mówił cały czas trzymając torebkę z prochami tak jakby nie chciał mi jej oddać. Przytuliłam go szepcząc "dziękuję". Oderwałam się od chłopaka i kątem oka zauważyła jak oparty o drzwi stoi Axl i kręci głową. Pomachałam mu, puszczając oczko i poszłam załatwić im koncert, a raczej kogoś kto ich przygarnie. Wiem, że grają za dwa dni w The Troubadour, a ostatnio moim klientem był Joe Perry z kolegami, którzy mają znajomości w tym światku....wiadomo. Steven Tyler podał mi namiary na niejakiego Davida Geffena, z którym właśnie idę się spotkać.
Weszłam do wielkiego budynku, szukając odpowiednich drzwi. Zapukałam, gdy zobaczyłam tabliczkę z imieniem i nazwiskiem tego faceta i po usłyszeniu "proszę", otworzyłam je. Moim oczom ukazał się gabinet, na którego ścianach była niezliczona liczba winyli. Stałam jak osłupiała i "zwiedzałam" pokój oczami.
- W czym mogę Pani pomóc? - dotarł do mnie głos starszego, eleganckiego mężczyzny.
- Yyy... ja do Pana w sprawie koncertu - przypomniało mi się, jak muzycy kazali mi się na nich powołać - z polecenia Aerosmith - dokończyłam, a na twarzy Davida od razu zagościł uśmiech. Pokazał mi, żebym usiadła, co po chwili zrobiłam. - Chciałabym, żeby zainteresował się Pan pewnym obiecującym zespołem pięciu chłopaków, grających niesamowicie szczerego i czystego rock & rolla. - Nie widziałam z jego strony żadnej reakcji, co trochę mnie zmartwiło.
- A masz może jakieś ich demo, albo coś? - popatrzył na mnie, a ja pokiwałam tylko przecząco głową. - No to kochanie, nie pomogę Ci, przykro mi - ja jednak nie miałam zamiaru się poddać.
- Będzie miał Pan okazję ich posłuchać na żywo za dwa dni w The Troubadour. Grają tam koncert i bardzo mi zależy, żeby się tam Pan pojawił - powiedziałam stanowczo, ale nie nachalnie. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Nie wiem jak grają, ale już mają świetną menadżerkę. Do widzenia - podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Nie, ja jestem tylko koleżanką, ale to naprawdę zdolne bestie. Nie pożałuje Pan - Wychodząc obróciłam się do niego jeszcze raz powtarzając, żeby przyszedł do klubu. Uśmiechnął się do mnie, więc byłam pewna, że postara się tam zjawić. Cała szczęśliwa opuściłam nowoczesny budynek i zapalając papierosa, ruszyłam do domu.
- Czego kurwa?...A to Ty Lexy, wiesz która jest godzina? - miał nietęgą minę, ale wcale mu się nie dziwię. Też bym była wściekła, gdyby mnie ktoś obudził o świcie. Pociągnęłam go za ramię na zewnątrz, bo nie chciałam żeby inni, a zwłaszcza Duff słyszeli o czym rozmawiamy.
- Przyszłam po towar, bo w domu już nic nie mam. - popatrzyłam na niego.
- Wyglądasz okropnie. Sypiasz w ogóle? Mała...nie wiem czy to dobry po... - przerwałam mu.
- Nie pierdol mi tu moralizatorskich gadek, tylko bardzo Cię proszę daj mi, przecież zapłacę - byłam naprawdę zdesperowana i potrzebowałam tego już nie tylko ze względu na taniec, ale po prostu nie potrafiłam przeżyć dnia bez działki. Wymruczał ciche "zaraz wracam" i zniknął w środku. Oparłam się o ścianę, czekając na bruneta. Słońce już nieźle dawało po oczach, zapowiadał się piękny dzień.
- Trzymaj...ale kurwa, uważaj bo z tym nie ma żartów - mówił cały czas trzymając torebkę z prochami tak jakby nie chciał mi jej oddać. Przytuliłam go szepcząc "dziękuję". Oderwałam się od chłopaka i kątem oka zauważyła jak oparty o drzwi stoi Axl i kręci głową. Pomachałam mu, puszczając oczko i poszłam załatwić im koncert, a raczej kogoś kto ich przygarnie. Wiem, że grają za dwa dni w The Troubadour, a ostatnio moim klientem był Joe Perry z kolegami, którzy mają znajomości w tym światku....wiadomo. Steven Tyler podał mi namiary na niejakiego Davida Geffena, z którym właśnie idę się spotkać.
Weszłam do wielkiego budynku, szukając odpowiednich drzwi. Zapukałam, gdy zobaczyłam tabliczkę z imieniem i nazwiskiem tego faceta i po usłyszeniu "proszę", otworzyłam je. Moim oczom ukazał się gabinet, na którego ścianach była niezliczona liczba winyli. Stałam jak osłupiała i "zwiedzałam" pokój oczami.
- W czym mogę Pani pomóc? - dotarł do mnie głos starszego, eleganckiego mężczyzny.
- Yyy... ja do Pana w sprawie koncertu - przypomniało mi się, jak muzycy kazali mi się na nich powołać - z polecenia Aerosmith - dokończyłam, a na twarzy Davida od razu zagościł uśmiech. Pokazał mi, żebym usiadła, co po chwili zrobiłam. - Chciałabym, żeby zainteresował się Pan pewnym obiecującym zespołem pięciu chłopaków, grających niesamowicie szczerego i czystego rock & rolla. - Nie widziałam z jego strony żadnej reakcji, co trochę mnie zmartwiło.
- A masz może jakieś ich demo, albo coś? - popatrzył na mnie, a ja pokiwałam tylko przecząco głową. - No to kochanie, nie pomogę Ci, przykro mi - ja jednak nie miałam zamiaru się poddać.
- Będzie miał Pan okazję ich posłuchać na żywo za dwa dni w The Troubadour. Grają tam koncert i bardzo mi zależy, żeby się tam Pan pojawił - powiedziałam stanowczo, ale nie nachalnie. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
- Zobaczymy, co da się zrobić. Nie wiem jak grają, ale już mają świetną menadżerkę. Do widzenia - podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Nie, ja jestem tylko koleżanką, ale to naprawdę zdolne bestie. Nie pożałuje Pan - Wychodząc obróciłam się do niego jeszcze raz powtarzając, żeby przyszedł do klubu. Uśmiechnął się do mnie, więc byłam pewna, że postara się tam zjawić. Cała szczęśliwa opuściłam nowoczesny budynek i zapalając papierosa, ruszyłam do domu.