piątek, 24 maja 2013

Rozdział 20

Pojawiły się nowe zdjęcia w zakładce "Bohaterowie", więc zapraszam do zajrzenia. Co do rozdziału, to nie wiem czy wyszło tak jak chciałam, ale powiedzmy, że jestem zadowolona. znajdzie się też coś specjalnie dla Starlight (Ty już wiesz co)....także zapraszam do czytania i komentowania, bo coś ostatnio z tym gorzej :P Aaa no i bardzo dziękuję za tyle wejść :******


Wracałem właśnie od Lexy z wielkim zacieszem na ustach. Ja to miałem jednak genialny pomysł z tym, żeby była naszą stylistką. Przyda nam się ktoś taki skoro mamy wyglądać profesjonalnie, a ona zrobi to przynajmniej za pół darmo. Oczywiście oddamy jej trochę z tego co zarobimy na sprzedaży biletów i przy okazji pomożemy jej finansowo. Kurwa, najchętniej bym ją zatrudnił z taką pensją, żeby nie musiała pracować jako ta tancerka, ale na razie to sam nie mam za co wyżyć. Z prawie wypalonym już papierosem przemierzałem ulice skocznym krokiem. Nie zastanawiałem się jak zareaguje reszta na moją decyzję, ale co mnie to obchodzi. I tak zawsze postawię na swoim, więc nie ma sensu żeby się sprzeciwiali. Dotarłem pod HellHouse kopiąc jakąś puszkę leżącą mi na drodze. Kiedy wszedłem do środka na kanapie był tylko Steven i Izzy.
- Ej skurwiele!!!!! Ruszcie swoje szanowne tyłki tutaj, bo mam sprawę ! - wydarłem się na cały głos, na co obecni w "salonie" spojrzeli na mnie wyczekująco i ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Po chwili doczłapała się reszta składu.
- Nie drzyj mordy, kurwa głuchy nie jestem - powiedział Slash, siadając na kanapie z Danielsem w dłoni. Duff nic nie mówił i chyba nie do końca był obecny. Ciałem tak, ale myślami był chyba gdzieś daleko poza granicami Kalifornii.
- No więc słuchajcie. Jako, że mamy jutro koncert, to pomyślałem, że przydałaby nam się jakaś stylistka czy coś - Stradlin spojrzał na mnie z politowaniem. Wiem, że to nie w jego stylu no ale do cholery, trzeba jakoś wyglądać.
- Taaaa, super pomysł, tylko wiesz...nie mamy kasy!!!! - zauważył sprytnie Steven. Powoli zaczynałem się wkurzać, bo nie lubię jak mi ktoś przerywa, a taki pieprzony Popcorn zawsze musi otworzyć tą swoją gębę.
- Poczekajcie do kurwy nędzy!!! Myślicie, że nie wiem że jesteśmy spłukani? Ale jest osoba która zrobi to bezinteresownie, a mianowicie Lexy - wreszcie skończyłem i czekałem na ich reakcję. Duff nagle oprzytomniał, nerwowo odwracając głowę w moją stronę.
- Że kurwa kto? No chyba Cię Rudy do reszty pojebało !!! Nie mam zamiaru nawet jej oglądać rozumiesz
? Odwołaj to i to już!! - wydarł się na mnie, czego nie lubię. Reszta tylko się patrzyła, a Izzy mruknął do siebie "no to żeś Axl wymyślił, nie ma co". Nie będę się przejmował tym, że Blondas ma problemy z laską. Bo to pierwszy raz...Dla mnie liczy się zespół, a osobiste sprawy w tym wypadku schodzą na drugi plan.
- Nie drzyj się na mnie McKagan!!! Tak postanowiłem i tak będzie i mam w dupie to, że Tobie coś nie pasuje. Ja się was nie pytam o zgodę tylko grzecznie informuję, więc nie wyskakuj na mnie z pyskiem. - basista przeszedł blisko mnie, patrząc wzrokiem którym mógłby zabić i ominął mnie zahaczając o moje ramię. Wysyczał jakieś "mam was wszystkich w dupie", po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Wy też macie jakieś pierdolone uwagi? - podniosłem głos. Wkurwił mnie i tyle z dobrego dnia...Pokiwali tylko przecząco głowami - No i dobrze...
- Stary, mogłeś jednak przemyśleć tą sytuację. Wiesz, jak sytuacja miedzy nią a Duffem teraz wygląda, oni się pozabijają... - zabrał głos, milczący jak dotąd, Slash.
- Pójdzie na dziwki i zapomni o całej aferze, wielkie mi halo. Może będzie trochę niezręcznie, ale tu chodzi o naszą karierę. Także koniec tematu - poszedłem do kuchni, zostawiając towarzystwo same.
- Na pewno wiesz co robisz? Jak Lexy na to zareagowała? - po chwili dołączył do mnie Isbell, opierając się o framugę drzwi. Spojrzałem na niego. Wiedziałem, że w nim mam zawsze oparcie. W końcu to mój najlepszy kumpel.
- Sam kurwa nie wiem, ale... to jest nasza szansa. A co do Lexy, to na początku miała wątpliwości, ale bardzo chętnie nam pomoże. Ty też uważasz, że mój pomysł to kicha? - zapytałem, nieco spokojniejszy. Popatrzył na mnie, nic nie mówiąc.
- Myślę, że McKagan ochłonie i nie zrobi nic głupiego. A jakby co, to jesteśmy my w razie gdyby chciał się mścić - klepnął mnie w ramię, pokrzepiająco się uśmiechając. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy. Sam powoli zaczynałem wątpić w ten plan, po reakcji blondyna.

Dzień koncertu

Obudziło mnie walenie w drzwi. No cholera, przecież można kulturalnie pukać, a nie od razu chcieć je wyważyć. Spojrzałam szybko na zegarek na stoliku nocnym, który wskazywał 17:00!!! Nie spodziewałam się, że już jest tak późno, ale wczoraj pracowałam praktycznie do rana, a kiedyś muszę się wyspać. Nie jestem przecież cyborgiem. Jako, że ktoś uparcie się dobijał i od samego rana mnie wkurwił, to szybko podążyłam w stronę hałasu. Otworzyłam te cholerne drzwi, a moim oczom ukazał się Slash w...cylindrze??? WTF?
- Cześć piękna, cieszę się, że raczyłaś mi otworzyć - wymruczał seksownym głosem, przepychając się do wejścia i całując mnie na przywitanie w policzek.
- A Ty kurwa musiałeś tak walić w te jebane drzwi? Pali się czy co? - byłam poirytowana, a mój gość rządził się jak u siebie, ale to już normalka. 
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - puścił mi oczko, mierząc od góry do dołu. Założyłam ręce na klatkę piersiową i z podniesiona brwią, patrzyłam na niego - Seksownie wyglądasz, nie wiedziałem że jeszcze spałaś - wyszczerzył się do mnie. Jak miał ten cylinder to już w ogóle nie było widać jego twarzy. Tylko usta i kupę kłaków.
- Ja pracuję, jak na godziwego człowieka przystało - popatrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. - A tak właściwie to co Cię do mnie sprowadza? Chcesz coś do picia? - zapytałam, wchodząc do kuchni. W zasadzie to powinnam się najpierw przebrać, ale potrzebowałam mocnej kawy.
- Nie dzięki. Nie pamiętasz? Dzisiaj mamy koncert, a Ty jesteś naszą stylistką więc przyszedłem po Ciebie. - zupełnie zapomniałam i o mało kubek nie wypadł mi z ręki. Jakoś nie bardzo spieszyło mi się spotkać z Duffem, ale czego się nie robi dla przyjaciół. - Wszystko ok? - usłyszałam za sobą i poczułam usta na swojej szyi. Odeszłam od chłopaka na niewielką odległość. 
- Tak wszystko ok, tylko wypadło mi z głowy. Duff wie? - zapytałam, czekając aż woda się zagotuje. Gitarzysta pokiwał tylko głową, ale już po jego minie mogła wyczytać, że nie był zadowolony.
- Mała, mamy niewiele czasu, więc śmigaj się ubrać, a ja Ci zrobię tą kawę - popatrzyłam na niego zdziwiona, stojąc cały czas w miejscu. Pstryknął palcami, żebym się ocknęła i już po chwili zniknęłam w swoim pokoju. Po 15 minutach byłam gotowa. Czułam cudowny zapach gorącej, mocnej kawy, więc zeszłam na dół. Czekał na mnie kubek na stole i Slash stojący przy oknie i palący papierosa. Wyglądał naprawdę seksownie, a ten cylinder dodawał mu charakteru.
- Skąd wytrzasnąłeś to cacko? - pokazałam na jego głowę - Pasuje Ci.
- Ukradłem w sklepie, jak szedłem do Ciebie. Spodobał mi się, to go wziąłem - skończył i wypuścił dym z ust. Pokiwałam tylko głową, nic nie mówiąc tylko sącząc napój. Nie odzywaliśmy się, ale widziałam jak Saul cały czas się na mnie patrzył.
- Co? Coś nie tak? - zapytałam w końcu,bo nie wiedziałam dlaczego tak się gapi. Wyrzucił wypaloną fajkę przez okno i podszedł do mnie. Popatrzył mi głęboko w oczy, po czym zbliżył twarz do mojej.
- Wyglądasz...niesamowicie. Mam na Ciebie ochotę tu i teraz... - wyszeptał, łapiąc mnie za włosy i mocno wpijając w moje usta. Automatycznie wplotłam palce w jego loczki, zrzucając cylinder. Oddawałam zachłannie pocałunki, bo facet całuje po prostu bosko, nie można się oprzeć. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie niechętnie.
- Slash...nie mogę...
- Daj spokój, przecież z Duffem to już skończone, więc nie musisz się hamować - chciał mnie jeszcze raz pocałować, ale ja wstałam z miejsca. Może i on ma rację, ale z drugiej strony skąd może mieć pewność? Chce być do końca fair co do basisty.
- Nie wiesz jak bardzo wolał bym teraz robić co innego, ale musimy się zbierać, więc ruszaj ten śliczny tyłeczek - mówiąc to klepnął mnie w pośladek. Odwróciłam się i ujrzałam język wyciągnięty w moja stronę. Ubrałam kurtkę, buty, wzięłam torbę i byłam gotowa. Slash zabrał cylinder, założył na głowę i już byliśmy w drodze do ich lokum. Postanowili, że tak będzie wygodniej, gdy wszystko przygotujemy u nich w domu. Przez cały czas czułam na sobie ręce Mulata, ale jakoś mi to bardzo nie przeszkadzało. W końcu jest cholernie przystojnym facetem, więc chyba żadnej by to nie przeszkadzało. Gadaliśmy o tym co się ostatnio wydarzyło, mojej pracy i tak jakoś nam czas zleciał. Staliśmy już przed powszechnie znanym HellHousem. Slash otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą...jaki dżentelmen. Pierwsze co zobaczyłam to jakaś prawie rozebrana panienka, siedząca okrakiem na Duffie. Nie trudno było się domyślić, że naszego związku już nie ma. Zabolało mnie to co zobaczyłam, więc Axl, który właśnie się pojawił puścił mi oczko, a Hudson usiadł obok całującej się pary tak, że "niechcący" zrzucił laskę z Blondyna. Mina tej dziwki i samego basisty była bezcenna, co trochę poprawiło mi humor. Wzrok mojego byłego chłopaka przeniósł się na mnie, po czym objął dziewczynę i ostentacyjnie, cały czas na mnie patrząc zabrał ją do sypialni. Chciał mi ewidentnie zrobić na złość i nie powiem, żeby to jego zachowanie było mi obojętne. Mimo wszystko nadal coś do niego czułam i miałam nadzieję, że jednak będzie dobrze. Widocznie będzie dobrze, ale bez niego....muszę tak myśleć. Z zamyślenia wyrwał mnie Steven, wyłaniający się z kuchni.
- Cześć !!! Co ze mną zrobisz? Wyprostujesz włosy czy może nałożysz tonę tapety? - podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem, teatralnie bawiąc się swoimi włosami. Zaśmiałam się tylko, bo przy tym perkusiście nie można inaczej. Był cały podekscytowany.
- Spokojnie Steven. Masz śliczne kręcone włosy i niech tak zostanie. Jesteś uroczy, naturalny - pogłaskałam go po policzku na co chłopak doskoczył do reszty, krzycząc że jest uroczy. Skąd on bierze tą pogodę ducha? Przywitałam się z Izzym, który siedział na kanapie, ale chyba myślami był gdzie indziej. Ten to ma zawsze zlew na wszystko...czasami też bym tak chciała. Usiadłam obok Axla i po chwili trzymałam w dłoni butelkę piwa, którą przyniósł mi Slash i przy okazji usiadł obok mnie. Ewidentnie teraz czuje dla siebie szansę i nie chce jej zmarnować. Tyle się o mnie starał, a teraz kiedy jestem wolna ma pole do popisu. Jak na razie mam dość związków, co nie znaczy, że nie chcę się dobrze bawić. Seks bez zobowiązań to całkiem miła perspektywa... Cały czas dochodziły nas dźwięki rozkoszy z sypialni. No...była to dość krępująca i niezręczna sytuacja dla mnie.
- To co? Zaczynamy? - zapytałam się chłopaków na co energicznie pokiwali głowami. Nie spodziewałam się po nich takiego entuzjazmu. Skierowałam się do łazienki, po najpotrzebniejsze rzeczy, a część miałam już ze sobą. Nie było to zbyt duże pomieszczenie, więc postanowiłam że będę wszystko robić w salonie. Rozstawiłam wszystko na stole, po czym poprosiłam do siebie Axla na pierwszy ogień.
- Masz jakąś konkretną wizję? - zapytałam, bo osoba taka jak on, zapewne ma na siebie pomysł.
- Zdaję się na Ciebie - spojrzał na mnie. Po chwili jego rude włosy były mocno natapirowane, a oczy podkreślone jasno fioletowym cieniem, który idealnie pasował do koloru oczu. Z nim miałam najwięcej pracy, na dodatek cały czas mi mówił, żebym uważała i nie zniszczyła mu włosów i jęczał, że go ciągnę itd. Przewrażliwiony na swoim punkcie jak cholera. Z resztą poszło gładko...Izzy'emu wyprostowałam tylko włosy, a Stevenka lekko podpudrowałam. Ze Slashem nie trzeba było nic robić, bo z tym cylindrem wyglądał idealnie. Kiedy skończyłam, a wokalista zachwycał się swoim wyglądem, z sypialni wyszedł Duff z nową "koleżanką". Ostentacyjnie ją pocałował mówiąc "że jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze", cały czas patrzył w moją stronę. Powiedział to tak, żebym usłyszała. Puściłam to mimo uszu.
- Jeśli już skończyłeś to teraz Twoja kolej - zwróciłam się do niego, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Basista podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, a że był w samych spodniach to moje serce zaczęło szybciej bić. Nadal byłam podatna na jego wdzięki.
- Chyba kpisz. Mam wyglądać jak te pajace? Sam sobie poradzę, nie jesteś mi do niczego potrzebna - podkreślił słowo "niczego", po czym wyrwał mi grzebień z dłoni. 
- McKagan, nie wkurwiaj mnie i spierdalaj stąd! - podszedł do nas Axl, mocno poirytowany. - Wszystko dobrze? - zapytał, gładząc mnie po plecach. 
- Tak. Nie będę się przejmować kimś takim jak on - Rose mnie przytulił szepcząc "zuch dziewczyna". Pozbierałam wszystkie sprzęty i z zamiarem odłożenia je na swoje miejsce, kierowałam się do łazienki. Zastałam w niej Duffa, stojącego przed lustrem z ładnie natapirowanymi włosami. Właśnie próbował namalować sobie kreski wokół oczu.
- Daj to, bo prędzej sobie oko wydłubiesz - postanowiłam wyciągnąć rękę w jego stronę, bo widziałam jak się męczył. Spojrzał na mnie w lustrze.
- Poradzę sobie, do jasne cholery. Nie rozumiesz, że jesteś dla mnie nikim? Wyjdź stąd bo zasłaniasz światło - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, nawet na mnie nie patrząc. Wychodząc usłyszałam tylko "kurwa", po czym wnioskowałam, że kredka znalazła się w oku. Uśmiechnęłam się tryumfalnie po czym zeszłam do reszty.
- Blondas gotowy? Bo nie mamy już czasu. McKagan złaź tu i to już !!!! - wydarł się Rudy, a po chwili pojawił się basista, o mało nie spadając ze schodów. No nawet sobie poradził z tą stylizacją, nie powiem. - No to teraz możemy iść.
- Zostawię u was torbę dobra? Bo nie chce mi się wracać do domu - zapytałam i momentalnie dostałam potakującą odpowiedź. Chłopcy byli trochę poddenerwowani, ale chyba bardziej podekscytowani i podnieceni tą sytuacją. Energia roznosiła ich od samego wyjścia z garażu. Szłam obok Slasha, który poczęstował mnie fajką. On jako jedyny był stonowany i wycofany, reszta biegała po całej szerokości chodnika, no oprócz Izzy'ego, ale kto by się u niego spodziewał jakiś wybuchów radości.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Zagracie genialny koncert i od razu dostaniecie kontrakt, mówię Ci - puściłam oczko do mulata, po czym zostałam przez niego objęta ramieniem. Zauważyłam uśmiech na jego twarzy, od razu wyglądał lepiej. Steven oczywiście był już pod wpływem, więc ciężko było za nim nadążyć, a przy okazji mieliśmy sporo śmiechu. Duff szedł daleko przede mną, cały czas oglądając się za jakimiś panienkami. Niech sobie robi co chce, mnie to już nie obchodzi....kogo ja chcę oszukać. Nadal jednak trochę mnie to boli, ale już nie tak bardzo jak na początku. Chyba się z tym oswoiłam.

W klubie spotkaliśmy Mary z całym zespołem Skid Row. Koncert był po prostu niesamowity. Chłopcy dali z siebie wszystko i pokazali się z najlepszej strony. W tłumie wyłapałam tego faceta z wytwórni, więc jednak nie oparł się mojemu urokowi i przyszedł. Energia jaka zapanowała podczas wykonywania piosenek przez Gunsów, była nie do opisania. Trzeba tam być, żeby to samemu poczuć bo inaczej się nie da. Uwielbiam ich razem i każdego z osobna, są idealnie zgrani. Nie mogłyby być inne osoby w zespole, bo właśnie w takim składzie są tak genialni, rozumieją się bez słów. Wykonali kilka swoich piosenek oraz covery Aerosmith. Publiczność szalała, a raczej damska jej część. W sumie się nie dziwię, bo wyglądali jak bogowie Rock & Rolla. Po zejściu ze sceny widziałam jak zmierza w ich kierunku ten producent z czego bardzo się ucieszyłam. Postanowiłam, że pójdę po nowy alkohol, więc zapytałam się co kto chce i ruszyłam do baru, lekko chwiejnym krokiem. Stanęłam przed ladą, mówiąc barmanowi zamówienie. Oparłam się tyłem o bar, rozglądając po sali.
- Ooo kogo ja tu widzę. Cześć nasza nowa koleżanko - usłyszałam obok siebie i gwałtownie się odwróciłam. Przede mną stała ta dwójka, którą spotkałam ostatnio na ulicy.
- No witam. Przyszliście na koncert? - zapytałam jednego z nich, podczas kiedy drugi składał zamówienie.
- Mhm....i przy okazji się zabawić. Tylko nie wiedzieliśmy, że spotkamy tutaj Ciebie - zmierzył mnie wygłodniałym wzrokiem. Miałam na sobie koszulkę Stonesów opadającą na jedno ramie i krótkie szorty, ledwo zakrywające tyłek. Odchrząknęłam, bo lekko się zawiesił. Dostałam swoje drinki i już zmierzałam do stolika, kiedy postanowiłam, że zapoznam ich z resztą.
- A może przyłączycie się do mnie i moich znajomych? - popatrzyli na siebie po czym oczywiście się zgodzili i biorąc swoje butelki, poszli za mną.
- Przyprowadziłam nam dwóch przystojniaków do towarzystwa. To jest Nuno i.... - jak to ja, zapomniałam imienia tego drugiego.
- Gary - szybko przyszedł mi z pomocą, za co podziękowałam. Przywitali się z całą gromadą ludzi przy stoliku. Po chwili dołączyli do nas Gunsi i jakaś chyba kolejna koleżanka Duffa. Długo będzie robił mi na złość?
- Gość z wytwórni zaprosił nas na spotkanie!!!! Lexy, kocham Cię ! - wyściskał mnie Axl, a cała reszta przybiła sobie piątki, po czym nowi towarzysze z lekkim zaskoczeniem na twarzach, przywitali się z zespołem. Humor od razu nam się polepszył, więc wznieśliśmy toast za koncert i kontrakt, po czym odnalazłam Stradlina. Potrzebowałam jego towaru, ale okazało się że nic mu nie zostało, więc odesłał mnie do Stevena. Ten jednak też nic nie miał bo sam wziął wszystko co miał.
- Tego szukasz skarbie? - odwróciłam się do Slasha, machającego mi małym woreczkiem. Przytaknęłam, ale nie dostałam tego tak łatwo. - Weź sobie - powiedział, wysypując sobie trochę na język. Cwaniak z niego, wie że tego potrzebuje a przy okazji ugra coś dla siebie. Duff już dawno zmył się z tą tlenioną blondyną, chyba nie chciał świętować w moim towarzystwie....i dobrze. Podeszłam do Kudłacza. Miał wyczekującą i zarazem pewną siebie minę....podobało mi się to. Odgarnęłam jego loki, po czym wpiłam się w jego usta, zlizując biały proszek z jego języka. To było niesamowite doznanie...Oderwałam się od niego, po czym usiadłam obok Gary'ego, jak gdyby nigdy nic.
- Może dla nas zatańczysz? W końcu jesteś w tym dobra - pojawił się znikąd Duff, z szyderczym wyrazem twarzy. Popatrzyłam na niego wrogo.
- Dla takich dupków jak Ty nie tańczę ! - odpyskowałam, mając go głęboko. Widziałam, że lekko go tym zgasiłam i już sobie darował, zaczepiając kelnerki.
- No to kochani za moją wolność !!!! Od teraz jestem singielką!!! - popatrzyłam wymownie na basistę. Dla mnie zabawa właśnie teraz się zaczęła. Narkotyk powoli uwalniał swoje właściwości, co pozwoliło mi o wszystkim zapomnieć i świetnie się bawić. Wznieśliśmy toast, widziałam jak Mary na mnie patrzy z...troską?

Rachel:
Świetnie się bawiliśmy, kiedy nagle Lexy przyprowadziła jakiś dwóch kolesi. Nawet przypadli mi do gustu, też okazali się muzykami. Jednak kiedy zauważyłem jak jeden z nich, patrzy się na moją Mary, to krew się we mnie zagotowała. Cały czas ją zagadywał, delikatnie niby przypadkiem, dotykając w nogę. Jej się to ewidentnie podobało, bo cały czas się uśmiechała. W zasadzie to chyba zapomniała, że tu jestem.
- No i tak się właśnie poznaliśmy. To naprawdę super dziewczyna, ale jej przyjaciółka jest zdecydowanie ładniejsza - usłyszałem tani tekst tego...Nuno, czy jak mu tam. Mocniej objąłem blondynkę w pasie, przyciągając do siebie. Mina mu trochę zrzedła, na co się tryumfalnie uśmiechnąłem.
- To wypijmy za nasze spotkanie - powiedziała Mary, stukając się z nim szklanką. No kurwa, co to ma niby być? Ja też tu jestem!!!! Cały czas patrzyła na niego maślanym wzrokiem. Lexy poszła tańczyć z tym drugim, a towarzystwo jakoś się rozproszyło.
- Co tam stary? Super impreza co? - zagadał mnie Sebastian, ale ja tylko zmroziłem go wzrokiem. - O co Ci chodzi?
- O to, że jakiś pierdolony laluś, zabiera mi dziewczynę - powiedziałem tak, żeby tylko on usłyszał. Mary chyba coś jednak usłyszała, bo odwróciła się  patrząc na mnie, jednak nic nie mówiąc wróciła do rozmowy z nowym kolegą.
- Wyluzuj Rachel. Tylko rozmawiają, a Ty masz jakieś pieprzone paranoje. Napij się to Ci dobrze zrobi, a ja idę się odlać - klepnął mnie w ramię, po czym zniknął, zaczepiając jakieś dziewczyny po drodze. Cały Baz...
- Zatańczysz? - usłyszałem i momentalnie odwróciłem głowę w stronę Mary Jane. Po chwili już jej nie miałem obok siebie tylko patrzyłem jak stoi w ramionach tego gitarzysty. Wziąłem butelkę Jacka i prawie całą od razu opróżniłem. Miałem ochotę do niego podejść i strzelić mu w pysk. Nie widzi, że ona ma faceta? Kiedy wrócili, mocno wpiłem się w usta dziewczyny, patrząc w oczy Nuno. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenie, ewidentnie dobrze się bawił.
- Mmmm...co to było? - zapytała blondynka, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Popatrzyłem jej w oczy, odgarniając włosy.
- Nic, po prostu Cię kocham i wyglądasz tak seksownie, że mam na Ciebie ogromną ochotę - wyszeptałem jej do ucha, zmysłowym głosem. Poczułem dreszcze na jej ciele...czyli jednak jest moja.
- Haha, jesteś pijany - pogłaskała mnie po policzku, na co gwałtownie zaprzeczyłem.
- Może kiedyś mi coś zagrasz? Bardzo chętnie posłucham i bliżej Cię poznam - zwróciła się do bruneta. Ten z uśmiechem jej odpowiedział twierdząco, dotykając jej policzka, zjeżdżając dłonią wzdłuż ramienia. Strzepnąłem jego rękę.
- Nie pozwalaj sobie, kurwa. Nie widzisz, że ona jest już zajęta?! - podniosłem głos, bo wkurwił mnie do granic możliwości.
- Uspokój się Rachel!! My tylko rozmawiamy - popatrzyła na mnie z wyrzutem. Taaa kurwa, rozmawiamy...
- To ja pójdę po coś do picia. Zamówić wam coś? - Mary coś tam wzięła, a ja go po prostu olałem.
- Co Ty do cholery wyprawiasz? To już nie mogę porozmawiać z nowym znajomym? - wydarła się na mnie.
- Rozmowa, a ewidentne podrywanie Cię to chyba co innego - wypaliłem z grubej rury, odgarniając włosy z twarzy. Popatrzyła na mnie dziwnie...ona chyba naprawdę tego nie dostrzegła. - Nie mów mi, że tego nie zauważyłaś?
- Jesteś zazdrosny i tyle....nie rób głupich scen. Idę do łazienki, a Ty lepiej ochłoń - wstała obrzucając mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- No bracie, chyba podpadłeś - zaczepił mnie Snake.
- Odpierdol się ode mnie !!! Idę na fajkę...- krzyknąłem. Po drodze minąłem się z Nuno i nie omieszkałem go trącić ramieniem. O mało nie wylał zawartości szklanek, które niósł do stolika. Miałem teraz wszystkich w dupie, a już zwłaszcza tego typka. Po cholerę go Lexy przyprowadzała? A Mary sama mu się pcha w ramiona...no chyba trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć jego zalotów. Widocznie spodobał jej się bardziej niż ja.

Lexy:
Nie wiem jakim cudem trafiłam do domu w jednym kawałku, ale obudziłam się z ogromnym kacem o dziwo w swoim łóżku. Wstałam, lekko zakręciło mi się w głowie, ale dałam radę doczołgać się do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, co trochę mi pomogło. Postanowiłam od razu wskoczyć pod prysznic i doprowadzić się do porządku. Nic nie pamiętałam z wczorajszego wieczoru, tylko jakieś fragmenty historii. Wiem, że dołączyli się do nas chłopacy z Extreme, a później to już czarna dziura. Wyszłam z pod strumienia chłodnej wody i owinięta ręcznikiem zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Przebrałam się i poszłam po moje wybawienie, czyli tabletkę. Ledwo ją połknęłam, a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Co to kurde jakiś dom publiczny, zawsze pełno gości. Moim gościem okazał się Scotti, opierający się nonszalancko o framugę.
- Co Cie do mnie sprowadza o tak wczesnej porze? - zapytałam, wpuszczając go do środka.
- Porywam Cię na małą przejażdżkę i nie chcę słyszeć żadnego ale... - dopowiedział, kiedy chciałam zaprzeczyć. Nie miałam wyjścia, więc ubrałam tylko buty, bo na dworze było ciepło. Brunet czekał na mnie przy samochodzie, paląc fajkę i otwierając mi drzwi...jaka kultura.
- A gdzie jedziemy? - zapytałam po jakimś czasie, kiedy wyjeżdżaliśmy z zatłoczonych ulic.
- Zobaczysz - puścił mi oczko, nic więcej nie mówiąc. Założyłam na nos okulary i oparta o szybę, czekałam cierpliwie, podziwiając widoki i wsłuchując się w piosenki Deep Purple lecące w radiu. W końcu dojechaliśmy do jakiegoś lasu, przed którym zatrzymał się samochód. Popatrzyłam na towarzysza z dezorientacją w oczach.
- Jesteśmy. Zabierz ten koszyk - podał mi rzecz, wypełnioną pysznymi rogalikami - i chodź na tą ładną polankę - pokazał palcem. Miejsce było naprawdę śliczne, aż mnie zatkało. Tylko z jakiej okazji to wszystko?
- Jedz, bo wiem że nawet nie zjadłaś śniadania - podał mi rogalika, patrząc z delikatnym uśmiechem. Z chęcią zabrałam się za zapełnianie żołądka tymi pysznościami. Nieźle to wykombinował...
- Scotti... - powiedziałam kiedy siedzieliśmy pod drzewem, a raczej on siedział, a ja leżałam głową na jego nogach - z jakiej okazji to wszystko? - popatrzyłam na niego. Chłopak tylko na mnie spojrzał, dalej głaszcząc mnie po włosach.
- Miałaś ostatnio ciężki czas, więc przyda Ci się taki moment na odreagowanie - nic nie powiedziałam. Było mi dobrze, gitarzysta idealnie trafił w sedno. Potrzebowałam takiej odskoczni od całego zamieszania. Czas jakby się dla mnie zatrzymał, ale musieliśmy już wracać , bo Scotti musiał jeszcze wpaść do studia. Zabrał kocyk i koszyk, a ja jeszcze chwilę pooddychałam świeżym powietrzem. Mój przyjaciel czekał na mnie oparty o drzwi samochodu.
- Dziękuję Ci bardzo za ten dzień - pocałowałam go w policzek, ale nagle nasze spojrzenia się spotkały a chłopak wpił się w moje usta, obejmując twarz dłońmi. Nie wiem co mną kierowało, ale nie potrafiłam tego przerwać. Nie wiem nawet jak znaleźliśmy się w samochodzie, pozbawieni części ubrań. Nie interesowało nas to, że będzie niewygodnie. Dla nas liczyła się bliskość. Wszystko działo się szybko, ale też bardzo namiętnie. Scotti był czuły, ale stanowczy zarazem. Kochaliśmy się, nie biorąc pod uwagę co będzie później. Tak jakby odżyły dawne wspomnienia i to jak byliśmy razem. To był niesamowity początek dnia, mimo że żadne z nas nie spodziewało się takiego obiegu spraw.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 19

No i jest kolejny :) nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko...pojawili się nowi bohaterowie, także zapraszam do czytania i oczywiście komentowania !!!!!! 


Obudziłam się u siebie w pokoju, w swoim łóżku. Przetarłam oczy dłońmi, patrząc w sufit. Niestety wszystkie wydarzenia z wczoraj nie były złym snem, a przykrą rzeczywistością. Sama nie wiem czy byłam bardziej zła czy smutna...jestem pewna, że między mną a blondynem wszystko skończone. Z tą myślą wstałam i swoje kroki skierowałam do okna. Otworzyłam je, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Mocno zaciągnęłam się lekkim powiewem wiatru, który rozwiał moje potargane włosy. Opierając łokcie na parapecie, wychyliłam głowę, słysząc jakieś głosy i śmiechy. Zauważyłam jak Mary żegna się z Rachelem. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo to był naprawdę uroczy widok. Są w sobie tak szaleńczo zakochani. Odchodząc, chłopak popatrzył w moją stronę i pomachał mi z wielkim uśmiechem na ustach, krzycząc "cześć Lexy". Uczyniłam to samo, po czym odeszłam od okna w stronę łazienki. Otwierając drzwi do pomieszczenia doszedł mnie krzyk blondynki ,że idzie do pracy. Przyjęłam do wiadomości i zrzucając z siebie piżamę, weszłam pod ciepły strumień wody. Miałam zamiar posiedzieć tam jakiś czas, bo nigdzie mi się nie spieszy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zakręciłam wodę, zawinęłam się w ręcznik. Pewnie to Mary zapomniała czegoś...
- Już idę! Musisz być taka zapominalska? - otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się Axl, a nie dziewczyna. Zmierzył mnie wzrokiem, z racji tego że moje okrycie ledwo zasłaniało mi tyłek. - Axl? Co Ty tu robisz? - stałam jak słup, ale chłopak też jakoś nie za bardzo się kwapił do wejścia.
- Stoję jak widać. Wpuścisz mnie? - zapytał, tym razem patrząc mi w oczy. Po tym co mi ostatnio powiedział, powinnam się dwa razy zastanowić, ale pokazałam ręką, żeby się rozgościł.
- Trochę mnie zaskoczyłeś...zaraz wracam tylko się ubiorę - z lekkim rumieńcem na twarzy, kierowałam się w stronę schodów.
- Jak dla mnie wyglądasz bardzo dobrze w tym ręczniku - puścił mi oczko, na co tylko pokiwałam głową z dezaprobatą. Pognałam szybko do pokoju, założyłam jakąś koszulkę i ciemne rurki. Włosy spięłam w kucyk. Zeszłam do mojego gościa, który siedział na kanapie z szklanką wypełnioną whiskey. Spryciarz...takie rzeczy to wie, gdzie znaleźć.
- Zjesz coś? - krzyknęłam do niego z kuchni. Dało się wyczuć między nami dosyć napiętą atmosferę. Ja nie wiedziałam po co przyszedł, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Jeszcze go takiego nie widziałam. Był nieśmiały?, zawstydzony?...sama nie wiem jak to nazwać, ale zupełnie inny niż wczoraj. Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko zauważyłam że do mnie dołączył. Popatrzyłam na niego wyczekująco, na co tylko pokiwał przecząco głową. Usiadł na krześle, popijając brązowy płyn. Ja postanowiłam zrobić sobie kanapkę, bo czułam w żołądku pustkę. Zajęłam miejsce na przeciwko Axla. Patrzyłam na niego, ale on uciekał oczami tak, żeby na mnie nie spojrzeć.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam w końcu, gdy zjadłam śniadanie. Miałam dość tej ciszy, bo zaczynała się robić męcząca. Wtedy zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, które przeszyło mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że widzi moje myśli, a kolor jego oczu stał się jakby intensywniejszy.
- Kurwa, nie sądziłem że to będzie takie trudne - wstał z miejsca i zaczął chodzić po kuchni. Sprawiał wrażenie jakby się czymś denerwował, a ja zaczęłam się martwić, jednak nie przerywałam mu. Chciałam, żeby sam to z siebie wydusił.
- Lexy - popatrzył na mnie, podchodząc bliżej i kucając przy moich nogach - Chciałem Cię przeprosić za ten mój wczorajszy wybuch. Przesadziłem, nie powinienem tak reagować, ale... - urwał w połowie, odwracając wzrok. Dotknęłam jego policzek, żeby dać mu wsparcie. Wiem, że nie jest mu łatwo przyznać się do błędu. Znów nasze oczy się spotkały. - Ale to było silniejsze ode mnie, ja nad tym nie panuję.
- Jesteś wybuchowy, nic na to nie poradzisz - dodałam cicho. Chłopak wstał, uderzając dłonią w ścianę. Wystraszyłam się lekko podskakując na krześle.
- Nie, kurwa, jestem chory! - zrobiłam wielkie oczy, co natychmiast zauważył i ściszył głos. - Przepraszam. Sama widzisz...to moja popierdolona psychika, robi sobie co chce. Nawet nie wiesz, jak mnie to boli, że nie do końca świadomie, krzywdzę bliskie sobie osoby. Raz jestem miły, a za chwilę mam ochotę komuś ostro wpierdolić...Mam tego dosyć! - widziałam ile go kosztowało przyznanie się do tego, oraz jak cierpi z tego powodu. Podeszłam do niego, mocno go do siebie przytulając. Wtulił się jak małe dziecko, potrzebujące ciepłych ramion swojej matki.
- Będzie dobrze....cieszę się, że mi powiedziałeś. Pomogę Ci jak tylko będę mogła. Jesteś niesamowicie wartościowym i wrażliwym człowiekiem - szeptałam mu do ucha, bo czułam że potrzebuje teraz paru miłych słów. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o tej jego przypadłości, ale nie chcę naciskać. Odsunął się ode mnie. Zauważyłam lekki uśmiech na jego ustach i poczułam jak całuje mnie w policzek. - Wiesz, że jak będziesz chciał pogadać, to ja jestem do Twojej dyspozycji - przytaknął, ciągnąc mnie na kanapę. Coś zbyt potulny i grzeczny się nagle zrobił, ale może to wina tej choroby. Po chwili atmosfera się rozluźniła, zaczęliśmy żartować. Wokalista opowiadał mi parę śmiesznych sytuacji ze swojego życia, w ogóle dowiedziałam się o nim czegoś więcej. Ulżyło mi, że chociaż z nim wszystko sobie wyjaśniłam i jest nawet lepiej niż na początku. Jakoś przez przypadek zapytałam o tą sytuację z narkotykami, którą mi wypomniał podczas wczorajszej kłótni. Niechętnie, ale opowiedział mi historię Duffa z czasów, kiedy mieszkał w Seattle, o tym jak jego ówczesna dziewczyna przedawkowała, umierając w jego ramionach. Od tej pory ma uraz do dużej ilości narkotyków, dlatego sam nie bierze aż tak często. To wiele mi wyjaśniło. Reakcje Blondasa, kiedy Izzy dawał mi towar...nie sądziłam, że jest aż tak delikatny i uczuciowy. Mimo, że byłam z nim już jakiś czas, to nie wiedziałam o nim zbyt wiele, a tą historią jakoś nie chciał się chwalić. Później już nie brnęłam dalej w temat, bo sam Axl nie czuł się komfortowo opowiadając takie, jakby nie było, prywatne historie basisty. Popijaliśmy whiskey, kiedy nagle chłopak wypalił z tekstem, który zwalił mnie z nóg.
- Mała, mam pomysł! Będziesz naszą stylistką, co Ty na to? - popatrzyłam na niego, pukając się palcem w czoło. Gorszego pomysłu nie mógł wymyślić.
- Popierdoliło Cię? Ja, stylistką? W ogóle się na tym nie znam...
- E tam, jesteś kobietą...masz jakieś tam wyczucie. Mamy teraz koncert jak wiesz i przydałaby się kobieca ręka, żeby nas wyszykować, wymalować itp - popatrzył na mnie proszącym wzrokiem - No nie daj się prosić.
- Ale jak Ty to sobie wyobrażasz? A co z Duffem? Przecież on nie chce mnie widzieć, a co dopiero jakbym miała z nim przebywać i szykować na scenę - pokiwałam głową, że to nie jest dobry pomysł. Ja bardzo chętnie bym to zrobiła, ale nie w zaistniałej sytuacji. Budziłoby to tylko konflikty, nic więcej.
- McKaganem się nie przejmuj. - pocałował mnie w czoło - Ok, ja uciekam i jutro po Ciebie przychodzę, nasza pani stylistko - mrugnął do mnie - Nie chcę słyszeć odmowy, zrozumiano? - pokazał na mnie palcem, z jakimś dziwnym grymasem na twarzy, stojąc już przy drzwiach. Chyba chciał, żeby wyszło groźnie, ale efekt był odwrotny. Tylko się zaśmiałam, a Rudzielec opuścił mój dom. Ten typ nigdy nie przyjmuje odmowy, więc nie miałam innego wyjścia. jestem tylko ciekawa, czy się z Michaelem nie pozabijamy. Pozbierałam butelki po alkoholu i wyrzuciłam do kosza. Wypadałoby zrobić jakiś obiad. Włączyłam płytę AC/DC, po czym zabrałam się za przyrządzanie szybkiej zapiekanki.

Pomyślałam, że odwiedzę Scottiego. Dawno się z nim nie widziałam, a bardzo mi go brakuje. Jest takim moim bratem, z którym o wszystkim mogę pogadać. Muszę się przyznać, że stęskniłam się za nim, mimo że mieszkamy kilka ulic od siebie. Z takim planem w głowie, zmywałam talerz po sobie, chowając resztę zapiekanki do lodówki. Wyłączyłam płytę, wpadłam do pokoju żeby się troszkę ogarnąć, czyli uczesać i podmalować. Nie żebym była fanka tapety na twarzy, ale tusz na rzęsach i kredka do oczu, to mała rzecz a robi wielką różnicę. Po 10 minutach byłam gotowa. Złapałam tylko paczkę Routów i wyszłam z domu. Pogoda była przyjemna, nie za ciepło, ale też nie za zimno. Zapaliłam fajkę, rozglądając się na wszystkie strony. Było dosyć spokojnie, bo to jeszcze wczesna godzina. Dilerzy i dziwki, pojawią się dopiero po zmroku. To zadziwiające jak jedno miasto, potrafi się zmieniać zależnie od pory dnia. Do godzin wieczornych można tu spotkać ludzi sukcesu, matki z dziećmi, albo same dzieci krzyczące i śmiejące się z kolegami. Natomiast gdy zajdzie słońce, ulice przemieniają się w istne piekło na ziemi. Wyłaniają się wszystkie "upadłe anioły", zalewające ulice swoimi pragnieniami, żądzami i chęcią zarobku. Już nie widać biegających dzieciaków, tylko czekające na swoja ofiarę, panienki do towarzystwa, narkomanów, pijanych i obleśnych facetów, zaczepiających każdą dziewczynę. Ta strona nie jest zbyt optymistyczna, ale to chyba jedyne miasto z taką przypadłością do zmian. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tych wszystkich ludziach, zaczynających życie dopiero gdy ciemność zaleje ulice. Mijałam swoje dawne miejsce pracy i zauważyłam, że wisi tam karteczka z ogłoszeniem o przyjęcie do pracy. Zaśmiałam się sama do siebie...czyli nadal nie znalazł nikogo głupiego na moje miejsce. Dzieliły mnie ostatnie metry do siedziby zespołu Sebastiana i spółki, kiedy przeszłam obok dwóch chłopaków, siedzących pod ścianą jakiegoś opuszczonego budynku. Jeden grał na gitarze, a drugi śpiewał. Mieli przed sobą wyłożony futerał do którego wrzuciłam jakieś drobne, znalezione w kieszeni.  Koleś grał naprawdę super, a razem z wokalem tworzyło to całkiem przyjemną całość. Kiedy już odchodziłam, jeden z nich gwizdnął na mnie tak jak gwiżdże się na dziwki i krzyknął jakiś tani tekst na podryw. Obejrzałam się na niego, patrząc wzrokiem mówiącym "nie ze mną te numery", lekko poirytowana, po czym przeniosłam wzrok na tego z gitarą. Chłopak podniósł głowę, odgarnął z twarzy długie, czarne włosy i puścił mi oczko, przesłodko się uśmiechając.



Cała złość na nich za ten słaby tekst, minęła jak tylko moje oczy spotkały się z tymi ciemnymi tęczówkami gitarzysty. Zdecydowanie miał coś w sobie, obaj mieli, czemu nie można się było oprzeć. Zapominając o tej zaczepce, ruszyłam do celu mojej podróży, od której dzieliło mnie zaledwie kilka domów, jednak cały czas siedziała mi w głowie ta dopiero spotkana dwójka. Zapukałam w masywne drzwi mieszkania Skidów. Słyszałam jakieś głosy z wnętrza domu, więc pozostawało mi poczekać chwilę aż ktoś się łaskawie doczłapie i otworzy. Po krótkiej chwili moim oczom ukazał się Rob, na którego twarzy od razu pojawił się uśmiech gdy mnie zobaczył. Chyba był tym pechowcem, wyznaczonym do przykrej czynności jaką jest wpuszczenie gościa do środka.
- Cześć Lexy, miło Cię widzieć - przytulił mnie na przywitanie, co odwzajemniłam, lekko tarmosząc mu włosy. Weszłam do salonu, gdzie siedział Rachel i Snake.
- Siema nasza ulubiona koleżanko ! Chcesz coś do picia? - krzyczał do mnie z kuchni Sebastian. Odpowiedziałam, że jakiś sok jak mają.
- Hej, jest może Scotti bo ja tak właściwie to do niego - zapytałam obecnych w salonie.
- Jest u siebie w pokoju, pewnie znowu coś tworzy, albo po prostu śpi. Wiesz jak trafić - odpowiedział mi Snake z uśmiechem. Już kierowałam się na schody, kiedy doszedł mnie głos wokalisty, a po chwili wręczał mi szklankę z sokiem. Podziękowałam i zniknęłam na górze. Słyszałam ciche dźwięki Scorpions "Rock you like a hurricane", więc nie bawiłam się w pukanie i po prostu weszłam. Mój przyjaciel leżał na łóżku z głową opartą o ścianę i przymkniętymi oczami. Wyglądał naprawdę uroczo.
- Mogę się przyłączyć? - zapytałam, czym wyrwałam go z letargu. Chyba go trochę wystraszyłam, bo  podskoczył na miejscu. Zaśmiałam się z tego. Widziałam jak chłopak pokazuje mi, żebym zajęła miejsce obok niego, co po chwili zrobiłam, odkładając szklankę na podłogę.
- Miło Cię widzieć. Już myślałam, że zapomniałaś o starym kumplu - połaskotał mnie w bok, co spowodowało, że zamiast siedzieć to leżałam. Uderzyłam go w głowę dłonią na co zrobił naburmuszoną minę, po czym wybuchnął śmiechem.
- Strasznie dużo się u mnie ostatnio działo... - zaczęłam nie patrząc na niego, ale on robił to bardzo intensywnie.
- No to ja słucham uważnie, bo coś mi się wydaje, że to nie będą same dobre wieści - czasami nienawidziłam tego jak on mnie dobrze zna. Od razu wyczuł, że coś się u mnie wydarzyło, ale akurat teraz tylko mi to ułatwi sprawę.
- Straciłam pracę w księgarni, po czym zatrudniłam się w Cathouse i jestem striptizerką, albo jak niektórzy uważają...dziwką - ściszyłam głos,a chłopak wstał i wyłączył płytę.
- Że kurwa co? Wkręcasz mnie? - popatrzył na mnie, ale jak pokiwałam przecząco głową to już nic nie mówił. Chciałam być z nim szczera i myślałam, że on jako mój prawie brat zrozumie mnie, ale się pomyliłam i teraz pewnie jego też stracę.
- Uwierz mi, że gdybym nie musiała to nigdy bym tego nie zrobiła...ale nie miałam wyjścia rozumiesz? - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, na co gitarzysta szybko zareagował, podchodząc do mnie i mocno przytulając.
- Ciiii...wiem kochanie, wiem. Tylko po prostu mnie to zaskoczyło. Praca jak praca, może nie jakiś szczyt marzeń, ale czasem trzeba chwycić się nawet takich drastycznych rozwiązań. A co na to Duff? - zapytał, lekko mnie od siebie odsuwając. Wstałam, wzięłam papierosa z paczki leżącej na stoliku nocnym, po czym go nerwowo zapaliłam. Opowiedziałam mu całą sytuację z blondasem. Siedzieliśmy obok siebie na parapecie i czułam od niego takie ciepło i zrozumienie. Wiem, że nie jestem bez winy i Scotti też to wie, ale robi wszystko żeby mnie pocieszyć. Za to go uwielbiam...zawsze mogę na niego liczyć.
- Zobaczysz, wszystko się wyjaśni, a jak nie to McKagan straci kogoś wartościowego i będzie ostatnim idiotą jeśli tego nie zauważy. Daj mu trochę czasu. Oswoi się z tą myślą i będzie dobrze - pogłaskał mnie po kolanie i szturchnął żebym się rozluźniła. Może Hill ma rację? Dam czas basiście na przemyślenie wszystkiego i zobaczymy co dalej. Ja jednak myślę, że to już definitywny koniec. Zauważyłam jak brunet wstaje i szuka czegoś w małej szafce. Po chwili wraca do mnie z tabliczką czekolady. Uśmiecham się na ten widok  z lekkim nieogarem na twarzy.
- Masz, wiem że czekolada zawsze poprawia Ci humor - na te słowa mocno się wtuliłam w kolegę. Jest taki kochany...cieszę się że go mam. Niby taka mała rzecz, ale cieszy. Teraz byłam pewna, że przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Zjedliśmy razem czekoladę. Ja słuchałam jego opowieści o płycie, koncertach i ich obecnym życiu. Śmialiśmy się z wszystkiego, ale to pewnie przez tą czekoladę, która uwolniła z nas ogromną dawkę endorfin.
- Będę się zbierać, bo muszę jeszcze dzisiaj iść do "pracy" - zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu po czym zostałam odprowadzona przez chłopaka do samych drzwi.
- Miło było Cię widzieć, wpadaj do nas częściej i pamiętaj...będzie dobrze - pogładził mnie po policzku. Przytaknęłam na jego słowa krzycząc do reszty "cześć" na pożegnanie. Z nad ramienia Scottiego widziałam jak mi machają.

W drodze powrotnej usłyszałam znaną mi muzykę, do której sama zaczęłam sobie śpiewać pod nosem. Była to piosenka - hymn, a mianowicie T.Rex "Children of the Revolution". Nucąc sobie słowa piosenki, przeszłam obok tych chłopaków co wtedy i okazało się, że to oni ją grali. Zebrał się wokół nich niezły tłumek... czyli budzą zainteresowanie, co mnie wcale nie zdziwiło.


 Już prawie ich minęłam, kiedy poczułam silne ramię na swoich barkach przyciągające mnie do ich towarzystwa. Popatrzyłam na chłopaka zdezorientowanym wzrokiem, bo nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia. Ten dał mi znać żebym śpiewała razem z nimi, więc pomyślałam co mi szkodzi, raz się żyje. Kiedy utwór dobiegł końca, zebraliśmy całkiem spore oklaski, a wokalista nadal mnie nie puszczał. Za to gitarzysta uciął sobie krótką pogawędkę z jakimś chłopcem, który nas słuchał.
- Znowu się spotykamy - poruszył zawiadacko brwiami, patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem.
- Taaa...bystry jesteś jak cholera - trochę zabrzmiało sarkastycznie, ale trudno się mówi. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i posłał mordercze spojrzenie koledze, który się z niego śmiał. Spojrzałam na futerał, gdzie nie leżało zbyt dużo pieniędzy.
- Dlaczego nie pójdziecie na Sunset? Zarobili byście więcej kasy - zapytałam, bo grali naprawdę super, a wiadomo na Ulicy Rozpusty takie rzeczy się lepiej przyjmują.
- Może i tak, ale tam jest za duża konkurencja,a tutaj mamy swoje grono fanów, jak zauważyłaś - odpowiedział mi ten z gitarą. - Tak w ogóle to jestem Nuno a ten drugi to Gary. - wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam. Chłopak ma tak niesamowite kości policzkowe i oczy, że można w nich utonąć.
- Lexy, miło mi poznać, ale i tak wam nie obciągnę - pokazałam palcem na Gary'ego, bo miał jakiś dziwny wyraz twarzy i pożerał mnie wzrokiem, zjeżdżając ręką na mój tyłek. Chyba naprawdę myślał, że jestem dziwką. Oboje parsknęli śmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi, strzepując jego dłoń.
- Nie? To szkoda, ale domyśliliśmy się tego...jakbyś jednak zmieniła zdanie, to wiesz... - wyszeptał mi do ucha wokalista, na co zareagowałam tylko odepchnięciem go od siebie. Mieli coś takiego w sobie, że przyciągali ludzi jak magnez. Później już nie było takich niezręcznych sytuacji i miło nam się rozmawiało o muzyce. Dowiedziałam się, że mamy podobny gust i że moi nowi koledzy mają zespół. Czułam na sobie cały czas przenikliwe spojrzenie Nuno. Swoją drogą dosyć oryginalne imię jak na Amerykanina.
- Dobra chłopaki, fajnie się gada, ale muszę lecieć, bo trzeba zarobić na przyjemności - pożegnałam się z nimi po czym poszłam w stronę domu. Kiedy się obejrzałam za siebie, widziałam jak się przepychają i śmieją...całkiem fajne z nich świrusy. Zaczynało się ściemniać, więc szybko się wykąpałam i pognałam do pracy.

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 18

Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem zaniżam poziom bloga...przepraszam bardzo za to, ale nic nie mogę poradzić. Tak jak obiecałam, trochę się namieszało...zapraszam do czytania i komentowania, bo jestem ciekawa co o tym myślicie :)


Siedziałam właśnie za kulisami klubu, patrząc na krzątające się inne tancerki. Po tym jak byłam u tego gościa z wytwórni, poszłam do domu żeby szybko coś przekąsić i wziąć prysznic przed pracą. Obecnie jest godzina 20:00, więc do mojego wyjścia zostało mi pół godziny. Byłam już przebrana w "strój roboczy" i siedziałam przed lustrem, wprowadzając małe poprawki w makijażu. Inne tancerki były nawet fajne, bo nie każda robi to dlatego że lubi, tylko po prostu musi. Znalazły się też takie, które myślą że są boginiami i noszą się jak jakieś królewny, ale z tymi praktycznie nie zamieniam słowa, ewentualnie coś odpyskuję i tyle. Patrzyłyśmy na siebie wrogo, ale miałam to gdzieś. Chciałam iść do baru, trochę się napić i pogadać z Dougiem - barmanem, a że miałam na sobie tylko skąpy stanik i majtki to narzuciłam szlafrok i wyszłam na salę. Ludzie powoli zaczynali się schodzić i robiło się naprawdę tłoczno i duszno. Przysiadłam na jednym z barowych stołków, olewając zaczepki i maślane spojrzenia w moją stronę. Jako tancerka jestem nietykalna dla gości, chyba że ktoś "wykupi" moje usługi, także nie miałam się czego obawiać. Długowłosy chłopak stojący za barem uśmiechnął się do mnie szeroko. Nawet nie musiałam mówić, co chcę bo dobrze wiedział po jaki trunek przyszłam.
- Dzięki - spojrzałam na niego. Był naprawdę sympatycznym i wesołym człowiekiem, widać że lubi to co robi. Na dodatek był całkiem przystojny.
- Wszystko dla mojej ulubionej koleżanki - puścił mi oczko na co posłałam mu najsłodszy z uśmiechów. Miło było tak z kimś posiedzieć i pogadać o muzyce, bo Doug miał podobne preferencje co ja. Jednak był tylko kolegą i nic tego nie zmieni. Rozmawialiśmy, a raczej staraliśmy się rozmawiać, bo non stop nam ktoś przerywał. Wypiłam zawartość szklanki i wstałam z miejsca.
- Dobra, nie przeszkadzam Ci, bo coraz więcej klientów się złazi - krzyknęłam, żeby mnie usłyszał w tej mieszaninie rozmów i muzyki.
- Poczekam na Ciebie jak skończę pracę i Cię odprowadzę - usłyszałam za sobą, gdy już szłam z powrotem za kulisy. Często, jak miał czas to wracaliśmy razem, bo mieszka parę przecznic dalej. W drzwiach minęłam się z jedną z "koleżanek", która wychodząc trąciła mnie w ramię, niby przypadkiem. Wzruszyłam ramionami i  sięgnęłam do torebki, gdzie miałam działki od Izzy'ego. Wysypałam niewielką ilość na stolik, uformowałam kreski i szybkim ruchem wciągnęłam je do środka organizmu. Wytarłam resztki pod nosem i teraz już byłam gotowa, żeby wystąpić. Inne dziewczyny nie zareagowały, bo to dla każdej z nas jest normalna rzecz. Niektóre potrzebują tego, żeby w ogóle wyjść na scenę.
-  Candy, za chwilę wychodzisz!- dobiegł mnie głos szefa. To mój pseudonim artystyczny. Wiem, nic specjalnego ale to nie ja wybieram. Przytaknęłam głową i zaczęłam się szykować. Ostatnie pociągnięcia szminką i mogę iść. Reszta dziewczyn dopingowała mnie pokrzepiająco, co nie powiem, bardzo pomagało. Światła się przyciemniły, tylko na podwyższeniu zapaliły się lampy tak, żeby mnie idealnie oświetlać. Muzyka w tle była dość agresywna, ale zmysłowa. Rozejrzałam się po klubie i zaczęłam swój taniec. Seksowne pozy, które wykonywałam wzbudzały zachwyt u facetów, którzy rzucali we mnie banknotami, albo wkładali mi je za ubranie.

Duff:
Postanowiliśmy z chłopakami wybrać się do klubu go - go. Rozerwiemy się, popatrzymy, napijemy i może wpadną nam nowe pomysły do głowy. Niby wyrzucamy piosenki z prędkością światła, ale przyda się taka odskocznia. Ile można siedzieć w studiu z samymi facetami. Cała sala była wypełniona po brzegi, a światła przygaszone, więc ciężko było dostrzec coś innego oprócz sceny. Na sam widok tych pięknych ciał wijących się wokół rury, robiło się gorąco.
- No to co? Zabawimy się dzisiaj - powiedział Axl z szerokim uśmiechem, wypatrując jakiejś łatwej zdobyczy. Skierowałem się do baru, mówiąc reszcie, że zamówię Jacka i wódkę. Po chwili straciłem ich z oczu. Podziękowałem barmanowi, zabierając ze sobą 2 butelki whiskey i 2 czystej. Dziarskim krokiem szedłem przed siebie i o mało co nie wpadłem na tych głąbów.
- Kurwa, co tak stoicie jak słupy? - zapytałem i popatrzyłem w tą stronę co oni. Prawie mi butelki wyleciały z rąk...nie wierzę w to, co widzę. Na scenie, tuż przed moim nosem, tańczyła MOJA dziewczyna.
- Czy to jest...? - wydukał z siebie Steven, ale kiedy na mnie spojrzał, wiedział że to ona. Złość o mało co ze mnie nie wychodziła uszami, założę się że zrobiłem się cały czerwony. Kiedy schyliła się w swojej pozie, nasze oczy się spotkały. Stanęła jak wryta, nic nie mówiąc. Ciskałem w nią piorunami. Musiałem coś zrobić, bo nie miałem zamiaru pozwolić, żeby inni faceci się na nią napalali.
- Złaź stąd!!! - krzyknąłem, chwytając ją w pasie i znosząc ze sceny. Jakieś inne tancerki szybko wskoczyły na jej miejsce, a cała sala zaczęła buczeć i gwizdać na mnie z dezaprobatą. Miałem to w dupie i pokazałem im środkowy palec.
- Duff, ja... - zaczęła się tłumaczyć, ale nie miałem zamiaru jej słuchać.
- Co, Ty? Od jak dawna pracujesz jako dziwka? - wysyczałem w jej stronę, po czym poczułem silne uderzenie w twarz.
- Nie jestem żadną dziwką!!! - krzyczała, z łzami w oczach. Tylko że akurat teraz na mnie to nie działało.
- Mała jest całkiem niezła. Można u Ciebie wykupić "prywatne sesje"? - usłyszałem obok siebie głos mulata, a już po chwili wymierzyłem silny cios w jego nos.
- Kurwa stary, pojebało Cię - dukał coś, łapiąc się za zakrwawioną część ciała.
- Jeszcze jedno słowo,a przysięgam, że Cię zabiję - jeszcze tego brakowało, żeby mnie prowokował swoimi głupimi tekstami. Sam sobie na to zasłużył. Zaopiekowali się nim Steven i Izzy.
- Pozwól mi to wytłumaczyć - prosiła, ciągnąc mnie za rękaw w jakieś bardziej spokojne i odosobnione miejsce. Kiedy patrzyłem w jej oczy, wiedziałem że jest pod wpływem, ale to nie pierwszy raz kiedy bierze, więc mnie to nie zdziwiło. Zresztą...kto w tym mieście jest czysty. Ja sam przecież wciągnę jak jest jakaś impreza, dla lepszej zabawy. Nie miałem zamiaru z nią rozmawiać. Nie po tym, co tutaj zobaczyłem. Moja dziewczyna jest striptizerką....to jakaś paranoja. Wyszarpnąłem się, zostając razem z chłopakami, a raczej tylko z Axlem, który nam się przypatrywał. Reszta poszła się bawić, wyrywając mi z rąk butelki. Targały mną skrajne emocje. Zastanawiałem się dlaczego to robi i czemu ja nic o tym nie wiem. Może tylko udawała zwykłą dziewczynę z księgarni, a tak naprawdę od zawsze była tancerką w takim klubie? Chuj wie...ale jedno jest pewne...to co zrobiła zabolało. Poczułem się jak jakiś pierdolony alfons. Na początku nie wierzyłem w to, co widzę. Myślałem, że to jakieś omamy, ale niestety okazały się prawdą. Widziałem jak było jej przykro, ale co z tego? Jakoś wcześniej o mnie nie myślała, kiedy godziła się na taką pracę. Nie zauważyłem, żeby miała jakieś problemy z kasą. Może dlatego, że rzadko się ostatnio widywaliśmy. Ale to nie jest kurwa powód, żeby podniecać za pieniądze jakiś obleśnych facetów. Miałem nadzieję, że w końcu spotkałem normalną dziewczynę, w tym gąszczu dziwek i tanich panienek....jak bardzo się myliłem.

Lexy:
Staliśmy pod sceną, wszyscy się na nas gapili. Wiedziałam, że wcześniej czy później się to wyda, ale nie sądziłam że w takich okolicznościach. Byłam na niego wściekła...jak mógł nazwać mnie dziwką? Przecież ja tylko tańczę, a nie daję dupy każdemu na rogu. Przegiął i nie usprawiedliwia go nawet to, że był zaskoczony. Szukałam pomocy u Axla, ale był niewzruszony. Patrzyłam na niego proszącym wzrokiem, żeby coś zrobił, ale jakby miał mnie gdzieś. Po prostu stał i się nam przyglądał, bez jakiejkolwiek reakcji. Myślałam, że chociaż u niego znajdę zrozumienie, ale on też się ode mnie odsunął. Pociągnęłam Duffa za ramię w bardziej ustronne miejsce z dala od sceny. Kątem oka widziałam szefa z niezbyt zadowoloną miną. Będę musiała się jakoś wytłumaczyć przed nim.
- Skarbie, ja musiałam gdzieś pracować...z tamtej roboty mnie wywalili - zaczęłam, ale spojrzał na mnie z politowaniem i mi przerwał.
- Teraz to skarbie. Wiesz co? Daruj sobie, jesteś taka jak wszystkie - odwrócił głowę na moje koleżanki z branży. Puściły mi nerwy.
- Posłuchaj! To ja załatwiam wam faceta z wytwórni na wasz koncert, robię wszystko żeby jakoś wam pomóc, a Ty co? Chyba coś mi się należy nie uważasz? - zrobił wielkie oczy, ale po chwili zaśmiał się.
- Co, jemu też obciągnęłaś? - przerwałam mu wypowiedź silnym ciosem w drugi policzek. Złapał się za zaczerwienione miejsce z cwanym uśmiechem.
- Pieprz się! Rozumiem, że Cię to lekko mówiąc zaskoczyło, ale nie zasłużyłam na takie traktowanie, bo w zasadzie nic złego nie zrobiłam - zostawiłam go samego, znikając za kulisami bo zaczęły mi wypływać łzy, a nie chciałam żeby to zobaczył. Usiadłam na krzesełku, zrzucając wszystko co było na toaletce. Część dziewczyn patrzyła na mnie z współczuciem, a część uśmiechała szyderczo.
- No, no niezły cyrk odstawiłaś. Nie licz na to, że szef będzie to tolerował - spojrzałam na Silvię, tlenioną blondynę ze sztuczną każdą częścią ciała. Nie miałam ochoty się teraz jeszcze z nią kłócić, ale byłam tak wkurzona, że ledwo się powstrzymałam, żeby jej nie przywalić. Odeszła do swoich przyjaciółek i dała mi spokój...całe szczęście. Jednak to nie trwało długo, bo zawitał u nas mój szef, Sed McGuy. Jeszcze tego brakowało.
- Bardzo Cię przepraszam, ja nie spodziewałam się, że dojdzie do takiego czegoś - tłumaczyłam się ze skruchą w oczach. Nie chciałam tracić kolejnej pracy...
- Wiem, że nie zrobiłaś tego specjalnie, ale ma to być ostatni raz, rozumiesz? - popatrzyłam na niego jak na ufo. Nie wierzyłam, że mówi to do mnie z uśmiechem na ustach.
- Tzn, że...
- Że zostajesz, bo jesteś świetna i nie mogę stracić takiej tancerki. Mam Cię teraz na oku i następnym razem nie będę taki tolerancyjny. A Ci faceci nie mają tu wstępu - spojrzałam na niego i chciałam coś powiedzieć, ale ruszył do wyjścia - Ubierz się i wracaj do domu. Widzimy się jutro - podziękowałam i usiadłam z wrażenia. Tej głupiej Silvi, szczęka opadła z wrażenia, co tylko poprawiło mi humor. Chociaż jedna dobra wiadomość dzisiaj. Byłam pewna, że wylecę stąd z hukiem, a tu proszę. Fajnie mieć takiego szefa. Naprawdę traktuje nas z szacunkiem i nie liczy na jakieś "nadgodziny" jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Może dlatego, że traktuje pracę poważnie, co jest dosyć rzadkie w tych czasach. Każdy zapewne wykorzystałby swoją posadę, ale Sed - bo tak kazał do siebie mówić, był inny. Zawsze elegancki, poważny, zorganizowany. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie szefa takiego miejsca, jak to. Szybko się przebrałam w swoje ciuchy, zmyłam mocny makijaż i zbierałam się do wyjścia. Przemknęłam przez klub, zauważyłam tylko że nigdzie nie ma Gunsów. Doug próbował mnie zaczepić, ale pomachałam mu na do widzenia i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Rozmyśliłam się jednak. Chciałam porozmawiać z Duffem, wszystko sobie wyjaśnić, bo nie wiedziałam czy nadal jesteśmy razem. Zareagował gorzej niż się spodziewałam. Nie chciałam go zranić ani okłamywać, ale on też przesadził. Staram się, a on zarzuca mi puszczanie się? Kurwa, myślałam, że chociaż trochę mnie szanuje.

Szłam ulicami z zapalonym papierosem w ustach. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, pewnie dlatego że miałam dość nieprzyjemną minę. Gówno mnie obchodzi co o mnie myślą inni ludzie, mam teraz większe problemy. Wyrzuciłam fajkę tuż przed HellHouse'm. Stałam przez chwilę patrząc się na drzwi...nie wiedziałam czy dobrze robię, ale raz się żyje. Jeśli teraz odejdę to mogę żałować, że straciłam okazję na rozmowę. Poprawiłam włosy i dłużej się nie zastanawiając, otworzyłam delikatnie drzwi bo w każdej chwili mogły wylecieć z zawiasów. Nikogo nie zauważyłam, więc wychyliłam głowę do pomieszczenia robiącego za kuchnię. Zobaczyłam tam Axla, krzątającego się i szukającego czegoś w szafkach.
- Cześć - odezwałam się dosyć nieśmiało i cicho. Chłopak spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział, wracając do swojej czynności. Dało się wyczuć niezbyt przyjemną atmosferę, ale chciałam ją przełamać.
- Jest Duff? Bo coś cicho tu u was - nic sobie nie robiłam z tego, że wokalista mnie olewa i usiadłam na krześle przy małym stoliku w kuchni.
- Jestem sam. Duff się gdzieś szlaja ze Slashem i do teraz nie wrócili, a reszta się zmyła - odpowiedział z taką łaską w głosie, że aż mi się przykro zrobiło. Wyraźnie nie pasowało mu, że do nich przyszłam i że w ogóle mnie widzi.
- Ze Slashem? A zresztą nieważne, nie po to tu przyszłam. Chciałam sobie z nim wszystko wyjaśnić, ale skoro go nie ma to nic tu po mnie - zauważyłam jak kiwa potakująco głową, cały czas stojąc do mnie tyłem. - Axl...dlaczego taki jesteś? Myślałam, że chociaż Ty mnie zrozumiesz - nie chciałam mieć w nim wroga bo poczułam między nami pewną nić porozumienia. Rudzielec zaśmiał się ostentacyjnie, odwracając do mnie przodem.
- Jeszcze się pytasz? Kurwa Lexy, oszukałaś nas wszystkich rozumiesz? Udawałaś, że wszystko jest ok, a pracowałaś jako striptizerka. Nie dziw się, że Duff nie chce Cię widzieć, zresztą ja też nie - kiedy to usłyszałam zrobiłam wielkie oczy, w których zbierały się łzy. Nie spodziewałam się tego usłyszeć.
- Ale wytłumacz mi dlaczego? Wiem, okłamałam was, ale do cholery nic złego nie zrobiłam - widziałam jak z każdym moim słowem chłopak zaciska mocniej pięści.
- Ty uważasz, że nic złego nie zrobiłaś? - podniósł głos, zrzucając z blatu wszystko co na nim było, tłukąc przy tym szklanki - Myślałem, że czujesz coś do blondasa, ale widzę że się myliłem. Kurwa, nie dość że go okłamałaś to jeszcze w takiej sprawie. Tu już nawet nie chodzi o mnie, bo to że przede mną to ukryłaś, to jeszcze mogę znieść, ale Duff zasłużył na to żeby wiedzieć. Na dodatek oszukujesz go z ćpaniem, a on drugi raz tego nie przeżyje - podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Ja nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa...zatkało mnie. - Jesteś zwykłą szmatą, nic więcej. Wypieprzaj stąd! - krzyknął, cały czerwony na twarzy. Zaczynałam się go bać.
- Ale...pozwól mi...
- Wypierdalaj!!!! Już! - złapał mnie za ramię, wyrzucając za drzwi. Chwycił mnie tak mocno, że miałam czerwony ślad od jego dłoni. Stałam jak taka idiotka, rozmasowując bolące miejsce. Widziałam jeszcze jak patrzył przez okno czy już poszłam. Odwróciłam się na pięcie. Łzy spływały po mojej twarzy, nie wiem czy z żalu czy z bólu. Chyba właśnie straciłam nie tylko chłopaka, ale i przyjaciela.

Weszłam do domu i od progu słyszałam jakieś rozmowy. Rzuciłam kurtkę na małą komodę koło drzwi, ruszyłam do łazienki opłukać twarz, bo wyglądałam jak rasowa ćpunka. Kiedy wyszłam z pomieszczenia, zauważyła mnie Mary. Siedziała w salonie z Rachelem.
- A Ty co tak wcześnie? - zapytała. Nie miałam ochoty teraz na pogaduszki, ale nie chciałam wyjść na chamską więc dosiadłam się do nich.
- Szkoda gadać, cześć Rachel - przywitałam się z chłopakiem, na co odpowiedział nieśmiałym uśmiechem. Wymienili z blondynką porozumiewawcze spojrzenia nic nie mówiąc. Zauważyłam, że piją wino, więc wzięłam sobie kieliszek i nalałam do pełna.
- Powiesz nam co się stało? Straciłaś pracę? - dopytywała, jak zwykle wścibska przyjaciółka. Patrzyli na mnie wyczekująco. Przewróciłam tylko oczami.
- Nie, na szczęście nie. Ale Duff się dowiedział czym się zajmuję, a resztę sobie dopowiedz. Nie chcę psuć wam wieczoru - chciałam wstać, biorąc kieliszek ze sobą, ale Bolan złapał mnie za nadgarstek.
- Nie wygłupiaj się, tylko siadaj z nami. Pogadamy, wypijemy i na chwilę zapomnisz o problemach - mrugnął do mnie z tak cudownym uśmiechem, że nie mogłam odmówić. Mary tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza ze swoim chłopakiem. Nie miałam wyboru...usiadłam z powrotem, starając się trochę wyluzować. Popytałam basistę co u nich, jak im idzie z wytwórnią no i kiedy następny koncert i płyta. Brunet jest tak zabawną osobą, że nie sposób się przy nim nudzić. Mary ma wielkie szczęście, że trafiła na takiego faceta. Dobrze, że ich mam, bo przynajmniej na chwilę mogłam się oderwać od problemów.