wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 23

Tam, ta da dam!!!!! Oto mój wielki powrót :D A tak serio, to nie sądziłam, że w najbliższym czasie coś napiszę, ale skoro wena mnie niespodziewanie naszła to macie i korzystajcie ;) Liczę na komentarze od każdego, chociaż jedno maleńkie słowo...będę bardzo wdzięczna.


Minął tydzień od kiedy zostałam menadżerką Gunsów. Nawet sam David Geffen zaproponował mi, żebym pracowała dla niego, dzięki czemu mogłam rzucić tą cholerną pracę w klubie. Teraz wszystko co robię jest kontrolowane przez ludzi z wytwórni, ale płacą ogromne pieniądze, więc to żaden problem. Mimo, że jestem już członkiem ekipy Geffen, to i tak traktują mnie inaczej...wiadomo, okres próbny i te sprawy. Sama nie mogę podejmować decyzji, co jest dosyć uciążliwe, ale nie oszukujmy się...wszystko jest lepsze od tańczenia dla napalonych kolesi. Chłopcy nagrali swój pierwszy teledysk, co bardzo podniosło ich samoocenę, a zwłaszcza Axla, bo reszta jakoś przechodziła obok tego bez większego entuzjazmu. Picie i ćpanie w zatrważających ilościach było już codziennością. Wcześniej, aż tak mnie to nie raziło, ale kiedy widzisz swoich przyjaciół nie będących sobą, to masz ochotę nimi porządnie wstrząsnąć. Mój "związek" ze Slashem ma się bardzo dobrze, a nawet lepiej. Spotykamy się wieczorami, trochę wypijemy i spędzamy długie godziny na igraszkach w łóżku. Najważniejsze, że z Duffem jakoś się ułożyło i nie skaczemy już sobie do gardeł. Czasami przyłapuję się na tym, jak o nim myślę, o tym co było...tęsknie. Właśnie taka chwila nadeszła, kiedy siedziałam w studiu i czekałam na zespół. Z zamyślenia wyrwał mnie Axl.
- Twoje wielkie gwiazdy rocka już są! - ja nadal nie zwracałam na niego uwagi, stukając długopisem o stolik - Halo Lexy! - wydarł się tuż przy moim uchu, na co spojrzałam na niego wilkiem, podskakując na krzesełku.
- Kurwa Rose, pojebało Cię do reszty? - podniosłam głos, bo moje bębenki w uszach chyba nie zniosły tego hałasu.
- Spokojnie Śpiąca Królewno - zaśmiał się, rozsiadając się na kanapie. Reszta wtoczyła się za nim, całując mnie w policzek na powitanie. Oczywiście Duff sobie to odpuścił
- No to zaczynamy - zerwał się ochoczo Steven, od razu siadając za bębnami i waląc w nie pałeczkami.
- Cześć kocie - szepnął Slash, dyskretnie wkładając rękę za dekolt mojej koszuli w kratę, kiedy każdy zajęty był sobą.
- Nie tutaj - zachichotałam cicho, po czym zmieniłam ton na poważny - Znowu się spóźniliście. Cholera, ogarnijcie choć raz dupy na czas. To takie trudne? - oparłam się rękami o stół mikserski, patrząc w ich stronę. Kiedy spojrzałam na McKagana dziwnie się poczułam...znowu. W końcu to o nim przed chwilą myślałam...
- Dobra, my wiemy, ale zamiast gadać to może już zacznijmy ok? - zabrał głos Saul, podpinając gitarę do wzmacniacza.
- Ale ma to być ostatni raz Axl - spojrzałam wymownie na niego, bo dobrze wiedziałam, że to on ich opóźnił. Próbował zaprzeczać i się bronić, ale dał sobie spokój, kiedy wepchnęłam mu mikrofon do ręki.

Próba minęła dość sprawnie. Chłopcy dali z siebie wszystko i byli w świetnej dyspozycji. Ja w tym czasie robiłam notatki i spis piosenek, na pierwszy wielki koncert. Kiedy wszyscy wyszli, a ja zostałam dokończyć papierkową robotę, poczułam jak ktoś mnie przyciąga za krzesło. Tym kimś okazał się Hudson z Jackiem i paczką fajek w dłoni.
- A co Ty tu... - przerwał mi bardzo namiętnym pocałunkiem. Niby to nieprofesjonalne, ale miałam to gdzieś. Oddawałam pocałunki równie zachłannie, zarzucając ręce na jego szyję.
- Nie wytrzymam dłużej - wydyszał, milimetry od mojej twarzy. Uśmiechnęłam się zalotnie wstając i popychając go na krzesło, na którym przed chwilą siedziałam. Zabrałam od niego butelkę pociągając sporego łyka, po czym odłożyłam na ziemię. Usiadłam okrakiem na gitarzyście, mocno go całując i wkładając ręce pod T-shirt. Mulat sprawnymi dłońmi odpiął mi guzik od spodni, wkładając w nie czubki palców. Oboje mruczeliśmy z zadowolenia. Chłopak zszedł z pocałunkami na szyję, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy i spotkałam się ze smutnym i pełnym żalu spojrzeniem Duffa. Nie byłam w stanie nic zrobić, ani powiedzieć. Tylko na niego patrzyłam, a on też nie spuszczał ze mnie wzroku. Jednak po chwili wbił wzrok w podłogę, po czym opuścił pomieszczenie. Coś zakuło mnie w sercu. Poczułam się jak ostatnia szmata. Tylko dlaczego? Przecież nie jesteśmy już razem, więc nie powinnam mieć wyrzutów sumienia. Nagle Slash oderwał się ode mnie.
- Co jest? - odwrócił moją twarz tak, żebym na niego spojrzała. Widziałam w jego oczach podniecenie.
- Nic, po prostu nie mam ochoty - wyswobodziłam się z jego objęć, podchodząc do okna. Sala znajdowała się na 30 piętrze, więc widoki były imponujące.
- No ok, to wpadnę do Ciebie wieczorem - podszedł do mnie chcąc pocałować w szyję.
- Nie. Dzisiaj chcę pobyć trochę z Mary - popatrzyłam na niego. Był ewidentnie zdezorientowany, ale wcale się nie dziwię. Najpierw o mało co go nie rozebrałam, a teraz nie mam ochoty go widzieć. Pokiwał tylko głową, po czym zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Dlaczego ja tak reaguję na tego blondyna? Myślałam, że on już dla mnie nic nie znaczy, ale chyba się myliłam. Zrzuciłam wszystkie papiery z blatu z niemocy i wkurzenia. Wszystkich wokoło oszukuję, nawet samą siebie. Ja go nadal kocham...po tym co mi zrobił, nadal nie jest mi obojętny. Czyżby on też coś jeszcze do mnie czuł? Jego mina mówiła "zostaw ją, ona jest moja". Tylko po co te wszystkie złośliwości? Mam totalny mętlik w głowie. Zebrałam się do kupy, po czym ułożyłam porozrzucane kartki na swoje miejsce. Miałam zamiar iść do domu i albo się napić, albo pomyśleć. Zrobię jedno i drugie! Zamykałam drzwi i zmierzałam do windy, kiedy zauważyłam opartego o ścianę na przeciwko, Duffa. Lekko mnie zamurowało i zapewne moje zachowanie było co najmniej dziwne. Ledwo co się ogarnęłam, a on znowu się pojawia. Kiedy tak na niego patrzyłam i widziałam jak bardzo się stacza, coś mnie zabolało.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam w końcu, podchodząc bliżej. Podniósł na mnie wzrok nic nie mówiąc. Nastała niezręczna cisza, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, znów poczuć to ciepło bijące od jego ciała - Nie wyglądasz najlepiej Duff - mimo to, nadal był seksowny i pociągający - Coś się stało? - kucnęłam przed nim, żeby jakoś nawiązać kontakt.
- Nie, wszystko jest ok. Po prostu nie zwracaj na mnie uwagi. Wracaj do Slasha, bo chyba coś przerwałem - kiedy skończył, zderzyłam się z jego pięknym, acz widocznie przygaszonym spojrzeniem. Nie wiedząc co zrobić, pogładziłam go po ramieniu i wstałam, dusząc guzik windy.
- Lexy...- usłyszałam, kiedy przechodziłam przez drzwi.
- Tak? - patrzyłam wyczekująco, zatrzymując nogą zasuwające się drzwi. Blondyn podszedł do mnie maksymalnie blisko. Czułam ten charakterystyczny dla niego zapach.
- Nie, nic. Dzięki za wszystko, cześć - zerwał się nagle i nim się obejrzałam zniknął na schodach. Mając jeszcze większy bajzel w głowie, zjechałam na parter, po czym wyszłam z budynku i zaczerpnęłam "świeżego" powietrza. Co ten facet ze mną robi? Raz mnie nienawidzi, a kiedy indziej o mało nie całuje. Zapaliłam papierosa i ruszyłam do domu w celu jak najszybszego napicia się. Nic tak nie relaksuje jak mała dawka alkoholu.

- O cześć Rachel...i Sebastian - przywitałam się z chłopakami, tuż po przekroczeniu progu. Wokalista jak to on, od razu zaczął opowiadać jakiś zboczony kawał, który tylko jego śmieszy. Ja nie byłam w nastroju do żartów, więc kiedy nie zareagowałam na jego jakże zabawną historię, lekko się oburzył.
- Nie bierz tego do siebie Baz, mam dzisiaj kiepski dzień - pogłaskałam go po policzku, co trochę złagodziło jego focha.
- Moja biedna Lexy... - przykleił się do mnie - Ja służę pomocą. No, wygadaj się swojemu najlepszemu koledze.
- Seba, daj jej spokój! - usłyszeliśmy z salonu głos basisty. Blondyn od razu zaczął robić głupie miny i po cichu przedrzeźniał kolegę. Lubię Bacha i to bardzo, ale on nie nadaje się na powiernika i poważnego słuchacza. Ciągle tylko zabawa i panienki mu w głowie. Na imprezę to genialne towarzystwo, ale nie do rozmów na poważne tematy.
- Nie obraź się, ale mam tylko ochotę się napić - mówiłam, rzucając się na kanapę obok Bolana. Ten szeroko się do mnie uśmiechnął, co starałam się odwzajemnić. Brunet ostatnimi czasy bardzo często u nas przebywa. Z Mary chyba jakoś się dogadali, ale jej nie do końca pasuje to, że nie odstępuje jej na krok. Bardzo mu zależy na blondynce, więc walczy z Nuno jak tylko może. Nie ma zamiaru się poddać, co bardzo mi się podoba.
- Wszystko ładnie, pięknie, ale wypiliśmy niedawno ostatnią puszkę piwa - dosiadł się Sebastian, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Kurwa, no! - jęknęłam i zobaczyłam przepraszające spojrzenia - Dobra, pójdę kupić jakieś wino - wstałam, zmierzając do wyjścia - A gdzie tak właściwie jest Mary? - zapytałam już przy drzwiach.
- Do góry. Ogarnia się, bo zaraz ją porywamy. Też jesteś chętna? - wychylił się zza kanapy łeb Rachela.
- Nie, bawcie się dobrze. Pa - zmierzałam w kierunku najbliższego sklepu monopolowego. Kupiłam dwie butelki wina i jakąś wódkę, po czym wracałam do domu. Nagle zza ciemnej uliczki wyłoniła się postać.
- Cześć Lexy - odezwał się Izzy.
- Kurwa, nie strasz - głęboko oddychałam, bo z początku było widać tylko zarys postaci w długim, czarnym płaszczu.
- Wybacz. Co tam niesiesz? Uuuu mogę się dołączyć? - odgarnął włosy z czoła, patrząc na moją siatkę.
- Mam doła...to chyba wszystko wyjaśnia - odpowiedziałam opierając się o ścianę obok gitarzysty.
- No to chodź ze mną - popatrzyłam na niego dziwnie - No co? Kto Cię tak wysłucha jak nie ja? - objął mnie ramieniem, uśmiechając się w ten swój słodki sposób. Miał rację. Może nie był zbyt wylewny i wygadany, ale słuchać potrafił jak nikt inny. Poza tym przebywa z Duffem znacznie częściej niż ja, więc może się od niego czegoś dowiem.
- Ok, chodźmy! - odpowiedziałam z entuzjazmem. Chłopak zabrał ode mnie zakupy, po czym zaprowadził w ustronne miejsce. Byliśmy tylko my, jakiś mały lasek obok i murek, na którym usiedliśmy.
- No to opowiadaj - odezwał się brunet, otwierając jedną butelkę wina i biorąc od razu sporego łyka. Tak jak prosił, tak zrobiłam. Powiedziałam mu o moich wątpliwościach i uczuciach, a on cierpliwie słuchał, co jakiś czas wtrącając się w moje słowo. Butelka krążyła z ręki do ręki, podczas kiedy ja wypytywałam go o basistę Gunsów.
- Słuchaj - powiedział już lekko wcięty, bo opróżniliśmy obie flaszki czerwonego wina - Ja nie jestem jakimś pieprzonym znawcą od uczuć, ale ostatnio McKagan zachowuje się inaczej. Znaczy...niby nadal jest tym samym gnojkiem jakiego znam - spojrzałam na niego wymownie, podnosząc brew - Ok, no żartuję przecież - poklepał mnie po udzie, kontynuując - Od dawna nie widziałem u niego żadnej laski, a te wszystkie kurwy które miałaś okazję poznać, to było tylko na pokaz. Później wylatywały na zbity pysk, bez jakichkolwiek emocji z jego strony. Tyle mogę Ci powiedzieć.
- To i tak wiele jak na Ciebie - spojrzał na mnie z udawanym oburzeniem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Czyli przez ten cały czas on tylko udawał? Okazuje się, że to była tylko gra pozorów z jego strony, a tak naprawdę to chciał żebym do niego wróciła...Tylko po cholerę ten cały cyrk? Wystarczyło powiedzieć wprost.
- To co? Zbieramy się? Bo chyba wypiliśmy cały Twój zapas, który kupiłaś - powiedział mój towarzysz, wstając i zapalając papierosa. Podstawił mi paczkę pod nos, z czego oczywiście skorzystałam. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zaczęło się ściemniać. Mieliśmy idealny widok na zachodzące słońce.
- Mhm - przytaknęłam, zeskakując z murku.
- Izzy... - zapytałam, kiedy wracaliśmy przez zatłoczone ulice, a chłopak szedł w zamyśleniu.
- Tak? - nawet na mnie nie spojrzał, tylko mocno się zaciągnął, wypuszczając po chwili spory kłąb dymu z ust.
- Dziękuję za wszystko - stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Chyba nie bardzo wiedział jak się zachować w tej sytuacji.
- Nie ma sprawy, Mała - potarmosił mi włosy i rozeszliśmy się w dwóch różnych kierunkach. Nie spodziewałam się, że rozmowa z Jeffem może mi pomóc, ale tak właśnie było. Trochę mi to rozjaśniło umysł. Kiedy weszłam do domu, wszędzie było ciemno, czyli Mary już wyszła z chłopakami. W dużo lepszym nastroju zrobiłam jakieś kanapki i włączyłam telewizor. Spokojny wieczór w domu bardzo mi się teraz przyda.

Mary:
Wybraliśmy się z chłopakami na tor gokartowy. Wiem jak bardzo Rachel to lubi, a sama chętnie się pościgam. Kiedy dotarliśmy na miejsce i dostaliśmy od instruktora kaski, oczywiście mój kochany basista musiał mi pomóc, chociaż świetnie dałabym sobie radę sama.
- Daj, zapnę Ci - podszedł do mnie, wyzywająco patrząc w oczy. Uwielbiam go, ale po ostatnich wydarzeniach praktycznie wszystko robi ze mną lub za mnie. Nie powiem, trochę to irytujące - Nawet w tym kasku wyglądasz cholernie podniecająco - wymruczał tym swoim niskim głosem, obejmując mnie w pasie. Trzepnęłam go tylko w ramię z uśmiechem.
- Ej, gołąbeczki! Wsiadać do tych maszyn, zaraz zobaczycie na co stać Wielkiego Sebastiana Bacha - widok prawie dwumetrowego faceta w takim małym samochodziku to naprawdę komiczny widok. O mało nie tarzając się ze śmiechu, dotarliśmy do swoich pojazdów i ruszyliśmy. Zrobiliśmy trzy standardowe okrążenia i oczywiście wygrał Rachel, jako fan tej zabawy. Wielki Pan Bach był ostatni, więc jego mina nie była najweselsza. Odgrażał się cały czas, że jeszcze się odegra. Po krótkiej przerwie na chłodny koktajl, niezmordowani towarzysze chcieli ruszać dalej.
- Zaraz do was dojdę, tylko pójdę do łazienki - odeszłam od stolika w wiadomym celu. Muzycy chyba postanowili pojeździć w tym czasie we dwóch.
- Cześć piękna, nie spodziewałem się tu Ciebie - poczułam silny zapach perfum i dotyk na ramieniu, kiedy wychodziłam z toalety.
- O cześć Nuno - przytuliłam go na przywitanie - Jak widzisz potrafię zaskakiwać.
- No to, to ja akurat doskonale wiem - słodko się do mnie uśmiechnął.
- Jestem tu z Bazem i Bolanem, chcieliśmy się trochę rozerwać. Cześć Gary i Pat - zauważyłam resztę Extreme, którzy do nas podeszli.
- No my tak samo. Trochę rywalizacji nigdy nie zaszkodzi - odezwał się Gary. Chwilę jeszcze pogadaliśmy, kiedy zjawili się dwaj muzycy Skid Row.
- Tu jesteś, a ja Cię wszędzie szukam - podszedł do mnie basista, mrożąc wzrokiem Bettencourte'a i całując mnie namiętnie. Widząc ich, lekko się zdenerwowałam, bo wiem jak Rachel na nich reaguje.
- Trochę się zagadałam, ale możemy już iść. Miłej zabawy - objęci ruszyliśmy w swoją stronę, wolałam się jak najszybciej oddalić.
- Czekajcie! Mam pomysł - podbiegł do nas Nuno, Bolan aż mocniej mnie ścisnął - Może się pościgamy, co? Nasza drużyna przeciwko waszej - zaproponował cały czas nie spuszczając wzroku z mojego chłopaka. Mi się ten pomysł bardzo spodobał, więc chętnie na niego przystałam. Chłopcy mieli mniej entuzjazmu w sobie, ale też w końcu się zgodzili.. Ustawiliśmy się na odpowiednich pozycjach i ruszyliśmy. Włosy powiewały nam od prędkości. Miałam naprawdę sporo frajdy. O dziwo pierwszy na metę dotarł Nuno. Bolan od razu do niego doskoczył.
-  Co to kurwa miało być? Nie potrafisz wygrać uczciwie, więc grasz nieczysto? - wydzierał się na niego, a my nie wiedzieliśmy co się dzieje.
- Opanuj się człowieku, o co Ci chodzi? Przegrałeś, pogódź się z tym - uśmiechnął się zwycięzca.
- Rachel, daj spokój - próbowałam go uspokoić, ale mnie olał.
- O co mi chodzi? Zajeżdżałeś mi drogę i wjeżdżałeś we mnie specjalnie! Myślisz, że kurwa tego nie widziałem? - Nuno tylko pokiwał głową, cały czas się śmiejąc.
- Sebastian, zrób coś - poprosiłam blondyna, ale ten nie miał zamiaru się w to mieszać.
- Chcę rewanżu. Tylko Ty i ja - podminowany brunet pokazywał palcem, żądny zemsty.
- Ok, nie ma sprawy. Przegrywać też trzeba umieć - widziałam jak Nuno nachyla się do Rachela i coś mu szepta. Basista był ewidentnie wkurzony.
- Trzymaj za mnie kciuki kochanie - podszedł do mnie. Pocałowałam go, po czym założył kask i wsiadł do samochodziku. Moje protesty i tak nie miały by sensu. Ten rewanż wygrał Rachel, co bardzo go ucieszyło. Podbiegłam do niego rzucając mu się w ramiona. Chłopak posłał ostatnie, pełne dumy spojrzenie w stronę rywala, po czym wraz z Sebkiem opuściliśmy to miejsce. Słyszałam za sobą tylko jakieś przekleństwa i drobny hałas. Wszyscy w świetnych nastrojach poszliśmy na drinka, po czym wróciliśmy do mieszkania Skidów tylko we dwójkę. Wokalista upolował jakąś długonogą brunetkę i zniknął. Basista był tak naładowany energią, że prawie całą noc namiętnie się kochaliśmy.