piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 22

No i w końcu jest kolejny rozdział :D chyba się wypalam...Nie mam już takiej łatwości w pisaniu, mimo że bym chciała. Za tydzień wyjeżdżam także starałam się dodać jeszcze przed wyjazdem i się udało ;) Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i jak zwykle proszę o jeszcze :D Chociaż jedno słowo, czy się podobało czy nie. To naprawdę pomaga :) To teraz zapraszam do czytania i przepraszam za ewentualne błędy <3

Spałam sobie spokojnie, kiedy poczułam smyranie na swoim ciele, wzdłuż kręgosłupa. Był niesamowicie delikatny, jakby piórko sunęło po moich plecach. Zamruczałam z przyjemności, lekko unosząc kąciki ust. Odwróciłam się twarzą do mojego nocnego kochanka i powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam, to piękne czekoladowe tęczówki, wpatrujące się we mnie. Chłopak chyba nawet nie zauważył, że patrzę na niego od jakiejś chwili, tak był zamyślony. W końcu wrócił do teraźniejszości i uroczo się do mnie uśmiechnął, przyciągając mnie bliżej do siebie.
- Jak Ci się spało? - zapytałam, delikatnie przesuwając dłoń po jego klatce piersiowej. Gitarzysta wypuścił głośno powietrze, jakby rozmarzony.
- Zajebiście - wymruczał - Nigdy czegoś takiego nie czułem - spojrzał na mnie i zaczął odsuwać ze mnie kołdrę. Nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi więc przytrzymałam jedyny materiał jaki mnie przykrywał.
- No puść, chce zobaczyć jak tam moja solówka - spojrzał na mnie z tym cwanym uśmiechem, na co zrobiłam o co prosił. Kiedy zobaczył swoje nocne dzieło, oczy mu się zaświeciły jak u małego dziecka, na co  zaśmiałam się pod nosem.
- To będzie hit - mruczał do siebie, sunąc palcami po moim brzuchu. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę, że wzbudza tym we mnie niekontrolowane uczucie przyjemnego mrowienia. Zerwał się z łóżka tak nagle, że nie wiedziałam co się stało. Grzebał mi w szufladach, ewidentnie czegoś szukając.
- Czegoś szukasz? - zapytałam, wychylając się w jego stronę. Podkreślę, że był całkiem nagi, więc miałam też całkiem miły widok.
- Jakiejś kartki, bo przecież muszę to przepisać - był tak poważny, jakby chodziło o jego życie, a to tylko kilka nut. No ale podniosłam się z łóżka i owinięta kołdrą, podałam mu z komody notesik i długopis, po czym chłopak rzucił mnie na materac, rozsuwając mój "kamuflaż". Trochę bawiła mnie ta sytuacja, więc nie mogłam opanować chichotu, na co Slash tylko patrzył na mnie z pod byka. Kiedy w końcu przepisał te bazgroły i odłożył na stolik nocny, myślałam że spokojnie udam się pod prysznic, ale nie było mi to dane, ponieważ Kudłacz przyciągnął mnie do siebie i mocno wpił w moje spragnione wargi.
- Gdzie mi uciekasz? Jeszcze nie skończyłem - przerwał na moment pocałunek, żeby szybko znów złączyć usta z moimi. Pozbył się kołdry, po czym niespodziewanie wszedł we mnie, nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie. Był tak boskim kochankiem, że nie mogło być mi chyba lepiej. Mocno dyszeliśmy, bliscy osiągnięcia szczytu, kiedy doszedł nas dźwięk telefonu.
- Kurwa, nie teraz.... - wysapał ciężko Saul - Ani mi się waż odbierać ten pierdolony telefon - zwrócił się do mnie, przysysając się do mojej szyi. Nie miałam zamiaru tego robić, zresztą po chwili dźwięk ucichł i słyszałam cichy głos Mary. W końcu nie wytrzymała i sama ruszyła się do wkurwiającego przedmiotu, a my w tym czasie wydaliśmy głośny jęk i opadliśmy zmęczeni obok siebie. Ostatni raz pocałowałam mulata i wzięłam orzeźwiający prysznic, szorując tusz od długopisu z mojego ciała. Pachnąca i z nowym zapasem energii, wyszłam po jakieś świeże ciuchy. Mulata już nie było w sypialni. Wybrałam skórzane spodnie i koszulkę The Beatles, po czym upięłam włosy w koka i zeszłam na dół. W kuchni czekała na mnie kawa, jakieś kanapki i oczywiście Saul, palący papierosa przy oknie w samych dżinsach.
- No no, jaka niespodzianka. A za co to wszystko? - zapytałam, odrywając go od patrzenia na widoki za oknem. Wyrzucił niedopałek i usiadł na przeciwko mnie.
- To nie ja zrobiłem w sumie, ale mogę sobie przywłaszczyć ten pomysł - zakrył oczy włosami, ukrywając śmiech.
- Ani mi się waż. Nie po to się narobiłam, żebyś teraz Ty skorzystał - Mary wystawiła mu język - Ale śmiało, częstujcie się. Dzwonił Axl i nie był zbyt zadowolony- spojrzeliśmy na nią zdziwieni - Macie się jak najszybciej zjawić w wytwórni, oboje. Nic więcej nie wiem - wzruszyła ramionami, po czym napiła się kawy. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi i dlaczego ja też mam przyjść, ale i tak nie mam nic lepszego do roboty. Slash szybko dokończył kanapkę i pognał do góry po bluzkę, bo siedział w samych spodniach, więc miałam chwilę dla blondynki.
- A u Ciebie co tam? - zapytałam Mary, kiedy dopijałam kawę. Ostatnio nie mamy czasu, żeby spokojnie porozmawiać i tylko się mijamy.
- To temat na dłuższą rozmowę - widziałam jaka jest nieswoja...domyślałam się, że to coś z Rachelem, po tym co ostatnio się wydarzyło w domu to mogę być tego pewna. Gitarzysta już zakładał kowbojki, więc tylko pożegnałam się z przyjaciółką, bo ten już na mnie czekał przed drzwiami.
- Lexy!!! - usłyszałam wołanie i szybko zerwałam się z miejsca.
- Pogadamy później - pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Slash od razu objął mnie ramieniem, szybko przenosząc dłoń na mój pośladek, a ja wygrzebałam z kieszeni jego spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym odpaliłam fajkę. Mina Kudłacza była bezcenna, na co wystawiłam mu tylko język i przemierzaliśmy ulice w stronę budynku wytwórni, cały czas rozmawiając o zespole. Cholernie mnie Hudson pociąga i jest między nami takie dziwne napięcie, ale żadne z nas nie chce teraz poważnego związku, tylko dobrej zabawy, a skoro oboje tego chcemy to chyba nie ma w tym nic złego. Po dość długiej drodze, w końcu dotarliśmy do tego budynku. Byliśmy nieco spóźnieni, więc już widzę wkurzenie Pana Rose'a. Praktycznie co chwilę się zatrzymywaliśmy na krótki pocałunek, co jeszcze bardziej wydłużyło naszą drogę, bo Slash te zwykłe pocałunki zamieniał w namiętne i długie.

Rachel:
Wstałem w celu zjedzenia czegoś, bo w moim brzuchu była zupełna pustka. Minąłem się w korytarzu ze Snake'em i oczywiście nie dane mi było w spokoju zjeść śniadanie, bo momentalnie się odwrócił i uczepił jak  rzep psiego ogona. Udawałem, że go nie widzę i zabrałem się za szukanie czegoś w lodówce, ale oczywiście nic nie znalazłem, a chłód ze środka przyjemnie działał na moją ranę.
- Kurwa, znowu nie ma nic do żarcia - powiedziałem do siebie, trzaskając drzwiami.
- Stary...co Ci się do cholery stało? Jakaś bójka o której ja nic nie wiem? - spojrzałem na niego, a ten miał dziwnego banana na ustach. Co za człowiek...
- Nie Twój zasrany interes - zbyłem go szybko, ale niestety ten człowiek tak szybko nie odpuszcza. Kiedy chciałem go wyminąć, złapał mnie za ramię i zawrócił, sadzając na krześle.
- Przecież kurwa widzę, więc mi tu nie pierdol głupot. - spojrzał wyczekująco. Uwielbiam tych facetów jak braci, ale czasami są tak bardzo wścibscy, że nic się nie da przed nimi ukryć. - No to od kogo tak oberwałeś po mordzie? - nie miałem zamiaru nic mówić, bo nie ma się czym chwalić. Myślałem, że w końcu da sobie spokój...myliłem się.
- Kurwa Rachel! - wydarł się tak, że aż podskoczyłem na krześle, a z góry przyleciała cała reszta ekipy...no świetnie teraz to już jestem w czarnej dupie.
- Co się tak drzecie? - zapytał Sebastian zaspany i spojrzał najpierw na Snake'a, później na mnie. - Uuuu a Ciebie kto tak urządził? Mary Ci przyłożyła za złe sprawowanie? - wybuchnął śmiechem, wgryzając się w chyba jedyne pożywienie w naszym domu czyli jabłko.
- Bardzo, kurwa śmieszne Baz - powiedziałem pod nosem i stwierdziłem, że skoro już tu siedzą i czekają, to im powiem co i jak. I tak by to ze mnie wyciągnęli. - Ale poniekąd masz rację.
- Co Ty stary, dajesz się tak obić, babie? Nooo schodzisz na psy - pokiwał głową wokalista, po czym został trzepnięty w głowę przez Roba. Te jego teksty działały na mnie jak płachta na byka i miałem ochotę mu przyłożyć. Już i tak byłem wystarczająco wkurwiony, to jeszcze te jego durne gadki...czasami go nienawidzę.
- Zamknij się i daj mu powiedzieć - odezwał się cichy dotąd Scotti, na którego pomoc zawsze mogłem liczyć. Skinąłem mu głową w podziękowaniu i wziąłem głęboki wdech.
- To nie Mary mnie uderzyła, tylko biłem się z tym gościem, którego niedawno poznaliśmy w klubie, Nuno. - widziałem lekką dezorientację na ich twarzach - Ten co przyszedł z kolegą. Lexy go przyprowadziła i dostawiał się cały czas do Mary.
- Aaaa ten taki latynos? - zapytał Dave, na co przytaknąłem. Opowiedziałem im w skrócie całą historię, od momentu jak ich razem zobaczyłem, aż do wyrzucenia mnie z domu przez blondynkę. Nie powiem, trochę mi ulżyło i takie wygadanie pomogło mi się trochę ogarnąć i tak jakby spojrzeć na to z innej perspektywy. Nadal jednak uważałem, że to nie ja jestem winny tylko ten koleś, który pcha łapy nie tam gdzie powinien. Widocznie Mary odebrała to inaczej i najlepiej będzie jak na jakiś czas od siebie odpoczniemy. Widziałem coraz większe zdziwienie w oczach chłopaków, kiedy streszczałem im wydarzenia z wczoraj.
- O kurwa, to się porobiło. I co teraz z wami będzie? - zapytał Hill, a reszta spojrzała na mnie wyczekująco. Chyba trochę się przejęli moją sytuacją...
- Nie wiem...nie mam zamiaru przepraszać na kolanach, bo moim zdaniem nic złego nie zrobiłem.
- No jasne, że nie. To ten pieprzony Nuno czy jak mu tam wszystko niszczy. Ona tego nie widzi? - zapytał Sebastian wyraźnie poddenerwowany.
- No chyba nie, bo po jej reakcji to ona uważa, że to ja mam nie równo pod sufitem - odgarnąłem włosy z twarzy, zapalając fajkę.
- Ślepa i głu...- spojrzałem na Bacha wzrokiem mrożącym krew w żyłach - no co? Kurwa, ma faceta a daje się obściskiwać innemu. Zastanów się Rachel czy chcesz z nią być, dobrze Ci radzę - wstał, klepnął mnie w ramię i wyszedł. Wściekły, rzuciłem zapalniczką prosto do zlewu. Reszta jakoś też się zmyła, tylko Scotti został, kładąc nogi na stół.
- Nie słuchaj tego palanta. Wiesz jaki jest Seba...najpierw powie, później pomyśli... Dużo później... - popatrzyłem na przyjaciela i wybuchnęliśmy śmiechem. - Nie martw się, dajcie sobie trochę czasu na przemyślenie wszystkiego i później na spokojnie porozmawiajcie. Mary Cię kocha o to możesz być spokojny. Idę trochę rozruszać palce na gitarze. - wstał i wyszedł a ja byłem mu wdzięczny za to, co powiedział. Myślałem dokładnie tak samo, więc tak jak mi radził kolega, tak też zrobię. Postanowiłem jednak ruszyć się do sklepu, bo mój żołądek protestował na brak jedzenia. Założyłem tylko glany i z kotłującymi się w głowie myślami, zmierzałem do najbliższego spożywczaka.

Nuno:
Byłem trochę obolały, ale nie wyglądałem najgorzej. Nie spodziewałem się, że aż tak oberwę w sumie to za nic. Jeszcze nic nie zdążyłem zrobić, kiedy ten dupek do mnie dopadł jak do jakiejś zwierzyny. Poniekąd sam bym tak zareagował, ale skoro się ma taką dziewczynę jak Mary, to trzeba się liczyć z tym, że inni faceci będą się za nią oglądać. A ja miałem co do niej pewien plan i nawet jej chłoptaś nie mógł mi w tym przeszkodzić. Z bananem na ustach, otwierając piwo wszedłem do salonu, gdzie Gary coś bazgrolił.
- Gdzie reszta? - zapytałem, rzucając się na kanapę, przy okazji wylewając trochę alkoholu.
- Pat poszedł do dziewczyny, a Paul nie wrócił na noc, nie mam pojęcia gdzie jest - odpowiedział, oderwany od swojej czynności. Pokiwałem tylko potakująco głową.
- A Tobie co? - zapytał, wyrywając mnie z myśli o ślicznej blondynce.
- Heee? - byłem lekko zdezorientowany, a Gary pokazał palcem na moją obitą twarz.- Aaaa, mała sprzeczka z chłopakiem Mary, nic wielkiego.
- Kurwa, stary nie przeginasz czasem? - rzucił długopis, patrząc na mnie. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Przecież to, co robię to moja sprawa, więc po cholerę się wtrąca. Popatrzyłem na niego pytająco, odstawiając do połowy pustą butelkę na stolik.
- O co Ci chodzi z tą Mary, co? Przecież wiesz, że jest z Rachelem to jeszcze się do niej dobierasz?
- Wyluzuj trochę, dobra? Moje życie, mój problem, więc się łaskawie odpierdol. Laska jest boska, nie widzisz tego? - zapytałem, związując włosy w kitkę i biorąc gitarę do rąk. Gary zaczął się wydzierać, że to nie jedyna, ładna dziewczyna w okolicy i takie tam. Szczerze? Miałem jego zdanie w dupie.
- Posłuchaj, chce ją tylko zaliczyć, nic więcej. Nie zawsze spotyka się takie cuda, jak Mary, a ja mam na nią ochotę. Prześpię się z nią i już więcej mnie nie zobaczy, proste - uśmiechnąłem się do przyjaciela, na co ten tylko wyszedł trzaskając drzwiami. Na odchodnym usłyszałem, że jestem świnią. Może i tak, ale ja chcę tylko zaspokoić swoje pragnienie. Nie mam zamiaru przecież jej się oświadczyć, chwila zapomnienia i wróci do swojego basisty. Zresztą sama jakoś nie bardzo mi się opiera, to aż żal nie skorzystać. Właśnie...apropo skorzystania, to pewnie siedzi teraz sama w domu, to wpadnę do niej i jeszcze bardziej się zbliżę. Odłożyłem więc gitarę, dopiłem szybko ciepłe już piwo i nucąc pod nosem "Ace of spades", wyszedłem na ulice Los Angeles. Jak zwykle było niesamowicie gorąco, więc chciałem jak najszybciej dostać się do jej domu. Po jakiś 20 minutach, pukałem do dużych drzwi, które otworzyła mi śliczna blondynka, ubrana jedynie w szlafrok.
- Cześć, nie przeszkadzam? - zagrałem nieśmiałego i grzecznego chłopca, po czym dziewczyna zaprosiła mnie do środka, podając orzeźwiającą butelkę wody. - Dzięki, straszny upał na zewnątrz.
- Rozgość się, a ja się szybko ubiorę - powiedziała i zniknęła na górze. "Pozwiedzałem" salon, w którym było mnóstwo zdjęć zarówno jej jak i Lexy. Okna zdobiły krótkie firanki. Ogólnie było przytulnie i chciało się tutaj przesiadywać. Wiadomo, bardziej interesowała mnie sypialnia, ale wszystko w swoim czasie. Kiedy dziewczyna wróciła, wyglądała chyba jeszcze ładniej niż wcześniej. Włosy falowały, opadając na ramiona. Ubrana była w sukienkę do połowy uda, która bardzo pobudzała moją wyobraźnię. Stałem tak nie wiem ile i wpatrywałem się w nią, kiedy zauważyłem, że podchodzi do mnie, wpatrując się w moją twarz.
- Nie wygląda to najlepiej. Byłeś u lekarza? - zapytała, mając na myśli mój spuchnięty nos.
- Nie, nie trzeba. Do wesela się zagoi - zaśmiałem się, na co blondynka też lekko uniosła kąciki ust - A jak Ty się czujesz? - dotknąłem jej ramienia. Na pierwszy rzut oka było widać, że ciężko znosi ostatnie wydarzenia. Było mi jej oczywiście szkoda, ale widziałem w tym też szansę dla siebie.
- Ja? Jakoś daję radę. Przepraszam Cię za Rachela. Nie powinien tak reagować... - usiedliśmy na kanapie. Było widać zażenowanie w jej oczach.
- Daj spokój, nic się takiego nie stało. W sumie to poniekąd go rozumiem. Też bym się wkurzył, jakby jakiś facet obejmował moją dziewczynę - widziałem, że ucieszyła się na te słowa. Czyli kolejny punkt dla mnie. Posiedzieliśmy tak i pogadaliśmy dosyć długo, kiedy uświadomiła sobie, że musi iść do pracy. Z jej słów wywnioskowałem, że między nią a jej chłopakiem nie dzieje się najlepiej, co w głębi duszy mnie ucieszyło, ale oczywiście nie dałem po sobie tego poznać. Cały czas niby przypadkowo, dotykałem jej kolana, dłoni, twarzy. Nie protestowała. Potrzebowała teraz wsparcia i takie właśnie ode mnie dostała. Pożegnałem się z nią buziakiem w policzek i mówiąc, że zawsze może na mnie liczyć, wróciłem do domu, zahaczając jeszcze o jakiś bar z panienkami. Nic nie jest w stanie zepsuć mojego planu, co trzeba było uczcić dobrym alkoholem i seksem z jakąś chętną, których nie brakowało.

Lexy:
- No nareszcie raczyliście się zjawić. Kurwa dłużej się nie dało?! - od progu wydzierał się na nas Axl, cały czerwony ze złości. Obok, niewzruszeni stali pozostali członkowie zespołu. Kiedy Duff zobaczył jak idę ze Slashem, to chyba wyczuł co się wydarzyło ostatniej nocy i nie miał zamiaru się z nami przywitać. Zauważyłam jakby oprócz złości na jego twarzy wypisany smutek...Może jednak nie ma serca z kamienia. Chyba nikomu ta sytuacja nie była na rękę.
- Oj Rudy, nie rób scen, przecież jesteśmy, tak? - powiedział Saul, kiedy witaliśmy się z resztą chłopaków.
- Gdyby nie mój telefon, to nadal byście się pieprzyli, a zespół znowu zostałby na lodzie. Jak zwykle tylko ja tutaj myślę - chyba nikt już go nie słuchał, bo każdy się przyzwyczaił do jego zachowania. McKagan stał cicho, oparty plecami o ścianę z flaszką w ręce...z dnia na dzień stacza się na zupełne dno. Aż żal patrzeć.
- O widzę, że już jesteście. A witam - zwrócił się do mnie ten cały Geffen - przyprowadziliście też swoją menadżer - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Ale, ja nie... - już chciałam zaprzeczyć, kiedy Axl mi się wtrącił, a Hudson mocno ścisnął moją dłoń, żebym nic nie mówiła.
- Oczywiście, nie mogło by się obejść bez naszej menadżerki, to dzięki niej tu jesteśmy - dyplomatycznie i grzecznie odpowiedział wokalista. W mgnieniu oka zmienił się w grzecznego chłopca. Blondas kątem oka zauważył nasze splecione dłonie, po czym spuścił wzrok i nagle się zerwał.
- Chwila...że kurwa co?! - spojrzeliśmy na basistę zdezorientowani. Przeprosiliśmy Davida i powiedzieliśmy, że za chwilkę wejdziemy tylko musimy coś wyjaśnić. Przytaknął, po czym zniknął w swoim gabinecie.
- O co Ci teraz do cholery chodzi McKagan? - Axl znowu podniósł głos
- No o to, że niby ona ma być naszym menadżerem. Kurwa, chyba po moim pierdolonym trupie - spojrzał na mnie wzrokiem wypranym z uczuć.
- Wyluzuj stary, tak będzie najlepiej dla zespołu- wtrącił się Izzy z tym swoim stoickim spokojem w głosie. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, co odwzajemniłam.
- Mam w dupie Twoje rady - basista wymierzył palcem w Stradlina. Podszedł do niego Steven, który spokojnie z nim porozmawiał i wszystko mu wytłumaczył. Ja stałam z boku, nie wtrącając się do rozmowy. Wolałam nie dolewać oliwy do ognia. Slash stał przy mnie, częstując mnie fajką i dyskretnie macając po tyłku. Po jakimś czasie Duff sobie odpuścił i weszliśmy do pokoju nr. 224. Mnie samej nie do końca uśmiechało się być ich menadżerem, ale przecież nie będę odmawiać pomocy najlepszym przyjaciołom. Siedzieliśmy tam chyba dobre 2 godziny, rozmawiając o kontrakcie, utworach, płytach itp. Cały czas czułam na sobie wrogie spojrzenie mojego byłego chłopaka. To zdecydowanie nie będzie łatwa i przyjemna współpraca. Po tej długiej debacie w końcu chłopcy podpisali kontrakt. Radości nie było końca. Tak długo na to czekali i w końcu udało im się znaleźć naprawdę porządną wytwórnię i to na ich warunkach. Chłopcy wybiegli z tego budynku, drąc się na cały głos. Nawet Duff się rozweselił. Zgodnie postanowiliśmy to uczcić, więc w drodze do HellHouse'u wpadliśmy do sklepu po zapasy alkoholu, bo inaczej się przecież nie da. Obładowani siatkami, cały czas gadaliśmy podnieceni całym wydarzeniem. W końcu dotarliśmy do tej ich rudery zwanej domem i od progu poraził mnie smród alkoholu, papierosów i nie wiadomo czego jeszcze. Pognałam otworzyć okno, co nie było łatwe, bo tam wszystko się rozlatywało. Z pomocą przyszedł mi Axl, który energicznie szarpnął i po kłopocie. Od razu lepiej, bo można było się porzygać od samego zapachu. Któryś z chłopaków włączył płytę Motorhead, kiedy reszta zabrała się za opróżnianie zawartości butelek. Atmosfera była genialna, tylko najbliższa paczka znajomych, świętująca wspólny sukces. No, jedynie Duff trzymał się ode mnie z daleko, co chwilę mrucząc coś pod nosem. Kiedy już mieliśmy ostro w czubie i muzycy chyba już nie kontaktowali, podszedł do mnie Slash. Zaczął całować po szyi, jeżdżąc dłonią od kolana po wewnętrzną stronę uda, szepcząc sprośne rzeczy. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do jedynej sypialni. Chcieliśmy teraz poświętować trochę w samotności, bez zbędnych osób. Od razu zabraliśmy się za szybkie ściąganie ubrań i po uprzednim wciągnięciu działki, uprawialiśmy dziki seks na ogromnym wzmiacniaczu. Po jako takim ogarnięciu się, Slash wrócił do reszty a ja pożegnałam się z przyjaciółmi i niestety ruszyłam do pracy. Miałam teraz tyle energii, że nawet to zajęcie wydawało mi się czymś przyjemnym. To chyba prawda, że seks uwalnia endorfiny....